Skoro w 1/8 finału Australian Open Jan Zieliński i jego partner Hugo Nys wyeliminowali prawdopodobnie najlepszą parę świata, siłą rzeczy musieli być faworytami w starciu z Arthurem Rinderknechem i Benjamin Bonzim. I faktycznie, Polsko-monakijski debel ograł rywali w ćwierćfinale po jednostronnym meczu 6:1, 6:4. Jego popisy z trybun obserwowali m.in. trener Jaśka Mariusz Fyrstenberg i zwycięzca z Melbourne z 2014 roku Łukasz Kubot.
Patrząc na to, jak grają tu Zielu i Nys, można mieć nadzieję, że pójdą w ślady Kubota i partnerującego mu 9 lat temu Roberta Lindstedta. Dziś ich przewaga nad rywalami była na tyle duża, że największą frajdę w tym spotkaniu kibice mieli podczas… prawie półtoragodzinnej przerwy spowodowanej deszczem. W tym czasie kilkukrotnie uskutecznili meksykańską falę, oklaskiwali ludzi osuszających kort jakby byli największymi gwiazdami turnieju, i… śpiewali. Nastoletni chłopak zarzucał fragmenty miejscowego popowego hitu, a siedzące po przeciwległej stronie kortu dziewczęta odpowiadały mu refrenem piosenki.
Sporo działo się nie tylko na trybunach, ale i wokół kortu numer 3, który położony jest kilkadziesiąt metrów od jednego z głównych wejść na turniej. Przez to nawet gdy widownia milknie oglądając tenisistów w akcji, i tak słychać cały czas ludzi snujących się pod tym niewielkim obiektem. Jak choćby dzieciaki grające w tenisa i cieszące się z każdej odbitej piłki. Były naprawdę blisko, wystarczy napisać, że tę fotkę zrobiłem z… ostatniego rzędu trybun.
Patrząc na popisy Polaka i Monakijczyka nawet przez chwilę nie miałem wątpliwości, kto zagra w półfinale. Także kilkunastu “Biało-Czerwonych” kibiców było przekonanych o tym, że ich rodak awansuje. Przez cały mecz głośno wspierali Zielińskiego i Nysa traktując go jak swojego. W sumie to zrozumiałe, przecież wiecie jak wygląda flaga Monaco!
“Janek, Hugo!”, “Zielu, Nysu!” niosło się po trybunach, a warszawianin i jego partner nie zawiedli. Półfinał Australian Open oznacza, że Jasiek wyrównał osiągniecie trenera Fyrstenberga z 2006 roku. Miejmy nadzieję, że za kilkadziesiąt godzin Mariusz będzie mógł powiedzieć mu “stary, cieszę się, że pobiłeś mój najlepszy wynik z Melbourne!”.
KAMIL GAPIŃSKI Z MELBOURNE
Fot. Newspix.pl, Kamil Gapiński