Kolejny, przedostatni już przystanek na naszej trasie podsumowującej występy polskich piłkarzy w 2022 roku. “Środkowi pomocnicy” to w zasadzie kategoria podwójna, gdyż – w dużym uproszczeniu, pamiętając, że to dość płynny podział – bierzemy tu pod uwagę zarówno szóstki, jak i ósemki (choć nie wszystkie), więc w teorii wybór powinien być spory. I w sumie jest, ale problem pojawia się wtedy, gdy musimy zająć się poziomem tej wyrównanej rywalizacji.
Zresztą – niedawno był mundial, który wyraźnie uwypuklił nasze problemy w centralnej części boiska. O ofensywnych pomocnikach już pisaliśmy i o ile w przypadku Piotra Zielińskiego rozgrzeszający ton był – przynajmniej naszym zdaniem – na miejscu, o tyle w przypadku piłkarzy ustawionych nieco niżej trudno się o niego pokusić. Oczywiście można próbować, pokazał to choćby Czesław Michniewicz, który mówił o “fantastycznym Krychowiaku” w kontekście dwóch pierwszych spotkań w Katarze, ale wrzucamy to do koszyka z podpisem “odklejki byłego selekcjonera”. Jednak Krystian Bielik wypadł jeszcze gorzej – można powiedzieć, że zaplątał się w pelerynę superbohatera-zbawcy, w którą chętnie go ubieraliśmy. W Katarze byli też Damian Szymański i Szymon Żurkowski, w których trudno było widzieć rozwiązanie naszych problemów – pierwszy dostał niecałe pół godziny z Argentyną, drugi nie zagrał wcale.
Najlepsi polscy środkowi pomocnicy 2022 – ranking
A wcześniej Michniewicz powoływał także Jakuba Modera, Jacka Góralskiego, Mateusza Klicha, Karola Linettego, Mateusza Łęgowskiego i Jakuba Piotrowskiego, ale dwóch pierwszych wyeliminowały problemy zdrowotne, do pozostałej czwórki selekcjoner miał jeszcze mniejsze przekonanie niż do Szymańskiego i Żurkowskiego, a inne opcje (przede wszystkim “krajowe” w postaci Dąbrowskiego i Murawskiego) zostały przez niego zignorowane.
I co z tym zrobić? Przede wszystkim pierwsza sprawa jest taka, że w naszych oczach nikt nie zasłużył na klasę B. Pewniakiem byłby do niej Moder, gdyby nie cholerna kontuzja, przez którą stracił większość miesięcy, no i mundial, przez co do dzisiaj odczuwamy tzw. ból dupy (pozostawałoby rozstrzygnąć, czy klasyfikujemy go tutaj, czy razem z ofensywnymi pomocnikami). Sporą szansę miałby Klich, ale cóż – czas nie działa na jego korzyść. Najpierw gdzieś uleciał czar “żelaznego żołnierza” Marcelo Bielsy i to chyba jeszcze przed tym, jak Argentyńczyka pogoniono z Leeds United. Początkowo Polak utrzymywał miejsce w podstawowym składzie, ale po wywalczeniu utrzymania w końcówce sezonu i w nowym rozdaniu jest rezerwowym (213 minut w Premier League w tym sezonie), który zapewne za chwilę wyfrunie na fajny kontrakt do MLS. Reprezentacją sobie też nie pomógł – ze Szwecją nie mógł zagrać przez kartki, ale później dostał 100 minut w trzech meczach i nie przekonał. Po wiośnie innym graczem blisko kategorii “B” był Żurkowski, ale świetny czas w Empoli został przykryty przez ławkę po powrocie do Fiorentiny. W przypadku innych szanse też były, ale już mniejsze, potrzebny byłby np. przekonujący mundial. No a wiemy, jak było.
Ostatecznie naszą jedynką za ten rok został Mateusz Klich, który jako jedyny z branych pod uwagę piłkarzy był przez ostatnie 12 miesięcy uczestnikiem zabawy pod tytułem wielka piłka (wiosną jako podstawowy zawodnik, jesienią wchodząc z ławki). Nie docenił tego Czesław Michniewicz, jego prawo, ale nie będziemy tu szarżować z dodatkowymi za sam słaby/przeciętny udział w mundialu. Za nim Krystian Bielik, który w końcu zaliczył solidną liczbę występów na poziomie Championship (choć problemy ze zdrowiem i tak miewał) i nierzadko wyglądał, jak poważny kandydat do dołączenia do zabawy, o której wspominaliśmy przed chwilą. Dalej Żurkowski (bardzo dobra wiosna w Serie A, jesień – wiadomo, mógł pomarzyć nawet o statusie Klicha w Leeds), Piotrowski, który wybrał nieoczywisty kierunek, ale w Łudogorcu bronił się na poziomie Ligi Europy (choćby w meczach z Romą czy Betisem), a piątkę zamyka Grzegorz Krychowiak, który na niwie klubowej coraz mocniej oddala się od centrum wydarzeń, a w kadrze – idąc w eufemizmy – nie starzeje się jak wino (choć za zmianę ze Szwecją szacuneczek).
Druga piątka? Damian Szymański, który utrzymuje się na poziomie dobrego greckiego klubu (choć ostatni sezon AEK skończył poza pucharami). Damian Dąbrowski, który jest liderem Pogoni Szczecin i był kandydatem do gry w kadrze (Michniewiczowi nie podobał się jednak na nieco wyższym poziomie, czyli w trakcie dwumeczu z Brondby). Radosław Murawski, który może i wiosną nie był pierwszoplanową Lecha w walce o mistrzostwo, ale raz, że dołożył swoją cegłę, a dwa, że jesienią już się taką ważną postacią stał, zaliczając dobre występy choćby w Lidze Konferencji. Karol Linetty, który wiosną zaliczał tylko epizody w Torino, a jesienią nawet jeśli nie do końca przekonywał, to przynajmniej grał. No i Kacper Kozłowski, dla którego ostatni rok, był czasem zderzania się z zagraniczną piłką. Na razie trudno powiedzieć, by młody piłkarz wychodził z tego bez szwanku, bo w Brighton zagrał tylko w młodzieżowej drużynie, na wypożyczeniu w Belgii jedynie dwa razy wystąpił od 1. minuty, ale jesienią w Holandii miał już obiecujące momenty i przede wszystkim gra. O miejsce w dziesiątce rywalizował głównie z ligowcami (Łakomym, Wlazłą czy Furmanem). Tytułem uzupełnienia – wspomnianego Modera, ale też Góralskiego nie uwzględniliśmy przez stracony czas. Ciekawe opcje mogliby stanowić Łukasz Poręba czy Krzysztof Kubica, ale po wyjeździe z ligi mają problemy, by odnaleźć się na poziomie Ligue 1 i Serie B.
Więcej o polskich piłkarzach: