Obecnie to najlepszy piłkarz Borussii Dortmund. Ciągnie jej grę, strzela gola i asystuje. W końcu prezentuje się na miarę oczekiwań i możliwości. Kibice BVB mogą się jednak pytać, dlaczego trwało to tak długo? W klubie gra bowiem od 2019 roku, spłacać zaczął się dopiero teraz, a za moment może zwinąć się z Dortmundu, bo ponownie przed domem jego ojca ustawia się długa kolejka chętnych.
To już trzeci raz, gdy rodzinny dom Brandtów stał się celem wycieczek wielu agentów. W 2011 roku zabijały się o niego niemal wszystkie największe kluby Północy Niemiec. Osiem lat później czołówka Bundesligi i kilka dużych europejskich marek. Teraz ustawiają się kolejne tuzy światowej piłki, z Arsenalem na czele. Wszystko dlatego, że pomocnik znowu gra rewelacyjnie. Potrzebował jednak trzech lat, by pokazać pełnię swoich możliwości.
Julian Brandt: sylwetka pomocnika Borussii Dortmund
Dobry, ale…
Był bohaterem jednocześnie najlepszego i najgorszego okna transferowego w historii BVB. W tamtym czasie najlepszego, bo na papierze wszystko wyglądało fenomenalnie. Do Dortmundu przyszli świetni piłkarze, o których walczyło wiele klubów, jak Brandt, Thorgan Hazard, Nico Schulz. A skończyło się fatalnie bowiem Belga już nie ma, obrońca jest tylko źródłem ciągłych problemów finansowych, wizerunkowych i sportowych dla klubu, a na równą i wysoką formę pomocnika trzeba było czekać aż do teraz, za co spotkała go ostra krytyka.
11Freunde nazwało go symbolem nieporadności i niezdarności, natomiast Sport1 stworzyło artykuł składający się wyłącznie z wypowiedzi o niespełnionych oczekiwaniach zatytułowany “Julian Brandt to dobry piłkarz, ale…”. Padały w nim m.in. takie opinie:
– To frustrujące, że taki utalentowany zawodnik, nie ma żadnego wpływu na grę swojego zespołu od tygodni – Dietmar Hamann
– Ma ogromne umiejętności, ale jego forma faluje – Joachim Loew
– Osiąga zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę jego umiejętności – Michael Ballack.
Nedved, Diego czy Ronaldinho
O tym, jak długo Borussia czekała na niego, świadczy fakt, że dwa razy w karierze został uznany za najlepszego piłkarza miesiąca w Bundeslidze. W lutym 2019 roku, gdy występował jeszcze w Bayerze i w styczniu tego roku. Brandt potrzebował czasu na dojście do siebie. Ponownie zaczęła go cieszyć gra, a to, że z futbolówką jest w stanie zrobić wszystko, nikogo nie trzeba przekonywać. Technicznie znajduje się na wybitnym poziomie. Obiema nogami panuje nad piłką w takim samym wysokim stopniu. W jego grze brakowało jednak szybkości, przebojowości i zdecydowania, co prezentował w Leverkusen. Ciężko było mu odnaleźć siebie.
– Czasami potrzeba tylko kilku dni, by odnaleźć się w jednym miejscu, czasem potrzebujesz na to kilku miesięcy. To ważne, żebym czuł się komfortowo w mieście, klubie, z moimi kolegami. Tylko wtedy czuję się bardzo dobrym piłkarzem – powiedział Brandt w wywiadzie dla “11Freunde”.
“Kowal Kuponów” – odbierz nawet do 100 zł freebeta!
Od najmłodszych lat pomocnik żył w przeświadczeniu, że jest bardzo dobrym piłkarzem. Dorastał w otoczeniu wielkiej piłki. Urodził w Bremie, a od stadionu Werderu dzieliło go tylko kilka minut spacerem. Jego pokój był pełen plakatów z “Bravo”. Ze ścian patrzyli na niego Nedved, Robinho, Del Piero czy Ronaldinho. Na co dzień nosił koszulkę Diego, który był jego idolem. Chciał grać tak finezyjnie, jak on. Trudno jest jednak wtłoczyć brazylijski luz w twardy niemiecki sznyt szkolenia. A jemu się to udało, za co otrzymał dwa medale Fritza-Waltera i tytuł najlepszego debiutanta Bundesligi w 2019 roku. Z tego też powodu od najmłodszych lat musiał mierzyć się z nadmierną popularnością.
15-latek na treningu u Magatha
– Uwielbiam uliczną piłkę, a najbardziej przenosić ją na boisko. Jeśli szukasz czegoś spektakularnego, to znajdziesz to właśnie tam. Taki futbol pozwala ryzykować, a nie jedynie trzymać się sztywnych ram. W akademiach wbijają ci do głowy tylko przyjęcie, podanie, przyjęcie, podanie. Dzięki tym surowym zasadom można wiele zdziałać, ale uważam, że dobre zespoły potrzebują zawodników, którzy z pełną stanowczością powiedzą: “Nie. Nie podam prosto, a wejdę w pojedynek jeden na jednego” – zdradził Brandt, który pierwsze piłkarskie kroki stawiał w małych bremeńskich klubach jak Borgfeld i Oberneuland. Dlatego szybko stał się łakomym kąskiem dla większych klubów.
– Nie pamiętam dokładnie, co to był za turniej, ale wiedziałem od razu, że muszę go ściągnąć do Hannoveru. Natychmiastowo zobaczyłem w nim przyszłego piłkarza Bundesligi. Nawet w tak młodym wieku, a oglądałem go, gdy miał 14-15 lat, nie było cienia wątpliwości, że tak się stanie. Tylko poważna kontuzja mogłaby zatrzymać jego karierę. Był niebywale szybki z piłką. Operował dwoma nogami, oddawał niesamowicie precyzyjne strzały. Można było też dostrzec w nim cechy charakteru, które są potrzebne, by zaistnieć w Bundeslidze. Kiedy jesteś tak młody i tak dobry, jak on wtedy, mógłbyś popaść w egoizm. A on pozostawał graczem zespołowym – powiedział skaut Hannoveru Dieter Schatzschneider w “11Freunde”.
Finalnie Brandt trafił do Wolfsburga i na dwa i pół roku wylądował w internacie. Pierwszy raz musiał rozstać się na dłużej z rodziną, która jest jego ogromnym wsparciem i utrzymuje go na ziemi. Do dziś nie ma agenta, a jego interesy reprezentuje ojciec Juergen. Trafił do miejsca pełnego pokus, ale nie dał się zwariować. Na pierwszym miejscu stawiał futbol, co szybko zostało nagrodzone. Jako 15-latek dostał zaproszenie na zajęcia pierwszej drużyny Wolfsburga. Na obiekt treningowy przyjechał na rowerze. Jeszcze przed wejściem został uprzedzony przez asystenta Bernda Hollerbacha, żeby przedstawił się Felixowi Magathowi po wejściu do szatni. Choć szkoleniowiec wiedział, kim jest, bo sam zaprosił go na testy, to ich elementem było zdanie sprawdzianu na odpowiednie wejście do szatni. Z szacunkiem, ale i pewnością siebie.
Niepasujący sweter od Gucciego
Tego mu nie zabrakło, bo pomimo talentu i sławy, pozostaje bardzo skromnym człowiekiem. W Niemczech mówią na niego antygwiazda. Nie obnosi się z tym, co ma. Nie błyszczy w mediach społecznościowych. Ze znajomymi woli czasem pojechać na wycieczkę do mniejszego hotelu, bez dodatkowych wygód i gwiazdek, byle spędzili przyjemnie czas. Nie ma tatuaży, a luksus i próżniactwo to nie jego klimaty. Ponad wszystko ceni czas spędzany z rodziną. Jak sam powiedział: – Sweter od Gucciego mi nie pasuje.
Z jednej strony rodzinność i wysoki stopień wrażliwości to cechy godne podziwu. Z drugiej ograniczały Brandta, który potrafi pokazać pełnię swoich umiejętności tylko wtedy, gdy otrzymuje pełne zaufanie. Taki klimat stworzył Edin Terzić. Daje zawodnikom dużą swobodę, a oni odpłacają mu się dobrą grą. Borussia wygrała wszystkie spotkania w 2023 roku, notując serię dziesięciu zwycięstw z rzędu. Będzie chciała ją przedłużyć we wtorkowym spotkaniu z Chelsea. Znowu w Dortmundzie liczy się na świetny występ Brandta, który w tym sezonie zdobył już dziewięć bramek i zanotował pięć asyst. Wystąpił również we wszystkich ligowych meczach. Wziął sobie bowiem do serca słowa starszych kolegów. – Ciesz się grą. Twoja kariera skończy się szybko.
Brandt zaczął odczuwać upływający czas w jego karierze. Od zawsze towarzyszyła mu łatka talentu. Talentu, który jednak w tym roku skończy 27 lat. Dlatego pomocnik zaczął zwracać baczniejszą uwagę na swój organizm. Wykluczył z diety gluten i histaminę. Dba również o odpowiednią regenerację. To jedynie składowe jego świetnej dyspozycji, co przekłada się na zainteresowanie czołowych europejskich klubów. Po raz trzeci w jego karierze przed domem jego ojca-agenta ustawia się długa kolejka chętnych. W 2011 roku zdecydował się przejść z prowincjonalnego Oberneuland do Wolfsburga. Trzy lata później z zespołu Wilków do Bayeru Leverkusen.
Arsenal, Tottenham czy Dortmund
Latem znowu zmieni klub?
Wiele na to wskazuje. Liderami w wyścigu o Brandta pozostają dwa londyńskie kluby – Arsenal i Tottenham. Kanonierzy już znacznie wcześniej sondowali sytuację pomocnika, ale nigdy nie doszło do finalizacji rozmów. Latem może być na to odpowiedni moment. Brandtowi pozostanie rok kontraktu z Borussią i pewnie jedna z ostatnich szans na duży zagraniczny transfer. 26-latek znajduje się w pozycji siły przed negocjacjami, co obrazuje prosty schemat przyczynowo-skutkowy. Zawodnik gra dobrze, zasługuje na podwyżkę. Jeśli jej nie otrzyma, odejdzie z klubu. Jeśli klub będzie chciał na nim zarobić, sprzeda go latem. A jeśli go zatrzyma, za rok odejdzie za darmo.
W tej sytuacji działacze BVB, którzy w przeszłości często krytykowali pomocnika, ale nigdy nie zdecydowali się na jego sprzedaż, mimo wielu propozycji, mają twardy orzech do zgryzienia. Brandt zachwyca, ale kilka miesięcy temu był bezproduktywny. Nie jest to bowiem jego pierwszy przebłysk świetnej dyspozycji, która równie szybko gasła. Trzeba jednak oddać, że od 2019 roku nie utrzymywał się tak długo, na tak wysokim poziomie. Jeśli słowo lider komuś przechodziło przez gardło w stosunku do pomocnika, to z dużym trudem. Jednak teraz można tak śmiało mówić bowiem 26-latek ciągnie grę BVB w trudnych momentach. Strzela kluczowe gole, przynoszące ważne punkty i zwycięstwa. Na razie działacze nie muszą podejmować ostatecznych decyzji, ale być może łatwiej im będzie to zrobić, gdy Brandt poprowadzi zespół do sukcesów w Lidze Mistrzów i Bundeslidze. Kolejny test nastąpi wieczorem, a o tym, że jest w stanie to zrobić, nie trzeba nikogo przekonywać.
WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:
- Trela: Ani Pirlo, ani Guardiola. Koniec szaleństw, czyli jak Xabi Alonso układa Bayer Leverkusen
- Trela: Zagubiona nowa fala. Gdzie się podziali następcy Kloppa i Tuchela?
- Thomas Reis pracuje na tytuł najlepszego strażaka w Niemczech
Fot. Newspix