Weronika Ewald na ćwierćfinale zakończyła rywalizację w juniorskim Australian Open. Do półfinału awansował za to Tomasz Berkieta (na zdjęciu głównym), który po raz kolejny zaimponował niesamowitym wręcz opanowaniem. I pokazał, że w kluczowych momentach gra swój najlepszy tenis.
Spis treści
Krok po kroku
I Ewald, i Berkieta grali dziś z rywalami rozstawionymi. Ale to dla nich nie nowość. Weronika na drodze do ćwierćfinału pokonała już turniejową “5” i “11”. We wszystkich trzech wcześniej rozegranych meczach imponowała inteligencją w doborze uderzeń i szerokim repertuarem zagrań. Inna sprawa, że to nie mogło dziwić, bo od dawna jest ukierunkowana na tenis, a do tego niezwykle pewna siebie i swoich możliwości.
– W przyszłości chciałabym być na czele rankingu WTA – mówiła w wywiadzie dla sport.trojmiasto.pl, gdy miała 13 lat (20 lutego tego roku skończy 17). – W tym momencie zaangażowanie mamy i taty ma ogromne znacznie. To nie tylko wożenie na treningi, ale również jeżdżenie i dopingowanie na turniejach, kupowanie niezbędnego sprzętu, obuwia, dbanie o zbalansowaną dietę czy koordynowanie pracy trenerów i pilnowanie procesu edukacji – mówiła. Sami oceńcie, jaka postać wyłania się z tego fragmentu. I pamiętajcie, że mówiła to trzynastolatka. Gdybyśmy mieli wspomnieć, co sami robiliśmy w wieku 13 lat…
No, może lepiej nie.
Na pewno jednak będąc tuż przed siedemnastką nie imponowaliśmy grą w Australian Open. A Ewald we wcześniejszych rundach to zrobiła. Zresztą w juniorskim turnieju wielkoszlemowym zadebiutowała już w zeszłym roku, gdy przeszła przez kwalifikacje Wimbledonu i doszła do II rundy. Potem wystąpiła też w US Open i tam zagrała w III rundzie. W Australii z kolei osiągnęła ćwierćfinał. Idąc więc tym tropem, na Roland Garros powinna zaliczyć półfinał, potem finał Wimbledonu, a do Nowego Jorku polecieć po końcowy triumf. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu.
Tak jak nie mamy nic przeciwko temu, by pokazywała się też w rankingu WTA, bo w tym zestawieniu już widnieje jej nazwisko – na razie na 1155. miejscu, ale pewnie w tym roku, jeśli tylko zaprezentuje się z dobrej strony w turniejach rangi ITF, podskoczy o kilka(set) pozycji. Potencjał na to na pewno ma, choć jeśli ktoś włączył jej dzisiejszy mecz, mógł się poczuć rozczarowany.
Bo Ranah Akua Stoiber – rozstawiona z “13” – z Wielkiej Brytanii okazała się dużo lepsza. Widać było jednak, że starsza zawodniczka góruje nad Polką warunkami fizycznymi i potrafi od samego początku przejąć inicjatywę w wymianach. Inna sprawa, że suchy wynik (6:3, 6:3) nie w pełni oddaje to, jak Ewald walczyła. Kilkukrotnie zdołała przełamać rywalkę, problemy miała za to przy swoim podaniu (rzecz na pewno do poprawy) i w wymianach, jeśli te trwały dłużej. Natomiast potrafiła przy tym zaskoczyć Stoiber ciekawymi kombinacjami. I to niejednokrotnie. Widać było, podobnie jak w poprzednich meczach, że ma smykałkę do różnorodnej, interesującej i miłej dla oka gry.
Potencjał więc w Weronice jest spory. I choć dziś przegrała, to z pewnością jeszcze wiele razy go pokaże. Pamiętajmy bowiem o tym, że to dziewczyna, której do osiemnastych urodzin został ponad rok, a która już pokazuje się ze znakomitej strony również w starciach po drugiej stronie świata.
Chłodna głowa
Arthur Gea ma już 18 lat, urodziny obchodził początkiem stycznia. Do tego zadebiutował w rankingu ATP (jest 1311.), a w Australian Open grał jako rozstawiony z “4”. Tomasz Berkieta z kolei rozstawienia nie ma. Nie świętował też nawet jeszcze 17. urodzin. Prywatnie lubi pływać – trenował nawet ten sport – i kocha ocean, więc gdy pytano go, jaki szlem chciałby w przyszłości wygrać, odpowiadał, że Australian Open. Na razie, choć w wersji juniorskiej, jest o dwa mecze od osiągnięcia tego celu.
Choć bowiem momentami pod koniec ćwierćfinałowego spotkania z Geą wyglądał, jakby miał już wszystkiego dość, to jednak ostatecznie rozstrzygnął je na swoją korzyść.
Styl, w jakim to zrobił, musi imponować. Tym bardziej, że nie po raz pierwszy w tym turnieju świetnie wytrzymywał końcówki setów. W drugiej rundzie – z turniejową “5”, Mihaim Alexandru Comanem – wygrał pierwszego seta po tie-breaku, a w drugim rozbił rywala. W kolejnym meczu – z Rosjaninem Ruslanem Tiukaevem – znów był lepszy w tie-breaku pierwszego seta. W obu przypadkach nie wybijały go z rytmu czy to stracone szanse, czy przegrane własne podanie. Robił swoje, straty odrabiał, a potem wygrywał partie i mecze.
Serwis jest zresztą jego wielką bronią. Już teraz rozpoczynając wymianę, potrafi posłać piłkę z prędkością grubo ponad 200 kilometrów na godzinę. Martwić może tylko, że jego tenis jest nieco jednowymiarowy. Owszem, świetnie potrafi rozrzucić rywala po korcie, ale mało w urozmaicenia, prób zmiany tempa czy długości zagrań. Polak raczej niezmiennie posyła mocne, płaskie piłki, starając się w ten sposób wygrać wymiany (choć dziś chodził też nieco do siatki, zwłaszcza pod koniec). W juniorskich rozgrywkach to działa, w seniorskich niekoniecznie będzie musiało.
Ale baza u Tomka jest znakomita do rozwoju i dodawania kolejnych elementów do jego gry, to trzeba przyznać już teraz. A przecież czasu na doskonalenie swojego tenisowego warsztatu ma jeszcze mnóstwo.
W dodatku rozwijać zdecydowanie się chce. Sam przyznawał, że musi poprawić pracę nóg (o czym niekoniecznie lubi mówić), bo ta bywa jego problemem. I na tegorocznym Australian Open już wygląda w tej kwestii całkiem dobrze. Świetnie jest też przygotowany fizycznie – dzisiejsze spotkanie trwało długo i rozegrało się na pełnym dystansie, kończąc super tie-breakiem w trzeciej partii (10:8 dla Polaka). Owszem, pomiędzy punktami Tomek zdawał się oddychać rękawami, ale gdy przychodziło do grania, to dawał z siebie wszystko i nie było dla niego straconych piłek, dopóki tylko miał szansę do nich dobiec. Co opłaciło się przy piłce meczowej. Tomek obronił się resztkami sił, a Gea fatalnie spudłował łatwego smecza, który powinien dać mu wyrównanie w tie-breaku. I Polak awansował dalej.
Przy tym wszystkim świetne było też jego nastawienie – to gość, który lubi krzyknąć po wygranym punkcie, więc robił to. Niosło to… kibiców, bo tych trochę przy korcie było. A ci z kolei nieśli jego. I tak to się kręciło, aż do wygranej.
Podobnie powinno być w półfinale, w którym zmierzy się z innym nierozstawionym zawodnikiem – Learnerem Tienem z USA. Paradoksalnie może to być jednak dużo groźniejszy przeciwnik, bo Amerykanin ogrywa się od jakiegoś czasu w turniejach zawodowych i choć w grudniu skończył 17 lat, to już jest na 770. miejscu w rankingu ATP. W zeszłym roku – za sprawą dzikiej karty – zadebiutował nawet w drabince głównej US Open i urwał seta 36. na świecie Miomirowi Kecmanoviciowi.
Potencjał ma więc spory, a dla Tomka będzie sporym wyzwaniem. Ale patrząc na to, jak Polak podchodzi do meczów, to pewnie tylko dodatkowo go zmobilizuje.
Wyniki:
Weronika Ewald – Ranah Akua Stoiber 3:6, 3:6
Tomasz Berkieta – Arthur Gea 3:6, 6:2, 7:6(8)
Fot. 400mm/Piotr Kucza