Halowe mistrzostwa Polski były dla niektórych lekkoatletów najważniejszym przystankiem przed mistrzostwami Europy w Stambule. A dla innych nawet najważniejszą imprezą halowego sezonu – mowa tu choćby o Natalii Kaczmarek, która do Turcji się nie wybiera. Polka w niedzielę w Toruniu błyszczała najjaśniej – poprawiając swój rekord Polski na 400 metrów.
Co ciekawe, poprzedni najlepszy wynik w historii naszego kraju Kaczmarek zaliczyła… w środę (50.90, dzisiaj było 50.83). Jej forma jest zatem imponująca. I to mimo tego, że kilkukrotnie powtarzała, iż nie najlepiej czuje się biegając na hali. Cóż, tego na toruńskim obiekcie kompletnie nie było widać. W finale MP na 400 metrów Natalia pokonała Annę Kiełbasińską (51.33) oraz Justynę Święty-Ersetic (51.91).
– Czuję się dobrze, biega mi się super – opowiadała po starcie Kaczmarek. – No i widać, że oswoiłam się trochę ze startami na hali. Mam nadzieję, że będę jeszcze biła ten rekord w przyszłych sezonach. To prawda, że to był dla mnie tylko przerywnik przed bieganiem na stadionie. Teraz imprezą docelową są już mistrzostwa świata w Budapeszcie. Ostatnio skupialiśmy się bardziej na szybkości. I to faktycznie wychodziło, bo jestem w stanie jako pierwsza zejść z dwustu metrów i jakoś, lepiej lub gorzej, utrzymać tempo. Ale szybkość się naprawdę poprawiła. Toruń to był taki sprawdzian, żeby zobaczyć, na jakim jesteśmy etapie. I faktycznie – jest dobrze i teraz, żeby tylko zdrowie do lata dopisało!
Występ Kaczmarek bez wątpienia wybił się na tle innych niedzielnych rywalizacji. Ale co jeszcze mogliśmy dziś zaobserwować w Toruniu?
Detronizacja za detronizacją
Trzeba przyznać, że tegoroczne halowe mistrzostwa Polski przyniosły sporo obrazków, w których “stary” mistrz musiał oddać pole nowemu. Kolejnego złota w siedmioboju nie zdołał zdobyć Paweł Wiesiołek, którego zaskoczył młodszy o siedem lat Rafał Horbowicz. Co było też pewnym zaskoczeniem (patrząc na historyczne wyniki): rywalizacji na 60 metrów przez płotki nie wygrał Damian Czykier – bo jeszcze szybciej (7.53 a 7.63) pobiegł Jakub Szymański, od dziś trzeci zawodnik na polskich listach historycznych. Do tej listy niespodzianek jeszcze możemy dodać zaledwie srebrny krążek (złoto zgarnęła Martyna Galant) Sofii Ennaoui, która w swojej karierze absolutnie dominowała w krajowych imprezach (choć ona akurat startowała wczoraj).
Z drugiej strony: paru faworytów nie dało za wygraną. Podobać mógł się Kajetan Duszyński, który nie tylko pokonał pewnie Igora Bogaczyńskiego czy Karola Zalewskiego, ale zaliczył życiówkę (46.24). Cieszą nas oczywiście postępy “Kajtka”, choć niestety wygląda na to, że w Stambule zobaczymy go tylko indywidualnie, bo polska sztafeta 4×400 nie wywalczyła kwalifikacji na HME (ostatnią nadzieją pozostaje wycofanie się jednej z reprezentacji).
Pozostając w temacie biegaczy: tym razem Michał Borkowski (1:48.51) pokonał Patryka Dobka (1:49.70) oraz Patryka Sieradzkiego (1:49.88) i wygrał złoty medal HMP na 800 metrów. Szans rywalom nie dał też znajdujący się w wysokiej formie Michał Rozmys, który rywalizował na 3000 metrów (7:54.93, ponad siedem sekund zapasu nad drugim Filipem Rakiem, który jednak debiutował na imprezie tej rangi i ma dopiero 20 lat, więc jak najbardziej może być zadowolony).
Lisek poleci do Stambułu?
Tradycyjnie lekkoatletyczną rywalizację kończyły zmagania tyczkarzy, przy których możemy się zatrzymać. Niespodzianki co prawda nie było: Pawłowi Wojciechowskiemu (5.52) oraz Michałowi Gawendzie (5.42, halowy rekord Polski juniorów!) nie udało się wspiąć na najwyższy stopień podium. Ale trzeba przyznać, że ponownie zwycięski Piotr Lisek wyglądał dziś naprawdę solidnie. Co prawda wysokości 5.82 nie udało mu się pokonać, ale niższe zaliczał ze sporą mocą oraz łatwością (do złota wystarczyło 5.62).
Lisek zresztą sam – jak zaznaczył w wywiadzie na antenie TVP Sport – był z siebie zadowolony i potwierdził, że “jest na dobrym tropie”. Teraz zagadką pozostaje, czy Polak pojawi się na HME. Podobno trener namawia go, żeby jednak nie rezygnował ze Stambułu.
Na koniec wypada jeszcze wspomnieć o największej sensacji halowych mistrzostw Polski, a nią jest bez wątpienia czas Alberta Komańskiego. 23-latek, który nie był faworytem do złota na 200 metrów, osiągnął rewelacyjne 20.56. Do wieloletniego rekordu Polski Marcina Urbasia zabrakło mu… setnej sekundy. Po biegu opowiadał, że sam jest w szoku. I optymistycznie zapowiedział, że będzie chciał w przyszłości zejść poniżej 20 sekund na stadionie.
Jak więc widzimy: wielu lekkoatletów myślami jest już w sezonie letnim. Ale o HME w Stambule zapominać nie można. Ta impreza wystartuje już 2 marca i zakończy się trzy dni później.
Fot. Newspix.pl