Reklama

Najpopularniejszy bezrobotny świata 

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

28 listopada 2022, 21:56 • 8 min czytania 20 komentarzy

Stopa bezrobocia w Hiszpanii wynosi – 12,7%, we Włoszech – 7,9%, w Urugwaju – 7,8%, w Portugalii – 5,8%, w Polsce – 5,1%, w Wielkiej Brytanii – 3.6%. Na świecie żyje 215 milionów niezatrudnionych. To komicznie szalone, że akurat Cristiano Ronaldo mógłby być ich głosem na katarskim mundialu. Jako jedyny spośród ponad ośmiuset zawodników paraduje na tych mistrzostwach świata ze statusem „bez klubu”. Jest to jakiś znak czasów.  

Najpopularniejszy bezrobotny świata 

Po prawdzie żaden z niego bezrobotny. Głupotą byłoby zestawianie go ze wszystkimi niepracującymi tej planety, gdy z raportu World Inequality Report 2022 na temat światowych nierówności dochodowych i majątkowych wynika, że połowa siedmiomiliardowej społeczności świata nie ma praktycznie nic, a 1% najbogatszych posiada 38% procent globalnego bogactwa. 

W 2020 roku Cristiano Ronaldo został pierwszym piłkarzem, który zarobił miliard dolarów. Za samo kopanie piłki jeszcze niedawno dostawał 600 tysięcy euro tygodniowo. Ale to nic wobec siły marki, którą już wcześniej zbudował, i spieniężył, na prawie nieskazitelnym wizerunku obsesyjnego profesjonalisty i jednego z najwybitniejszych atletów w historii sportu. Do końca życia monstrualną kasę przynosić będą mu sygnowane własnym nazwiskiem hotele, ubrania, perfumy, siłownie, restauracje, kliniki przeszczepów włosów, a całymi plikami zielonych obsypywać będą go kolejne marki – od KFC i McDonald’s, przez TAG Heuer, Clear Haircare, Herbalife i Shopee, po Nike i Coca-Colę – które klękały, klękają i będą klękać przed jego majestatem, nawet gdy nawołuje do zastąpienia fast foodów piciem wody i wylatuje z Manchesteru United w aurze skandalu.

Cristiano Ronaldo, choć w futbolowym mikro-światku należy do grupy piłkarzy chwilowo bezrobotnych, zalicza się do górnego procenta najbogatszych i najbardziej zajebistych. I sam ma tego świadomość. Nieprzypadkowo tak mocno identyfikuje się z przekazem swojej ukochanej książki z ostatnich miesięcy – „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”, autorstwa poczytnego, popularnego i kontrowersyjnego psychologa klinicznego Jordana Petersona, który już w pierwszym rozdziale swojego dzieła dzieli ludzi na „przegrywów” i „wygrywów” za pośrednictwem zgrabnego opisu zasad panujących w ekosystemie homarów.  

To, czy dany homar jest pewny siebie czy przestraszony, zależy od stosunku dwóch substancji chemicznych, które regulują komunikację między jego neuronami: serotoniny i  oktopaminy. Wygrywanie powoduje wzrost stosunku tej pierwszej do tej drugiej. Homar z  wysokim poziomem serotoniny i  niskim oktopaminy jest zuchwałym, dumnym typem skorupiaka, który raczej nie zlęknie się pojedynku. A  to dlatego, że serotonina pomaga regulować postawę. 

Reklama

W świecie homarów zwycięzca bierze wszystko, podobnie jak w  społeczeństwach ludzkich, gdzie najbogatszy jeden procent posiada tyle łupów, co dolne 50 procent i gdzie 85 najbogatszych ludzi ma tyle pieniędzy, co najbiedniejsze 3,5 miliarda. Ta sama brutalna reguła nierównej dystrybucji obowiązuje poza domeną finansów  – wszędzie tam, gdzie rezultaty zależą od kreatywności i  produktywności. 

Ronaldo obejrzał jeden z wielu intelektualnie-motywacyjnych filmików Petersona. Przeczytał „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”. Zaprosił go do domu. Pokazał mu swój ćwiczeniowy sprzęt. Rozmawiali dwie godziny o biznesie i planach na przyszłość. Cyknęli sobie uroczą fotkę. Po wszystkim Kanadyjczyk powiedział, że Portugalczykowi na co dzień brakuje kogoś w rodzaju trenera pobudzającego umysł i przywracającego wiarę w samego siebie. 

Spotkanie zbiegło się bowiem z najgorszym momentem w dorosłym życiu Cristiano Ronaldo. Stracił malutkiego Angelo. Popadł w depresję. Wylądował na ławce Manchesteru United. Nie mógł sobie z tym poradzić. Zachowywał się jak primadonna. Spadła na niego lawina krytyki. Instytut Alana Turinga przeprowadził badanie, z którego wynikało, że jest najbardziej hejtowanym piłkarzem Premier League. Coraz częściej przebąkiwało się, że nie potrzebuje go też napakowana młodymi gwiazdami i fenomenalnym talentem reprezentacja Portugalii.

Idol miliardów brzydko się starzał. Tak brzydko, że nie mógł się z tym pogodzić. I trudno mu się było dziwić, skoro choć futbol nazywany jest pochwałą młodości, to żyjemy w czasach tak rozwiniętej medycyny sportowej, tak restrykcyjnych diet, tak magicznych sposobów regeneracji i tak szalonego profesjonalizmu, że Złotej Piłki nie zdobył jeszcze żaden przedstawiciel pokolenia lat dziewięćdziesiątych ani żaden gagatek zrodzony w trwającym wieku, a przecież teoretycznie kandydatów nie brakowało i nie brakuje.

W ostatnich czterech latach na szczyt wdrapywali się Robert Lewandowski (1988), Karim Benzema (1987) czy Luka Modrić (1985), Leo Messi (1987) potrafił wrócić na mistrzowski poziom po jednym nieudanym sezonie w PSG, a gdzieś w międzyczasie Cristiano Ronaldo wylądował w miejscu, w którym walił się gmach jego piłkarskiej wielkości. Stał się niepożyteczny w zaskakująco wielu systemach i niepotrzebny w zaskakująco wielu klubach. Nie rozumiał tego. Przecież na swój sukces pracował ciężej i dłużej niż ci, którzy pracowali najciężej i najdłużej. I wtedy znów z pomocą przyszło „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”.

Nic nie jest wieczne. Co działało wczoraj, nie musi nadal działać dziś. Odziedziczyliśmy po naszych przodkach wspaniałą maszynerię instytucji kulturowych i społecznych, która sama w sobie jest jednak martwa, a  tym samym  – niezdolna do reagowania na zachodzące zmiany. Tylko żywi potrafią reagować. My możemy otworzyć oczy i zmodyfikować to, co konieczne, a  jednocześnie wykonalne  – i  w  ten sposób utrzymać cały system na chodzie. Możemy też jednak udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, ignorować ewidentne usterki, a potem przeklinać los, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Nic nie jest wieczne: oto jedno z  największych odkryć ludzkości. Co więcej, przez ślepotę, bezczynność i  zakłamanie sami dodatkowo przyspieszamy naturalny proces niszczenia. Bez stałego doglądu, opieki i  dbałości kultura ulega rozkładowi i umiera, a zło zwycięża

Reklama

Cristiano Ronaldo zaczął mówić. Bo – jak wyczytujemy z jego słów – wcześniej przemawiał za rzadko. To zresztą podobna diagnoza, jak w przypadku jego wieloletniego rywala Leo Messiego, który swojego emocjonalnego coming outu dokonał w wywiadzie dla La Sexty z grudnia 2020. Argentyński geniusz ubolewał wtedy, że jest absolutnie uzależniony od woli fanów, których sam stworzył, że boi się ich reakcji, że przez ich wzgląd nie jest w stanie określić swoich sympatii i poglądów politycznych, zawsze kryguje się w opiniach na temat ludzi związanych z własnymi klubami i ogranicza swoje aktywności społeczne do minimum.

Nazywał swoje życie nudnym.

Obaj żyją na samym szczycie drabiny społecznej. Przez lata całą opowieść o samych sobie kreowali na murawie. I taki stan rzeczy zaczął uwierać najpierw jednego, a następnie drugiego z bohaterów najwybitniejszej rywalizacji w dziejach futbol. CR7 dał temu wyraz w słynnej już rozmowie z Piersem Morganem, któremu wyżalił się, że „piłka nożna stała się bezdusznym biznesem”, w którym nie ma już świętości i z każdym rokiem ubywa ludzi wartych uwagi. Powiedział o sobie i swoim otoczeniu więcej niż kiedykolwiek wcześniej. – Krytykują mnie, kiedy nic nie mówię. Krytykują mnie, kiedy zacząłem mówić. Ba, kiedy zacząłem mówić, przybyło mi krytyków – mówił.

Nie ma przypadku w tym, kogo Ronaldo poprosił o pomoc w trudnym momencie i kogo ten sam Ronaldo uczynił głosem swojego buntu. Tak jak przed wygłaszaniem przemyśleń nie dyga Jordan Peterson, idol internetowej prawicy i piewca konserwatywnej wizji społeczeństwa, młot na feministyczne i lewicowe światopoglądy, tak najmniejszego problemu z ciętym jęzorem nie ma Piers Morgan, któremu można zarzucić pretensjonalność i bufonowatość, ale nie bezbarwność i nijakość. Portugalczyk, który całe życie – mimo grymasów, chimer, kaprysów, minek, skrzywień, dąsów, tej całej ekstrawagancji, tego całego narcyzmu i łatki niewybrednego pyszałka – pozostawał dosyć poprawny i spójny w swoim wizerunku najlepszego z najlepszych, nagle zwalił się z tronu i musiał dostosować się do czasów, które lubią paplaninę i dymy, a kościoły i ołtarze stawiają i burzą niemal kompulsywnie i w prędkości mgnienia oka. 

Jest w dziwnym momencie życia i kariery. Ta jego bezrobotność pośród piłkarzy ze wszystkich najlepszych lig i klubów świata jest tego najlepszym symbolem. Nie jest to bezrobotność tragiczna i dojmująca, jak pewnie miałoby to miejsce w przypadku jakiejś gwiazdy z minionego wieku, bo Ronaldo pewnie tuż po mundialu przytuli bajeczne pieniądze w równie bajecznym miejscu, ale jest to niewątpliwie jakiś znak nowej ery.

Mówi, że chce grać do czterdziestego roku życia. I, że skończy karierę reprezentacyjną, jeśli Portugalia zdobędzie złoto w Katarze. Kiedy wykorzystał karnego i zrobił swój wyskok z charakterystycznym „siuuu” w meczu z Ghaną, został pierwszym człowiekiem, który strzelił gola na pięciu mistrzostwach świata – 2006, 2010, 2014, 2018 i 2022. Ale zrobił za mało, żeby ktokolwiek uznał go za głównego architekta zwycięstwa Portugalczyków w meczu otwarcia na katarskim mundialu. A on – chyba jak nikt inny w tym środowisku – szaleje na punkcie bycia w centrum uwagi.

Bohaterem, i to od początku do końca, mógł zostać z Urugwajem. Obrazki sprzed złocistego Lusail Stadium – kibice ze wszystkich szerokości geograficznych robią „siuuu”. Obrazki z tunelu złocistego Lusail Stadium – zwykłe zbicie piątki z idolem rozradowało oblicze jakiegoś chłopca i całej gromadki blisko stojących dzieci, jakby właśnie na ich oczach zdarzył się cud. Obrazki z trybun złocistego Lusail Stadium – gdy tylko ten jeden portugalski piłkarz przyjmował piłkę, wznosiła się pęczniejąca wrzawa. Obrazki z murawy złocistego Lusail Stadium – Ronaldo skacze wyżej niż inni, jest bliski pięknej asysty klatką piersiową, a na sam koniec wykorzystuje dośrodkowanie Bruno Fernandesa i przypieczętowuje awans Portugalii do 1/8 fazy pucharowej mistrzostw świata…

Jest żywotny i jest sobą, do tego takim jakim lubi być – zmanierowanym, melodramatycznym, afektowanym, przesadnym i emfatycznym, ale i skutecznym na boisku, a nie tylko zmanierowanym, melodramatycznym, afektowanym, przesadnym i emfatycznym w oczach tych, którzy go nie lubią i już nie polubią, chociaż niedawno zaczął do nich przemawiać. Jego trybuną jest boisko. Takie przeznaczenie. Nie poradzisz. Cieszy się z tej bramki. Krzyczy coś głośno. Pręży muskuły. Wznosi oczy do nieba…

I wtedy okazuje się, że to jednak gol Bruno Fernandesa.

Że Ronaldo nie dotknął tej piłki.

Znów: to signum temporis.

Czytaj więcej o mistrzostwach świata:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Mistrzostwa Świata 2022

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

20 komentarzy

Loading...