Randki w Lublinie, pani Izunia, wspólnik Warrena Buffetta i odprowadzanie wody do Bystrzycy pięknie wpisały się w długą i chwalebną tradycję piłkarskich konferencji prasowych w Polsce. Właściciel Motoru Lublin Zbigniew Jakubas nie był absolutnie pierwszym, który dał show godne przerwy Super Bowl. On tylko pokazał, że niebo jest limitem.
Generalnie konferencje prasowe to nuda. Te same formułki, jakby wszyscy musieli się ich wykuć na pamięć, by dostać odpowiednie uprawnienia. Damy z siebie wszystko. Taka jest piłka. Derby rządzą się swoimi prawami. Kilka męskich słów w szatni…
Ale od czasu do czasu maski zawodowstwa zostają zdjęte i świat może zobaczyć prawdziwe, brudne twarze. Te krótkie momenty szczerości mówią więcej o środowisku niż tysiąc poprawnych politycznie konferencji. Zebraliśmy dla was te naszym zdaniem najlepsze. Nie wszystkie są jak ta Jakubasa, czyli absurdalnie kompromitująca. Niektóre są zwyczajnie tak barwne, że po prostu nie da się ich zapomnieć.
Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy.
Tajemniczy inwestor w Koronie
Wiem, ale nie powiem. Choć prezes Korony Kielce Tomasz Chojnowski nie powiedział tak dosłownie, w zasadzie do tego hasła można skrócić całą konferencję w sprawie nowego inwestora klubu, zwołaną w lipcu 2013. Tak, tak, szef złocisto-krwistych skrzyknął media, po czym powiedział, że o, ten pan w dżinsowej kurtce to reprezentant „potencjalnego inwestora” i tyle musi wam wystarczyć. Koniec.
Serio, serio. Chojnowski przyprowadził nie wiadomo kogo, jako przedstawiciela nie wiadomo kogo, ale na pewno kogoś z tak obrzydliwie grubym portfelem, kto w ramach kuracji odchudzającej będzie pompował kasę w Koronę.
– Występuję na razie bezimiennie, reprezentuję grupę koordynującą – rzucił zdawkowo „Pan Zagadka”.
Oczywiście to już nie były czasy potopu szwedzkiego, że Kmicic mógł zacząć przedstawiać się jako Babinicz i luz, sprawa załatwiona, nikt się nie zorientował. W XXI wieku o anonimowość trudniej, więc po dobrych kilku tygodniach ustalono, że pan w dżinsowej kurtce był prostym lokalnym przedsiębiorcą z Kielc, członkiem kościoła mormonów, który – jak później spekulowała prasa – miał prowadzić rozmowy z przedstawicielami holendersko-arabskiego kapitału.
Rzecz jasna, nikogo do Korony nie przyprowadził.
Perspektywa marsjańska w Wiśle
– Chcemy wzmocnić nasze kompetencje, tzw. „perspektywę marsjańską”, która w jakimś tam aspekcie może również pomóc – powiedział Jarosław Królewski i wszystko stało się jasne jak słońce w piękny, upalny dzień. Tak! Wiadomo, dlaczego Wisła Kraków spadła z Ekstraklasy i wiadomo, dlaczego wróci. Uff! Kibice mogli odetchnąć. Jeszcze będzie dobrze, jeszcze będzie pięknie!
Konferencja zwołana w czerwcu ubiegłego roku w związku z degradacją Białej Gwiazdy trwała 110 minut, tyle że konkretów w niej było tyle, ile zwycięstw Jerzego Brzęczka wiosną 2022. Za mało Polaków, za dużo obcokrajowców, zabrakło liderów – do tego dałoby się sprowadzić te niecałe dwie godziny. Konkluzje spod budki z piwem, gdyby jeszcze budki stały, naturalnie. Było źle, będzie dobrze, choć w sumie nie wiadomo, dlaczego. Brzęczek nie dawał rady, jednak zacznie dawać. I już.
No, prawie już, bo jednak Królewski rzucił „perspektywę marsjańską” i znowu większości brwi uciekły aż na plecy. Może jeszcze na początku kadencji biznesmena dalibyśmy wiarę, że coś się za tym kryje, ale już wówczas chyba tylko Jakub Błaszczykowski wierzył, że jego kumpel wyłączy internet Cracovii, jeśli tylko będzie chciał.
Dziewięć miesięcy później Brzęczka nie ma w Wiśle – szok, prawda? Biała Gwiazda zimowała na dziesiątym miejscu i nowy dyrektor sportowy Kiko Ramirez musiał zwołać pospolite ruszenie w Hiszpanii, by ratować sezon.
Jednak niezmiennie polecamy „perspektywę ziemską”.
Grzegorz Lato kontra język angielski
Oj, to nie była równa walka. Angielski napasiony przez Szekspirów czy Joyce’ów nie zamierzał łatwo poddać się byłemu królowi strzelców mistrzostw świata, głowie potężnego Polskiego Związku Piłki Nożnej. Po złości niemal zniszczył piękną znajomość ze wschodnim sąsiadem, bo okazało się, że Grzegorz Lato chce organizować turniej „z przyjacielem i panem Surkisem”. Co więcej, wyszło, że zamierza przesunąć mundial o dwa lata, by odbył się w roku mistrzostw Europy… Ciekawe, czy przyjaciel i pan Surkis wiedzieli o tym wcześniej?
Tak, jesteśmy złośliwi. Nie, nie każdy musi znać płynnie angielski, ale ktoś, kto chce pełnić funkcję reprezentatywne poza krajem powinien. Taki prosty, żadną poezję. By powiedzieć płynnie kilka nieskomplikowanych zdań. A tak Lato stał się doskonałym symbolem naszego futbolu – przaśnego, zaściankowego i skostniałego.
Orest Lenczyk i kindersztuba
Było o lekcjach angielskiego, będzie o wychowaniu. Dariusz Pasieka myślał, że to będzie zwykła konferencja. Powiedział coś o „Oreście” i już przeszedł, że to był mecz walki (strona 18 w podręczniku „Jak zostać trenerem?”). Że żadna drużyna nie chciała przegrać (a generalnie są takie, co chcą?). Że stracili niepotrzebną bramkę (cholera, a można stracić potrzebną?). I zupełnie nie widział, co się szykuje.
W trakcie przemowy Pasieki, Orest Lenczyk wyczyniał cuda. Najpierw plastycznie się zdziwił. Potem rozglądał i znowu zdziwił. Następnie z hukiem przestawił krzesło bardziej do tyłu. Po chwili sprawiał wrażenie, jakby szukał znajomych po sali. Wreszcie złapał się za twarz, jakby nie miał siły słuchać tych bzdur. Ale najlepsze zostawił na koniec.
– Pan trener Pasieka zaczął sobie mnie Orestować. Ja tutaj nie widzę przyjaciół moich, czy kolegów. Trener Lenczyk. Dziękuję bardzo – powiedział na mecie.
Bach. Lekcja kindersztuby. Darek, zgłoś się się na zajęcia wyrównawcze.
Michał Probierz i wszystko jasne
– Tak naprawdę powinienem powiedzieć dzień dobry i od razu do widzenia. To by wystarczyło za komentarz. Mówimy o szkoleniu, a tu się dzieją takie rzeczy. W pierwszej chwili pomyślałem o tym by zrezygnować z trenerki, zająć się menedżerką. Wrócę do domu i pierdolnę whisky. Tylko to mi zostało – powiedział Michał Probierz po meczu Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa w 2015 roku. Ekipa z Podlasia poniosła porażkę po kontrowersyjnym rzucie karnym.
To pamiętna konferencja, ale trudno nie docenić szczerości. Kto w życiu nie miał ochoty rzucić wszystkiego w diabły i nalać sobie szklaneczkę czegoś mocniejszego, by zapomnieć o świecie?
I gdyby wszyscy podchodzili do wystąpień medialnych jak Probierz, byłoby znacznie ciekawiej. Bo nie, szkoleniowiec się nie kompromitował i nie opowiadał o wodzie z rzeki, a po prostu starał się być ciekawym. Jak choćby wówczas, kiedy na spotkanie z mediami przed potyczką z Lechem zjawił się w różowych okularach.
– Mam tu takie różowe okulary i mówię, żeby polska piłka w końcu przejrzała na oczy. Czas najwyższy, żebyśmy powiedzieli parę słów prawdy, jak to wygląda. Potrafimy tylko szydzić i oceniać, jak to jest. Jesteśmy mistrzami hejtu. Wiem, że mi się oberwie za to dosyć mocno, ale ja już kilka razy powiedziałem, że mam to gdzieś, bo generalnie często bronię polskiej piłki. Postawmy najpierw na szkolenie. Te wszystkie reformy, które są w tym nie pomagają, bo nie wprowadzamy młodzieży. Każdy ryzykuje tym, że może stracić pracę — perorował.
Lub gdy już za czasów Cracovii przyniósł ziemię, ziarno, doniczkę i wodę.
– Czytałem ostatnio sporo wypowiedzi dotyczących polskiej myśli szkoleniowej. Szkolenie wymaga przede wszystkim cierpliwości i czasu. Podejście, żeby wszystkich zawodników ściągnąć zza granicy, nie ma racji bytu w w naszej lidze – orzekł, w międzyczasie sypiąc ziarno do ziemi i podlewając.
Działo się.
Kucharz nie w kuchni, a na konferencji kadry
Paweł Janas generalnie słynął z tego, że się nie wpierdala, ale po laniu z Ekwadorem na powitanie mistrzostw świata 2006 zdecydował się spierdalać i nie przyszedł na konferencję prasową. Zamiast tego wysłał Michała Listkiewicza (prezes), Antoniego Piechniczka (wiceprezes ds. szkolenia) oraz Tomasza Leśniaka (kucharz).
Takie jaja, że w zasadzie pozostawało poprosić Leśniaka, by przyrządził porządną jajecznicę. Oczywiście, ten chłop był Bogu ducha winien, ale jedyne pytanie, które można by mu zadać, to czym nakarmił naszych reprezentantów, że narobili w gacie na boisku w Gelsenkirchen.
Kazimierz Greń i portki
To było dobre, amerykańskie kino. Czytanie prezentacji w PowerPoincie. Zarzuty o spisek. Brak odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Pokazywanie ubrań.
– Jeśli ten swetr jest granatowy, to życzę dobrego okulisty – w sumie do tego można sprowadzić całą konferencję Kazimierza Grenia, która miała oczyścić go z zarzutów o handlowanie biletami na mecz Irlandia – Polska w Dublinie. Bo nie oczyściła.
Cecherz i przeklinanie
Przemysław Cecherz nigdy nie zagrał i do tej pory jako trener nie prowadził drużyny w Ekstraklasie, ale i tak każdy kibic naszej piłeczki kopanej go kojarzy. Musi. Bo inaczej nie jest kibicem.
– Dlaczego nie widział? Bo jest słaby! Można przeklinać? Bo jest, kurwa, słaby! Albo tendencyjny – powiedział Cecherz jako trener Kolejarza Stróże po porażce z Olimpią w Grudziądzu, wściekły na pracę sędziego.
Legendarna tyrada.
– Często wraca do pana pytanie, czy można przeklinać i stwierdzenie, że jest, kurwa, słaby? – pytaliśmy.
– Albo tendencyjny! Powiem szczerze, że praktycznie codziennie. To klasyk jak „pierdolnę sobie whisky”. Na Weszło zresztą ciągle przewija się ten motyw. Tak już pozostanie, ale czasu nie cofnę. I dlaczego miałbym chcieć to zrobić? – opowiadał na naszych łamach w 2018 roku.
Kaczmarek i zima
– Miałem w drużynie dwóch czarnoskórych zawodników. Ricardinho zamarzł na boisku i musimy go w drodze powrotnej do Gdańska wsadzić do mikrofalówki, żeby odtajał. A Traore boi się zimna i najchętniej zagrałby w futrze – tłumaczył Bogusław Kaczmarek jako trener Lechii Gdańsk po porażce z Górnikiem Zabrze.
Szkoleniowiec ma to coś. Wie, jak mówić, by tego się słuchało. Bo można powiedzieć, że było przeraźliwie zimno i niektórzy zawodnicy nie czuli się komfortowo. Albo można stwierdzić, że jednego trzeba było wsadzić do mikrofalówki, a drugi to chciałby w futrze kopać. Co jest piękniejsze? Proste.
Kolejny przykład.
– Dziś Sazankow to gość po ciężkim urazie. Lekarz, który czyścił mu staw, mówi, że śruby pozakładane miał takie, że gąsienica w czołgu by się na nich trzymała – wyjaśniał.
Albo ten.
– Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy do zespołu, który walczy o życie. Mogliśmy odciąć go z szubienicy albo pozwolić, by jeszcze dyndał – komentował.
Ewidentnie Kaczmarek potrafi sprawić, by ten nasz piłkarski światek stawał się nieco mniej szary.
Lekcja życia Baniaka
Tak samo jak dzięki Bogusławowi Baniakowi, który szczególnie popisał się w sierpniu 2013, kiedy jego Flota Świnoujście pokonała Miedź Legnica prowadzoną przez Rafała Ulatowskiego. Jeszcze prowadzoną…
– Ale koniec końcem gratulacje dla Floty, dla trenera Baniaka za to, że wygrał w Legnicy i spotkamy się na pewno w rundzie rewanżowej w pierwszej kolejce, a liga się kończy w maju, a nie… – komentował Ulatowski, ale świat już się nie dowiedział, co też jeszcze chciał przekazać. Jak cięcie toporem spadła riposta bardziej doświadczonego trenera.
– O, to bym sobie życzył, żebyśmy się spotkali, bo to różnie bywa z trenerami. Trenerzy jak się spotkają w rundzie rewanżowej to jest duży sukces trenerów – bach!
Ulatowski kompletnie się tego nie spodziewał. Jakby z jaśniutkiego nieba uderzył w niego grom potężny niczym posąg Chrystusa ze Świebodzina. Lekcja życia.
A i dalej warto sobie posłuchać, jak Baniak opowiada, że jako zawodnik rzadko strzelał gole i teraz nadrabia w tym sensie, że cieszy się mocniej niż normalnie, a po chwili, że umówił się z Charlesem Nwaogu, że go pocałuje w „łysą pałę” po bramce. Sceny (najlepiej zacząć od 2:50).
Kotas kontra polscy piłkarze
Stawiamy, ze piłkarze Jarosława Kotasa nie chcieli przegrywać nie za sprawą ambicji. Nie dla pieniędzy, bo za remisy i zwycięstwa dostawało się premie. Nie w związku z szansą na wypromowanie się. Nie. Nie chcieli przegrywać, by ich trener nie przyszedł na konferencję i nie wygłosił tyrady pod ich adresem, ponieważ w tej dyscyplinie nie ma miękkiej gry.
Wybraliśmy akurat to przemówienie ze względu na Władysława Jerzego Engela, który odpicowany w garniaku z pełną powagą słucha Kotasa.
Smuda kontra język polski
Dwóch odwiecznych wrogów, a gdzieś pomiędzy my. – Wy macie tą taką Weszło – jak to wdzięcznie powiedział ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda. No mamy, mamy, za to nie mieliśmy prawdziwej drużyny na mistrzostwa Europy 2012, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Większość wypowiedzi Smudy była jedyna w swoim rodzaju. A to powiedział, że Arkadiusz Głowacki odbije głową cegłówkę, jeśli mu się rzuci. A to, że kibice będą schodzić z boiska zadowoleni po turnieju. A to, że Jasiu „zna jak pachną skarpetki”.
Prezentacja Michniewicza jako selekcjonera
Czesław Michniewicz selekcjonerem został w styczniu, ale na debiutanckiej konferencji prasowej było gorąco niczym latem. Musiały się pojawić pytania o znajomość z „Fryzjerem” i o ile na pierwsze – zadane przez Andrzeja Janisza – szkoleniowiec odpowiedział spokojnie, o tyle kolejne, których autorem był Szymon Jadczak, podgrzały atmosferę.
– Brał pan udział w dwóch ustawionych meczach, na trzy dni przed sprzedanym meczem Lecha ze Świtem osiem razy rozmawiał pan z szefem mafii Fryzjerem, łącznie blisko 30 minut. W sumie kontaktował się z nim pan przez dwa lata i cztery miesiące – wyliczał Jadczak.
– Pana wypowiedź nadaje się do prokuratury. Nikt nie potwierdził, że uczestniczyłem w sprzedanym meczu. Zarzuty otrzymali piłkarze, ja o niczym nie wiedziałem. Twierdzenie, że wystawiłem gorszy skład w sytuacji, gdy Bartosz Bosacki był wykartkowany, kilku graczy było kontuzjowanych, a innym groziła dyskwalifikacja w kolejnym meczu z Legią, jest powielaniem bzdur – odpowiadał coraz bardziej zły Michniewicz.
Cóż, zaczęło się nerwowo i z perspektywy czasu wiemy, że nerwowo się skończyło.
Rutkowski się nigdy nie podda
– I do wszystkich tych, którzy w niedzielę na stadionie wołali: „Rutkowski wypierdalaj”, chcę powiedzieć jedną rzecz – ja się nie poddam. Ja będę walczył dalej. Będę walczył dalej. Ja się nigdy nie poddam. W tym momencie, pewnie najtrudniejszym w mojej karierze tutaj. W momencie, w którym cała Polska wali w ten klub, my się nie poddamy. I mówię nie tylko w swoim imieniu, ale też wszystkich pracowników – zapowiadał Piotr Rutkowski.
Kolejorz w niesłychanym stylu przerżnął mistrzowski wyścig w sezonie 2017/18, ostatnią kolejkę przegrywając walkowerem z Legią. Kibice zdecydowali się wyrazić silne wątpliwości, czy aby Rutkowski nadaje się do kierowania klubem, a ten postanowił żarliwie zapewnić, że jest gotów do dalszej walki. I przy okazji stał się klasykiem.
Zbigniew Jakubas i Goncalo Feio
Co prawda wszyscy doskonale pamiętają, ale dla formalności wymieniamy wspaniałe show w Lublinie.
WIĘCEJ O AFERZE W MOTORZE LUBLIN: