Okej, Holandia nie musiała dzisiaj zabijać się o każdy centymetr boiska, skoro na rozkładzie ma jeszcze dostarczyciela punktów w postaci Kataru. Nie szukajmy jednak dla niej usprawiedliwień, bo w meczu z Ekwadorem dała się zgasić jak reprezentacja nie z tej półki, na jakiej chce być. Po strzelonej bramce chyba była w lekkim szoku, że jej rywal potrafi grać tak dobrze. Brawa dla Ekwadorczyków, bo znów im się należą. Trzech punktów nie wyrwali, ale potwierdzili, że mogą być jedną z większych niespodzianek turnieju wśród kadr z drugiego szeregu.
Katar był dla “La Tri” jak przekąska przed większym daniem. Zjedli ją, dopakowali się energią, by teraz znów nakarmić się niczym potwór, który – zdaje się – rośnie w siłę. Pytanie brzmi: w jakim miejscu zakończy? Na razie zetknięcia z różnymi kontynentami idą Ekwadorowi całkiem dobrze. Okaże się za kilka dni, czy również afrykański rywal będzie mu leżał.
Nie ocenia się po tym, jak zaczynasz
Na początku meczu można było odnieść wrażenie, że Holandia wybrała się na całkiem przyjemny spacerek. W grze piłkarzy z Ameryki Południowej dominował element bojaźni, co przełożyło się na stratę gola. Ale im dalej w las, tym mocniej na pierwszy plan przebijały się odważne akcenty. Ekwadorczycy poczuli, że holenderska ekipa wcale nie jest taka mocna. Chce być, ma ku temu możliwości, owszem, lecz to wciąż półka niżej względem Francji, Anglii czy Hiszpanii. No i wbrew pozorom w Ekwadorze jest przynajmniej jedenastu gości, którzy wiedzą, co robić z piłką przy nodze. Jak się okazało, nie tylko na tle Kataru.
Odzyskana pewność siebie omal nie przyniosła Ekwadorczykom wyrównania w ostatnich sekundach pierwszej połowy. Estupinan znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, natomiast sędzia liniowy uznał, że Porozo, znajdując się na pozycji spalonej, zasłaniał bramkarza. Choć gola do szatni zabrakło, dobrym wrażeniem pachniało na kilometr.
Warto dodać, że w pierwszych 45 minutach Ekwador spędził 12% czasu przy piłce w ostatniej tercji boiska. Holandia – tylko 4%. Takie liczby były dobrą zapowiedzią dalszej rywalizacji, w której “La Tri” mieli coś do udowodnienia. Mając trzy punkty na koncie i spotkanie z Senegalem na horyzoncie, mogli pozwolić sobie na grę o pełną pulę.
Masz problemy? Dzwoń po Valencię
Ekwador swoją niezłą grą przed przerwą niejako złożył obietnicę, że będzie naciskał na Holandię za wszelką cenę. I kiedy po raz pierwszy zrobił to naprawdę porządnie, Noppert musiał wyciągać futbolówkę z siatki. Można? Można. Wysoki pressing, wejście w bliski kontakt fizyczny i voila – są efekty. A gola strzelił nie kto inny jak Enner Valencia. Gość, który swojej reprezentacji na razie nie zawodzi. I zawodnik, który powolutku wyrasta na nieoczywistego kandydata do bycia królem strzelców turnieju. Gdyby tylko Ekwadorowi udało się wejść do 1/8 finału, nie byłby to scenariusz niemożliwy.
Musimy przyznać, że Ekwador zrobił wiele, żeby to spotkanie nawet wygrać. Czasami grał tak dobrze, że niejeden holenderski kibic miał prawo powiedzieć: ej, to nie my mieliśmy tak wyglądać? Nie jak ci goście, którzy pressują, wymieniają piłkę i bronią jak jedne z lepszych reprezentacji z Europy? No tak, choć kto miał okazję oglądać poczynania La Tri pod wodzą Gustavo Alfaro już wcześniej, ten nie mógł być zdziwiony. Byle jaki zespół nie roznosiłby w pył Kolumbii, nie wygrywał z Urugwajem i Chile, a na dodatek nie powstrzymywałby Brazylii czy Argentyny w eliminacjach. Słowem: to nie są leszcze, Stefan.
Korekta ustawienia, dobra organizacja gry = hamulec na Holendrów
Ekwador wiele zyskał w tym meczu przede wszystkim dzięki zmianie ustawienia na czwórkę obrońców. Defensywa wciąż była szczelna, a wypady ofensywne stały się zdecydowanie groźniejsze. Choćby ten Platy, piękny strzał odbity od poprzeczki, był dobrym przykładem, że dobrze zorganizowanego i odważnego Ekwadoru po prostu trzeba się bać. Dziś zasłużył na trzy punkty, zaimponował. W drugiej połowie absolutnie zdominował Holandię, zrobił z niej to, czym był Depay po wejściu z ławki. Tłem, cieniem. Nie chcemy być już tak brutalni, mówiąc, że pachołkiem.
Gra Ekwadoru to coś, na czym niewątpliwie warto zawiesić oko. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zobaczyć podopiecznych trenera Alfaro w akcji, obiecujemy: nie rozczarujecie się. Teraz będzie ku temu dobra okazja, bo mecz z Senegalem o wyjście z grupy A zapowiada się kapitalnie.
Szkoda by było, gdyby taka reprezentacja pożegnała się z turniejem już po trzech meczach. Chcemy tego więcej. Zespołu, który ma domieszkę fantazji piłkarzy rodem z Ameryki Południowej, ale także organizację na wzór świetnej kadry z Europy. Widzimy, że zapowiedzi ekwadorskich dziennikarzy dotyczące wszechstronności i mocy tej kadry nie okazały się słowami rzuconymi na wiatr. Ekwador nie przyjechał do Kataru z przypadku. Chce pokazać całemu światu coś fajnego.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Niekochani 2.0. Nawróceni na antyfutbol. Prostactwo zamiast prostoty
- Białek z Kataru: Czy to już oblężona twierdza?
- Białek z Al-Khor: Infantino? Drugi po Allahu
Fot. Newspix