Jeżeli jesteś drużyną, która gra o utrzymanie, to na boisku powinno się palić, kości powinny trzeszczeć, a zawodnicy powinni walczyć do upadłego w każdej akcji. Lechia pokazała dziś z Wartą coś zupełnie innego. Jeden upadek miał jednak miejsce. Kajetan Szmyt tak wkręcił w ziemię Mario Malocę, że ten potknął się o własne nogi i akcja skończyła się golem poznaniaków.
Trener Marcin Kaczmarek i napastnik gdańszczan Łukasz Zwoliński mówili przed meczem w Grodzisku Wielkopolskim, że Lechia do końca sezonu rozegra dziesięć finałów. W zamyśle każde kolejne spotkanie ekipy z Wybrzeża ma być niezwykle istotne w kontekście utrzymania. Jeżeli trzymamy się tej terminologii, to pierwszy finał został koncertowo zawalony.
Warta – Lechia 2:0. Maloca „upolowany przez snajpera”
Gra Lechii była ślamazarna, wolna i bez żadnego pomysłu. Momentami można było odnieść wrażenie, że tylko Ilkayowi Durmusowi i czasami Dusanowi Kuciakowi zależało na tym, żeby z Wartą zdobyć jakiekolwiek punkty. Pozostali piłkarze byli apatyczni i nieobecni. Gdzie byli myślami? Trudno powiedzieć, ale raczej nie na boisku. Zupełnie zniknął zespół, który tydzień wcześniej wysoko pokonał 4:0 Miedź Legnica. Większość graczy miała nastrój „dziś mi się nie chce”.
W taki sposób nie uratują oni Ekstraklasy dla Gdańska.
W większości drużyn kapitan jest gościem, który powinien dawać przykład i walczyć za dwóch. Z Wartą opaskę na ramieniu nosił w drużynie Lechii Mario Maloca. Chorwat przyzwyczaił w tym sezonie do tego, że jest bardzo daleki od swojej optymalnej formy. Dziś był jak „wóz z węglem”, co wykorzystał Szmyt. Skrzydłowy Warty szybkim zwodem piętą zmienił kierunek biegu, stoper gości stracił przy tym równowagę i potknął się o własne nogi. Niby sugerował, że został muśnięty przez pomocnika gospodarzy, ale na powtórkach trudno było to dostrzec. Zamiast walczyć do końca o piłkę, padł na murawę, jakby został zdjęty strzałem ze snajperki przez strzelca wyborowego. Za dobrego przykładu nie dał. Raczej był pierwszym hamulcowym. Reszta kolegów z biegiem minut dostosowywała się swoim poziomie zaangażowania i gry do niego.
Warta – Lechia 2:0. Zastępca Grzesika się spisał
Warta nie grała wielkich zawodów, ale nie musiała tego robić. Zawodnicy poznańskiego klubu często się uśmiechali, grali na luzie, bo przeciwnik sprawiał, że nie trzeba było się napinać. W ekipie Zielonych pierwszy raz od 59 spotkań zabrakło na prawej stronie Jana Grzesika. To był pierwszy mecz w lidze od 9 maja 2021 roku, kiedy 28-latek nie wystąpił w meczu Warty od pierwszej do ostatniej minuty. Powód? Nadmiar żółtych kartek. Trener Dawid Szulczek musiał wymyślić jakieś awaryjne zastępstwo. Jego wybór padł na Kamila Kościelnego. To nominalny stoper, który raczej stroni od akcji ofensywnych. Tym razem był prawym wahadłowym w miejsce Grzesika i zastąpił go w kapitalny sposób. Był skuteczny w destrukcji i pojawiał się z przodu, zaliczając dwie asysty drugiego stopnia.
To właśnie odróżnia szkoleniowców dobrych od tych przeciętnych. Szulczek wymyślił, że Kościelny może skutecznie zastąpić Grzesika i postawił na niego. Gość się sprawdził, a mecz został wygrany. Jak się spojrzy na kadry Warty i Lechii to może się wydawać, że to w gdańskim zespole grają indywidualnie lepsi piłkarze. Nie stanowią oni jednak drużyny. Taką mają w Poznaniu, bo stworzył ją Szulczek i jego pomysły.
Moc pokazała dziś również ławka rezerwowych gospodarzy. Dobre zmiany dali Stefan Savić i Maciej Żurawski. Pierwszy wykończył dogranie drugiego, ustalając wynik meczu.
Warta – Lechia 2:0. Dostosowali się do działaczy
Lechia przegrała czwarte spotkanie z ostatnich pięciu. Zmiana trenera w trakcie przerwy na reprezentację nie powinna nikogo zdziwić, jeżeli do niej dojdzie. Zresztą Marcin Kaczmarek już był na wylocie, ale władze gdańskiego klubu nie potrafiły dogadać się z Nestorem El Maestro. Sorry, dogadały się z nim, ale na kontrakcie ktoś wpisał inną datę umowy niż było ustalone w trakcie negocjacji. 39-latek podziękował więc za propozycję i wyjechał. Dziś piłkarze Lechii zachowali się równie nieprofesjonalnie co ich działacze w trakcie rozmów z niedoszłym trenerem. Przed gdańskim zespołem jeszcze dziewięć finałów. Jak nic się nie zmieni, to finisz tych wszystkich spotkań będzie na zapleczu Ekstraklasy.
Na zupełnie innym biegunie jest Warta. Poznaniacy po dzisiejszej wygranej mają stratę zaledwie trzech punktów do trzeciego w tabeli Lecha (ale ten zagra jeszcze w tej kolejce). Poza tym może się zdarzyć, że czwarte miejsce będzie gwarantować start w eliminacjach Ligi Konferencji w przyszłym sezonie, jeżeli w finale Pucharu Polski zagrają Raków i Legia, a jest to bardzo możliwe.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Maloca, czyli gdy wyrżniesz się o swoje nogi – mów, że to nie twoja noga
- Raków przełamał ostatnią klątwę. Tego już nie można wypuścić
Fot. Newspix