Dziesięć lat temu dysproporcje finansowe pomiędzy BVB a klubami angielskimi nie były mniejsze niż obecnie, ale niemieckiemu klubowi udawało się zasypywać je lepszym know-how. Dziś wizyta przedstawiciela Bundesligi w Anglii może wywoływać zazdrość już tylko w środowiskach kibicowskich. Będąca w kryzysie Chelsea pokazała rozpędzonej Borussii zwiększający się dystans sportowy między Premier League a resztą świata.

Kiedy czołowa drużyna jednej z najsilniejszych lig świata, notująca najlepsze wejście w rok w historii klubu i kipiąca pewnością siebie, odpada z Ligi Mistrzów z ekipą ze środka tabeli innej ligi, będącą w permanentnym kryzysie i rozdającą punkty na lewo i prawo, można powiedzieć, że taki jest odwieczny urok futbolu. Kiedy jednak ten notujący dziesięć wygranych z rzędu współlider jednej z lig odpada w pełni zasłużenie, będąc w przekroju całego dwumeczu oraz w każdej z jego odnóg z osobna drużyną słabszą, trzeba powiedzieć, że taki jest urok współczesnego futbolu. Ekipa, która prawdopodobnie nie załapie się do przyszłorocznych europejskich pucharów przez ligę angielską i tak jest silniejsza od kandydata do mistrzostwa Niemiec.
BRYTYJSKA FASCYNACJA NIEMCAMI
Gdy Borussii poprzednio udawało się nie przegrać meczu Ligi Mistrzów na angielskiej ziemi, Brytyjczycy przeżywali apogeum fascynacji niemieckim futbolem. Na Wyspach już wtedy mieli więcej pieniędzy i ściągali lepszych piłkarzy. Lecz w Bundeslidze mieli lepsze know-how, którym zaskakująco często przeciwstawiali się Anglikom w pucharach. Manchester City, czyli mistrz Anglii, tylko zremisował wówczas z Borussią, ratując remis na Etihad z rzutu karnego w ostatniej minucie. W Dortmundzie przegrał po golu kanciatego Juliana Schiebera. Nie wyszedł wówczas z grupy, zajmując ostatnie miejsce. Mistrzowie Niemiec skończyli jesień nad Realem Madryt, który mieli jeszcze w tamtej edycji rzucić na kolana. W drodze do wewnątrzniemieckiego finału z Bayernem Monachium na Wembley.
PIELGRZYMKI DO NIEMIEC
Angielska fascynacja niemieckim futbolem przebiegała dwutorowo. Obserwując dzikie hordy jeżdżące tysiącami za swoimi klubami, śpiewające, dopingujące, rozwieszające flagi i odpalające race, kibice odczuwali tęsknotę za tym, co mieli kiedyś u siebie, ale zniknęło. Kibicowską kulturą. Atmosferą na stadionach. Poczuciem, że trybuny to jednak miejsce, na którym wolno trochę więcej niż gdzie indziej. I że kluby, którym kibicują, są ich, a nie bogaczy z innej części świata. To mniej więcej wtedy spotęgował się ruch lotniczy na linii Wyspy — Niemcy. Fani angielskich klubów zaczęli w weekendy pielgrzymować do Dortmundu, Gelsenkirchen, Moenchengladbach, czy Hamburga, by znów poczuć to, z czego ich West Hamy i Newcastle zostały odarte wraz z komercjalizacją i globalizacją ligi.
Skauci ich klubów zaczęli pielgrzymować w te same miejsca, tyle że w innych celach. By odkryć, jak Niemcy to robią. Jak kształcą trenerów, że co chwilę wypuszczają jakąś kolejną gwiazdę, a ich nestorzy myśli szkoleniowej starzeją się jak Jupp Heynckes, a nie jak Harry Redknapp. Jak organizują kluby, że dyrektorzy sportowi są w stanie wynajdywać tak dobrych graczy za tak relatywnie niewielkie pieniądze. Wreszcie, jakich zawodników biorą, że ciągle utrzymują wysoki poziom, mimo że ciągle najlepszych oddają Anglikom.
DRENAŻ MÓZGÓW
Drenaż zaczął się od nóg zawodników, potem poszedł w trenerów, a wreszcie i działaczy. W nawale doniesień transferowych mogło umknąć, że tej zimy Chelsea pozyskała, oprócz sterty piłkarzy, taże nowego dyrektora technicznego. 36-letni Christopher Vivell zaczynał karierę w Hoffenheim jako wideoanalityk, później prowadził skauting Salzburga, a przez ostatnie lata odpowiadał za planowanie kadry w RB Lipsk. Zgarniani zaczęli być nie tylko ludzie z pierwszych stron gazet, ale też ludzie, o których w ogóle nie piszą w gazetach.
GWIAZDY Z BUNDESLIGI
Spore grono z tych, których w Anglii uznawano przez ostatnie lata za gwiazdy albo przynajmniej ważnych piłkarzy w Premier League, przeszło wcześniej przez niemieckie ręce. Hueng-Min Sona Tottenham wyjął z Bayeru Leverkusen, Roberto Firmino to transfer Liverpoolu z Hoffenheim, kluczowymi piłkarzami Manchesteru City od lat są Kevin De Bruyne, wypromowany przez Wolfsburg i Ilkay Guendogan, którego talent eksplodował w Dortmundzie, do dwusetki meczów w Liverpoolu dobije wkrótce Joel Matip, wyciągnięty z Schalke, gola na wagę Ligi Mistrzów dla Chelsea strzelił Kai Havertz z Bayeru, a królem strzelców ligi w barwach Arsenalu był Pierre-Emerick Aubameyang z Dortmundu. Zdarzały się oczywiście grube transferowe pomyłki, od Timo Wernera, przez Henricha Mchitariana, po Shinjiego Kagawę, ale to nie zrażało Anglików, by latać po kolejnych Nkunków, Gvardiolów, Bellinghamów.
ANGIELSKIE KNOW-HOW
Trwająca od lat uderzająca dysproporcja sprawiła, że gdy Borussia zawitała na Wyspy dziesięć lat po tamtym meczu na Etihad, Anglików mogła już fascynować tylko żywiołowość przybyłych z Dortmundu fanów. To przez lata się nie zmieniło. Tego nie udało się w żaden sposób skopiować ani przenieść na własny grunt. Piłkarzy, trenerów, sposobu grania Anglicy nie muszą już jednak Bundeslidze zazdrościć. Fascynacja minęła o tyle, że kluby z Premier League jeżdżą już do Niemiec, by po prostu wykorzystywać finansową przewagę, ale nie, by czegoś się nauczyć. Bundesliga nie przestała być dostarczycielem talentu. Ale know-how już w Anglii mają.
RÓŻNE FAZY DORTMUNDU I CHELSEA
Najświeższy przypadek dortmundzko-londyński pokazał różnicę o tyle dotkliwie, że rywalizowały dwa zespoły będące w zupełnie innych momentach. Poraniona Chelsea, sprawiająca wrażenie chaotycznej i budowana drogo, ale naprędce. Kontra rozpędzona Borussia, wreszcie walcząca o mistrzostwo, wreszcie odpowiadająca marzeniom fanów. Lecz dortmundczycy, choć patrząc na wynik odpadli nieznacznie, po strzelanym na raty rzucie karnym, mogli na własnej skórze poczuć różnicę. Pozwolili, by rywal, który na swoim podwórku ma olbrzymie problemy ze strzelaniem goli i wygrywaniem, w obu spotkaniach z nimi notorycznie znajdował się w dogodnych sytuacjach bramkowych.
SZPAGAT MIĘDZY HERNE A SZANGHAJEM
Carsten Cramer, jeden z najważniejszych ludzi w zarządzie BVB, mówił, goszcząc przed laty w Katowicach, że jego klub musi próbować ciągle jak najbardziej komfortowo stać w szpagacie pomiędzy lokalnym kibicem z Zagłębia Ruhry, który przychodzi na każdy mecz od trzydziestu lat, jeździ na wyjazdy i ma bogato wyszywaną dżinsową kamizelkę, a fanem z Azji czy Stanów Zjednoczonych, który śledzi Borussię, bo polubił przed laty fryzury Aubameyanga czy stylówę Mario Goetzego. Podkreślał, że we wszystkich działaniach klub musi pamiętać, by jego marketingowy slogan „Echte Liebe” („prawdziwa miłość”) brzmiał wiarygodnie zarówno w Herne, jak i w Szanghaju. By Borussia w każdym aspekcie emanowała, czym jest.
DRUŻYNA, KTÓRA NIE BRUDZIŁA RĄK
W kwestiach piłkarskich była w ostatnich latach zwrotem raczej w kierunku globalnego kibica. Wyspecjalizowała się w zatrudnianiu międzynarodych gwiazdek przyszłości, oferując im możliwość rozbicia obozu tuż przed atakiem na szczyt futbolu. Starała się grać futbol atrakcyjny, ofensywny, techniczny, dominujący, by tworzyć ekscytujące widowiska. Gdy wznosiła się na wyżyny, potrafiła być jedną z najpiękniejszych w Europie. Ale efektem ubocznym tych zjawisk była niechęć do brudzenia sobie rąk. Piłkarze notorycznie oblewali test „zimnego deszczowego popołudnia w Stoke”. Zawsze okazywali się zbyt mięccy, zbyt nonszalanccy, by bezwzględnie wykorzystać nadarzającą się okazję na sukces. Powstawały z tego drużyny na dobrą pogodę, kompletnie nielicujące z wyobrażeniem o futbolu kultywowanym od pokoleń w Zagłębiu Ruhry.
WIĘCEJ GROSSKREUTZÓW
Od czasu zwolnienia Luciena Favre’a, a zwłaszcza od momentu zatrudnienia na stanowisku trenera Edina Terzicia, człowieka z regionu, który wychowywał się jako kibic Borussii, a potem w pełnił klubie wszystkie możliwe funkcje, można było obserwować coraz wyraźniejszy odwrot od globalności kosztem lokalności. Wzmocnienia takie jak Salih Oezcan, Julian Ryerson, Nico Schlotterbeck, Anthony Modeste czy nawet Sebastien Haller, a także wzrost znaczenia piłkarzy takich jak Marius Wolf czy Emre Can, były obliczone głównie na miejscowego fana, który chce przede wszystkim widzieć Borussię walczącą. To, czy przy tym estetycznie kopie piłeczkę, jest dla niego na drugim planie. BVB nie wyzbyła się kompletnie ambicji ściągania gwiazdek przyszłości, właśnie rzuciła 30 milionów na Karima Adeyemiego, regularnie stawia też na Jamiego Bynoe-Gittensa, czy Youssoufę Moukoko, by nie wspominać o Bellinghamie, który może grać wszędzie, gdzie tylko zapragnie. Ale zadbano, by proporcje się zmieniły. Trochę więcej Kevinów Grosskreutzów niż Ousmane’ów Dembele.
FUTBOL JAKO PRACA FIZYCZNA
Wszystkich tych zawodników Terzić zaprzągł do interpretowania futbolu jako pracy fizycznej. Zwycięstwa zaczęły być nie tylko efektem polotu, ale też potu. Przestała mieć ambicję, by zawsze i wszędzie narzucać własny styl gry. Nie wstydziła się czasem okopać przed własną bramką i przeczekać trudny moment. Nie można powiedzieć, by strategia jednoznacznie nie wypaliła. Ba, jeszcze trochę i będzie można ogłosić jej sukces. Borussia w niespełna dwa miesiące od wznowienia rozgrywek po mundialu odrobiła dziewięciopunktową stratę do Bayernu Monachium. Wygrała kilka meczów, które w poprzednich sezonach by zremisowała. Pokonała Lipsk, Bayer Leverkusen, rozbiła Freiburg. W Lidze Mistrzów ograła w pierwszym meczu doinwestowaną Chelsea. Z Pucharu Niemiec wyrzuciła Bochum. Na każdym froncie, gdzie się tylko dało, miała wyniki. Stała się drużyną trochę bałkańską. Wygrywającą jak Chorwaci na wielkich turniejach. Napędzaną zbiorową chęcią zwycięstwa, ale dość obojętną na sposób, w jaki to osiągnie. Zwycięstwo jako jedyny cel. I uświęcenie wszystkich środków.
SZCZĘŚLIWE ZWYCIĘSTWA
A jednak coś wydawało się cały czas w tej historii zgrzytać, nie pasować. Coś sprawiało, że Terzić, mimo kolejnego już całkiem ciekawego podejścia do Borussii, nie zaczął być uznawany za trenerskie objawienie europejskiej czy nawet niemieckiej piłki. To coś to sposób, w jaki Borussia odniosła wiele z tych zwycięstw. Nie chodzi o styl gry, lecz o to, czy Borussia w ogóle grała w tych meczach dobrze. O sprzyjające jej szczęście. O niewytłumaczalne błędy rywali, o przebłyski geniuszu pojedynczych piłkarzy. Wielokrotnie zdarzało się, że Terzić jakby nie trafiał z planem na mecz i potem z biegiem czasu starał się dostosowywać do tego, co fatycznie zastał na boisku.
BOHATERSKI GREGOR KOBEL
Według statystyk portalu Understat Borussia powinna mieć na tym etapie z gry o dziesięć punktów mniej niż ma. Jest pod tym względem wyraźnie gorsza nie tylko o Bayernu, ale i od Lipska. Wielokrotnie nieproporcjonalnie duży udział w zwycięstwach miał znakomity bramkarz Gregor Kobel, który na Stamford Bridge nie zagrał z powodu kontuzji. Jego zmiennik Alexander Meyer to też zresztą owoc nowej polityki rekrutacyjnej BVB. 31-latek, który bronił w tym sezonie w pięciu z ośmiu meczów Borussii w Lidze Mistrzów, w Bundeslidze zadebiutował dopiero w tym sezonie. Do 27. roku życia bronił w IV lidze, poprzednie trzy sezony spędził w Jahnie Ratyzbona. Niemal równo rok przed tym, jak stał naprzeciw Kaia Havertza, bronił strzały graczy Erzgebirge Aue.
SZCZĘŚCIE NIE TRWA WIECZNIE
Borussia miała szczęście w Dortmundzie, gdy Chelsea oddała na jej bramkę osiem celnych strzałów, nie wykorzystując żadnego. Miała szczęście w Londynie, gdy sędzia odgwizdywał minimalne spalone albo gdy Havertz obijał słupek. Miała szczęście kilka dni temu z Lipskiem, gdy w drugiej połowie cofnęła się, by rozpaczliwie bronić zasłużonego dwubramkowego prowadzenia z pierwszej połowy. W rewanżu z wyniku 2,09 w golach oczekiwanych Chelsea strzeliła dwa gole. W pierwszym meczu z wyniku 2,07 ani jednego. Terzić i jego zawodnicy mają wiele autentycznych i wypracowanych zasług. Ale mieli też w ostatnich tygodniach furę szczęścia, które wreszcie ich opuściło, gdy pudło Havertza z rzutu karnego zdecydowano się powtórzyć.
WYNIK JAK PRZED ROKIEM
Borussia wciąż może zostać mistrzem Niemiec po raz pierwszy od jedenastu lat. Może sięgnąć po Puchar Niemiec. Ale jednocześnie nie jest to nadal żadna wielka drużyna. W pierwszych sezonach pracy Thomasa Tuchela i Luciena Favre’a miała na tym etapie po pięć punktów więcej. Tyle że wówczas nie zwracano na to takiej uwagi, bo albo wystarczało to ledwie do drugiego miejsca ze sporą stratą do Bayernu, albo przewaga nad nim w oczach topniała. Nawet rok temu, pod Marco Rosem, którego kilka miesięcy później zwolniono, miała dokładnie tyle samo punktów, ile obecnie. Tyle że rozkładały się inaczej. Nie było dziesięciomeczowej serii zwycięstw, nie było wyczekiwanego przepychania meczów z Hoffenheim i Bochum, była przez większość sezonu wyraźna strata do Bayernu. Na jej wysokość wpływ miała jednak również postawa samego Bayernu. To nie jest wielki Dortmund, tylko Dortmund, który robi trochę lepsze wrażenie niż wcześniej.
TRUDNA ERA PO KLOPPIE
To lepsze wrażenie wiąże się też z tym, że tym razem wyszedł z grupy Ligi Mistrzów i nawet miał prawo marzyć o jej ćwierćfinale. Ale całościowo obraz występów BVB w europejskich rozgrywkach zaczyna dla niej wyglądać niepokojąco. Przegrała osiem z ostatnich dziewięciu wyjazdowych meczów w fazie pucharowej. Choć do najlepszej ósemki przebijała się w historii dziewięciokrotnie, w ostatnich sześciu edycjach zrobiła to tylko raz, a w ostatnich dziewięciu tylko dwa razy. Od odejścia Juergena Kloppa potrafiła w fazie pucharowej wygrać tylko cztery z czternastu meczów. Dwumecze wygrywała tylko, gdy miała szczęście w losowaniach i wpadała na Sevillę albo Benficę. Z Monaco, Tottenhamem, PSG, Manchesterem City i Chelsea odpadała. Patrząc na dysproporcje finansowe, żadna niespodzianka. Ale na początku poprzedniej dekady, gdy pół świata zakochiwało się w BVB, budżet Dortmundu był jeszcze mniejszy. A patrząc na piłkarzy i trenerów, którzy przewinęli się w tym czasie przez klub z Zagłębia Ruhry, można było przynajmniej raz powojować trochę dłużej. Młode gwiazdki wciąż można przekonywać perspektywą regularnego grania w Lidze Mistrzów. Jednak rywalizowania jak równy z równym z najlepszymi przynajmniej w pojedynczych sezonach już nie. Kiedyś Erling Haaland, dziś Jude Bellingham całkiem słusznie będą mieli poczucie, że jeśli chcą dłużej pograć w Europie, nie powinni przeciągać pobytu w Dortmundzie ponad miarę.
1/8 FINAŁU SUFITEM BUNDESLIGI
To zjawisko niepokojące dla całej niemieckiej piłki. Dwa ćwierćfinały Borussii w dziewięciu edycjach oznaczają, że klubom z Bundesligi innym niż Bayern udało się w tym okresie wejść do najlepszej ósemki tylko czterokrotnie, bo raz Lipsk przebił się nawet do półfinału, a w 2016 roku Wolfsburg miał szczęście wylosować w fazie pucharowej KAA Gent. Owszem, niemiecki finał w 2013 roku był jakimś wybrykiem natury, nie można go traktować jako punktu odniesienia, ale nawet kilka szczebli niżej nie udaje się Niemcom utrzymać regularności. W tym sezonie teoretycznie w grze są jeszcze trzy zespoły z Bundesligi, ale biorąc pod uwagę klasę rywali oraz wyniki pierwszych meczów, nie da się wykluczyć scenariusza, w którym liga niemiecka po raz drugi w ciągu ostatnich czterech lat nie będzie miała żadnego przedstawiciela w ćwierćfinałach. Ewentualnie odpadnięcie Lipska z Manchesterem City, Eintrachtu Frankfurt z Napoli, czy nawet Bayernu z PSG nie powie jednak niczego symbolicznego o całej lidze. To, że jej rozpędzony współlider zasłużenie przegrywa z rywalem, który w tym wygrał ledwie dwa mecze z dwunastu, już takie jest. Jeśli tak wygląda angielski zespół w kryzysie na tle teoretycznie silnego rywala z kontynentu, który na dodatek jest w dobrej formie. Strach pomyśleć, jak się skończy, gdy kiedyś Chelsea trafi w formie na Dortmund w dołku.
WIĘCEJ TEKSTÓW MICHAŁA TRELI:
- Ani Pirlo, ani Guardiola. Koniec szaleństw, czyli jak Xabi Alonso układa Bayer Leverkusen
- Zagubiona nowa fala. Gdzie się podziali następcy Kloppa i Tuchela?
- Pochwała brzydoty. Czy Union Berlin może stać się niemieckim Leicester?
Fot. newspix.pl
I jak ma taki Bayern Mynsien nie wygrywać 10 majstrów z rzędu jak ma w lidze takich konkurentów?
Chelsea ten dwumecz mogła przegrać tylko sama ze sobą, ale się ogarnęła. Aż za bardzo rzucała się w oczy w obydwu meczach, różnica w fizycznym wytrzymywaniu meczu na wysokim tempie. Jednak granie co tydzień z tymi West Hamami, Leedsami itp jest bardziej wymagające niż z Augsburgiem czy Mainz.
TYPYBULDOGA BLOGSPOT COM
Tak tylko zaznaczę, że wydatki na transfery Chealse przekroczyły o 100 mln wartość całego składu Dortmundu
TYPYBULDOGA BLOGSPOT COM saf
dobrze sie czytało. jest wreszcie coś do czego można tutaj wrócić
Szybko skończyłem czytać po tym jak autor zaczął przekonywać że przez 10 lat nie zmieniła się dysproporcja finansowa między klubami angielskimi i borussią… Chłopie, chelsi wydała w zimowym oknie więcej piędziędzy na transfery niż borusia przez całą swoją historię
Niby pieniądze nie grają ale po takich meczach jak wczoraj człowiek zaczyna coraz bardziej wątpić w to powiedzonko.
Inna sprawa że jakby grały tylko pieniądze to co roku w finale LM graliby City z PSG
Tak, ale na dysproporcję się składają dwie strony. A Borussia 10 lat temu robiła finał LM składem zmontowanym łącznie za 100 mln euro, a gdy miała wydać 4 mln na Lewandowskiego, to obracała w palcach każde euro.
bo wydawała na Polaka.
Nie, na nikogo wtedy nie wydała więcej niż na niego.
rok wczesniej wydali tyle na Hummelsa i Barriosa, dwa lata na Subitića.. w sumie może masz racje, oni w ogóle mało wydawali
I gdzie te wszystkie śmiecie srajace się o premier league? Angielskie kluby ROZPIERDALAJA te wszystkie jebane śmieszne ligi.
Szczególnie ten śmieszny Liverpool
PRZEMYSŁAW MAMCZAK – Spadłem z krzesła po twoim dzisiejszym artykule (którego nie wolno komentować, więc pisze tutaj).
Dzień po tym jak ujrzały światło dzienne dowody na tuszowanie, wręcz ułatwianie pedofilii przez Wojtyłę, pierdolnąłeś artykuł o pedofilii w szkółkach Premiership. Pisia esbecja ci zapłaciła? Związek Zawodowy Kościelnych Pedofilów? Próbujesz rozmyć temat? Sugerujesz, że dzieci bardziej są narażone na ataki pedofilów, gdy trenują futbol, niż gdy wpadają w lepkie łapy księży?
Nie mam słów, więc zakończę posta… FIUT!
Zamilcz sbecka kanalio!
Robisz z siebie idiotę celowo, czy nim po prostu jesteś? Zgwałcone przez księdza dziecko, które zgłosiło się na policję też nazwiesz esbecką kanalią? W sumie, tym swoim postem wspierasz pedofilii w koloratkach, bęcwale.
Pomyśl, co czuło te setki tysięcy gwałconych dzięki Wojtyle dzieci, przez dziesięciolecia ukrywania i przenoszenia zboczeńców do innych parafii.
on próbował powiedzieć, że pedofile zdarzają się wszędzie, a nie tylko w KK, oraz że nadal nie sa jasne procedury jak postępować w takich przypadkach, jak juz zacząłeś to zacytuje fragment, bo mnie osobiście irytuje jednokierunkowa nagonka i równanie wszystkich do jednego szeregu katoli, nie mówiąc o tym, że pan Wojtyła nie zyje od 18 lat i sie nie obroni, chocbyś nie wiem jakim wielkim gównem go obrzucił. cytat : ” – Do Anglii przyjechała polska drużyna, reprezentacja regionu. Polska grupa, dzieci z trenerami, na sparing. Po dwóch miesiącach dowiedziałem się, że jeden z trenerów dotykał któregoś z graczy. Nie znam szczegółów, ale pamiętam, że zapytałem „co dalej”. W Polsce wygląda to tak, że ten człowiek… dalej poluje na czyjeś dziecko. Patrząc na to analitycznie: trenerzy nie wiedzieli, jak mają się zachować. Z jednej strony jak to zgłosimy, to będzie afera i zamieszanie. Weź teraz powiedz, że pojechali do Anglii i tam wydarzyły się takie rzeczy. Pewnie tego trenera też znali. Nie ma jasnych procedur, nie ma edukacji, nie wiemy, jak mamy zareagować! Pewnie też się boimy problemu. Problem pedofili jest taki, że ci ludzie mają dwie twarze. To są z jednej strony potwory, a z drugiej: to są normalni, mili ludzie. Kiedy ktoś ich przyłapie, często pojawia się zaskoczenie. Bo oni są bardzo cwani, wiedzą co robią.” koniec cytatu
Mógłbym się dla świętego spokoju z Tobą zgodzić, gdyby nie pewne prawidłowości.
Zauważ, że gdy wybucha jakakolwiek afera, która jest nie na rękę rządowi, natychmiast zamawia się u służalczych dziennikarzy artykuł mający odwrócić uwagę i rozmydlić odpowiedzialność: Pojawiają się zeznania, że Falenta sprzedał ruskom nagrania, które następnie trafiły do pisu, by przejął władzę – zaraz mamy serię artykułów, jak to młody Tusk dostał od kacapów reklamówkę z biedronki pełną euro. Wychodzi na jaw promowanie i chronienie pedofilów przez Wojtyłę – i cyk, jakiś Mamczak zaraz pisze artykuł, że w szkółkach piłkarskich to dopiero pedofilia kwitnie. Może i kwitnie, ale żaden Mourinho nie tuszuje gwałtów i nie przenosi tych pedofilów do innych szkółek, by dalej mogli gwałcić. Kościół to cały system tuszowania gwałtów na dzieciach, zastraszania ofiar i wyzywania ludzi którzy stają w obronie gwałconych dzieci, od esbeków. Widzisz różnicę? To zupełnie inne zjawisko.
Właśnie ta koniunkturalność, gotowość do napisania wszystkiego by przypodobać się panu który karmi pieniędzmi podatników, nie bacząc na szkody społeczne, które się w ten sposób czyni, to mnie brzydzi. Gdyby Mamczak opublikował ten tekst nie dzień po ujawnieniu dowodów na Wojtyłe, a np. miesiąc wcześniej, nie byłoby w tym nic podejrzanego. A tak, mamy zamówiony przez władzę „odwracacz uwagi”. Nie cierpię takich ludzi, na nich Putin zbudował swoje zbrodnicze imperium i na nich bazuje każdy skurwysyński totalitarny rząd.
to jest prawidłowość stara jak świat i działająca w każdym politycznym środowisku, bo niby czemu od 30 lat gadamy o aborcji? temat gorący, zawsze aktualny i mogący przykryć każdy inny, niewygodny.. jak napisałem gdzie indziej : nie ma pobłażania dla krzywdzicieli dzieci, bez znaczenia czy ubranych na czarno czy czerwono, mierzi mnie jedynie ukierunkowana nagonka na księży i stosowanie podwójnych standardów, a nagonka tym większa im „większe” nazwisko na tapecie, choćby nawet było niewinne.. rzuć gówno w wentylator, opryska wszystkich i coś tam zawsze się gdzieś przylepi, tylko że oderwać potem trudno, mocne oskarżenia wymagają mocnych dowodów, a nie jak twoje dopowiedziane typu „..wręcz ułatwianie pedofilii przez Wojtyłę” na czym to oparłeś? na własnych anyklerykalnych przekonaniach? czy po obejrzeniu TVN i tego reportazu „Franciszkańska 3” ? zbrukać czyjeś dobre imię jest dzisiaj bardzo łatwo
Przecież ten dziennikarz śledczy przedstawił dowody, opierając je na dokumentach. Samego reportażu nie widziałem, bo nie mam telewizora, ale w opisujących go artykułach stoi zgodnie: Wojtyła po kolejnej aferze z tym samym księdzem, przenosi go do kolejnej parafii, gdzie ten pracuje z dziećmi, nie dość że nikt go nie zna, to Wojtyła daje mu list polecający, w którym wychwala księdza i pisze, że przenosiny są z powodu jego pracy naukowej. I tak wiele razy, z wieloma księżmi, przez dziesięciolecia, przez całe kapłaństwo, przez cały pontyfikat. To nie jest ułatwianie pedofilii? Ile dzieci mniej by ucierpiało, gdyby nie ten nawyk Wojtyły?
Rozumiem Twoje rozdarcie, bo z posta wnioskuję, że jesteś osoba wierzącą, może wierzysz nawet, że JPII jest świętym i wielkim człowiekiem i prawda musi być dla ciebie trudna. Ale zlituj się, to nie jest opluwanie. To są setki ujawnionych przypadków, setki zeznań skrzywdzonych dzieci, które skarżyły mu się na audiencjach, że są krzywdzone, a on nic z tym nie robił. To wszystko są dowody, nie opluwanie. Wojtyła chronił największych potworów: McCarricka, Degollado, Groera; mimo docierających do niego skarg, byli jego przyjaciółmi, awansował ich na najwyższe funkcje w Kościele. Przez dziesięciolecia robił to samo i ten sam schemat postępowania nie jest przypadkiem.
Spójrz prawdzie w oczy, bo tego człowieka nie da się w żaden sposób wybronić.
Jak czekista pod górkę… szczerze 😉
A teraz w y p * * * * * *
Odprowadziłeś już swojego bombelka na plebanię, żeby ksiądz go wykąpał? Nie widzisz, pajacu, jak się kompromitujesz? Ludzi stających w obronie gwałconych dzieci nazywasz czekistami. Dawno takiego zjeba nie widziałem.
A to dziwne, bo przecież oglądasz tylko TVN, a tam też czasem pojawiają się normalni ludzie.
Nie oglądam, bo nawet nie mam telewizora. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo upraszczasz sobie rozumienie świata? Z jednej strony ci dobrzy, którzy mówią to, co chcesz usłyszeć, a z drugiej ci źli, którzy gdy powiedzą dla ciebie coś niewygodnego, to na pewno są z KGB i TVN. Niby potrafisz obsługiwać klawiaturę, niby jesteś dorosłym, a rozumujesz jak małe dziecko.
I gdybyś mnie nie zaczął obrażać, ja nie musiałbym robić tego samego. Kapujesz te proste mechanizmu?
Ja nie muszę próbować, bo z kimś takim nie ma rozmowy.
I jeżeli jesteś na bieżąco i jednocześnie rozumiesz co sie naprawdę dzieje,
to chyba jesteś świadom, dlaczego od 2 dni trwa jednoczesny oszczerczy atak na polskie media (przez rzeczywistych winnych tej sytuacji) oraz nagle na Kościół.
Dodatkowo, powinienies sobie zdawać sprawę KTO i DLACZEGO to robi, no i w jakim celu.
Najpodlejsze metody, insynuacje, kultura tego i histeria itp. jednoznaczacznie wykazują KIM są ci podludzie, jakie mają „rodowody” i jak za dobrych lat…
KTO ZA TYM STOI !
O jak się misiu wkurwił, że dziennikarze znaleźli w końcu dowody na sprzyjanie pedofilom przez papę. Nawert Episkopat w swoim oświadczeniu nie zaprzeczył tym informacją, a ty dalej robisz z siebie bekę. Aha, powiem ci w jakim celu się to robi, w takim żeby więcej dzieci nie było gwałconych przez zboczeńców w sutannach. Żeby było wiadomo, że tuszowanie pedofilii nie uchodzi na sucho. Straszny z ciebie prymityw, tak na marginesie.
Bardzo dobry artykuł Panie Trela, z przyjemnością się czyta Pana teksty.
Też uważam, że Weszło poprzez angaż Pana Treli uratowało się przed blamażem polegajacym na kopiowaniu meczyków + utraceniu wiekszosci ciekawej ekipy (Milewski, Olkiewicz), Crosby
Borussia to podnóżek Bayernu, bez mentalu, doświadczenia, umiejętności wygrywania w kluczowych momentach. Haller i reszta wymienionych to żadne „więcej Grosskreutzów”, ot, to piłkarze na poziom BVB, tacy których Bayern weźmie sobie na jakieś 3 sezony i odda z powrotem. Nie da się realnie konkurować w taki sposób na własnym podwórku, a bez tego trudno jest liczyć na cokolwiek w Europie.
„coraz wyraźniejszy odwrót od globalności kosztem lokalności”
Michałowi Treli nie przystoi tworzenie takich koszmarków.
Sancho, Werner, Havertz, Pulisic, Keita, czy Haller odbili sie od Premier League. Po drugiej stronie jest Lewy który sobie radzi, Haaland, De Bruyne, Auba czy Firmino. Dużo zależy od okoliczności, ale samych Niemców też zbyt dużo nie widać. Z 3 wyjściowych 11 Niemców na MŚ, poza Bundesligą karier robi Rudiger i Gundogan, Sane ładnie biegał w Premier League. Jedynie Kross mi się nasuwa na myśl, reszta zostaje na krajowym podwórku.
E tam, brak Adeyemiego, Brandt kontuzja i kontuzja pierwszego bramkarza. Tylko tyle i aż tyle. Nie róbcie żadnych teorii, nawet gdyby Brandt i Kobel wczoraj grali to by już wystarczyło na ten dolarowy klub z londynu. Pech Dortmundu i tyle.
Ale Ci piłkarze grali też w pierwszym meczu i Chelsea tworzyła tyle samo sytuacji, co w drugim meczu, po prostu tym razem mniej partolili robotę. Ci piłkarze nic by nie zmienili, bo BVB wyszło z nastawieniem byle tylko przetrwać i utrzymać 1:0 z pierwszego meczu.
To jest naprawdę fajny artykuł i polecam go każdemu. Tym nie mniej nie do końca zgodzę się z tym, że panuje tak wielka przepaść między Bundesligą a Premier League.Ta druga bazuje przede wszystkim na pieniądzach bardzo często pochodzących z podejrzanych lub niepewnych źródeł.Poziom jej jest wysoki głównie dzięki sprowadzeniu wielkich gwiazd, nie samych Anglików. Nawet we wczorajszym spotkaniu BvB była równorzędnym rywalem dla Chelsea, a w pewnym momencie nawet lepsza. Niestety głównym problemem klubu z Dortmundu jest wieczna pogoń za pieniądzem. Niewielu pewnie wie, że Watzke swego czasu zaciągnął pożyczkę nawet u największego rywala, żeby pospłacać pewne zaległości. Wracając jednak do Borussii. Zespół z Westfalii bazuje przede wszystkim na nadziei wyszukania wielkich talentów w napadzie jak Robert czy Erwing, ale ona bardzo często jest złudną. Haller nigdy nie będzie tak dobry jak ci dwaj wcześniej wymienieni, a obecna Borussia nie będzie tak dobra, jak za czasów Polonii Dortmund. Borussia ma jednak przed sobą znakomity czas, bo wreszcie jak napisałeś po 11 latach może podnieść paterę! Odszedł Robert, Mani ma kontuzję i Bayern nie jest już poza zasięgiem ludzi z Wesfalenstadion (sorry ale wolę dawną bardziej piękną nazwę) Warto dodać coś jeszcze innego w tym kontekście.
O ile napisałem, że kluby PL bazują na wielkich i mocarnych, ale dziwnych w pochodzeniu środkach, tak takie kluby Bundesligi jak BvB wolą mieć budżety mniejsze, ale transparentne dla rodzimej skarbówki.