Katar jest najgorszym gospodarzem mistrzostw świata w historii piłki nożnej. Już pal licho, że wyszpiegował i kupił sobie ten turniej, bo to skandal nad skandale, pokrzyczeliśmy i przeszliśmy do porządku dziennego. Sęk w tym, że ten sam Katar miał nie przynieść sobie wstydu na boisku. A, parafrazując słowa słynnego Zbigniewa Lacha, Katar się skompromitował tym swoim mundialowym wystąpieniem. I specjalnie wycięliśmy najpiękniejsze polskie przekleństwo, bo szkoda gadać po próżnicy. Ten cały spektakl to była masakra. Kompletnie i konkretnie.
Jest to niewątpliwie jakiś wyczyn, żeby być ostatnim z ostatnich i najsłabszym z najsłabszych organizatorów w 92-letniej historii mistrzostw świata. Do tej pory gospodarzy najważniejszej futbolowej imprezy czterolecia było dwudziestu dwóch, z czego sześciu sięgnęło po złoto, a dwudziestu jeden przynajmniej wyszło z grupy. Wcześniej ta ostatnia sztuka nie udała się tylko Republice Południowej Afryki, która w 2010 roku musiała bić się Urugwajem, Meksykiem i Francją, a mimo to wcale się nie zhańbiła i zajęła trzecie miejsce w czterodrużynowej stawce. Katar tego o sobie powiedzieć nie może.
Katar – Holandia 0:2: Zmarnowane dwanaście lat
Napompowana bajecznymi pieniędzmi Qatar Stars League stanęła w połowie września, żeby Felix Sanchez miał swobodę i czas przy lepieniu mundialowej paki. Dwa miesiące zgrupowań w europejskim Wiedniu i iberyjskiej Marbelli miały sprawić, żeby ta drużyna znów namieszała na dużym turnieju, tak jak zrobiła to w Pucharze Narodów Arabskich i Pucharze Azji. I co? I gówno. Ani tamte sześćdziesiąt dni, ani prawie siedemdziesiąt dwa miesiące kadencji hiszpańskiego selekcjonera katarskiej reprezentacji, ani dwanaście lat łożenia grubej kasy na szkolenie i naturalizowanie nie sprawiło, że Katar przestał być pariasem na futbolowych salonach.
To kraj bez żadnej piłkarskiej tradycji.
I to się nie zmienia.
Ten turniej to jakaś totalna porażka w wykonaniu tego zespołu. Beznadziejne 0:2 z Ekwadorem w meczu otwarcia. Kontrowersyjne 1:3 z Senegalem w meczu o wszystko. I kiepściutkie 0:2 z Holandią w meczu o honor. Katar może mieć do siebie ogromne pretensje, bo choć z ekipą Louisa van Gaala grał już tylko o obronę dobrego imienia, to nawet nie spróbował przełamać schematu własnej marności. Akram Afif biegał wszędzie i nigdzie. Hassan Al-Haydos pozorował jakiekolwiek zaangażowanie. Almoez Ali został całkowicie odcięty od podań. Pedro Miguel, popularny Ro-Ro, zareagował tak opieszale i biernie przy bramce De Jonga, że nie dziwimy się, dlaczego wypluła go portugalska piłka.
Reszta nie lepiej. Akcje wolne, ślamazarne, cholernie przewidywalne. Katarski chłop biegnie z futbolówką przy nodze i zanim jeszcze w ogóle pomyśli, żeby podać, cała drużyna przeciwna już wie, gdzie skieruje się ze swoim zamiarem. Do boku. Strata. Do tyłu. Strata. I powtarzamy. Do przodu? Dajcie spokój, gdzie, do kogo, po co? Żałość. I, tak, naprawdę boimy się mistrzostw świata poszerzonych do 48 reprezentacji.
Słabowita Holandia
Jedna z przedmeczowych konferencji Louisa van Gaala.
– Jaki jest sekret pana opalenizny? – pyta dziennikarz.
– Geny. Policzki mojej leżącej w trumnie zmarłej matki były różowiutkie – odpowiada w swoim stylu selekcjonerem kadry Oranje.
Ten facet przeżył i widział chyba wszystko. Tragicznie przedwczesna śmierć pierwszej żony. Wyniszczające sesje chemioterapii. Triumfy w piłce klubowej i w piłce reprezentacyjnej. Całe pokolenia gwiazd i gwiazdeczek. Przejście na emeryturę i powrót z emerytury. Jak na to wszystko, jest w doskonałej formie, nie da się temu zaprzeczyć. Gorzej z jego drużyną. Katar zagrał fatalnie, a Holandia wcale niewiele lepiej.
Niby strzeliła ładnego gola po kombinacyjnej akcji zainicjowanej i wykończonej przez Cody’ego Gakpo, który z trzema golami na koncie zapracowuje sobie na status odkrycia tych mistrzostw świata, niby potem jeszcze podwyższyła na 2:0, a następnie VAR anulował gola Berghuisa na 3:0, ale Holandia toczyła akcje tak wolne, ślamazarne i cholernie przewidywalne, że aż to tak nie wypada kandydatowi do strefy medalowej. Awans do fazy pucharowej jest, ale obrona przecieka, wahadła nie hulają, środek pola kuleje, gwiazdy wyglądają niemrawo, no zanosi się na powtórkę z Euro 2020…
Czytaj więcej o mistrzostwach świata:
- Big Brother 2.0. Kiedy Messi musi uważać nawet przy zdejmowaniu korków
- Białek z Kataru: Dzień wielkich miłości. Do Rosji, Ronaldo i praw człowieka
- Jesteśmy Ekwadorem. Independiente Del Valle, fabryka talentów, która napędza reprezentację
Fot. Newspix