Reklama

Trela: Sceny na całe życie, czyli najzwyklejszy mundial w historii

Michał Trela

Autor:Michał Trela

19 grudnia 2022, 13:52 • 11 min czytania 19 komentarzy

Nie mam narzędzi, by porównać finał Francji z Argentyną z pamiętnymi finałami dziadka, mamy, czy — kiedyś — synów. Tym bardziej nie wiem, czy to był najpiękniejszy mundial w historii. Wystarczy mi, że po latach na samo wspomnienie wolnego Weghorsta, woleja Mbappe czy karnego Kane’a, będę wiedział, gdzie i z kim byłem, co robiłem, jaka była pogoda i jak pachniało powietrze jesienią 2022 roku. Mundiale są od porządkowania wspomnień, a nie od tego, by je układać w rankingi.

Trela: Sceny na całe życie, czyli najzwyklejszy mundial w historii

Podziwiam tych, którzy potrafią w czasie rzeczywistym stwierdzić z pełną mocą, że obejrzeli właśnie najlepszy mundial w historii. Gdy sam łapię się na przebłysku takiej myśli, natychmiast czuję, że brzmię jak Gianni Infantino, czy Sepp Blatter, którzy dokładnie to samo mówią po każdym turnieju, na którym FIFA rekordowo się obłowiła. Kategoria piękna jest zresztą nieostra. Jeśli chodzi o poziom gry, to pewnie prawda. Sport tak szybko się rozwija pod każdym względem, że każdy następny mundial jest lepszy niż rozegrany cztery lata wcześniej. Liczba goli, utożsamiana często z ofensywnym nastawieniem, też nie zawsze mówi o pięknie. Ogłoszono z dumą, że na turnieju w Katarze padło najwięcej bramek w historii mundiali. Ale to brzmi tak efektownie tylko, jeśli się przymknie oko na to, że tak wiele meczów rozgrywa się na mistrzostwach dopiero od 1998 roku. Na tej zasadzie już można ogłosić, że na kolejnym mundialu padnie najwięcej bramek w historii, bo weźmie w nim udział aż 48 zespołów.

SCENY NA CAŁE ŻYCIE, CZYLI NAJZWYKLEJSZY MUNDIAL W HISTORII

TRUDNE PORÓWNANIA

Nie o liczbie bramek trzeba więc rozmawiać, lecz o średniej. A pod tym względem zakończone właśnie mistrzostwa są dopiero na dwunastym miejscu w dziejach. Czy w takim razie najpiękniejszy mundial to ten, który odbył się w 1954 roku i padało w nim przeciętnie ponad pięć bramek na mecz? Oczywiście, że nie, bo zwykle świadczy to o wielkich nierównościach panujących w stawce. A mecze nierównych drużyn rzadko są piękne. Fakt, średnia goli z katarskiego mundialu była najwyższa w erze współczesnej, czyli przy 32-zespołowej stawce. Ale i to da się zrelatywizować. Bo trudno porównywać turnieje bez VAR-u do tych z VAR-em, który wychwytuje wszystkie nieprawidłowości w polach karnych, wpływając na zwiększoną liczbę jedenastek. Poza tym, na żadnym innym turnieju sędziowie nie doliczali aż tak wielu minut. Gdyby wejść w szczegóły i porównywać nie liczbę rozegranych meczów, a rzeczywisty czas spędzony przez drużyny na boisku, pewnie okazałoby się, że wcale nie oglądaliśmy jakiejś bezprecedensowej bramkowej orgii.

BRAK OBIEKTYWNYCH NARZĘDZI

Obiektywnie więc nie ustalimy, czy to, co właśnie widzieliśmy, było najpiękniejszym turniejem w historii. Musimy zdać się na emocje każdego z nas. Mój czas mierzony mundialami sięga do 1998 roku, co się dobrze składa, bo akurat tamten turniej po raz pierwszy napompowany do 32 drużyn można uznać za cezurę oddzielającą mistrzowskie epoki. Oprócz nowej warstwy regulaminowej była też symboliczna, bo po raz pierwszy od 1982 roku w mistrzostwach świata nie wziął udziału Diego Maradona. Zaczynała się era współczesna, na turniej pojechały państwa powstałe po przewrotach politycznych przełomu lat 80. i 90., jak niepodległa Chorwacja, okrojona Jugosławia, wydobyte z ery apartheidu RPA. Tak, 1998 to dobra data, by uznać ją za początek nowego wieku mundiali.

Reklama

1998: NAJLEPSZY MUNDIAL W HISTORII

Mówiąc, że mundial w Katarze był najpiękniejszy w historii, musiałbym uznać, że był piękniejszy od marszu Francji po mistrzostwo świata na własnej ziemi. Od mitu trójkolorowego narodu białych, czarnych i Arabów (slogan “Black-Blanc-Beur”) połączonych w jednej reprezentacji. Od Zinedine’a Zidane’a, który najpierw zawiódł, otrzymując czerwoną kartkę i opuszczając ważną część turnieju, a potem strzelił dwa gole w finale, powalając obrońców tytułu tak, jak teraz Francja została powalona. Od tajemniczej finałowej historii z udziałem Ronaldo. Od bramki Dennisa Bergkampa z Argentyną. A nazywając zakończony właśnie mundial turniejem niespodzianek, odsuwałbym w zapomnienie Chorwację, która, debiutując na światowej scenie kilka lat po najkrwawszej europejskiej wojnie od zakończenia II wojny światowej, zdobyła brązowy medal.

2002: NAJLEPSZY MUNDIAL W HISTORII

Nazywając mundial w Katarze zmierzchem potęg, bo Niemcy odpadli w grupie, dając się pobić Japonii, Belgowie nie wyszli z grupy, a Hiszpanie wcześnie dali się ograć Maroku, musiałbym wyprzeć z pamięci gola Papy Bouby Diopa z meczu otwarcia mistrzostw 2002 Senegalu z Koreą. Ludzie z mojego pokolenia do tamtego momentu nie wiedzieli, że Francja może w ogóle przegrać mecz piłki nożnej. Pierwszy raz widzieliśmy ją w 1998 roku, gdy zwyciężyła we wszystkich siedmiu spotkaniach, a tylko Włosi zdołali ją zmusić do strzelania rzutów karnych. Drugi, gdy na Euro 2000 dała się pokonać tylko w ostatnim grupowym meczu o nic, grając rezerwami, a potem naturalnie sięgnęła po mistrzostwo Europy. Trzeci na wygranym Pucharze Konfederacji 2001, bijąc po drodze Brazylię. Dziecko, które dowiaduje się, że Francja może przegrać z Senegalem i nie wyjść z grupy mundialu, wkrótce przestanie też wierzyć w Świętego Mikołaja. Turniej niespodzianek był wtedy, gdy Turcja, jadąca na turniej po pół wieku przerwy, zdobyła brązowy medal. Wtedy, gdy Korea Południowa, przemilczmy okoliczności, nie wypuściła z grupy Portugalii, a potem pokonała Włochy i Hiszpanię. Wtedy, gdy Argentyńczycy nie wyściubili nosa z grupy, Holandia w ogóle się nie zakwalifikowała, a Senegal dotarł do ćwierćfinału. Czy taki mundial mógł nie być piękny? Czy mundial, na którym pokazał się światu młody Ronaldinho, wrzucając piłkę za kołnierz Davida Seamana, nie mógł być najpiękniejszy? Czy nie dostarczył przeżyć na lata, jak tych związanych z niesamowitym powrotem Ronaldo po serii kontuzji, albo z Oliverem Kahnem, który jednoosobowo wciągnął Niemców do finału, by potem jednoosobowo im go zawalić? Czy mundial w ogóle może nie być piękny, gdy ma się dziesięć lat?

2006: NAJLEPSZY MUNDIAL W HISTORII

Nie mogę z czystym sumieniem stawiać zwieńczenia mundialowej historii Leo Messiego na pierwszym miejscu rankingu przeżyć wszech czasów, nie uwzględniając tego, jak zakończyła się mundialowa historia Zidane’a. Obrazki z Messim uwiecznione w Ad-Dausze pewnie zapadną w pamięć, ale czy bardziej niż te z glacą Zidane’a zatopionej w klatce piersiowej Marco Materazziego? Czy historia o tym, jak Argentyna wreszcie dosięgła triumfu, jest bardziej poruszająca od tej, że w środku największego kryzysu korupcyjnego w historii swojego futbolu, włoska drużyna była w stanie sięgnąć po mistrzostwo świata? Czy mam postawić zwroty akcji na mundialu w Katarze nad dwa ciosy zadane przez Włochów Niemcom w ostatnich minutach półfinałowej dogrywki? Czy historia o tym, jak niemiecki futbol odkrył siebie samego na nowo, przeżywając zupełnie niespodziewaną “letnią bajkę”, ma przyćmiewać sceny, które dziś widzę na ekranie?

2010: NAJLEPSZY MUNDIAL W HISTORII

A dramaturgia 2010 roku, z Hiszpanią, która, podobnie jak dziś Argentyna, zaczęła od porażki, ale zdołała wrócić na dobre tory? Z pierwszym mistrzostwem świata dla tego kraju, z wreszcie pogodzonymi piłkarzami Realu i Barcelony, z być może najgenialniejszym pokoleniem, jakie narodziło się kiedykolwiek jednocześnie w tym samym kraju. No i z Holendrami, którzy doszli do finału po raz pierwszy od lat 70., grając futbol będący zaprzeczeniem ich tożsamości. Z Urugwajczykami, którzy po raz pierwszy nawiązali do pionierskich czasów tej dyscypliny, docierając do decydujących faz. I z Luisem Suarezem, stawiającym ruchomą barierę przed marzeniami całego kontynentu afrykańskiego. No i czy nie był to mundial niespodzianek, skoro finaliści poprzedniego nawet nie wyszli z grupy? Francuzi, pogrążywszy się w skandalu, który wstrząsnął całym krajem, nie tylko jego sportową częścią. Włosi, nie wychodząc z grupy, w której za rywali mieli debiutujących na turnieju Słowaków i niebędący w stanie pokonać Nowej Zelandii. Co Niemcy czy Belgowie z tego roku mogą powiedzieć Włochom z 2010 roku o niespodziewanych rozstrzygnięciach na mundialu?

2014: NAJLEPSZY MUNDIAL W HISTORII

Czy naprawdę wszystko to, co widzieliśmy przez ostatni miesiąc, było bardziej niesamowite od Niemców bijących w półfinale Brazylijczyków 7:1 (5:0 do przerwy)? Przecież to jeden z tych meczów, przy których pamięta się po latach nawet zapach powietrza. Czy historia Argentyńczyków jest bardziej niesamowita dziś, gdy są spełnieni, czy wtedy, gdy pozostali niespełnieni, choć puchar mieli na wyciągnięcie ręki? Czy wszystkie spektakularne indywidualne występy na tym turnieju były bardziej widowiskowe od tego, jak fruwał po całym boisku Manuel Neuer w meczu z Algierią, definiując nowe ramy gry bramkarza? Albo czy nie mówiło się w tramwajach o pokerowej zagrywce Louisa Van Gaala ze wpuszczeniem Tima Krula na rzuty karne w meczu z Kostaryką, co było jeszcze bardziej spektakularne niż sprytne rozegranie rzutu wolnego przy golu Wouta Weghorsta w tegorocznym ćwierćfinale Holendrów z Argentyną?

Reklama

2018: NAJLEPSZY MUNDIAL W HISTORII

I zostaje jeszcze mundial w Rosji. Mecz Argentyny z Francją w tym roku był niesamowity, ale czy 4-3 sprzed czterech lat nie było? Gol Mbappe wspaniały, ale tamten wolej Benjamina Pavarda chyba jeszcze lepszy. A czy może być coś piękniejszego niż pierwsze od 1962 roku, gdy o mistrzostwo z Brazylią walczyła Czechosłowacja, wdarcie się do finału kogoś zupełnie niespodziewanego? Zwłaszcza że Chorwaci w każdym meczu przegrywali, w każdym wygrywali dopiero po rzutach karnych, a i w sześciobramkowym finale współtworzyli z Francuzami naprawdę dobre widowisko. Tamten turniej znów dostarczył niesamowitych opowieści. O Niemcach, którzy jako obrońcy tytułu, po raz pierwszy w dziejach przegrali już w fazie grupowej. O Anglikach, którzy po raz pierwszy od lat naprawdę uwierzyli, że futbol jeszcze kiedyś wróci do domu. O belgijskim złotym pokoleniu, które wreszcie spełniło oczekiwania, zdobywając medal wielkiej imprezy. Czy nawet o Senegalczykach, którzy zostali pierwszą drużyną w historii mundiali wyeliminowaną przez gorszy wynik w klasyfikacji fair play.

MIARA WIELKOŚCI FINAŁÓW

Czytałem u Michała Okońskiego na stronie “Tygodnika Powszechnego”, że zdaniem Leszka Jarosza, wybitnego historyka mundiali, niedawny mecz Francji z Argentyną był finałem wszech czasów. Wierzę mu i zarazem nie wierzę. Wierzę, bo ktoś o takiej wiedzy, jak on, nie chlapnąłby sobie czegoś, tylko dlatego, że akurat był rozentuzjazmowany tym, co właśnie zobaczył. Wierzę, bo zgadzam się z Okońskim, że mamy tendencję do uznawania, że wszystko, co najlepsze, już było, nie potrafiąc czasem dostrzec, że historia dzieje się na naszych oczach. Wierzę, bo też byłem pod wrażeniem. A jednocześnie powątpiewam, bo nie jestem w stanie, ani ja, ani Jarosz, ani nikt nam współczesny, wyobrazić sobie uczuć, jakie wywoływała w rywalach w tamtych czasach węgierska złota jedenastka z 1954 roku. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak musieli się czuć przeciwnicy, którzy kilkanaście dni wcześniej zostali przez nią upokorzeni na tym samym turnieju, tracąc osiem bramek i w samym finale przegrywając już po dziesięciu minutach 0:2. Nie jestem w stanie w 2022 roku odtworzyć euforii, jaką musiało wywołać w Niemcach odwrócenie losów tamtego meczu na sześć minut przed końcem. Ale jestem w stanie, usłyszeć w komentarzu słynnego radiowca Herberta Zimmermanna z tamtego finału nuty, które pobrzmiewają też w komentarzach argentyńskich z ostatniej niedzieli.

TURNIEJE NIE DO PORÓWNANIA

Nie wiem, czy większe było 4:2 Anglii z RFN w 1966 roku z uznanym golem Hursta. Albo 3:2 Argentyny z RFN w 1986 roku. Czy jednak naprawdę muszę wiedzieć? Naprawdę muszę się licytować z dziadkiem o finały, które pamięta on, z mamą o finały jej młodości i z synami o te, które mnie będą się kiedyś wydawać mniejsze niż jemu? Czy naprawdę wszystko musi zostać zhierarchizowane, uszeregowane, zamknięte w ranking? Nawet co do tego, czy ten jeden finał był najlepszy w historii, nie jestem w stanie sam ze sobą się zgodzić, a co dopiero mówić o porównaniu całych turniejów, do których przecież należą też takie widowiska jak Polska – Meksyk z 2022 roku, Polska – Japonia z 2018 czy Austria – RFN z 1982 roku. Każdy turniej przynosi też przecież mecze brzydkie, słabe, haniebne albo po prostu nijakie. Zresztą, czy po 79 minutach ktoś podpisałby się pod stwierdzeniem, że ogląda mundialowy mecz stulecia?

SCENY NA CAŁE ŻYCIE

Dlatego nie wiem, czy oglądałem właśnie najlepszy mundial w historii. Oglądałem mundial, z którego zostaną mi sceny na całe życie. Z którego skojarzenia w kilku krótkich krokach przeniosą mnie znów do jesieni 2022 roku. Jak we wstępie do “Futbolowej gorączki” Hornby’ego, gdy opisuje, jak trzy myśli kilkanaście minut po przebudzeniu potrafią go przenieść do akcji Limpara, karnego Dixona, czy zagrań piętą Mersona. Mundiale służą nam do tego właśnie, byśmy po latach potrafili odróżniać jeden rok od drugiego. Byśmy wiedzieli, że w lipcu 2002 roku byliśmy na kolonii we Władysławowie, w lecie 2006 Tomek był w Irlandii, a Zbyszek jeszcze żył, w 2010 chodziłem do liceum i mecze oglądałem na wagarach, w lipcu 2014 mama spędzała wakacje w Finlandii, a w lecie 2018 czekaliśmy na narodziny pierwszego syna. Messi, Mbappe, Maroko, Chorwacja i wszystko, co zostanie w pamięci z tego mundialu, będzie przenosić do trzymanego na rękach Wojtka (potrzeba było mundialu, bym się zorientował, że syn nosi imię Szczęsnego), do budowy, która próbowała odciągnąć uwagę od Arabii Saudyjskiej bijącej Argentynę, do pospiesznego wspólnego ubierania choinki, żeby zdążyć przed meczem o trzecie miejsce Chorwacji z Marokiem. Mistrzostwa świata nie muszą być lepsze niż poprzednie. Mnie w zupełności wystarczy, by po prostu były. Nie wiem, czy właśnie skończył się najlepszy mundial w historii, wiem, że w historii nie wymyślono niczego lepszego niż mundial.

***

Argentyna mistrzem świata! – Jakub Białek prosto z Kataru

WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:

Fot. Newspix.pl

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Absurdalny samobój w Bundeslidze. Fatalna pomyłka bramkarza… [WIDEO]

Bartosz Lodko
1
Absurdalny samobój w Bundeslidze. Fatalna pomyłka bramkarza… [WIDEO]
Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
1
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Mistrzostwa Świata 2022

Niemcy

Absurdalny samobój w Bundeslidze. Fatalna pomyłka bramkarza… [WIDEO]

Bartosz Lodko
1
Absurdalny samobój w Bundeslidze. Fatalna pomyłka bramkarza… [WIDEO]

Komentarze

19 komentarzy

Loading...