W czterech dotychczasowych meczach 1/8 finału mistrzostw świata zespoły skazywane na pożarcie miały swoje momenty. Tak było w spotkaniach USA, Australii, naszym i – poniekąd – w starciu Senegalu. Jednak właśnie „poniekąd”, bo to chyba Senegal bronił się najsłabiej i mimo paru błysków musiał uznać wyższość rozpędzonej Anglii.
Niemniej pierwsze minuty nie wskazywały, że Anglikom będzie tak łatwo. Senegal dobrze się ustawiał, przesuwał, bronił i co najważniejsze, potrafił dojść do jakichś sytuacji. Jeszcze w przypadku uderzenia Ndiaye z najbliższej odległości pewnie trzeba mówić o spalonym, o tyle druga próba Senegalczyków była już jak najbardziej czysta. Dia dostał piłkę w polu karnym, kompletnie nie nadążył zanim Stones i napastnik miał czystą sytuację – uderzył całkiem nieźle, ale rękę instynktownie zostawił Pickford, odbijając ten strzał.
Wówczas można było pomyśleć – oho, Senegal nie chce się tutaj położyć i oddać ćwierćfinału za darmo, będzie ciekawie.
Tyle że… nic z tych rzeczy.
Anglicy, choć wchodzili w ten mecz dość powoli, to jednak mają taką jakość, że klękajcie narody. Miejsce w jedenastce turnieju może sobie rezerwować Bellingham, 19-latek, który – jeśli wszystko pójdzie dobrze – będzie definiował angielski środek pola na nowo. Dziś znów był świetny. Najpierw wyłożył patelnię Hendersonowi, który musiał z około jedenastego metra pokonać Mendy’ego, a potem kapitalnie rozprowadził kontrę. Wszedł jak do siebie między czterech Senegalczyków, idealnie wypatrzył Fodena, ten odegrał do Kane’a, a napastnik Tottenhamu w sytuacji sam na sam nie dał szans bramkarzowi.
Dwa celne strzały oddali Anglicy w tej połowie i dwukrotnie kończyło się to bramką. Taka jest jakość ekipy Southgate’a – może ci się wydawać, że kontrolujesz mecz, że idzie ci całkiem nieźle, ale ostatecznie… Nic z tego. Jeden cios, drugi i jest po tobie. Tę pierwszą połowę można porównać do sytuacji, kiedy komar brzęczy nam nad głową. Jest upierdliwy, ale jeden ruch gazetą i koniec zawracania głowy. Wiadomo, kto w tym meczu był komarem, a kto gazetą.
Selekcjoner Senegalu próbował reagować, dokonał w przerwie trzech zmian, ale jego ekipa już nie była w stanie wrócić do tego spotkania. Anglicy mieli całkowitą kontrolę, wyglądali, jakby wciąż jechali na trzecim biegu, a i tak byli za mocni dla rywala. Ukoronowaniem – trzecia bramka. Senegalczycy parokrotnie próbowali zatrzymać atak Synów Albionu, ale piłka jak zaczarowana wracała pod nogi faworyta i skończyło się tak, że Foden wypatrzyła Sakę w polu karnym, a ten przerzucił bramkarza i było po meczu (jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości, że nie było tak przy 2:0).
Serio, druga połowa dla Senegalu mogłaby się w ogóle nie odbyć, nie było z jego strony ani jednego celnego strzału, a spuentowali to wszystko podwyższeniem z 25. metra. Różnica klas między jednymi a drugimi.
No i Anglia idzie dalej, można sobie ostrzyć zęby na ich starcie z Francją. Być może poszczególne indywidualności Francja ma lepsze, ale szerokość kadry Anglii robi lepsze wrażenie niż u Francuzów. To będzie pasjonujące widowisko.
Czytaj więcej o mistrzostwach świata:
- Czy odzyskaliśmy godność?
- Odpadliśmy z Francją, ale dziś zagraliśmy w piłkę
- Nie jesteśmy skazani na niski pressing. Jednak możemy grać odważniej
Fot. Newspix