Reklama

Hiszpan z trzeciej ligi? Coraz rzadziej do Ekstraklasy. “Zatarły się różnice finansowe”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 stycznia 2023, 13:51 • 11 min czytania 24 komentarzy

Od mniej więcej dekady trwa w naszej lidze moda na Hiszpanów, ale nie idzie ona jednym torem. W ostatnim czasie profil zawodników trafiających z tego kraju do Polski wyraźnie zaczyna się zmieniać i to raczej na lepsze. Nazwiska, które zaczynały u nas tworzyć trend na hiszpańskich piłkarzy, dziś mogłyby mieć problem, żeby od razu trafić do Ekstraklasy. Poprzeczka dotycząca wyjściowych oczekiwań jest zawieszona coraz wyżej, a wybór staje się coraz większy.

Hiszpan z trzeciej ligi? Coraz rzadziej do Ekstraklasy. “Zatarły się różnice finansowe”

 – Teraz każdy patrzy na to, żeby CV było bogate i zawierało przynajmniej sezony w La Liga2, a jeśli przy okazji jest przynajmniej parę występów w Primera Division, to tym lepiej, wielki bonus – przyznaje mieszkający w Valladolid dziennikarz Eleven Sports, Daniel Sobis, który wcześniej pośredniczył przy transferach do Polski kilku Hiszpanów i dobrze zna tamtejszy rynek.

Od jednego Astiza do mody na Hiszpanów

Jeszcze w rundzie jesiennej 2011 jedynym Hiszpanem w Ekstraklasie był Inaki Astiz. Zimą dołączył do niego Nacho Novo, pozyskany zresztą prosto z La Liga (Rayo Vallecano). Okazał się dużym rozczarowaniem i szybko opuścił Łazienkowską. Historie jego, Inakiego Descargi i sprowadzonego kilka miesięcy później do Polonii Warszawa Isidoro utrwaliły przekonanie, że Hiszpan z dobrym CV raczej się nad Wisłą nie sprawdzi, bo przyjdzie tu nasycony i bez większych ambicji – w przeciwieństwie do głodnych sukcesu Hiszpanów trzecioligowych.

W międzyczasie furorę na ekstraklasowych boiskach zaczęli robić Dani Quintana i Ruben Jurado, którzy w swojej ojczyźnie nie wyszli poza trzeci poziom rozgrywkowy. W lutym 2014 do Piasta zawitał Gerard Badia i też świetnie się odnalazł. To mniej więcej w tamtym okresie zasiane zostało przekonanie w naszych klubach, że warto sprowadzać mniej znanych Hiszpanów. Nie od razu przekładało się to na liczby. Prym Słowaków nadal był niepodważalny. W sezonie 2015/16 zagrało ich w Ekstraklasie dwudziestu dziewięciu, podczas gdy zawodników z Hiszpanii ledwie czterech.

Z czasem nadeszła druga fala. Airam Cabrera, Miguel Palanca, Pol Llonch, Javi Hernandez – oni wszyscy dodali lidze kolorytu. Z kolei historie Sisiego czy Armiche znów potwierdzały, że przeważnie ci z ciekawszą przyszłością na polskim gruncie się nie odnajdą.

Reklama

Prawdziwy boom nastąpił w sezonie 2017/18. Liczba Hiszpanów w Ekstraklasie zwiększyła się do szesnastu i po raz pierwszy pod względem ilościowym znaleźli się oni na podium wśród zatrudnionych obcokrajowców. Duży wpływ miały na to działania Wisły Kraków, która zakontraktowała Carlitosa (kolejny piłkarz, który nawet nie zadebiutował w La Liga2) i Jesusa Imaza. Do tego w beniaminku z Zabrza szalał Igor Angulo.

Hiszpanie zdystansowali Słowaków

Każdy chciał mieć swojego Hiszpana. W następnym sezonie było ich już dwudziestu trzech, co oznaczało liczbowe zdystansowanie Słowaków (21) i zajęcie pozycji lidera w gronie stranierich. Niezmiennie dominowali zawodnicy przychodzący z tamtejszej trzeciej ligi, choć coraz częściej zdarzały się przypadki, gdy pojawiali się u nas piłkarze dopiero co występujący w Segunda Division (Iker Guarrotxena, Juan Camara, Borja Fernandez). Niektórzy z nich mieli nawet epizody w La Liga.

Nadal jednak najbardziej na wyobraźnię działały historie tych kompletnie nieznanych. Jorge Felix i Jesus Jimenez potrzebowali trochę czasu, ale jak już się rozkręcili, byli gwiazdami Ekstraklasy. Obaj u siebie nie przebili się do La Liga2. Ba, Jimenez zaliczył raptem jeden sezon trzecioligowy, wcześniej błąkał się jeszcze niżej. Z kolei Dani Ramirez w ojczyźnie prawie zakończył karierę i dopiero danie sobie ostatniej szansy w Stomilu Olsztyn zapoczątkowało jego odrodzenie, które poprzez ŁKS doprowadziło go do Lecha Poznań.

Jeszcze latem 2018 kluby Ekstraklasy wzięły z trzeciej ligi hiszpańskiej aż siedmiu zawodników, z czego trzech bez choćby epizodu na drugim poziomie rozgrywkowym. Poza Jimenezem i Felixem był w tym gronie Elady Zorilla. Po zaledwie dwóch występach w Cracovii wrócił do kraju. Oficjalnie z powodów rodzinnych. Wyszło mu to na dobre, bo najpierw świetnie odnalazł się w Cartagenie, z którą po dwóch latach awansował do Segunda Division, a obecnie na tym samym szczeblu jest ważną postacią Tenerife.

Ostatnio jednak coś zaczęło się zmieniać. Przed tym sezonem jedynym Hiszpanem zjawiającym się w Polsce, który dopiero co występował u siebie na trzecim froncie był Jordi Sanchez. A i tu w zasadzie trzeba byłoby stwierdzić, że zdecydował się na Widzew kosztem La Liga2, bo wywalczył awans z Albacete, będąc bohaterem fazy barażowej (gole z Rayo Majadahonda i Deportivo La Coruna).

Reklama

Jordi Sanchez: Doping na polskich stadionach jest fenomenalny

Teraz częściej z La Liga2 niż z III ligi

Prosto z drugiej ligi hiszpańskiej przyszli Davo, Matias Nahuel i Koldo Obieta. Tej zimy zakontraktowani zostali już Nono do Korony Kielce i Berto Cayarga do Radomiaka. Obaj jesienią byli bez klubu, ale wcześniej dużo pograli w Segunda Division, Nono prawie dobił do dwustu meczów. Cayarga uprzednio zgodził się na wielotygodniowe testy. Dopiero co Alex Lopez, będący w ubiegłym sezonie podstawowym piłkarzem CD Mirandes, bez powodzenia starał się o angaż w Miedzi Legnica.

Od pewnego czasu nawet mniejsze polskie kluby są w stanie wyciągać piłkarzy bezpośrednio z drugiej ligi hiszpańskiej. Dotyczy to nawet pierwszoligowców. Miedź rok przed awansem pozyskała Carlosa Julio Martineza i akurat facet szału nie zrobił. Pomógł w awansie, ale w Ekstraklasie należał do najsłabszych prawych obrońców w całej stawce i znalazł się na liście transferowej. Wisła latem sprowadziła z UD Ibiza Angela Rodado, który przed odejściem wystąpił w końcówce 1. kolejki La Liga2. David Junca i Alex Mula, którzy związali się z “Białą Gwiazdą” w ostatnich dniach, jeszcze w tamtym sezonie biegali po boiskach Segunda Division. Oczywiście tutaj zapewne spore znaczenie miały kontakty Kiko Ramireza, ale fakt jest faktem: coraz więcej polskich klubów sięga w Hiszpanii coraz wyżej.

 – Od czasów pandemii trochę zmieniła się perspektywa. Decydujący jest oczywiście aspekt finansowy. W tym kontekście rynek hiszpański został bardzo mocno dotknięty. Ruch transferowy osłabł. Jednocześnie oczekiwania polskich klubów związane z Hiszpanami wzrosły. Jako pewien przełom można traktować przyjście Iviego Lopeza, który miał nieodległą przeszłość w Primera Division, gola z Realem Madryt na Bernabeu i tak dalej. To działało na wyobraźnię. Swoje przed przyjściem do Polski pograli też na przykład Jesus Imaz czy Marc Gual. Zauważmy, że ci piłkarze nie przychodzili wypaleni, tylko w sile wieku. To nie byli pozbawieni większych ambicji 30-kilkulatkowie. Oni chcieli się w Polsce pokazać – tłumaczy Sobis.

 – Ivi Lopez to przypadek wyjątkowy, choć niektórzy i tak uważają go za Hiszpana z niższych lig. Marquitos przychodząc do nas miał 67 meczów w Primera Division i 185 w Segunda, ale między transferem do Miedzi a występami na najwyższym poziomie było pięć lat odstępu. Ivi zjawił się w Rakowie po niecałych dwóch latach od ostatnich meczów w La Liga. Sezon wcześniej był tam podstawowym piłkarzem Levante – zauważa Marek Ubych, dyrektor sportowy Miedzi Legnica, która od dawna sprowadza piłkarzy z Hiszpanii.

W Polsce mogą być gwiazdami

Sobis w 2019 roku mówił u nas, że jeśli Hiszpan ma ofertę z Ekstraklasy i Segunda Division, to zawsze wybierze tę drugą. Dziś już tak kategoryczny w tej kwestii nie jest.

 – Ekstraklasa stała się atrakcyjna finansowo nawet dla zawodników grających dość regularnie w Segunda Division, ale raczej nie dla tych wyróżniających się. Tutaj wciąż uważam, że ktoś mający plac w klubie bijącym się o awans tylko w jakichś wyjątkowych okolicznościach byłby do wyciągnięcia przez polski klub, nawet jeśli miałby więcej zarabiać. Aczkolwiek nie jest to niemożliwe. Zdarzają się przypadki piłkarzy na zakrętach, z różnymi przebojami życiowymi, których łatwiej namówić do wyjazdu – analizuje.

Marek Ubych: – Moim zdaniem rynek polski wcale nie stał się atrakcyjniejszy finansowo dla Hiszpanów. Stał się za to ciekawszy sportowo właśnie ze względu na przykłady Carlitosa czy Jesusa Jimeneza, o których mówiliśmy. Tutaj mogą być kimś, mają szansę walczyć o najwyższe cele, a u siebie byliby jednymi z wielu. Miedź i parę innych klubów Ekstraklasy nie płaci więcej niż ekipy z La Liga2. Piłkarze stamtąd jednak do nas przychodzą, żeby błyszczeć i się wypromować, żeby być nowym Carlitosem czy Jimenezem. Są też zawodnicy, którzy rozumieją, że z racji swojego wieku raczej już nie przebiją się z Segunda do Primera Division, albo po prostu zdają sobie sprawę, że nie są wystarczająco dobrzy na ten poziom. Dla nich droga do wielkich pieniędzy w Turcji czy MLS może prowadzić przez Polskę. Mamy takie success stories.

Daniel Sobis: – Wiele zależy od tego, o jakim klubie mówimy – i to w obie strony. Patrząc na zeszły sezon: Fuenlabrada czy Amorebieta to zdecydowanie nie to samo co Las Palmas, Tenerife i Eibar. U nas także ten rozrzut jest spory. Czołowe kluby Ekstraklasy są w stanie wyłożyć spore pieniądze i takim argumentem można zawodnika przekonać, pod warunkiem, że nie ma on ofert z czołówki Segunda Division. To musi być jednak wyraźna przebitka względem tego, co może dostać u siebie. 

 – Weźmy taki klub jak UD Ibiza. Półtora roku temu wszedł do Segunda Division i choć teraz zamyka tabelę, to można powiedzieć, że już trochę na drugim froncie okrzepł i ustabilizował swoją pozycję. Po jakimś czasie okazywało się, że niektórzy zawodnicy na drugą ligę nie wystarczają i potrzeba czegoś lepszego. Normalna sprawa u każdego beniaminka. Dla takich piłkarzy Polska była super kierunkiem, bo oznaczała skok finansowy i możliwość pokazania się na zupełnie nowych rynkach. Polskie kluby znają dobrze historie Hiszpanów, którzy się u nas wybili i tak samo znają je hiszpańscy agenci. Carlitos przychodząc z Aldense do Wisły Kraków nie mógł tam zarabiać więcej niż 2 tys. euro miesięcznie. Jimenez pewnie dostawał jeszcze mniej jako debiutant w trzeciej lidze. Takie historie nie przechodzą bez echa – zaznacza Ubych.

 

Coraz lepszy skauting

Sobis widzi jeszcze jeden powód, dla którego trzecioligowym Hiszpanom coraz trudniej o zatrudnienie w Ekstraklasie. – Polskie kluby wyraźnie poszły do przodu i sprofesjonalizowały się w temacie skautingu. Praktycznie każdy klub Ekstraklasy ma skauta na Hiszpanię i, najczęściej, przy okazji na Portugalię. Dzięki temu znacznie mniej zawodników przychodzi do nas incognito.

 – Nasi ligowcy coraz rzadziej bazują na czyichś poleceniach z Hiszpanii. Często już sami wysyłają tam skautów i dobrze się orientują na rynku – potwierdza Marek Ubych.

Zdaniem Sobisa nie powinno to jednak oznaczać całkowitego zamknięcia się na kierunki modne kilka lat temu. – Nie skreślałbym transferów hiszpańskich trzecioligowców na wzór Jesusa Jimeneza do Górnika Zabrze. Jeżeli klub ma tam dobry dział skautingu, zyskuje duże pole manewru. Po pierwsze – z tego poziomu bardzo łatwo wyciągnąć zawodnika do Ekstraklasy. Po drugie – finansowo nie trzeba byłoby się naginać i zbliżać do granicy swoich możliwości. Po trzecie – tacy zawodnicy nadal są najbardziej zmotywowani, żeby się pokazać, perspektywa zdobycia mistrzostwa czy zaprezentowania się w europejskich pucharach to dodatkowy wabik. Spodziewam się, że transfery z Segunda B nie ustaną, ale będą dotyczyły klubów, które albo nie są w stanie wydać więcej na kogoś z La Liga2, albo mają bardzo rozwinięty skauting i lubią wyciągać perełki – mówi autor programu “Sobis Habla” na YouTube.

Trochę inną perspektywę ma Marek Ubych. – Nowy trend jest widoczny, ale może wynikać również z tego, że czasami koszt pozyskania Hiszpana z drugiej ligi jest taki sam jak z trzeciej ligi, więc bierze się tego pierwszego. Lepiej to wygląda, do tego jest dokładniej zweryfikowany i to na tle mocniejszych rywali. Zatarła się różnica finansowa między drugą a trzecią ligą hiszpańską. Kilka lat temu jeszcze była ona widoczna. Po reformie Segunda B ma już tylko dwie grupy zamiast czterech, te rozgrywki stały się mocniejsze. Są na trzecim poziomie kluby, które płacą więcej niż zespoły z La Liga2. To już nie jest tak, że wchodzisz tam i bierzesz, kogo chcesz – tłumaczy.

Coraz trudniej znaleźć jednak pozytywne przykłady. Ostatnimi “stuprocentowo” trzecioligowymi Hiszpanami zatrudnionymi w Ekstraklasie byli Alberto Toril i Miguel Munoz w Piaście Gliwice oraz Alex Serrano i Ruben Lobato w Górniku Łęczna. Żaden z nich nie okazał się wzmocnieniem, a Munoz i Lobato rzadko w ogóle dostawali szansę. Rzecz jasna zapewnienie sobie usług kogoś, kto dopiero co regularnie grał w La Liga2 też jeszcze niczego nie gwarantuje. W Miedzi wiedzą o tym po historiach z Franem Cruzem czy wspomnianym Martinezem. W Śląsku niezmiennie olbrzymim rozczarowaniem jest Caye Quintana, który przychodził jako podstawowy zawodnik Malagi.

Kiedy transfery prosto z La Liga?

Tak czy siak, w Hiszpanii zaczęliśmy patrzeć wyżej. Pytanie, czy w najbliższej przyszłości realne staną się transfery prosto z Primera Division i to zawodników w optymalnym wieku, nie po trzydziestce.

 – Czy jesteśmy na to gotowi? Nie wiem, może o dwóch klubach w lidze moglibyśmy tak powiedzieć, ale to musiałby być wielki projekt, obiecana gra w Lidze Mistrzów, odpowiednio wysoka gaża. Na tę chwilę tego nie widzę, nawet jeśli chodzi o piłkarzy z trzeciego i czwartego szeregu Primera Division. Ewentualnie może to dotyczyć nieco starszych zawodników z drużyny rezerw, którzy parę razy liznęli poziomu La Liga, ale na pewno nie tych młodszych, mających nadzieję, że się przebiją i pokażą. Hiszpańska ekstraklasa bywa nieobliczalna. Ktoś niespodziewanie dostanie szansę, wykorzysta ją i nagle znajduje się na ustach wszystkich – uważa Daniel Sobis.

Co na to Marek Ubych? – Przepaść finansowa między Primera Division a Ekstraklasą wciąż jest olbrzymia. Tylko Raków, Lech i ewentualnie Legia – po zejściu z kilku kontraktów – mogą szukać wśród piłkarzy, którzy faktycznie tu i teraz funkcjonują w hiszpańskiej elicie. Poza finansami mogą kusić europejskimi pucharami. Myślę, że Raków już dziś może traktować takie próby jako realne. Dla innych osiągalne jest wyciąganie zawodników, którzy raczej występują w rezerwach, ale splot różnych okoliczności sprawiał, że niedawno zagrali kilka meczów w La Liga. Latem jeden z klubów mógł wyciągnąć stopera Betisu, który w ostatnim sezonie zaliczył ekstraklasowy epizod i nawet strzelił gola. My też mieliśmy takie możliwości, ale chodziło bardziej o wypożyczenia i ogrywanie piłkarzy dla kogoś.

Pewne próby są już podejmowane. Dopiero co media pisały o zainteresowaniu Rakowa 24-letnim Jonem Morcillo, który w tym sezonie rozegrał dla Athletiku Bilbao osiem meczów w elicie, a ogółem w barwach baskijskiej ekipy wystąpił 51 razy. Tym razem chyba jeszcze się nie uda, podobno chłopak nie chce zmieniać otoczenia i zamierza dalej walczyć o skład.

Może za pół roku czy rok będzie inaczej i dojdzie do kolejnego przełomu. Najważniejsze, żeby były to ruchy przemyślane i Ekstraklasa zyskiwała na nich w wymiarze czysto boiskowym. Jedno jest pewne: moda na Hiszpanów prędko się u nas nie skończy, bo zwyczajnie nie ma ku temu podstaw.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”

Kamil Warzocha
3
Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”
Moto

Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Błażej Gołębiewski
3
Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”

Kamil Warzocha
3
Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”

Komentarze

24 komentarzy

Loading...