Nie da się ukryć, że Rafał Gikiewicz lubi sobie pogadać. Czasem jest to fajne, bo nie ma co go kreować na kogoś bezrozumnego, a czasem niesmaczne, jak wtedy, gdy wpycha się do reprezentacji albo krytykuje innych piłkarzy. Proporcje kiedy jest fajnie, a kiedy już nie jest fajnie, niech każdy sobie ustali według własnego gustu. Natomiast ostatnich medialnych popisów Gikiewicza niestety nie da się obronić. I już nie jest niesmacznie, tylko zwyczajnie skrajnie głupio.
Bramkarz w wywiadzie udzielonemu Spox and Goal wspominał czasy, kiedy zamieniał Śląsk na Eintracht Brunszwik. Mogła to być wesoła opowieść o tym jak – nikt mu tego nie odbierze – golkiper wymiksował się z polskiego futbolu i przeniósł do zdecydowanie lepszego, niemieckiego, gdzie radzi sobie przecież więcej niż porządnie.
Ale nie u Gikiewicza, bo on powiedział tak: – Spotkałem się z prezydentem Śląska i przeobraziłem się w aktora. Mówiłem: „Nasze dziecko ma dopiero rok, ale moja żona jest już w depresji, przechodzimy bardzo trudny okres i jeśli będę musiał tu zostać, prawdopodobnie stracę żonę i dziecko”. Uroniłem nawet kilka łez.
Ręce opadają. Depresja zabiera z tego świata 3800 osób dziennie, a w skali roku – ponad milion. Jest to poważna choroba, której nie wolno lekceważyć, bo może zaprowadzić człowieka na skraj, gdzie czeka coś tak strasznego jak samobójstwo. Wydaje się, że wszyscy rozsądni ludzie o tym wiedzą, to już nie są czasy, kiedy depresję wręcz wykpiwano, „lecząc” ją złotymi radami typu „weź się w garść, nie mazgaj się”. Niebywałym ignorantem trzeba być, żeby tego nie zauważać i nie rozumieć.
No i na to wszystko wychodzi Gikiewicz, który de facto mówi: A wiecie co?! Poszedłem do prezesa Śląska i udawałem, że moja żona ma depresję! Haha! Nawet się popłakałem, rozumiecie jaki jestem spryciarz?! A prezes to kupił i mogłem odejść. Hahaha!
Z jakichś powodów Gikiewicz nie udawał, bo tak trzeba rozumieć zdanie „przeobraziłem się w aktora”, że jego żona ma raka. Ciekawe dlaczego – czy może dlatego, że Gikiewicz nowotwór uważa za poważną chorobę, bo go widać, a depresji nie, bo – bywa i tak – można jej nie dostrzec? Chyba mamy prawo do takich rozważań, skoro Gikiewicz wykazuje niebywałe pokłady ignoranctwa, nawijając o depresji swojej żony, jakby mówił w szkole nauczycielce, że pracę domową zjadł mu pies.
I jeszcze z jaką dumą… Taki ze mnie aktor, przekonałem kogoś, że żona ma depresję i mogłem zmienić klub.
Weź się, Rafał, nad sobą zastanów. Nie czytałeś nigdy o historii Roberta Enke, twojego kolegi po fachu, który mógłby teraz na przykład recenzować twoją grę jako ekspert, ale tego nie zrobi. Wiesz czemu? Ponieważ popełnił samobójstwo, do którego pchnęła go depresja. Gdy to zrobił, był od ciebie ledwie trzy lata młodszy. A ty, wydawało się, dorosły facet chodzisz do mediów i radośnie opowiadasz, że w Polsce nabrałeś prezesa na depresję swojej żony.
Żeby to był już koniec… Niestety – Gikiewicz zabrał jeszcze głos na Twitterze. Wrzucił coś takiego:
Przyjmijmy, że pisze w swoim imieniu, chociaż dodał cudzysłów. Może jego role aktorskie go tak wykończyły, że nie wie, kim jest. Niemniej czytając te zdania należy zapytać, czy Gikiewicz właśnie nie przyznał, że jego żona naprawdę miała depresję, a on poszedł do prezesa i musiał udawać żal z tego powodu? Co to w ogóle jest…
Rafał, mamy radę. Poudawaj, że odcięli ci internet.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Papszun: Nie chcę uczestniczyć w jakichś medialnych grach
- Trela: Słabość polskich sztabów. Dlaczego warto rozmawiać nie tylko o selekcjonerze
- Hervé Renard polecany PZPN na stanowisko selekcjonera
Fot. Newspix