Reklama

PRASA. Kasperczak: Szczęście, że trafiliśmy do słabej grupy

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2022, 09:13 • 11 min czytania 6 komentarzy

W piątkowej prasie wciąż dominuje temat reprezentacji Polski – jej stylu gry, afery premiowej i przyszłości Czesława Michniewicza. Przez to przebijają się też ćwierćfinały mistrzostw świata w Katarze, które rozpoczną się już dziś. Na pierwszy ogień Brazylia zmierzy się z Chorwacją, a następnie Argentyna z Holandią.

PRASA. Kasperczak: Szczęście, że trafiliśmy do słabej grupy

PRZEGLĄD SPORTOWY

Henryk Kasperczak o aferze w reprezentacji

Po 36 latach awansowaliśmy do fazy pucharowej, ale satysfakcję z tego przykryły wydarzenia niezwiązane z piłką.

I jest to smutne. Część społeczeństwa, co nie dziwi, gani postawę zawodników i sztab walczących o pieniądze. Obok czytam, że piłkarze sami ustalali taktykę. Tu muszę zaznaczyć, że swoją wiedzę opieram na doniesieniach mediów, bo zawsze staram się wypowiadać o tym, co wiem na pewno. A nie posiadam wiedzy, co się działo w szatni czy w hotelu w Katarze. Nawet jeżeli tylko część tych opisywanych historii jest prawdą, to przygnębiające. W czasach mojego grania w reprezentacji coś podobnego nie miało miejsca. Trener był szefem i odpowiadał za sprawy sportowe. My, piłkarze, mieliśmy do niego szacunek, respektowaliśmy i realizowaliśmy zadania, które nam nakreślił. To chyba kwestia mentalności zawodników. Najwyraźniej się zmieniła. Zmienił się też świat, bo dziś kwestie poza piłkarskie lepiej się sprzedają, chyba jakoś bardziej interesują dużą grupę ludzi.

Może gdyby były świetne wyniki, rzeczy niezwiązane z boiskiem zeszłyby na dalszy plan?

Reklama

Na pewno. Powiedzenie, że atmosferę tworzą wyniki, nie wzięło się z powietrza. Piłka jest dość prostą grą, ale środowisko piłkarskie to skomplikowany temat. Są układy, układziki, biznesy, a wiele z nich rozgrywa się poprzez media.

Z pomundialowych wypowiedzi zawodników wynikało, że narzucony wybitnie defensywny styl nie spodobał im się.

Nawet jeśli, takie kwestie załatwia się przed meczami, a nie po ich zakończeniu. Kiedy piłkarz ma uwagi co do sposobu grania, niech je zgłosi szkoleniowcowi, a ten ma podjąć rozmowę, zaproponować rozwiązanie. Ale przed meczem, a nie po nim! A swoje przemyślenia zawodnik wyjawia w hotelu lub szatni. Na pewno nie przed kamerami albo w rozmowie z dziennikarzami.

Przypadł panu do gustu styl zaprezentowany przez polską reprezentację w Katarze?

A skąd! Okrutnie męczyli nas swoją grą. Od początku. Jednostki ratowały przed porażkami z Meksykiem czy z Arabią Saudyjską. Na szczyty swoich możliwości wspiął się nasz świetny bramkarz – Wojciech Szczęsny. W mistrzostwach świata w Niemczech mój zespół uratował od utraty gola Jasiu Tomaszewski, broniąc karnego. To natchnęło nas, natarliśmy na Szwedów i ostatecznie zwyciężyliśmy 1:0. W Katarze świetne parady Szczęsnego również obrona karnych niezbyt zachęciły kolegów do efektowniejszej, odważniejszej gry. Wychodząc na boisko, masz pokazać się z jak najlepszej strony, a w takiej imprezie jak mundial – obowiązkowo. A my co pokazaliśmy? Szczęście, że trafiliśmy
do słabej grupy, wyłączając Argentynę.

Uważa pan, że powinno dojść do zmiany selekcjonera?

Reklama

Sam jestem szkoleniowcem i zawsze będę stać po stronie trenerów, a w szczególności selekcjonera, bo sam nim byłem i doskonale wiem, jak trudna to praca. Reprezentacja prowadzona przez Czesława Michniewicza wygrała baraż dający nam udział w mistrzostwach, w Katarze zaś wyszliśmy z grupy, a taki cel został przed trenerem postawiony. I dziś go żegnać? No ludzie, o co w tym wszystkim chodzi?! Nie kojarzę kraju, w którym zwalnia się selekcjonera po tym, jak wykonał postawione przed nim zadanie. Inna rzecz, iż nie słyszałem także, by w jakiejkolwiek reprezentacji selekcjoner wtrącał się do spraw finansowych. Myślę, że w kontrakcie trenera z PZPN jest zapis o premiach. On ma umowę z federacją, w przeciwieństwie do piłkarzy. Ta historia z pieniędzmi kładzie się cieniem na wszystkich biorących w niej udział. Od trenera zaczynając.

Antoni Szymanowski również o występie reprezentacji w Katarze

Jakie jest pana zdanie o występie reprezentacji Polski na mundialu w Katarze?

Czytałem u was wypowiedzi Lothara Matthäusa, bądź co bądź faceta, który był wybitnym piłkarzem. Trenerem był już trochę gorszym, ale to nie zawsze idzie w parze. Otóż ten wielki zawodnik ocenił, że Polska na mundialu zademonstrowała futbol archaiczny. Radziłbym nie lekceważyć tej opinii. Jeżeli tak mówi legenda światowego futbolu, coś jest na rzeczy. A gdyby ktoś dodał do tego wypowiedzi moich kolegów z reprezentacji – Włodka Lubańskiego i Heńka Kasperczaka – to według mnie mamy gotowy obraz naszej kadry.

Ale właśnie wynik jest. Awansowaliśmy po raz pierwszy od 36 lat do 1/8 finału mistrzostw świata.

Na litość boską, ludzie, opamiętajcie się! Jeżeli my się cieszymy, że wyszliśmy z grupy w takim stylu, to brak mi słów. Dziś na mistrzostwach świata grają 32 drużyny, za chwilę będzie ich jeszcze więcej. To po co w ogóle robić eliminacje? Myśmy tylko awansowali do najlepszej szesnastki turnieju, a przypominam, że za moich czasów, gdy grałem w drużynach Kazimierza Górskiego i Jacka Gmocha, na mundialach było po 16 drużyn, był więc to dopiero początek, punkt wyjścia. O jakim sukcesie my teraz mówimy? Oczywiście rozbudowane do granic absurdu turnieje są wymuszane przez komercję i chęć jeszcze większych zysków. Światem rządzą pieniądz, obłuda i pazerność. Z jednej strony żal mi współczesnych piłkarzy, że są tak niesamowicie eksploatowani w różnych rozgrywkach przez cały rok, ale z drugiej nie zarabialiby takich pieniędzy, gdyby nie działo się to, co się dzieje.

Skoro mówimy o pieniądzach, nie da się przemilczeć sprawy gigantycznej państwowej premii, którą premier Mateusz Morawiecki miał obiecać piłkarzom za wyjście z grupy…

Pomijam już fakt, że zupełnie bez sensu przy tej okazji w sprawach piłkarskich głos zabierają politycy, którzy nawet z sylwetki nie przypominają ludzi uczęszczających kiedykolwiek na lekcje wuefu. Niech nie plotą trzy po trzy, bo okropnie się tego słucha. Nagroda z pieniędzy państwowych? Jak to dobrze, że temat jest już nieaktualny, wypłaty nie będzie. Piłkarzy taka premia by nie uszczęśliwiła, przeciwnie – straciliby o sobie dobre zdanie. Istnieje tyle palących potrzeb w naszym kraju, takich ludzkich, życiowych, że nawet myślenie o podobnej gratyfikacji jest nie na miejscu. Od nagradzania piłkarzy jest PZPN, koniec.

A co z trenerem Czesławem Michniewiczem? Powinien zostać?

Powiem wprost – z ciekawością czytałem kilka miesięcy temu artykuł redaktora Szymona Jadczaka o tym, co się działo w polskiej piłce na początku naszego wieku i między innymi o intensywnych połączeniach telefonicznych młodego wówczas trenera Michniewicza z szefem mafii ustawiającej mecze. Znowu zrobiło się o tym głośno, gdy już został selekcjonerem, więc najwyższy czas wyjaśnić to od A do Z.

W jaki sposób?

Michniewicz obiecał publicznie, że po mistrzostwach świata spotka się z redaktorem Jadczakiem w sądzie. Niech to zrobi, nadszedł ten czas. A dopóki tego nie wyjaśni, nie powinien być brany pod uwagę jako selekcjoner, bo to jest kolejny element, który psuje nasz wizerunek w świecie. Za granicą my się już musimy wstydzić wielu rzeczy, więc po co nam kolejny wstyd? Nie pozwalajmy sobie na skażony wizerunek selekcjonera reprezentacji Polski. Powtarzam – Czesław Michniewicz musi wszystko dokładnie wyjaśnić i wytłumaczyć, jeśli nadal myśli o pracy z kadrą.

Edi Andradina o szansach reprezentacji Brazylii w starciu z Chorwacją

Pańskim zdaniem Brazylia się dopiero rozkręca? Mecz z Koreą Południową, wygrany 4:1, udowodnił, że potencjał tej drużyny jest dużo większy niż to, co pokazała w fazie grupowej?

Nie, dużo większy nie. Uważam, że to, co Brazylia pokazała w pierwszym etapie turnieju, oddaje jej potencjał. Pytanie, czy to wystarczy do zdobycia mistrzostwa świata. Moim zdaniem tak.

Na co stać Brazylię? Kilkanaście dni przed mundialem mówił pan, że Canarinhos zawsze trzeba zaliczać do grona faworytów. Podtrzymuje pan opinię?

Prawda jest taka, że wykonano solidną pracę, która trwała sześć lat. Było inaczej niż w Polsce, gdzie zmieniali się trenerzy. Tite objął kadrę latem 2016 roku, wtedy zaczął budować drużynę. Personalnie za bardzo się nie zmieniła, ale ten selekcjoner stworzył solidny zespół, który wie, o co chodzi. Grają swoje i praktycznie cały czas to samo, co można łatwo przeanalizować. Ta gra w poszczególnych meczach się nie różni, co jest atutem, bo każdy wie, co ma robić.

Do tej pory Brazylia nie trafiła na bardzo mocnego rywala. W grupie co prawda przegrała z Kamerunem 0:1, ale była już pewna awansu, do tego Tite dał odpocząć pierwszej jedenastce.

Zmienił cały skład.

Dlatego mało kto robił z tej porażki tragedię. Czy Chorwacja będzie pierwszym poważnym sprawdzianem dla Canarinhos?

Myślę, że Chorwacja też będzie się bała Brazylii. Z całym szacunkiem, ale spośród drużyn, które zostały w turnieju, tylko Francja mogłaby się jej postawić. Chodzi o to, że reszta drużyn musi zagrać bardziej defensywnie. Korea była odważna, co się dla niej źle skończyło. To lekcja dla innych zespołów, bo Azjaci zagrali otwarty futbol, dlatego po 36 minutach przegrywali już 0:4.

Któryś piłkarz szczególnie się wyróżnia? Może jest taki, który jest dla pana pozytywnym zaskoczeniem?

Raphinha. Co prawda nie zdobył bramki, ale dobrze wygląda piłkarsko. Bardzo dużo biega i pomaga drużynie, co jest niesamowite. Wcześniej też grał dobrze w reprezentacji, ale dla mnie to zaskoczenie.

Marek Gołębiewski wspomina pracę w Legii

Przyjąłby pan jeszcze raz propozycję z pierwszej drużyny Legii w takich okolicznościach?

Myślę, że jeszcze nie. To był trudny okres Legii. Miała siedem porażek, płacono dwóm trenerom i to wysokie pensje. Ja byłem opcją rezerwową, wiedziałem o tym. Od początku dyrektor Radosław Kucharski i prezes Dariusz Mioduski mówili, że tak naprawdę jestem do końca roku. Ja to wiedziałem, choć do opinii publicznej poszło, że będę trenerem do maja.

To dlaczego pan się na to zgodził?

A pan by tego nie zrobił? Każdy trener chciałby poprowadzić Legię, tym bardziej w Lidze Europy. W meczu ze Spartakiem Moskwa u siebie byliśmy nawet blisko wygranej, a wówczas awansowalibyśmy do następnej rundy. Poprzeczka Tomka Pekharta i niewykorzystany karny to było nasze nieszczęście.

Jest pan urodzonym optymistą, człowiekiem, który ciągle żartuje, uśmiecha się. A pamiętam rozmowę po miesiącu pańskiej pracy z pierwszą drużyną Legii – nie poznawałem pana. Jakby walec po panu przejechał i jeszcze się cofał.

W Legii presja jest ogromna, trenerzy, którzy pracują w dużych klubach, wiedzą, o czym mówię. Każda twoja decyzja jest omawiana, czy zrobiłeś to dobrze czy źle. Komentuje się dobór składu, wybierzesz jednego, inni powiedzą, że zrobiłeś źle, bo mogłeś drugiego. To jest wpisane w nasz zawód. Bardzo dużo się nauczyłem przez te czterdzieści kilka dni. Słuchałem wywiadu z Mateuszem Wieteską na temat tamtego czasu w Legii i powiedział, że to był okres, z którego najwięcej wyniósł dla siebie. Ja też, jako trener, stałem się dużo mądrzejszy po wrzuceniu na głęboką wodę. Wiem, że gdybym miał jeszcze raz się tam znaleźć, musiałbym być do końca przygotowany i wierzyć w to, co robię. I robić to konsekwentnie.

Porozmawiajmy o cenie, którą trenerzy płacą za ten stres. Mam wrażenie, że miesiąc po tym epizodzie pan jeszcze się odkręcał i dopiero w nowym roku wrócił stary, dobry Marek – uśmiechnięty, z żartem. Jak pan sobie z tym radził?

Pomogła rodzina: żona, dzieci, rodzice, brat. Dużo rozmów, ich wiara we mnie. W ogóle wiara w samego siebie też jest bardzo ważna, żeby nie zatracić się w negatywnym myśleniu. Wiedziałem, że w styczniu muszę wrócić jako nowy Marek, znowu uśmiechnięty, bo ponownie obejmowałem rezerwy Legii. Po porażce z Wisłą Płock podałem się do dymisji, powiedziałem zawodnikom na gorąco jeszcze w szatni: „Chłopaki, nie jestem w stanie wam pomóc, dziękuję bardzo za współpracę”. To był moment, kiedy zrozumiałem, że ktoś musi przyjść na moje miejsce.

SPORT

Nic ciekawego.

SUPER EXPRESS

Soony Silooy o sposobie na pokonanie Argentyny

Jakiego spotkania spodziewa się pan ze strony Holandii?

Widać, że ta drużyna rozkręca się z każdym kolejnym spotkaniem. W fazie pucharowej widzieliśmy inny zespół, który zupełnie zdominował USA. Wygrana doda nam pewności siebie i jeszcze bardziej zmotywuje, chociaż poprzeczka tym razem będzie zawieszona bardzo wysoko. Mierzymy się z Argentyną, musimy wspiąć się na wyżyny, ale stać nas na to. Na tym etapie turnieju każdy zdaje sobie sprawę, że gra toczy się już o medale i przejście do historii.

Czy kluczem do sukcesu będzie wyłączenie z gry Leo Messiego?

Messi to genialny zawodnik, który będąc niepilnowanym przed polem karnym, może wyrządzić poważną krzywdę rywalowi. Jego nietuzinkowe zagrania, szybkość podejmowania decyzji są imponujące, ale to nie jest tak, że taki zawodnik będzie co mecz grał swój koncert. Poza tym dobrze znam Louisa van Gaala, którzy obecnie prowadzi naszą kadrę. Razem pracowaliśmy w Ajaksie przez pięć lat i kilka razy przyszło mi rywalizować z Romario, który w tamtym czasie bronił barw PSV.

Nie obawiacie się, że Argentyna będzie spychała wasz zespół do gry defensywnej?

Musimy być także przygotowani na grę z kontrataku, ale mamy szybkich napastników – Depaya, Gakpo, Bergwijna. Oni poza szybkością są również świetnie wyszkoleni technicznie. W starciu z Argentyną musimy być nastawieni na twardą grę. De Paul czy Lo Celso są nieustępliwi, grają na granicy przepisów.

Holandia pozostaje niepokonana od 19 meczów. Czy uda się jej podtrzymać serię?

Przed turniejem federacja postawiła przed van Gaalem cel minimum: awans do ćwierćfinału. Udało się to zrealizować. Natomiast na ile znam Louisa, wiem, że jego interesuje tylko jedno – zwycięstwo w całym turnieju. Podejrzewam, że przygoda z drużyną narodową będzie jego ostatnim etapem w trenerskiej karierze. Później zapewne uda się na zasłużoną emeryturę. On zechce wszystkim udowodnić swoją jakość i raz jeszcze pokazać, że Louis van Gaal to wielka postać.

FAKT

Nic ciekawego.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w półfinale BJK Cup!

Szymon Szczepanik
1
Siedem godzin walki i odśpiewane „Sto lat”. Polki pokonały Czeszki w półfinale BJK Cup!
MMA

Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Szymon Szczepanik
7
Eto Kavkaz! Mamed Chalidow wygrał z niepokonanym mistrzem KSW!

Felietony i blogi

Komentarze

6 komentarzy

Loading...