Żaden inny koszykarz NBA w ostatnich latach nie wzbudzał tylu kontrowersji. Ba, w całym świecie sportu trudno szukać kogoś takiego jak Kyrie Irving. Sezon 2021/2022 stał w jego przypadku pod znakiem buntu przeciwko szczepionkom na COVID. Podczas trwających rozgrywek trafił natomiast na celownik przez antysemityzm. Stracił lukratywny kontrakt z Nike, a w przyszłym roku będzie wolnym agentem nie tylko na rynku obuwniczym.
Oczywiście lista wybryków Irvinga jest znacznie dłuższa. To ten koszykarz zakochał się w teoriach spiskowych i głosił, że Ziemia jest płaska. To on prowadził długą walkę z amerykańskimi mediami, odmawiając nawet udziału w konferencjach prasowych, czy “ulotnił” się na parę dni po “ataku na Kapitol” w 2021 roku. No i to też on z powodu braku szczepienia stracił kilkadziesiąt meczów w NBA (ze względu na restrykcje nie mógł grać w halach w Nowym Jorku).
Parę tygodni temu Irving przeszedł jednak samego siebie. Na Twitterze udostępnił film “Hebrews to Negroes: Wake Up Black America”, w którym – w dużym skrócie – pojawia się wątek żydowskiego spisku przeciwko czarnoskórej społeczności. Kyrie nie umieścił żadnego dodatkowego komentarza. Złośliwi żartowali, że nawet nie obejrzał tej produkcji. Ale i tak wywołał burzę.
Właściciel klubu Irvinga, czyli Joe Tsai, wyraził głębokie rozczarowanie postawą koszykarza. W kolejnych dniach krytykowała go też lwia część amerykańskich mediów (co jednak ciekawe – rzadko na komentarz decydowali się jego koledzy po fachu). W końcu Brooklyn Nets zdecydowali się zawiesić swojego zawodnika. A także w punktach wypisać wytyczne, które musi spełnić, aby wrócić na parkiet.
Ostatecznie jednak – po tym, jak Irving przeprosił żydowską społeczność – Nets się nad nim ulitowali. Od 20 listopada znowu możemy oglądać koszykarza w akcji. Inna sprawa, że jego zachowanie już zdążyło uderzyć go w portfel, a to zapewne nie koniec.
Miliony koło nosa
Kyrie Irving na brak pieniędzy oczywiście nie narzeka, ale 11 milionów dolarów, które co roku otrzymywał od Nike, piechotą nie chodzi. Amerykański gigant obuwniczy tworzył buty sygnowane nazwiskiem koszykarza, które były jednymi z najlepiej sprzedających się na rynku. Sporo zawodników w NBA nosiło zresztą “sneakery” Irvinga.
Model “Nike Kyrie 7” w sezonie 2021/2022 znajdował się w czubie najchętniej używanych butów w najlepszej lidze świata. Większą popularnością cieszyło się tylko parę modeli tej samej firmy – przede wszystkim Nike Kobe 5 oraz Nike Kobe 6 Protro.
No ale cóż – od teraz nie tylko zawodowi koszykarze, ale też amatorzy, nie będą mogli tak łatwo zaopatrzyć się w nowe “Irvingi”. Phil Knight, współzałożyciel obuwniczego giganta, mówił w listopadzie, że “Kyrie przekroczył granicę”, a Nike zawiesiło dystrybucję jego butów. W tym tygodniu amerykańska firma oficjalnie ogłosiła natomiast, że kontrakt z koszykarzem został zerwany.
Pamiętać należy, że umowa sportowca z Nike i tak miała ważność do 2023 roku. Irving stał się zatem wolnym agentem trochę wcześniej, niż było to planowane. Inna sprawa, że jeszcze kilka miesięcy temu debatowano, który inny koncern obuwniczy będzie miał chrapkę na przechwycenie Kyriego. Po “antysemickiej aferze” Adidas, Puma czy Under Armour mogą już natomiast zrezygnować z walki o nowego ambasadora.
Kluczowy moment w karierze Irvinga nastąpi w połowie 2023 roku. Wówczas końca dobiegnie również umowa 30-latka z Brooklyn Nets. Zawodnicy jego pokroju i w jego wieku mogą liczyć na kontrakty sięgające ponad 200 milionów dolarów. Inna sprawa, czy jakikolwiek klub będzie w stanie podjąć takie ryzyko i zatrudnić koszykarza przyciągającego olbrzymie problemy wizerunkowe?
W tym wszystkim należy pamiętać, że Kyrie Irving wciąż potrafi znakomicie grać w koszykówkę. I przyszedł chyba najwyższy czas, żeby na boisku dał z siebie sto procent. Bo czasy, w których może budować dobrobyt na kilka pokoleń, nie będą trwały wiecznie.
Fot. Newspix.pl