Reklama

Przewrót pałacowy. O co chodzi w nowym odcinku serialu Netfliksa o Wiśle Kraków

Michał Trela

Autor:Michał Trela

23 listopada 2022, 19:32 • 8 min czytania 28 komentarzy

Ten serial, który od jakiegoś czasu kręci o Białej Gwieździe, naprawdę się Netfliksowi udał. Tyle że nie ma żadnego serialu Netfliksa o Białej Gwieździe. Postaci rządzące Wisłą Kraków grają w hitowej produkcji, która dzieje się naprawdę.

Przewrót pałacowy. O co chodzi w nowym odcinku serialu Netfliksa o Wiśle Kraków

Barowy hoker ustawiony przed wielkim stołem, za którym siadali przez lata uczestnicy licznych konferencji Wisły Kraków, w sporej sali pawilonu medialnego miał pewnie skracać dystans. Zlikwidować barierę między pytającymi a odpowiadającym. To samo mówiła zresztą postawa gospodarza spotkania, który nie wyłonił się gdzieś z kuluarów minutę przed rozpoczęciem konferencji, lecz czekał już długo wcześniej, witając kolejnych nadchodzących dziennikarzy. Gdy operatorzy kamer dali już sygnał do rozpoczęcia, Tomasza Jażdżyńskiego nie przedstawiła rzeczniczka Wisły Kraków, która trzymała się z boku. Przewodniczący Rady Nadzorczej na scenie był sam. Tak, jakby w serialu nadszedł moment na jego opowieść.

Od samego początku był w powszechnym postrzeganiu tym trzecim. Jego nazwisko śledzący akcję ratunkową w Wiśle Kraków poznali jako ostatnie. Najmniej też im mówiło, bo zmasowaną aktywnością medialną przykrył je początkowo równie anonimowy dla szerokiej publiczności Jarosław Królewski, który zaczął nawet wyrywać część nagłówków Jakubowi Błaszczykowskiemu. O nim też przez wszystkie lata było najciszej i najmniej było wiadomo o jego aktywności. Błaszczykowski, choć w żaden sposób nie udzielał się medialnie, miał wysłanników, którzy prezentowali światu jego punkt widzenia. Wiadomo też było, że to w dużej mierze do niego należy strona sportowa. Królewski wychodził do ludzi, czasem nawet aż za bardzo. Jażdżyński ani nie miał nieformalnych rzeczników, ani nie był medialnie nadaktywny. Dał się poznać tylko kilka razy, gdy w obszernym wywiadzie przedstawił swój punkt widzenia, zainicjował absurdalną kampanię, próbującą udowodnić, że to Wisła jest najstarszym klubem w Polsce i podczas słynnej czerwcowej konferencji, na której właściciele mieli się wytłumaczyć ze spadku, a on po półtorej godziny nie wytrzymał i przeszedł do kontrofensywy, wyliczając zasługi tercetu, co w tamtym momencie wypadło fatalnie. Środowe spotkanie miało być więc dopiero pierwszym, podczas którego scena będzie należała wyłącznie do niego.

PRYWATNA PERSPEKTYWA

Choć występował jako przewodniczący rady nadzorczej Wisły Kraków, przemawiał jako Tomasz Jażdżyński. Stąd pewnie te subtelne różnice w organizacji spotkania, które miały stworzyć pozory, że chodzi o spotkanie z prywatną osobą, a nie przedstawienie oficjalnego stanowiska klubu. Także jego wystąpienie służyło w dużej mierze obronie dobrego imienia samego Jażdżyńskiego, a nie jakiemuś celowi związanemu z Wisłą Kraków. Opowiadał o osobistym wstydzie, jaki czuje z powodu tego, że miał współudział w doprowadzenia do spadku Wisły z ligi. Starał się wywoływać współczucie, przekonując, że od miesięcy nie miał ani jednego spokojnego dnia. Zaznaczał, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, że pracował dla Wisły społecznie i nie brał z klubu żadnych pieniędzy. Przepraszał za to, jak źle wypadł na czerwcowej konferencji. Walczył z plotkami i pomówieniami, o których mało kto wcześniej w ogóle słyszał. A gdy proszono go o wspomnienie wydarzeń z początku akcji ratunkowej, sprawiał wrażenie, jakby łamał mu się głos. To miało być pokazanie ludzkiej twarzy Jażdżyńskiego. Przeniesienie sympatii wiślackiej społeczności w jego stronę albo przynajmniej odsunięcie od siebie jej antypatii.

NOWY PREZES

To kolejne tego typu spotkanie, które współwłaściciel Wisły zwołał w ostatnim czasie. Minął ledwie tydzień, odkąd na podobną rozmowę zaprosił dziennikarzy Jarosław Królewski, który zapowiedział wówczas chęć oddania wszystkich swoich akcji w spółce. Ale sytuacja w Krakowie jest dynamiczna. W dniu, w którym podobną deklarację publicznie złożył Jażdżyński, Królewski został prezesem Wisły. I stał się głównym faworytem do zostania większościowym akcjonariuszem współki. Sam fakt, że informacja o takim zamiarze Królewskiego wyszła na światło dzienne, mimo że wiedziało o niej tylko sześciu współwłaścicieli, Jażdżyński uważa za dziecinadę. Ale potwierdził, że faktycznie jest to jedyne będące w tej chwili na agendzie rozwiązanie dotyczące przyszłości klubu.

Reklama

KRÓLEWSKI ZWROT AKCJI

Choć zarówno Królewski, jak i Jażdżyński na swoich spotkaniach mówili głównie o własnej perspektywie, a ten drugi unikał komentowania stwierdzeń wygłoszonych przez tego pierwszego, nietrudno dostrzec w tym, co mówili i tym, czego nie mówili, punkty wspólne. Obaj za winnego obecnych problemów Wisły uznają tego trzeciego, czyli Jakuba Błaszczykowskiego. Długo Królewski budował z nim wspólny front i uchodził za człowieka, który przynajmniej nie neguje pomysłów tzw. “Kuby”. Ale wygląda na to, że po sytuacji, w której w wyniku nieporozumienia protokół z jednego ze spotkań nie został podpisany, a Władysław Nowak, były już prezes, zainstalowany na tym stanowisku przez Błaszczykowskiego, w ostrych słowach wyciągnął tę sprawę publicznie, w Królewskim też coś pękło. I postanowił przejść do działania. Na zeszłotygodniowej konferencji zapowiedział, że chce odejść. Ale zapowiedział też, że nie pozwoli klubowi upaść. Czyli zasugerował, że w sytuacji, w której inni umyją ręce, on zakasa rękawy. Musiał to zrobić niespodziewanie szybko.

WINNY TEN TRZECI

Jażdżyński też ani razu nie użył nazwiska “Błaszczykowski”, ale wiadomo, kogo miał na myśli, mówiąc, że już w lecie ostrzegał, że pospadkowy budżet jest zbudowany zbyt optymistycznie i że dziura w nim jest bliższa czternastu, a nie założonych czterech milionów złotych. Wiadomo, do kogo miał pretensje o likwidowanie działu sportowego, fatalne, a przede wszystkim zbyt drogie zbudowanie drużyny oraz za brak zgody na transfery wychodzące, które pozwoliłyby w lecie sprawić, że sytuacja finansowa byłaby dziś trochę lepsza. Tyleż ze względu na pieniądze, które miałyby przynieść same transakcje, ileż ze względu na środki, które pozwoliłyby one zaoszczędzić. Ostateczne wątpliwości zostały rozwiane, gdy Jażdżyński odmówił komentarza na pytanie na temat roli Błaszczykowskiego i tego, co on obecnie zamierza. Jeśli mówi, że z tymi samymi ludźmi nie jest już dłużej w stanie współpracować, raczej nie ma na myśli Królewskiego, z którym w poniedziałek rozmawiał o możliwym przejęciu przez niego większościowego pakietu. Nie jest w stanie dłużej współpracować z Błaszczykowskim

UMYWANIE RĄK

Oba spotkania namalowały wizerunek Błaszczykowskiego jako winnego sytuacji sportowej i finansowej, a także jako toksycznego, z którym nie da się współpracować. Jako że nie wypowiedział się sam Błaszczykowski, trudno w tej chwili jednoznacznie rozstrzygać, czy to prawda. Pewnie byłby potrzebny trzeci briefing trzeciego współwłaściciela, by na różne sprawy rzucić jeszcze inne światło. Niezależnie jednak od tego, czy Błaszczykowski faktycznie jednoosobowo jest winny wszystkiemu, co złe, z wystąpień Królewskiego i Jażdżyńskiego wyłania się dość smutny obraz klubu, który właściwie został przejęty przez jednego ze współwłaścicieli. Królewski jasno przyznawał, że nie uczestniczył w bieżącej działalności klubu. Jażdżyński właściwie to powtórzył. Choć twierdzi, że już w lecie widział nadchodzącą katastrofę, nie reagował. Mając ¼ wszystkich akcji i pełniąc funkcję przewodniczącego rady nadzorczej, miał spore możliwości blokowania tego, co mu się nie podobało. Pokornie stosował się jednak do prośby prezesa Nowaka o odsunięcie się od bieżących spraw, czekając, aż ten spełni swoją obietnicę o zwiększeniu swojego zaangażowania finansowego w klub. Jażdżyński uznał swoją odpowiedzialność za spadek, ale nie umył ręce od wszystkiego, co działo się po nim. Choć de facto jest w roli, w której bardzo trudno umyć od czegokolwiek ręce. Bo także brak działania jest w tej sytuacji formą współudziału.

NOWE PYTANIA

Rezygnacja Nowaka z funkcji prezesa i tymczasowe przejęcie tej funkcji przez Królewskiego to sygnał, że zamierza on przejść do kontrataku i skończyć z sytuacją, w której Wisła, formalnie mając sześciu współwłaścicieli, faktycznie idzie tam, gdzie wskazał jej Błaszczykowski. Jeśli faktycznie stanie się większościowym akcjonariuszem, przejmując akcje Jażdżyńskiego, wciąż pozostanie pytanie, jak zachowa się Błaszczykowski. Czy wyjdzie z klubu, pozostawiając go w sytuacji, w którą go wpędził (być może nie jednoosobowo, ale jednak), godząc się na bardzo poważną rysę na swoim wizerunku zbawcy Wisły, czy też będzie próbował przy nowej strukturze akcjonariatu działać dalej? Jeśli tak, to czy to faktycznie będzie to już bardziej klub Królewskiego, czy Błaszczykowski znów de facto go zdominuje, wykorzystując to, że właściciel firmy Synerise jest zaangażowany we własny biznes i nie ma żadnego umocowania w piłkarskiej branży? A jeśli to naprawdę będzie klub Królewskiego, co to będzie oznaczać, w sytuacji, w której do końca listopada trzeba zapłacić zobowiązania wynikające z procesu licencyjnego i w której Wiśle brakuje w budżecie czternastu milionów złotych? Biznesmen raczej nie będzie zasypywał tak dużej dziury z własnej kieszeni, a wiadomości o rychłym wejściu nowego inwestora zawsze trzeba dzielić na pół. Jak w dobrym serialu, wyjaśnienie jednej kwestii, otwiera kilka innych wymagających wyjaśnienia. A dopiero z czasem będzie można ocenić, czy po jednym ocieplającym wizerunek wystąpieniu widzowie faktycznie zatęsknią za postacią graną w tym serialu przez Tomasza Jażdżyńskiego.

CZYTAJ WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:

Reklama

foto. FotoPyk

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Ekstraklasa

Bramkostrzelny 20-latek zwrócił uwagę Puszczy. Będzie transfer z IV ligi?

Bartosz Lodko
5
Bramkostrzelny 20-latek zwrócił uwagę Puszczy. Będzie transfer z IV ligi?

Komentarze

28 komentarzy

Loading...