Nawet gdyby Lech Poznań dwoma porażkami z Djurgarden zakończył swoją przygodę w Lidze Konferencji, pod względem punktów zdobytych do rankingu będziemy mogli mówić o najlepszym sezonie dla Ekstraklasy od sezonu 2011/12, gdy Wisła Kraków i Legia Warszawa wyszły z grupy Ligi Europy, przedłużając do wiosny pucharową rywalizację. A jeśli “Kolejorz” się postara, zaraz przebije tamte osiągnięcia.
Wtedy łącznie nasze kluby ugrały 6,625 punktów, obecnie mamy już 6,250. Wynik godny podkreślenia, ale nadal nie oznaczający żadnego przełomu rankingowego. To dopiero może być punkt wyjścia, w następnych latach trzeba iść za ciosem.
Które miejsce w rankingu UEFA powinna zajmować Ekstraklasa?
No właśnie, na temat naszej pozycji w rankingu UEFA toczy się wiele dyskusji. Niektórzy uważają, że obecność w czołowej piętnastce, co oznaczałoby już pięć klubów w pucharach (dwa w eliminacjach Ligi Mistrzów) jest tak naprawdę obowiązkiem Ekstraklasy. Inni uważają, że trzeba wymagać przynajmniej miejsca dwudziestego i to już byłoby minimum przyzwoitości względem tego, co jest teraz (27. miejsce).
Jeżeli weźmiemy pod uwagę wyłącznie obecny sezon, to na tę chwilę nasza federacja zajmowałaby piętnastą lokatę, mając tyle samo punktów co wyprzedzające ją Rumunia i Szwecja oraz będący tuż za jej plecami Izrael. A wszystko to głównie dzięki “Kolejorzowi”, który nie dość że dotarł do grupy Ligi Konferencji, to jeszcze z niej wyszedł i po trzydziestu dwóch latach przełamał wiosenną niemoc polskich pucharowiczów. Można się rozmarzyć, co by było, gdybyśmy mieli przynajmniej dwa takie kluby…
Pod względem finansowym i organizacyjnym Ekstraklasa ciągle idzie do przodu. Obecny kontrakt telewizyjny jest kwotowo dziesiąty w całej Europie. Według danych z raportu Deloitte za sezon 2021/22, łącznie przychody klubów Ekstraklasy z działalności operacyjnej (czyli bez uwzględniania transferów) osiągnęły rekordowe 715,1 mln zł. Karol Furmanek, ekspert Sports Business Group w Deloitte, przewiduje, że być może już w przyszłym sezonie uda się dobić do granicy miliarda złotych przychodów z uwzględnieniem transferów.
Idźmy dalej: kluby Ekstraklasy zanotowały rekordowe 102,6 mln zł przychodów z dnia meczowego, pobijając wynik z 2017 roku (96 mln zł). W porównaniu do najbogatszych lig to nadal są niewielkie pieniądze, ale już w zestawieniu z wieloma średnimi ligami, które wyprzedzają nas w rankingu, mamy czym zaimponować w tym względzie. Problemem częściej nie jest brak środków, tylko sposób ich wydawania.
Piętnaste miejsce realnym oczekiwaniem?
Skoro tak, biorąc pod uwagę potencjał Ekstraklasy, czego powinniśmy wymagać co do rankingu UEFA, a co moglibyśmy traktować jako wynik ponad stan? Pytamy o to Jana Sikorskiego z rankinguefa.pl, chyba najlepiej w Polsce orientującego się we wszelkich niuansach związanych z rankingowymi tematami.
– W wielu kategoriach finansowych znajdujemy się w pierwszej dwudziestce Europy, zaznaczając, że chodzi o całe ligi, a nie tylko czołówki. Brakuje nam pieniędzy z UEFA. To ogromne niewykorzystane źródło. Pod względem przychodów mamy potencjał na 15. miejsce i wyższe, biorąc pod uwagę, że kontrakt telewizyjny wzrośnie, a w porównaniu z 2021 rokiem nie mamy już ograniczeń i kluby mogą zarabiać na dniu meczowym, pozostaje także wspomniana możliwość zarobienia za europejskie puchary. Sportowo jest to trudniej ocenić, ale ostatnie wyniki wskazują, że spokojnie stać nas na miejsce w pierwszej dwudziestce rankingu – mówi Sikorski.
Nie jest ono jakąś fantastyką. Zajmowaliśmy je jeszcze w sezonie 2016/17. Później niestety zaczęliśmy pikować, do czego przyczyniły się zwłaszcza katastrofalne sezony 2018/19 i 2019/20. Tyle dobrze, że wkrótce będą nam one odpadać i przestaną być liczone do całości.
Czy w takim razie realne w najbliższym czasie jest miejsce w top 15, które byłoby prawdziwym przełomem, bo oznaczałoby pięć miejsc pucharowych dla Polski? – Tak, jest realne w ciągu dwóch-trzech lat. Do tego potrzebne jest regularne punktowanie na poziomie zbliżonym do obecnego sezonu. Jesteśmy w stanie zdobyć około 6-7 punktów w pojedynczym sezonie, ale największym zmartwieniem jest regularność. Ponadto inne wyniki musiałyby układać się na naszą korzyść. Nawet pierwsza piętnastka to jest poziom, w którym dane kraje muszą oglądać się na pozostałe. Właściwie tylko pierwsza czwórka nie musi tego robić – tłumaczy Sikorski.
I dodaje: – Z kwestii pozasportowych istotne będą dalsze decyzje o zawieszeniu klubów rosyjskich. Patrząc od strony rankingowej, normalnie ta liga byłaby kandydatem do pierwszej piętnastki, ale dopóki nie gra, nawet minimalny współczynnik przyznawany przez UEFA nie pozwoli jej być tak wysoko.
źródło: 90minut.pl
Wiosną Lech Poznań przełomu już nie dokona, co nie oznacza, że nie ma się o co bić.
Jan Sikorski: – Maksimum w tym sezonie to 24. miejsce. Istnieje możliwość, że da ono późniejszy start mistrzowi Polski w eliminacjach Ligi Mistrzów 2024/25 – od II rundy zamiast od I. Aby je osiągnąć, potrzebne są o trzy zwycięstwa więcej Lecha niż Ferencvarosu do końca sezonu.
Doceniajmy Ligę Konferencji!
Kamil Kosowski niedawno w Kanale Sportowym nazwał Ligę Konferencji “Pucharem Biedronki”, nie ukrywając swojego lekceważącego podejścia do tych rozgrywek, ale to właśnie dzięki nim mamy szansę na stosunkowo szybkie odbicie.
– Rozumiem wypowiedź o Pucharze Biedronki w kontekście tego, że mamy potencjał, aby grać regularnie w Lidze Europy. To jednak kwestia kilku lat, w których musimy najpierw osiągnąć do niej łatwiejszą ścieżkę. Dziś nawet nasze uczestnictwo w fazie grupowej Ligi Konferencji nie jest oczywiste, bo poza mistrzowskim Lechem żaden inny klub Ekstraklasy się do niej nie dostał, m.in. z powodu trudniejszej ścieżki. Z kolei do Ligi Europy jest ona niemal zamknięta, bo aktualnie może się tam dostać tylko mistrz Polski, jeżeli odpadnie odpowiednio późno z eliminacji Ligi Mistrzów, lub ewentualnie ten polski klub, który wygra całą Ligę Konferencji. Od sezonu 2024/25 będzie trochę łatwiej, bo w każdych rozgrywkach znajdzie się po 36 klubów w fazie grupowej, a zdobywca Pucharu Polski zagra w eliminacjach Ligi Europy. Ta droga jednak nadal będzie długa. Liga Konferencji tu i teraz jest nam bardzo potrzebna. Mamy za sobą kilka sezonów w ogóle bez fazy grupowej lub bez wyjścia z grupy. To były wyniki tak złe, że nasze współczynniki są w opłakanym stanie – nie ukrywa Sikorski.
Zwraca on uwagę na jeszcze jedną rzecz. – Liga Europy i Liga Konferencji to tak naprawdę jedne rozgrywki podzielone na dwie. W porównaniu z poprzednim formatem, w fazie grupowej gra tylko o 16 drużyn więcej. W dużej mierze są to te same kluby, co w dawnej LE. Jest teraz kilku mistrzów więcej ze słabszych lig, ale na przykład grupa Lecha z tego sezonu spokojnie mogłaby zostać wylosowana w dawnej Lidze Europy. Ligi Konferencji nie ma co lekceważyć, bo jest to idealne miejsce do zbierania punktów rankingowych i zarabiania pieniędzy. System rozgrywek oraz nasz obecny poziom sportowy i współczynniki powodują, że w tej chwili są to rozgrywki dla nas. Jeżeli będziemy regularnie osiągać wyniki takie jak w tym sezonie, efekty powinny przyjść – podsumowuje.
Krótko mówiąc, miejsce dwudzieste w rankingu UEFA jest obowiązkiem Ekstraklasy, a przełomowe miejsce piętnaste byłoby tylko nieznacznym wyjściem ponad stan minimum. Lech Poznań w tym sezonie utworzył grunt pod pójście wyżej całej ligi i miejmy nadzieję, że jeszcze go solidnie umocni. Później trzeba tego nie zepsuć, czyli mieć zawsze przynajmniej jeden klub, który dostanie się do grupy Ligi Konferencji i z niej wyjdzie.
Chyba nie wymagamy zbyt wiele?
CZYTAJ WIĘCEJ PRZED MECZAMI LECHA Z DJURGARDEN:
Fot. Newspix, graf. 90minut.pl