Bodo/Glimt i Djurgardens IF? Rywale, których z polskiej perspektywy nie można, nie wypada wręcz lekceważyć. Lech Poznań wszystkim sympatykom polskiego futbolu zrobił miłą niespodziankę, wyrzucając obie skandynawskie ekipy za burtę Ligi Konferencji Europy. Jednak ewentualny triumf “Kolejorza” w ćwierćfinale będzie już nie niespodzianką, a sporego kalibru sensacją. Los skojarzył bowiem podopiecznych Johna van den Broma z Fiorentiną. Co tu dużo mówić – poziom trudności gwałtownie wzrósł.
Zresztą – na tym etapie rozgrywek rywali z dolnej półki już nie ma. Dość powiedzieć, że we wszystkich kontynentalnych rozgrywkach – Lidze Mistrzów, Lidze Europy i Lidze Konferencji – uczestniczy nadal sześć klubów włoskich, cztery angielskie, trzy belgijskie, dwa portugalskie, hiszpańskie, holenderskie i niemieckie, a także po jednej ekipie z Francji, Szwajcarii, no i Polski. Zatem to my ze swoim marnym współczynnikiem UEFA w tym towarzystwie wyglądamy na totalnych autsajderów.
Oby nie potwierdziło się to na boisku, na razie jednak Lech zapracował na nasze zaufanie.
Fiorentina w sezonie 2022/23
Jak radzi sobie Fiorentina w ostatnich miesiącach?
Cóż – na dwoje babka wróżyła.
Z jednej strony mamy rozgrywki Serie A, gdzie ekipa ze Stadio Artemio Franchi plasuje się dopiero na jedenastej pozycji. Słabizna. Aczkolwiek widać tutaj pewną tendencję wzrostową – początek roku był dla florentczyków wręcz katastrofalny, przyniósł porażki w starciach z Romą, Torino, Bologną i Juventusem. Najgorsze już jednak chyba za Fiorentiną. Trzy ostatnie kolejki włoskiej ekstraklasy to trzy zwycięstwa z rzędu – z Hellasem Werona na wyjeździe (3:0), Milanem u siebie (2:1) oraz Cremonese na wyjeździe (2:0). Do listy małych sukcesów należy również dodać awans do półfinału Pucharu Włoch. Po drodze podopieczni Vincenzo Italiano wyeliminowali Sampdorię i Torino. Teraz czeka ich dwumecz z Cremonese, a więc finał turnieju jest właściwie na wyciągnięcie ręki.
Ustabilizowanie formy na wysokim poziomie stanowi bez wątpienia największą bolączkę Fiorentiny. Cały sezon 2022/23 składa się w przypadku tego zespołu ze wzlotów, czyli mini-serii zwycięstw, często zresztą efektownych, oraz upadków – czyli całych pasm remisów i porażek.
Z kolei na europejskiej arenie Fiorentina idzie po prostu jak burza. Okej, grupowe zmagania w Lidze Konferencji zaczęły się dla włoskiej ekipy słabo, bo od remisu z łotewskim FK RFS i bolesnej porażki w starciu z Basaksehirem (0:3). Ale potem było już tylko lepiej. Viola rozwalcowała szkockie Heart of Midlothian 8:1 w dwumeczu, a także wzięła rewanż na Turkach i Łotyszach. Na pierwsze miejsce w stawce wskoczyć się jednak nie udało, stąd konieczność udziału w play-offach.
Tam – kolejne prężnie muskułów Dwa zwycięstwa ze Sportingiem Braga (4:0 na wyjeździe i 3:2 u siebie). Mało? No to spójrzcie, co Fiorentina w 1/8 finału zrobiła z Sivassporem. U siebie było jeszcze skromnie, tylko 1:0 dla Włochów. Ale w rewanżu kolejny pogrom, tym razem 4:1. Co tu dużo mówić – lista efektownych występów Fiorentiny w Lidze Konferencji jest dość długa. I to może napawać niepokojem.
Nakręciła się Viola na europejski sukces, pewnie zainspirowana zeszłorocznymi wyczynami Romy.
Fiorentina po utracie gwiazdy
Kluczową rolę w układance trenera Italiano pełni bez wątpienia
– defensywny pomocnik rodem z Maroka, jedna z najjaśniejszych postaci mistrzostw świata w Katarze. Do tego dodajmy kapitana ego, który na lewej stronie bloku obronnego gra prawie zawsze od deski do deski. Są jeszcze stoper Nikola Milenković, nieobliczalny prawoskrzydłowy Jonathan Ikoné (ostatnio akurat w znakomitej formie strzeleckiej), doświadczeniNo i rzecz jasna Luka Jović. Ten ostatni miał wypełnić lukę po Dusanie Vlahoviciu, którego Fiorentina za ogromne pieniądze sprzedała do Juventusu. Na razie były zawodnik Realu Madryt nie spełnia pokładanych w nim nadziei – w Serie A zdobył jak dotąd tylko cztery gole. Aczkolwiek w Lidze Konferencji wygląda to dużo lepiej – wprawdzie Jović nie zawsze może liczyć na zaufanie trenera, ale kiedy już gra, to na ogól nie zawodzi. Przekonała się o tym choćby Braga.
Wachlarz ofensywnych możliwości Fiorentiny z Vlahoviciem na szpicy był znacznie szerszy, lecz Italiano stara się jak może, by utrata gwiazdora nie była dłużej odczuwalna. W lidze różnie to wygląda, ale – cokolwiek powiedzieć – mamy połowę marca, a Viola dalej rywalizuje na trzech frontach.
Sofyan Amrabat, czyli maszyna z Maroka. „Człowiek z misją, stworzony do futbolu”
Jedno jest pewne – kluczowym zadaniem dla Johna van den Broma będzie znalezienie sposobu na okiełznanie Amrabata.
– Sprawia wrażenie gościa z końskim zdrowiem wśród grupy obłożnie chorych. Mówimy o piłkarzu, którego najbardziej charakterystyczną cechą, najlepszą sztuczką, jest to, w jaki sposób używa barku do odebrania piłki rywalowi. Nie chcemy jednak obrazić jego techniki, mimo że nie mówimy o kimś, kto po odbiorze piłki szuka skomplikowanego zagrania do napędzenia akcji. Amrabat przede wszystkim chroni piłkę w sposób przypominający ojca zasłaniającego syna przez zagrożeniem – wyjaśnia analityczny portal “L’Ultimo Uomo”. – To piłkarz-fetysz dla tych fanów, którzy uwielbiają zawodników pokazujących zaangażowanie i niewyczerpywalną energię. Zamienia swoje mecze w sekwencję niekończących się pojedynków, które są użyteczne dla zespołu i spójne z taktyką drużyny.
Tak trudno jeszcze nie było
Nie ma co ukrywać – ćwierćfinałowa konfrontacja z Fiorentiną to największe wzywanie dla Lecha Poznań w bieżącej edycji Ligi Konferencji. Jasne, Villarreal może uchodzić za zespół znacznie mocniejszy od Violi, no ale z Hiszpanami ekipa “Kolejorza” mierzyła się jeszcze w fazie grupowej. To trochę inna sytuacja, inny ciężar gatunkowy poszczególnych spotkań. Oczywiście można też przypomnieć sezon 2015/16, kiedy Lech pod wodzą Jana Urbana potrafił pokonać Fiorentinę na wyjeździe w trzeciej kolejce fazy grupowej Ligi Europy. Tylko znów – to jedynie ciekawostka, dodatkowy smaczek. Anegdota, która o niczym nie świadczy.
Fiorentina do rywalizacji z Lechem przystępuje z pozycji murowanego faworyta do awansu.
Z drugiej strony, w tekstach poświęconych “Kolejorzowi” przytaczamy ostatnio do znudzenia cytat: “jak tworzyć, to historię, jak robić, to furorę”. Można zatem dodać – jak awansować do półfinału Ligi Konferencji, to właśnie kosztem tak silnego oponenta, jak Fiorentina. Dziś Lech nie jest już bowiem zahukanym pucharowiczem z 28. ligi w rankingu UEFA. Poznańska drużyna jest rozpędzona, zaprawiona w bojach i naładowana pewnością siebie. Niczego nie musi udowadniać, ani nikogo nie musi się obawiać. Presja ciążyć będzie na Włochach – to im nie wypada przegrać dwumeczu z zespołem z Polski.
Cóż, liczymy po prostu na kolejną porcję emocji.
A tak po cichu, również na kolejną piękną pucharową historię napisaną przez Lecha.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Santos ryzykuje, żeby Polska zaczęła grać piłką
- Kowal o powołaniach: Brakuje Kownackiego, ale radość z nieobecności Krychowiaka jest duża!
- Santos: – Cel minimum na Czechy i Albanię to 6 punktów. Gramy po to, żeby wygrywać
- Lederman zamiast Krychowiaka. Czy to symbol nowego otwarcia w reprezentacji Polski?
- Nauka języka, wyjazdy, szkolenia. Dariusz Banasik rok po zwolnieniu: Zachłysnęliśmy się sukcesem
fot. FotoPyk