Reklama

Nienawiść stadionowa powszednia

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

30 stycznia 2023, 15:26 • 13 min czytania 104 komentarzy

Fani Tottenhamu śpiewają: „Zrobimy imprezę, kiedy umrze Sol Campbell”. Zranił ich dwie dekady temu. Nie kopie od dziesięciu lat. Kibicowska wrogość napawa go przerażeniem. Nie chodzi na stadiony. Nie zabiera na nie dzieci. – To prawie tak, jakby ludzie zapominali, że są ludźmi i że ja jestem człowiekiem. Mieć nadzieję, że ktoś umrze? Zapowiadać imprezę na cześć czyjejś śmierci? W jakim świecie żyjemy? – pyta. I dodaje, że plemienność futbolu zawiodła ten sport w żałosne miejsce. Wszechobecna nienawiść stała się powszedniością środowiska piłkarskiego. 

Nienawiść stadionowa powszednia

15 stycznia. Niedawny mecz Arsenalu z Tottenhamem. Derby Północnego Londynu. David Hytner z Guardiana relacjonuje, że trybuna południowa obiektu Spurs skanduje jeszcze na kilka minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego Craiga Pawsona: „Zrobimy imprezę, kiedy umrze Sol Campbell”. Potem akcja powtarza się na stacji metra White Hart Lane. Śmierci Campbellowi życzą tysiące, setki, dziesiątki, mężczyźni i kobiety, chłopcy i dziewczynki, starzy i młodzi. Wielu z uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Pielęgnują nienawiść do człowieka, który w 2001 roku miał czelność zrezygnować z tytułu rosnącej legendy w Tottenhamie na rzecz zarobienia większej kasy w Arsenalu. Nienawiść zaskakująco często fantomową, wyimaginowaną, wyobrażoną i wydumaną.

Rytuał tłumu

Bill Buford w reportażu „Między kibolami” pisał, że w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych angielscy fani stanowili najbardziej nieprzewidywalną i dynamiczną subkulturę młodzieżową. Dziką wściekłością reagowali na polityczne rewolucje i systemowe niesprawiedliwości, tłoczyli się w masie, upijali się tanim barowym piwskiem, nadawali swoim ruchom siłę niszczycielskiego żywiołu i demolowali wszystko na swojej drodze.

Amerykański dziennikarz relacjonował: „Nie spodziewałem się, że przemoc może sprawiać tyle przyjemności. Mógłbym założyć, gdybym tylko wcześniej o tym pomyślał, że przemoc będzie ekscytująca – na sposób podobny do wypadku drogowego – ale intensywność czystej, żywiołowej przyjemności, którą ze sobą niosła, nie przypominała niczego, co mógłbym przewidzieć bądź czego wcześniej doświadczyłem”.

Jednocześnie na polskich stadionach marginalizowały się wpływy „entuzjastów sportu” z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, bo do głosu dochodzić zaczęli najróżniejszej maści chuliganie, którzy następnie „wychowali” całe kibicowskie pokolenie, które wyznaje nacjonalistyczne i prawicowe wartości, kieruje się konserwatywnym światopoglądem, a także hołduje naturalnym podziałom – „my” i „oni”, „bracia” i „wrogowie”, „bohaterowie” i „zdrajcy”. Fascynowało to socjologów, którzy kreślili bardzo spójne portrety całego globalnego środowiska kibicowskiego.

Reklama

Ryszard Kapuściński w wywiadzie „Cały ten futbol” mówił: – Człowiek współczesny bardzo tego potrzebuje. Jest zagubiony, nie wie do kogo, do czego należy. Dzięki futbolowi znajduje poczucie identyfikacji. Widzi na stadionie, że ludzi takich jak on jest dużo. Wszyscy wspólnie coś przeżywają. To jest bardzo silne uczucie i to właśnie futbol je wyzwala i organizuje.

Niecałe trzydzieści lat wcześniej niejako w zachwycie nad tym rytuałem piłkarskiego tłumu Kapuściński napisał „Wojnę futbolową”. Dzieło niby oparte na prawdziwych wydarzeniach historycznych, ale na przestrzeni zaledwie kilkustronicowego reportażu literacko wyniesione do rangi metafory i figlujące z całkowitą fikcją. Amelia Bolanios, osiemnastolatka z Salwadoru, nie mogąc znieść upokorzenia swoich ukochanych zawodników w meczu z Hondurasem, w przypływie tylko sobie znanego piłkarskiego afektu, popełnia samobójstwo strzałem z pistoletu własnego ojca. Jej pogrzeb transmituje narodowa telewizja, a w kondukcie żałobnym podążają piłkarze narodowej reprezentacji.

Śledztwo Marii Hawranek i Szymona Opryszka w Onecie wykaże potem, że Amelia Bolanios nigdy nie istniała i nikt o niej nie słyszał, jej pogrzebu nie transmitowała żadna narodowa telewizja, a salwadorscy piłkarze nie pamiętają, żeby kiedykolwiek podążali w jakimkolwiek kondukcie. Najważniejsze w „Wojnie futbolowej” było jednak to, że kibice w Ameryce Łacińskiej zdolni byli do piłkarsko-plemiennych nienawiści i mordów na wiele lat przed wybuchem tej kultury na Starym Kontynencie. To zjawisko międzynarodowe.

Ptaki u Hitchcocka i samochód Deyny

Pisarz Stanisław Dygat, przedstawiciel myśli „entuzjastów sportu”, pisał nieco melodramatycznie w „Kołonotatniku”, że telewizyjne widowiska piłkarskie przywodzą mu na myśl oglądanie „Ptaków” Hitchcocka. Budzą w nim niepokój, bo „brutalność, chamstwo, rozwydrzenie i uleganie najdzikszym instynktom kwestionuje sens uprawiania sportu”.

Ubolewał w jednym ze swoich felietonów: „Za często widzimy, jak w czasie meczu jakiś piłkarz leży na murawie, wijąc się z bólu, publiczność przeciw niemu gwiżdże, a sędzia daje znak, żeby grać dalej: nic się nie stało. Leżący na ziemi i cierpiący człowiek. Manifestujący przeciw niemu tłum. Autorytet, który uznaje, że wszystko jest w porządku. To budzi niedobre skojarzenia”.

Reklama

Nienawiść panoszyła się na stadionach. Stawała się kulturą. Plantowanym, uznawanym, akceptowanym i szanowanym zwyczajem. Wystarczy chociażby posłuchać archiwalnych opowieści świętej pamięci redaktora Pawła Zarzecznego, którego anegdotki z PRL-owskich stadionów doskonale oddają ducha kierunku, w którym podążyła cała subkultura kibicowska. Żyleta potrafiła już wtedy śpiewać, że „po stadionie poszła plotka, że Szołtysik jebał Włodka” w nienawiści do pięknego i przystojnego Włodzimierza Lubańskiego. Na wszystkich innych polskich stadionach lżono i poniżano wielkiego i celebryckiego Kazimierza Deynę.

Skalę tego zjawiska zrozumieć pomagają wydarzenia meczu Polaków z Argentyną na mistrzostwach świata w 1978 roku. Mario Kempes ręką broni strzał Grzegorza Laty i szwedzki sędzia Ulf Eriksson wskazuje na jedenasty metr. Zbigniew Boniek podchodzi do Kazimierza Deyny: „Kaziu, jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości, to ja jestem gotowy”. Deyna nie ma wątpliwości. Ustawia piłkę na jedenastym metrze. Oddaje strzał. Nie trafia. Tydzień później rozgrywa swój ostatni mecz w barwach reprezentacji Polski. Jan Tomaszewski opowie później w Telewizji Polskiej: – To, co wydarzyło się później, ten hejt, który wylał się na Deynę – to przechodzi ludzkie pojęcie. Ludzie, czy on nie chciał strzelić?! Pokażcie mi zawodnika, który nie chce strzelić rzutu karnego?! 

Wściekli rodacy, kibice zapaleni, chuligani najzwyklejsi w akcie złości na przeróżne sposoby będą uprzykrzać mu życie. Poeta Bohdan Zadura napisze o tym wiersz.

Delfin

Tatusiu opowiadaj jak Deyna
nie strzelił karnego
i o tym jak kibice
powybijali mu szyby

Cóż zrobić Muszę mu
podać tę przeinaczoną wersję
w której piłkarski dramat
nie rozgrywa się w czasie
meczu Polska — Argentyna
ale w trakcie ligowej młócki
Legia — Górnik

To gotów jest przyjąć
ze względnym spokojem
Chociaż zna tę historię
na pamięć w oczach
zapala mu się błysk

Muszę pamiętać
że mecz zakończył się
remisem
Nie wiem czemu
ale takie rozwiązanie
najbardziej mu odpowiada

Jego pięcioletni umysł
nie przyjmuje do wiadomości
porażek
Kiedy oglądamy
mecze
pyta o narodowość
sędziego
Czasami wykrzykuje
A to gówniarz

Czuję się trochę
nie w porządku
fałszując historię
footballu
Podejrzewam
że o tym wie
i wie że nie jest
na tyle silny
by jeszcze raz
usłyszeć
o zmarnowanej szansie

Nie potrafię zrozumieć
skąd się to bierze
Kiedy próbuję mu
powiedzieć o piątym — szóstym
miejscu denerwuje się
A to durnie Niech
zajęli ostatnie

To nie pomyłka Tej formy
trybu rozkazującego
w odniesieniu do przeszłości
używa bez skrupułów
i konsekwentnie

Niech Bolek poszedł
Tłumaczę mu że raz się
wygrywa raz przegrywa
Nie musimy być lepsi
ani gorsi To jednak
nie trafia mu do przekonania

Od niedawna przed pójściem
na stadion lub przed włączeniem
telewizora pyta
kto jest faworytem

Myślę że któregoś dnia
powie mi
Wiesz tak samo jak ja
że ten nie wykorzystany
karny był w meczu
z Argentyną Dlatego
między innymi
wykopali Gmocha
A swoja drogą
mogłeś mnie wtedy
obudzić

Oto unieśmiertelnienie formatu całego zjawiska.

Piłkarska nienawiść

I mały dodatek. Inny wiersz Zadury.

Bóg Honor Ojczyzna

Widzew psy Legia kurwa Śląsk ponad wszystko

Słowniki definiują nienawiść jako „bardzo silne uczucie niechęci wobec kogoś lub czegoś, często połączone z pragnieniem, by obiekt nienawiści spotkało coś złego, męczące uczucie, następujące w wyniku bólu związanego z uczuciem zranienia, zemsty, wrogości i oszukania”. Hejt zaś to „obraźliwy i zwykle agresywny komentarz internetowy lub mówienie w sposób wrogi i agresywny na jakiś temat lub o jakiejś osobie”.

Pochodną nienawiści jest mowa nienawiści, którą Rada Europy tłumaczy jako „wszystkie formy ekspresji, które rozpowszechniają, podżegają, wspierają lub usprawiedliwiają nienawiść rasową, religijną, ksenofobię, antysemityzm lub inne formy nienawiści wynikające z nietolerancji, łącznie z nietolerancją wyrażoną za pomocą agresywnego nacjonalizmu i etnocentryzmu, dyskryminacją i wrogością wobec przedstawicieli mniejszości, imigrantów i osób obcego pochodzenia”. I grupa nienawiści – „grupa, organizacja lub instytucja podżegająca do nienawiści, przemocy czy wrogości wobec ludzi ze względu na ich narodowość, pochodzenie etniczne, religię, rasę, płeć, orientację seksualną, tożsamość płciową lub innego wyróżnika społecznego”.

Piłka nożna, przy całym swoim jednoczącym i radosnym charakterze w sensie założycielskim, sprzyja wyrażaniu masowej nienawiści, która jest lustrzanym odbiciem miłości. Ludzie jednoczą się w stadionowym tłumie, który potęguje każdą najmniejszą emocję i ucieleśnia najprostszy z możliwych podziałów: „my” i „oni” na każdym poziomie. Sprzyja to nie tylko barwnemu dopingowi pozytywnemu, ale też nadawaniu „im” gęb, których samemu się nie znosi.

W 2017 roku Aleksander Sztejnberg i Tadeusz Leszek Jasiński opublikowali pracę „Problem rasizmu i dyskryminacji rasowej na polskich stadionach z perspektywy przyszłych nauczycieli wychowania fizycznego”, w której pokazywali, że choć stadion mógłby pełnić funkcję integrowania ludzi, aż kipi od haseł wykluczających i dyskryminujących, ziejących nienawiścią.

Ktoś śpiewał: „Żydzi do gazu” z powtarzanym kilkakrotnie refrenem: „Auschwitz-Birkenau, sia la la la la”. Gdzieś indziej intonowano: „Waszym domem Auschwitz jest, cała Polska o tym wie, że żydowska armia ta pójdzie cała do pieca”. Albo: „Na alei Piłsudskiego ma siedzibę swą, taka jedna kurwa, co ją łódzki Żydzew zwą”. Dalej: „Żydzew, Żydzew, łódzki Żydzew, ja tej kurwy nienawidzę”. No i te wszystkie: „Jude, Jude, Cracovia”, „Miasto Cyganów”, „Ruska armia was spłodziła”.

Na Legii wieszano flagę postaci zakapturzonego członka Ku-Klux-Klanu z klubowym logo na piersi, brać stołecznych kibiców straszyła nowego właściciela Polonii Warszawa i paradowała z dużym napisem „White Power” w kontrze do Gwiazdy Dawida. Na Lechii śpiewano „jebać murzyna, Lechia to biała drużyna”. Na Hutniku kibice wieszali naklejkę, na której paradowali w strojach Ku-KluxKlanu i gromadzili się wokół drzewa, na którym wisiał czarnoskóry mężczyzna. Obok rysunku znajdował się tekst: „Sezon łowczy się zaczyna polowaniem na murzyna”.

Nieprzypadkowo przecież ten sam Sol Campbell, w akcie niemal desperackiego przewrażliwienia na punkcie piłkarskiego rasizmu, grzmiał przed Euro 2012 w BBC, żeby angielscy kibice pod żadnym pozorem nie wjeżdżali na polską ziemię, bo wyjadą w trumnach. I spadła na niego lawina krytyki.

Nienawiść powszednia

To tylko część całej subkultury stadionowej. Bardzo niewielka, choć zauważalna i słyszalna. Przecież nie zawsze kibice Śląska Wrocław wydają onomatopeiczne dźwięki imitujące małpy tuż przed strzałem czarnoskórego zawodnika Sandecji Nowy Sącz, Maissy Falla w Pucharze Polski. Ba, więcej, z problemami stadionowego rasizmu nie radzą sobie też w Hiszpanii, w Anglii, w Niemczech, we Francji i przede wszystkim we Włoszech.

Prawda jest jednak taka, że stadionowa nienawiść jest bardzo powszednia. I przybiera różne formy. Jesienią siadłem sobie blisko Żylety na meczu Legii z Wartą. Mecz prowadził sędzia Przybył. Usłyszał w czasie meczu, że „jebać ciebie i twoją rodzinę”. Żadnej kontrowersyjnej decyzji nie podjął. W pierwszej chwili wydało mi się to normalne – ot, stadion, zawsze to słyszałem, wciąż to słyszę, w przyszłości będę to słyszał. Ale drugim odruchem było zdziwienie – czy tak to powinno wyglądać?

Przemyślałem to podczas katarskich mistrzostw świata, kiedy Szymon Marciniak poprowadził finał między Argentyną i Francją. Na całym świecie zbierał pochwały, w kraju też witano go chlebem i solą, ale przecież zaledwie kilka miesięcy wcześniej sam dziwił się, że na polskich stadionach spotyka go aż tyle niechęci.

„Trudno też jakoś specjalnie dziwić się, że stadiony każdego poziomu rozgrywkowego płoną i pałają nienawiścią do arbitrów. Wzywają ich od „chujów” i „kurew”, w najlepszym razie od „kaloszy”, żeby zaraz znów wrócić do „chujów” i „kurew”, wjeżdżają na matki, żony, dzieci i całe rodziny. Upokarzają i prowokują przyśpiewkami. Szczują transparentami. Czasami atakują fizycznie. Sugerują sprzedajność i drukowanie. To obraz codzienny. Nikogo to nie szokuje. Bo i dlaczego, skoro „sędzia – chuj” skandują wszyscy – dziadkowie, ojcowie i synowie, babcie, matki i córki?

Paliwem tego sensu nienawiści jest nie tylko stadionowa kultura, ale też fakt, że sędziowie popełniają błędy. Naprawdę, to niesłychane, ale sędziowie się mylą, tfu, drukują! „Drukują” ekstraklasowe hity i ekstraklasowe poniedziałki. „Drukują” pierwszoligowe soboty i pierwszoligowe niedziele. „Drukują” okręgowe derby i okręgowe paździerze. „Drukują” na masę, przecież to oczywiste i jasne, nie ma żadnych wątpliwości”.

Niedawno udałem się na konferencję naukową Forum Młodych Socjologów w warszawskim Pałacu Staszica, podczas którego studentka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu prezentowała wyniki badań wokół społeczności kibicowskiej Lecha Poznań. Prezentacja była długa, konkretna i porządna, ale konkluzja zaskakująco prosta: kibice bezgranicznie i bezkrytycznie kochają swój klub, swoich piłkarzy, swoich ludzi i o tym śpiewają, a jeśli już kogoś obrażają, to postacie spoza swojego kręgu kulturowego. Tak jakby nie zdarzył się niedawny bojkot Kotła, późniejsze gwizdanie po Vikingurze, ciągłe obrażenie Rutkowskich i Klimczaka. Słuszne czy niesłuszne, często słuszne, ale jednak – „swoi też budzą niechęć”.

Inny przykład. Aktualnie kibice Widzewa tworzą prawdopodobnie najlepszą atmosferę w lidze i w minutę wykupują karnety, ale po awansie do I ligi potrafili wbiec na boisko i lać zawodzących piłkarzy po pyskach. „Swoich” piłkarzy.

2% nienawiści

W 2022 roku Instytut Alana Turinga wziął sobie za cel znalezienie najbardziej znienawidzonego piłkarza Premier League. Przeanalizował ponad dwa miliony wpisów na Twitterze, spośród których wyłuskano sześćdziesiąt tysięcy komentarzy, które zawierały obelgi lub wyzwiska wobec badanego zawodnika. Ranking dziesięciu najczęściej znieważanych graczy Premier League w ubiegłym roku prezentował się w następujący sposób:

  1. Cristiano Ronaldo – 12 520 wpisów
  2. Harry Maguire – 8 954 wpisów
  3. Marcus Rashford – 2 557 wpisów
  4. Bruno Fernandes – 2 464 wpisów
  5. Harry Kane – 2 127 wpisów
  6. Fred – 1 924 wpisów
  7. Jesse Lingard – 1 605 wpisów
  8. Jack Grealish – 1 538 wpisów
  9. Paul Pogba – 1 446 wpisów
  10. David de Gea – 1 394 wpisów

Aż siedmiu z dziesięciu najczęściej obszczekiwanych i spotwarzanych graczy związanych było z zawodzącym Manchesterem United. Machina była bezlitosna. Cristiano Ronaldo najwięcej hejtu zebrał w momencie, kiedy podpisywał kontrakt z Czerwonymi Diabłami. Wygenerowano na jego temat aż sto dziewięćdziesiąt tysięcy tweetów, z czego cztery tysiące można zakwalifikować pod hejt. Harry Maguire pod ostrzałem internautów znajdował się głównie po derbowym meczu z Manchesterem City. Po jego wpadkach powstały trzy tysiące obraźliwych postów. Oto obraz 2% nienawiści.

Raport kampanii antyrasistowskiej Kick it Out wykazał, że ponad połowa wszystkich fanów piłki nożnej na angielskich stadionach była świadkami wykluczających i obraźliwych zachowań podczas meczów piłki nożnej.

Nie ma świętych

Kiedyś rozmawiałem z Krzysztofem Brede, wieloletnim asystentem Michała Probierza, skutecznym trenerem na warunki I ligi i dużo gorszym na poziomie Ekstraklasy. Prowadził wówczas Podbeskidzie Bielsko-Biała, dawny symbol nieudolności na rynku transferowym, więc pytałem go o „zagraniczny szrot, który władze polskich klubów masowo ściągają do kraju”. Bardzo go to oburzyło. – Nie używajmy słowa szrot. To brak szacunku do ludzi. Nigdy nie wpadłbym na pomysł, żeby jakiegokolwiek swojego zawodnika nazwać szrotem, bo sam bym się nim stał. Jeżeli chcemy iść do przodu w polskiej piłce, to musimy takich słów unikać – odparował.

Ktoś powie: poprawność polityczna. Ktoś inny doda: co on gada, dobrze nazywać rzeczy po imieniu. Ale czy faktycznie Brede nie miał racji, że nazywanie piłkarzy szrotem – biję się w pierś, sam już tak nie mówię, bo mam wątpliwości – przekracza granice szacunku do drugiego człowieka? Łatwo rozmawiać o piłkarzach, trenerach, dyrektorach i prezesach przy całkowitym abstrahowaniu od postaci, która stoi za fasadą telewizyjnej figury.

Z absurdalnie ciekawą sytuacją spotkał się kiedyś Jakub Rzeźniczak, który tylko przez ostatnią dekadę dostał tysiące wiadomości prywatnych od kibiców, z czego wiele negatywnych, głównie od ludzi zainteresowanych jego życiem prywatnym lub przegrywających kupony w zakładzie bukmacherskim. Jeden z jego internetowych prześladowców okazał się – według adresu IP – piłkarzem, którego Rzeźniczak dosyć regularnie spotykał na boiskach Ekstraklasy. Skoro on mógł, to każdy może. Taki zwyczaj.

Sol Campbell mówi w Guardianie: – To tak, jakbym stał się stosem, a nie żywym człowiekiem. Pieśń ludowa niesienie nienawiść, ludzie wokół ogniska przekazują ją sobie z dziada-pradziada, od starych do młodych, w myśl: porozmawiajmy o tym, pamiętajmy to, zaśpiewajmy to! Od mojego transferu minęło prawie ćwierć wieku, a ludzie ciągle życzą mi śmierci. Dokąd zmierzamy jako istoty ludzkie, skoro nie potrafimy tego przepracować, tylko pielęgnujemy w sobie złość? Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jak raniąca jest dla mnie nienawiść. Rozumiem sytuację, ale minęło tak dużo czasu, tak dużo czasu…

Nie ma świętych.

Ale nie każdy jest wrogiem.

I nie każdy zasługuje na potępienie.

Czytaj więcej o trendach w piłce nożnej:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

104 komentarzy

Loading...