We wtorkowej prasie wyjątkowo więcej piłki nożnej niż tego co się dzieje poza nią. O reprezentacji Polski jest mało, bo dominuje temat pierwszego finału mistrzostw świata w Katarze, w którym Argentyna zmierzy się z Chorwacją.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rozmowa z Robertem Matteonim o fenomenie Chorwatów
We wtorek reprezentacja zagra półfinał mundialu z Argentyną. Jaka jest atmosfera w Zagrzebiu i w ogóle w kraju?
Entuzjazm jest rzeczywiście wielki, chociaż wielu kibiców na początku narzekało po bezbramkowym remisie w meczu z Marokiem. Reprezentacja nie spisała się tego dnia dobrze, ale czas pokazał, że punkt zdobyty z Marokańczykami był bardzo ważny. Po wygranym spotkaniu z Japonią wybuchła ekscytacja. I wreszcie drużyna wyeliminowała Brazylię, czyli jedną z drużyn, która z mojego punktu widzenia była w stanie dotrzeć do finału. To jest historyczny wynik. Z tego powodu sądzę, że Chorwacja może pokonać też Argentynę i zagrać o Puchar Świata. Teraz wszystko jest możliwe. I myślę tak samo także w przypadku drugiego półfinału.
Zespół Zlatka Dalicia ma silne atuty. Na przykład formacja pomocników jest po prostu najlepsza na mundialu. Zna pan bardzo dobrze Lukę Modricia. Ma 37 lat i nadal występuje na kosmicznym poziomie. Jaka stoi za tym tajemnica?
Od czterech i pół roku, poza zajęciami z Realem, współpracuje z profesorem kinezjologii (Vlatko Vučetić z Uniwersytetu w Zagrzebiu – przyp. red.). Od tamtego czasu Luka stosuje specjalną dietę i odbywa treningi, które zapobiegają kontuzjom i podnoszą wytrzymałość. Ta współpraca dała mu dużo. Oglądałem go w 2019 roku podczas jednego meczu. Już wywalczył niemal wszystkie trofea, dopiero co latem 2018 sięgnął po srebro na MŚ z reprezentacją. Tymczasem pod względem fizycznym był jeszcze bardziej reaktywny i elastyczny, coraz lepszy.
Chorwacja awansowała do półfinału mundialu dzięki swojemu kapitanowi, ale też dzięki bramkarzowi. Dominik Livaković, jak Danijel Subašić w 2018 roku w Rosji, odegrał kapitalną rolę przy rzutach karnych. Golkiper pochodzi z Zadaru, tak jak Modrić.
I tak jak Šime Vrsaljko (wicemistrz świata z 2018 roku zakończył już reprezentacyjną karierę – przyp. red.) oraz Martin Erlić. Livaković pokazał wielką klasę, ale warto podkreślić, że od siedmiu lat gra w wyjściowym składzie Dinama Zagrzeb, czyli najlepszego chorwackiego klubu. To prawda, że przeżywał trudny moment, był krytykowany, ale zawsze się zbierał. Już kilka lat temu mógł odejść z Dinama i trafić do lepszej drużyny, ale transfer nie doszedł do skutku. Może to miało wpływ na jego bojowy nastrój. Teraz, szczególnie po meczu z Japonią, w którym obronił trzy rzuty karne, dostrzegam, że jest coraz bardziej pewny siebie.
Piłkarze są zjednoczeni i dogadują ze sobą. Ta reprezentacja jest mocniejsza niż zespół występujący na rosyjskim mundialu?
Według mnie nie, bo cztery lata temu Dalić mógł liczyć na zawodników takich jak Mandžukić (dziś asystent selekcjonera – przyp. red.) i Rakitić. Obecna kadra jest jednak fantastyczna w defensywie i bardzo skonsolidowana. I ponownie znalazła się w półfinale mundialu.
Waldemar Matysik o występie reprezentacji Polski na mundialu
Eksperci zwracają uwagę, że nie wykorzystaliśmy w pełni potencjału najlepszych piłkarzy.
Ja się pod tym podpisuję. Mamy kilku zawodników światowej klasy i na nich powinniśmy oprzeć grę. Bez sensu było to mówienie, że nie potrafi my grać ładnie i ofensywnie, a takie sygnały płynęły z kadry. Jakoś nie umiem sobie tego wszystkiego poukładać. Mamy Roberta Lewandowskiego, przy nim można ustawić Arkadiusza Milika, za nimi Piotra Zielińskiego i to już jest ogromna siła, z którą musi się liczyć każdy rywal. Nawet nie mam pretensji, tylko zwyczajnie mi żal, bo czuję, że w Katarze można było zrobić więcej.
Jakie według pana było lekarstwo na tę polską bojaźliwość? Wszystko można zrzucić na barki selekcjonera?
Moim zdaniem ważne jest także nastawienie samych piłkarzy. Pamiętam, że w naszej kadrze Zbigniew Boniek zawsze powtarzał: „Wygrasz piłkę, zagraj mi prostopadłą, nie bój się, nie do tyłu, nie do boku, tylko do przodu”. To była dewiza naszego zespołu, żeby po przejęciu piłki, szukać napastnika albo innego ofensywnego gracza. Jako defensywny pomocnik też starałem się tak grać.
Co dalej z naszą drużyną?
Bardzo zależy mi, żeby teraz ją odmłodzić i dobrze przygotować do EURO 2024. Turniej odbędzie się w Niemczech i nie chcę się wtedy wstydzić za grę Biało-Czerwonych, tylko być z nich dumny. To wyjątkowa impreza, z Polski przyjedzie mnóstwo kibiców. Najpierw trzeba się zakwalifikować, ale grupa nie wygląda na specjalnie mocną.
Zna pan trenera Michniewicza?
Nie. Nigdy go nie spotkałem i nie rozmawiałem.
To bez sympatii i uprzedzeń może proszę powiedzieć, czy nadal powinien być selekcjonerem?
Patrzę na to wszystko z daleka i wiem, że łatwo jest krytykować, dlatego wstrzymuję się od odpowiedzi. Słyszę i czytam, że są pewne problemy w kadrze i wokół niej, więc trzeba wszystko wyjaśnić i uporządkować. Jestem natomiast przekonany, że to czas na przebudowę drużyny być może nawet na podziękowanie takim piłkarzom jak Glik czy Krychowiak. Jeżeli Czesław Michniewicz miałby te warunki zaakceptować, być może warto kontynuować współpracę, ale podkreślam: najpierw trzeba konkretnie ustalić, w jakim kierunku będzie się rozwijać narodowa drużyna. Michniewicz musiałby zmienić sposób myślenia i dla ludzi, którzy go zatrudniają, ten przełom musiałby być wiarygodny. Gdybyśmy nie mieli utalentowanych piłkarzy, mówiłbym inaczej, ale oni są i trzeba im dać szansę.
Kamil Kosowski o aferze wokół kadry i PZPN-u
Przez sześć miesięcy poprzedzających mistrzostwa świata nie odczuwaliśmy ich atmosfery. Nie grały nam mundialowe piosenki, reklamy w telewizji nie były sprofilowane pod kibiców, nawet mundialowa maskotka była głęboko schowana. Od ponad tygodnia w turnieju nie ma już Polaków i, podobnie jak nie czuliśmy atmosfery przed mundialem, tak teraz nie czujemy sukcesu po nim. Nigdzie nie widać, że nasza kadra go osiągnęła. Bez wątpienia tak należy sklasyfi kować wyjście z grupy po 36 latach i znalezienie się w gronie 16 najlepszych zespołów świata. Sukces budzi niesmak z powodu tzw. afery premiowej. To smutne, że zamiast cieszyć się z historycznego wyniku, piłkarze i kibice zajęli się sprawami pozaboiskowymi. Codziennie wychodzą nowe fakty w tej sprawie, mamy pomieszanie polityki ze sportem, co nie sprzyja świętowaniu sukcesu. Teraz nie wiemy już, czy to wina piłkarzy, PZPN, trenerów, czy polityków i już pewnie się tego nie dowiemy. Wszelkie próby wyjaśnienia kłótni to wizerunkowa katastrofa. To będzie ciągnęło się za drużyną, nie wiem, czy także za Czesławem Michniewiczem, bo nie jest jasne, czy pozostanie selekcjonerem.
W czoraj prezes Cezary Kulesza spotkał się z trenerem Michniewiczem. Z lakonicznego komunikatu dowiedzieliśmy się tylko, że sprawa przyszłości selekcjonera wyjaśni się w najbliższych dniach. Skoro nie padła jasna deklaracja mówiąca, że zostaje, to znak, że trwają poszukiwania następcy. I tutaj znów wybór jest szalenie trudny. W mediach zaczęły przewijać się już nazwiska potencjalnych kandydatów. Jedne poważne, inne mniej. Czytałem, że rozpatrywana jest opcja z Ukrainy i to mnie zaniepokoiło. Polska mocno angażuje się w pomoc napadniętym sąsiadom i możliwe jest zastosowanie takiego „myku”, że selekcjonerem zostanie Andrij Szewczenko. Polski naród identyfikuje się z Ukrainą i byłby to z pewnością dobry zabieg PR-owy, ale czy sportowobyłaby to dobra decyzja? Moim zdaniem nie. Kariera piłkarska Szewczenki jest nie do podważenia. Ale dorobek trenerski – mizerny. Co prawda ma za sobą udane EURO 2020 z reprezentacją Ukrainy, jednak to tylko jedna jaskółka, która wiosny nie uczyniła.
SPORT
Rozmowa z Matko Perdijiciem
Jak przeżywał pan ćwierćfinałowy mecz Chorwacji z Brazylią?
Musiałem odebrać syna z treningu. Szybko wróciliśmy do domu, zdążyliśmy na mecz, a potem… No ciężko było! Inne są emocje zawodnika, inne – trenera, a całkiem inne kibica. Gdy Neymar strzelił nam w dogrywce gola, poleciały łzy, ale szybko mówiliśmy sobie: „Spokojnie, jeszcze 15 minut, może się uda!”. Gol w końcówce to krzyki, wesele, a potem karne. Wyszła siła tej drużyny, mental, charakter, wiara w siebie. Emocje były niesamowite.
Jak – będąc osobą ze środowiska, ale zarazem mniej zaangażowaną emocjonalnie – patrzy pan na to, co dzieje się wokół reprezentacji Polski?
Przykro się to wszystko czyta, przykro się tego słucha. Polska wyszła z grupy, taki był cel, chłopaki dali z siebie, ile mogli. Zagrali na miarę możliwości. Negatywne komentarze nie są fajne. Powinno się pogratulować kadrze – i tyle, bo zrobiła swoje. Czy stać ją było na więcej? Nie wiemy. Niemcy, Belgia – większe drużyny odpadały już w grupie. Jestem teraz trenerem, funkcjonuję w tym środowisko i staram się odciąć od tych wszystkich komentarzy, ale wiem, że Polska na to nie zasłużyła. Niepotrzebnie stworzyła się tak negatywna atmosfera. Mogę powiedzieć, że w Chorwacji jest pod tym względem całkiem inaczej. Nie wiadomo, co by się stało, a w kraju tak negatywnej atmosfery wokół kadry by nie było. Półtora roku temu odpadliśmy z Euro w 1/8 finału. Nic się nie działo, trener Dalić został na stanowisku, są efekty.
Liczył pan, że Chorwacja może powtórzyć wynik z poprzedniego mundialu i znów znaleźć się w czołowej czwórce
Wierzyliśmy, że możemy to powtórzyć. Wiedzieliśmy, że mamy dobry team i jeśli wyjdziemy z tej trudnej grupy, to potem będzie szansa zajść daleko. Siła tkwi w drużynie, po prostu. No i mamy Lukę Modricia, który gra dla zespołu, a nie zespół gra dla niego. Czyta się, że Brazylia musi grać pod Neymara, że Argentyna musi grać pod Messiego. U nas tak nie jest. Modrić, jeden z najlepszych środkowych pomocników na świecie, gra dla drużyny. Ma 37 lat na karku i chciałbym, by jeszcze nas zaskoczył. Bez niego to już nie będzie ta sama kadra.
Jak może wyglądać półfinał z Argentyną?
Rzuci się na nas, ale Brazylia też miała się rzucić, a to my graliśmy piłką. Trzeba podejść do tego ze spokojem, grać swoje – tak jak w piątek, a niech rywale biegają. I tyle!
SUPER EXPRESS
Roberto Jarni o meczu z Argentyną
Co Pan czuje przed meczem z Argentyną?
Dumę i radość. Niewielu stawiało na nas. Mówiono, że finał sprzed czterech lat był efektem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Teraz już nikt nie może tego powiedzieć. Wyeliminowanie w grupie Belgii, a w ćwierćfinale Brazylii nie wzięło się z przypadku. W naszej drużynie jest sporo jakości.
Czy konkurs jedenastek o nowa narodowa specjalność Chorwatów?
Świetnie wygląda Dominik Livaković, obok Bono z Maroka i Szczęsnego to najlepszy bramkarz turnieju. Pewnie broni jedenastki, jest ważnym ogniwem zespołu. Z nim między słupkami defensorzy czują się pewnie.
Mecz z Argentyną będzie się różnił się od tego z Brazylią?
Bardzo. To będzie bitwa o każdą piłkę, ten mecz będzie bolał. Argentyńczycy grają twardo, ale potrafią stracić koncentrację i popełniają błędy. W przodzie musimy znaleźć pomysł na Messiego. Obok Mbappe i Modricia jest jednym z najlepszych na mundialu, ale skoro w starciu z Brazylią powstrzymywaliśmy Neymara, to czemu nie mieliśmy zastopować i jego?
FAKT
Tomasz Łapiński apeluje o pozostawienie Michniewicza na stanowisku
Z końcem grudnia wygasa umowa Czesława Michniewicza z PZPN. Obecny selekcjoner powinien poprowadzić drużynę narodową w rozpoczynających się w marcu eliminacjach do mistrzostw Europy 2024?
Powinien zostać. Nie pozwalamy trenerom wyciągnąć wniosków, nie mają czasu nauczyć się, jak kadra funkcjonuje, a kiedy zaczynają coś wiedzieć, to zazwyczaj kończą pracę. Michniewicz ma świadomość, jakie były zarzuty do gry reprezentacji w Katarze. Dałbym mu szansę na skorygowanie stylu i wyeliminowanie wad.
Przy Michniewiczu kadra będzie się rozwijać?
Na to pytanie dziś nie ma odpowiedzi. Na pewno jednak po mundialu trener ma tyle materiału do analizy, że będzie wiedział, jak i co zmienić, by drużyna nie prezentowała się tak, jak w meczu z Argentyną.
Kto zostanie mistrzem świata?
Argentyna.
Ivica Vrdoljak wytyka Argentyńczykom chamstwo
Jestem fanem Leo Messiego i życzę mu jak najlepiej. Ale nie reprezentacji Argentyny. Albicelestes w Katarze grają bardzo brutalnie i po chamsku. Są aroganccy dla rywali. Wierzę, że nasza reprezentacja wygra z nimi w półfinale mistrzostw świata! – prorokuje w rozmowie z Faktem Ivica Vrdoljak (39 l.), w przeszłości młodzieżowy reprezentant Chorwacji i kapitan Legii Warszawa.
Były piłkarz ma wielu kolegów w drużynie trenera Zlatka Dalicia (56 l.). – Po meczu z Brazylią esemesowałem z Luką Modriciem, Dejanem Lovrenem i Andrejem Kramariciem. Zresztą, niemal wszyscy w naszej drużynie to moi znajomi. Z „Jurą” Juranoviciem na czele, który jeszcze do niedawna trzymał w ryzach obronę Legii. Po meczu z Brazylią cały kraj świętował. Zagrzeb nie spał, ludzie śpiewali i tańczyli na ulicach – uśmiecha się Ivo. – Przeciwko Neymarowi i jego kolegom rozegraliśmy perfekcyjną pierwszą połowę. Dominowaliśmy w środkowej strefie boiska, rywale byli bezradni – analizuje Vrdoljak. – Z Argentyną powinno być łatwiej. Kibicuję Messiemu, ale Argentyńczykom totalnie odbiło. Grają po chamsku, brutalnie, nie s z a n u j ą rywali. Paredes kopie piłkę w ławkę rezerwowych Holandii, Messi po faulu nie podaje ręki Lewandowskiemu. Zero klasy… – dodaje były kapitan Legii.
Fot. 400mm.pl