Dziś Fernando Santos pierwszy raz w życiu zobaczy z wysokości trybun mecz Ekstraklasy. Z jednej strony zazdrościmy mu niezapomnianego przeżycia, jakim dla każdego z nas było premierowe zetknięcie się z polską piłką. Z drugiej współczujemy, bo wiemy, czym skutkuje dłuższe obcowanie z tym zjawiskiem. W każdym razie postanowiliśmy siwemu sympatycznemu Portugalczykowi pomóc i przygotujemy go na surwiwal w najbardziej hardkorowym wydaniu.
O tym, które mecze obejrzy osobiście Santos poinformował jego pryncypał – Cezary Kulesza. Portugalczyk ma zobaczyć spotkania. Lechia – Widzew, Wisła Płock – Lech i Legia – Cracovia. Nasze rady dotyczą jednak wszystkich zespołów Ekstraklasy, bo myślimy przyszłościowo. W końcu prędzej czy później przytrafi się konieczność wyprawy do Kielc, zderzenia się z Miedzią Legnica, czy próba zrozumienia, dlaczego Warta ma w nazwie „Poznań”, a w Poznaniu obejrzeć ją można tylko dwa razy w roku, gdy gra z Lechem.
Rady dla Fernando Santosa przed startem przygody z Ekstraklasą
Jeśli ktoś zacznie na stadionie chwalić pana role Przodownika w „Pod Mocnym Aniołem” czy uściśnie pańską dłoń wspominając kreację w „Domu Złym” oraz zacznie mówić „panie Lechu…”, to proszę po prostu to przyjąć i podziękować bez zadawania pytań.
Jeśli pan wyjdzie z któregokolwiek stadionu w przerwie i już nie wróci, to my to zrozumiemy. Naprawdę. Wielokrotnie mieliśmy podobne zamiary, ale nam płacą za to, żeby mimo wszystko zostać do końca. Pan może znaleźć zawsze jakąś wymówkę — że Lewandowski dzwonił, a na stadionie za głośno.
Tak, istnieje szansa, że zobaczy pan takiego gola, jakiego pan jeszcze nie widział – także samobójczego, bo nasza liga serwowała nam już swojaki z połowy boiska. Jeśli jednak zrządzeniem losu piłka trafi już do właściwej siatki i to trafia tak, że trybuny niedowierzają w to, co się właśnie zdarzyło, przyczyny mogą być trzy:
- zeszło (i weszło)
- cofnęliśmy się w czasie do 1993 roku
- w bramce stoi Dahne (lub jego reinkarnacja)
- piłkarz miał taki zamiar i zrobił wszystko, żeby to wyszło
Przy czym ostatni przypadek jest najrzadziej spotykany. Dlatego też, jeśli będzie pan chciał kogoś zapytać jakiegoś piłkarza „czy on tak często?”, to zależy. Jeśli pyta pan o coś pozytywnego, to nie. W drugą stronę odpowiedź brzmi – „raczej tak”.
STAL – RAKÓW (piątek, 10.02, godz. 18.00)
Na lewą obronę można przymknąć oko, bo drugi raz zrobienie z Grzegorza Bronowickiego pogromcy Cristiano Ronaldo się nie uda. A u nas albo Wojtkowiaki, albo za starzy (Getinger, Abramowicz). No, może z Patryka Kuna będą jeszcze ludzie, ale tego to dowie się pan i bez oglądania meczów, więc Częstochowę z listy wykreślamy, bo nawet młodzieżowca nie wystawiają. Lechia Gdańsk czasami wystawia, ale przeważnie zaraz kończy mu się kontrakt i wystawiać przestaje. Lepiej już przejść się na molo w Sopocie.
LECHIA – WIDZEW (piątek, 10.02, godz. 20.30)
Albo do Wrocławia, póki jeszcze można na jednym korytarzu spotkać trio Bejger, Bargiel, Bergier. Niestety, nawet reaktywacja Pucharu Króla Tajlandii nie sprawiłaby, że tę trójkę warto byłoby powołać do reprezentacji. Z innych dziwnych ciekawostek o Śląsku — warto poprosić o wyjaśnienie tego, jak i po co wrocławskie ZOO sponsoruje tę drużynę. Istnieje szansa, że wytłumaczenie tego osobliwego zjawiska zajmie więcej niż 90 minut i pochłonie całą pańską uwagę. Plusy? Nie trzeba będzie patrzeć na to, jak Śląsk gra w piłkę.
Korona Kielce to już raczej klub pierwszoligowy. Mają niezłego bocznego obrońcę z przeszłością reprezentacyjną, obskoczy nawet lewą stronę. Albo raczej obskoczyłby, bo jest już dyrektorem sportowym.
ŚLĄSK – KORONA (sobota, 11.02, godz. 15.00)
Patrząc na Rafała Wolskiego na kierownicy, może pan odzyskać część wiary w polską piłkę. Nie na długo, bo wystarczy zmienić jedną literkę i czar pryska, bo gdy mówimy o Wolskim za kierownicą, robi się niezręcznie. Tak samo niezręcznie byłoby, gdybyśmy zażartowali o Lewandowskim i jego powiązaniach z Robertem, więc odpuścimy.
WISŁA PŁOCK – LECH (sobota, 11.02, godz. 17.30)
Na Podlasiu Bida z nędzą. To znaczy nędza junior akurat w Zabrzu, ale bida zgadza się na wiele sposobów. Problem z Jagiellonią jest taki, że nie wypada się nie pojawić, nie wypada też kręcić głową z niesmakiem, bo to klub bliski sercu Cezarego Kuleszy. Lepiej już zastosować inną drogę do serca – przez żołądek, czego na Podlasiu i tak pan nie uniknie. A jak prezes zapyta o Jagiellonię?
– Taki jest sport, taki jest futbol.
I problem z głowy.
JAGIELLONIA – POGOŃ SZCZECIN (sobota, 11.02, godz. 20.00)
W Lubinie będą panu opowiadali o Figo, ale niech się pan nie da nabrać. Żeby poczuć się jak w domu, lepiej jechać do Radomia. Bardziej portugalskiego miasta w Polsce nie ma.
ZAGŁĘBIE LUBIN – PIAST (niedziela, 12.02, godz. 12.30)
GÓRNIK ZABRZE – RADOMIAK (niedziela, 12.02, godz. 15.00)
LEGIA – CRACOVIA (niedziela, 12.02, godz. 17.30)
WARTA – MIEDŹ (poniedziałek, 13.02, godz. 19.00)
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ekstraklaso, bierz tego Świerczoka
- Trudna droga. Mozolne otwieranie Ekstraklasy dla trenerów
- Stefański: Wszystkie kluby świetnie poradziły sobie z warunkami pogodowymi
Fot. FotoPyK