To, że Lechia poszukuje dyrektora sportowego, było wiadomo od dawna, bo klub sam to ogłosił. Natomiast chyba nikt – albo przynajmniej mało kto – spodziewał się, że wybór padnie na Łukasza Smolarowa, który pracował tam wcześniej jako asystent. A jednak. I jest to szansa i dla Lechii, i dla Smolarowa.
Mówiło się, iż Smolarow chce pójść na swoje, nie być już „tylko” asystentem Piotra Stokowca. Panowie przeszli wspólnie długą drogę, pracowali ze sobą od ponad 10 lat, poznawali gorycze i słodycze Ekstraklasy w Polonii, Zagłębiu, Jagiellonii i Lechii właśnie. Nie był to duet trenerski na zasadzie równorzędności jak Lagerback i Soederberg, ale Smolarow w układance Stokowca znaczył naprawdę dużo, na niektóre konferencje okołomeczowe – szczególnie w końcowkach sezonów – przychodził właśnie on. Niemniej można było sądzić, że Smolarow po prostu będzie pracował na własny rachunek, przejmie zespół choćby w niższej lidze i tak wyrobi sobie nazwisko.
No bo umiejętności ma. Nawet jeśli Sławomir Peszko walił w Stokowca jak w bęben, mówiąc, że nie poznał drugiego tak fałszywego człowieka, to jednocześnie zaznaczał, iż treningi ze Smolarowem były na porządnym poziomie. Szczerze mówiąc, chętnie byśmy zobaczyli, jak Smolarow wypada w roli jedynki, natomiast przejście w gabinety na dyrektora sportowego też jest ciekawe.
Po pierwsze dla Lechii. Jest to klub z nieokreśloną polityką transferową, dość powiedzieć, że przez długi czas biało-zieloni funkcjonowali bez sensownego prawego obrońcy, wystawiając na tej pozycji napastnika, pomocnika albo stopera, byle nie prawego obrońcę, jak logika przykazała. Tak się drużyny nie buduje. Ponadto Lechią rządziły mody – jeśli coś wyszło raz, próbowano drugi i trzeci, ale już bez większego efektu. Tobers się – powiedzmy – całkiem sprawdził? To jeszcze dobierzmy Musolitina. Nieźle grał Terrazzino? A to sprawdźmy jeszcze Clemensa. I tak dalej, i tak dalej.
Nie było w tym więc wielkiego planu. Oczywiście jakby zapytać w klubie, to by powiedzieli, że mają listy skautingowe, punkty A, B, C i tak dalej, ale prawda jest inna. To była prowizorka, o czym świadczy stagnacja sportowa klubu. Smolarow będzie miał okazję to poukładać.
No i właśnie po drugie, dlaczego jesteśmy ciekawi tej przygody: jeśli Smolarowowi się – odpukać – nie powiedzie, to przylgnie do niego nieciekawa łatka. Trochę asystent, trochę ekspert w telewizji, trochę dyrektor sportowy, a więc trochę nie wiadomo do końca kto. Nie ma wątpliwości, że to jest skok na głęboką wodę.
Tym bardziej w Polsce, gdzie ta posada jest wciąż (choć to się zmienia) mniej doceniana nawet niż trenerska. Jak pójdzie Smolarowowi zależeć będzie w dużej mierze od Lechii – jak władze klubu podejdą do jego pracy, czy facet dostanie rzeczywistą władzę i wpływ, czy też zostanie podjęta próba zrobienia z niego paprotki. Gdy tę fuchę przejmował zdegradowany Piotr Nowak, tak właśnie było, posada istniała czysto teoretycznie. Oczywiście teraz moment jest inny, Smolarow nie idzie tam na banicję, no ale należy mieć z tyłu głowy, że w Lechii nie takie pomysły mieli.
Natomiast byłoby dobrze, gdyby Lechia dała dyrektorowi faktyczną szansę, bo to jest szansa również dla niej. Trzeba poukładać ten zespół i wyrwać go z zapaści, w jakiej się znalazł – niedawno były trofea, a teraz nikt o zdrowych zmysłach nie sądzi, że gablota będzie zapełniana. Smolarow ma okazję wrócić to na odpowiednie tory, tyle że to nie stanie się od razu.
Życzymy zatem cierpliwości obu stronom.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kovacević, Lopez, Tudor – Raków umie zatrzymać swoje gwiazdy
- Papszun: Reprezentacja Polski? Byłbym gotowy [WYWIAD]
Fot. Newspix