Zatrudnienie Quique Setiena przez Villarreal było zaskoczeniem dla wszystkich, także dla doświadczonego trenera. Ale żadną niespodzianką nie będzie, jeśli 64-latek zostanie zwolniony jeszcze przed zakończeniem sezonu.
Quique Setien wie, że historia lubi się powtarzać. Kiedy obejmował Barcelonę, opowiadał, że „życie pisze dziwne scenariusze – jednego dnia przechodził się wśród krów w Kantabrii, a drugiego zaczynał pracę z piłkarzami Barçy”. Jak skończył się ten etap jego życia, wszyscy pamiętamy. Po traumatycznym czasie na Camp Nou doświadczony szkoleniowiec relaksował się w rodzinnych stronach, aż spokojną emeryturę przerwał mu Villarreal. 64-latek znów zamienił spacery wśród pól na ośrodek treningowy i znów, mimo kilku pozytywnych momentów, wydaje się, że jego drużyna zmierza ku katastrofie. Tylko czy rzeczywiście można zrzucić winę na szkoleniowca?
Męczarnie Villarrealu
Liczby są dla Setiena brutalne. Jego etap na Estadio de la Ceramica zaczął się źle, od czterech meczów bez zwycięstwa, w tym kompromitującego 0:3 z Lechem. Po mundialu drużyna wyglądała na odmienioną, ale od czasu pucharowej porażki z Realem (z 2:0 do 2:3) Villarrealowi nic się nie układa. Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat i zakończonego spadkiem sezonu 1998/99 klub przegrał cztery spotkania z rzędu.
Ponadto Los Groguets męczą się w ataku, zdobywając ledwie 24 bramki w 22 występach. Za kadencji Kantabryjczyka nie potrafią utrzymać punktowego rytmu wyznaczonego przez Unaia Emery’ego, z którym sięgnęli po 55% możliwych punktów (18/33). Z Setienem ten wskaźnik nie sięga nawet 40% (11/33). – Nie będę ukrywać, jesteśmy bardzo zmartwieni. Chcemy walczyć o puchary, a przegraliśmy cztery razy z rzędu. Musimy szybko się podnieść – przyznaje José Luis Morales.
Gerardodependencia
– Poniedziałkowe starcie z Getafe nie jest ważne. Ono jest kluczowe – przyznaje Setién. Po porażce na Majorce (2:4) 64-latek dał zawodnikom dwa dni wolnego, by oczyścili głowy. – Kryzys generuje nerwy, a tych piłkarz nie potrzebuje. To czas, by się uspokoić, by złapać oddech i by wrócić do tego, co działało w przeszłości – przekonuje Bruno Soriano, wieloletni kapitan Villarrealu.
W poniedziałek, do składu Żółtej Łodzi Podwodnej wrócić ma Gerard Moreno. To rewelacyjna wiadomość dla Setiéna, bo jego drużyna cierpi na „Gerardodependencię”. Liczby nie pozostawiają wątpliwości. Z napastnikiem na murawie, Żółta Łódź Podwodna zdobywa 63% punktów. Bez niego, ledwie 27%. W ostatnich pięciu spotkaniach bez reprezentanta Hiszpanii Villarreal strzelił cztery gole. Cała taktyka 64-letniego szkoleniowca jest oparta o jednego z najlepszych napastników w LaLiga i wszystko poszło w diabły, gdy ten doznał kolejnej już kontuzji.
– Brak Gerarda odbił się na drużynie, ale problemy nie wiązały się tylko z nim – twierdzi Setien. Ma on kadrę, która nie nadaje się do walki na dwóch frontach, a zaraz do LaLiga dojdzie konieczność rywalizacji w Lidze Konferencji Europy. Zimą z klubu odeszli podstawowy bramkarz, Géronimo Rulli, oraz najdroższy napastnik w jego historii, Arnaut Danjuma. Nie sprowadzono nikogo w ich miejsce. Prezes Fernando Roig uznał, że skoro nie ma Ligi Mistrzów, to nie ma sensu inwestować w zespół, ale trudno zrozumieć to podejście, szczególnie że nawet pogrążony w potężnym kryzysie finansowym Real Betis był w stanie przebić ekipę Los Groguets w walce o Ayoze Pereza. Do osłabień doszła jeszcze fala kontuzji. Niedługo do gry powinni wrócić Nicolas Jackson czy Giovani Lo Celso, kłopoty miał Raul Albiol, a Francis Coquelin zerwał więzadło, potwierdzając, że Villarreal to pod tym względem klub przeklęty – w ciągu dwóch i pół roku tej kontuzji doznało aż czterech zawodników Los Groguets.
Nie lubią strażaków
Piłkarze przekonują, że ostatnie złe wyniki to tylko kwestia przypadku. Setien tłumaczył, że gole otwierające wyniki meczów z Rayo (0:1), Mallorcą (2:4) czy Elche (1:3) padały po błędach jego zawodników. I być może coś w tym jest. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że wraz z odejściem Emery’ego coś w Villarrealu się skończyło. Dziś, to okręt, z którego gwiazdy uciekają, a jednocześnie pan Roig nie ściąga wartościowych następców piłkarzy, którzy odchodzą. Gdy dołożymy do tego presję, która wiąże się z obchodami stulecia klubu, ostatnie kłopoty okazują się bardziej zrozumiałe.
Za dołek zespołu trudno obwiniać wyłącznie Setiena. Do Barcelony i do Villarrealu trafił w momentach kryzysowych, gdy kończyły się udane, pełne sukcesów projekty i gdy konieczny był świeży start. 64-latek nie był w stanie go zapewnić na Camp Nou i wiele wskazuje na to, że nie uda mu się to na Estadio de la Cerámica, choć z Gerardem Moreno jego drużyna wyglądała naprawdę dobrze. Zresztą, historia Los Groguets też daje do zrozumienia, że współpraca z weteranem się nie uda. Żaden z trenerów-strażaków, którzy przejmowali Villarreal w środku sezonu, nie potrafił nawiązać do sukcesów poprzednika. W drugim sezonie po awansie Joaquín Caparros wyleciał już po siedmiu meczach, bo grał zbyt defensywnie. Ernesto Valverde, który przejął zespół po pięcioletniej erze z Manuelem Pellegrinim, wytrzymał na El Madrigal pół roku. A Fran Escribá, który próbował wejść w buty Marcelino Garcii Torala, też nie był w stanie odmienić losów historii.
Trener niezainteresowany piłką
Cień rzucany przez pełną sukcesów epokę Emery’ego jest gigantyczny. W Villarrealu przyzwyczajono się do dobrych rezultatów, dlatego nie dziwi, że presja na piłkarzach jest ogromna. Ale warto tu zadać pytanie: na ile prawdziwe są słowa o dobrej atmosferze w drużynie? Wielu zawodników po pierwszych tygodniach pracy z Setiénem krytykowało podejście szkoleniowca, który wprowadził metody i styl gry diametralnie różniący się od tego stosowanego przez poprzednika. Sytuację udało się załagodzić, bo też sam 64-latek przyznawał, że będąc na emeryturze, nieszczególnie interesował się futbolem, dlatego wypadł z wprawy i potrzebował czasu, by na nowo zacząć żyć z zespołem. Przeprowadził się z hotelu do ośrodka treningowego Los Groguets, codziennie pojawiał się na treningach szkółki i był tak zaangażowany, jak tylko można było. To przyniosło krótkoterminowe efekty, ale plan Setiena posypał się, gdy tylko z gry wypadł Gerard Moreno. Być może, teraz gdy napastnik wraca do składu, Villarreal odbije się od dna? Najwyższy czas, bo europejskie puchary uciekają, a brak kwalifikacji nawet do Ligi Konferencji Europy byłby uznany za kompromitację.
Czytaj więcej o LaLiga:
- Bez Pedriego nie ma zabawy. Prawda o zespole Xaviego
- Kręcidło: Zdesperowany trener w zdesperowanym klubie. Valencia weszła w tryb paniki
- Lewandowski nie przywykł do odpadania z pucharów tak wcześnie, ale sam dołożył do tego cegiełkę
- Kompilacja goli, przytłaczająca presja i wsparcie Xaviego. Dlaczego Raphinha się odrodził?
Fot. Newspix