Mitologiczny Atlas dźwigał sklepienie niebieskie, a Łukasz Zwoliński podtrzymuje na barkach Lechię. Dzięki niemu ekipa z Gdańska nie będzie zimować w strefie spadkowej. Z ostatnich dziewięciu punktów zdobytych przez biało-zielonych aż pięć to zasługa 29-letniego atakującego.
Całe szczęście, że w Herbie Wielkim Miasta Gdańska znajdują się dwa lwy, bo w jednej głowie za cholerę nie zmieściłoby się to, co Lechia grała we właśnie zakończonej rundzie. Szkoda dla kibiców biało-zielonych, że zwierzęta podtrzymują tarczę gotycką, a nie ich zespół, ponieważ prawdopodobnie ta grupa piłkarzy będzie miała problem z samodzielnym utrzymaniem się w Ekstraklasie.
Lechia – Górnik 2:1. Na plecach „Zwolaka”
Ten mecz był dla gospodarzy łyżką miodu w beczce dziegciu. Nie, to nie pomyłka w kolejności. Co to dziegieć? W skrócie – ciemnobrązowa, gęsta ciecz o ostrym zapachu, efekt destylacji drewna. Dawniej miał szerokie zastosowanie (poza psuciem smaku miodu w porzekadle m.in. wykorzystywany na choroby skóry), ale zatrzymajmy się przy drewnie, jako że to określenie cudownie pasuje do jesiennych wyczynów drużyny z Gdańska.
Oczywiście, znamy wynik, ale to był jeden z tych dni, kiedy rezultat nie odzwierciedlał przebiegu rywalizacji. Pewnie gdyby nie intensywne opady śniegu, które nabrały mocy w przerwie i pokryły boisko warstwą białego puchu, Lechia tego wieczoru nic by nie zdobyła. Ekipa trenera Marcina Kaczmarka przed przerwą prezentowała się dramatycznie, nie zdołała oddać choćby jednego celnego strzału, to Górnik przejął kontrolę nad miastem. No, przynajmniej jego częścią.
I dwa skutecznie wykonane stałe fragmenty nie powinny przesłonić słabości miejscowych. W ciągu ostatnich kilku miesięcy biało-zieloni zrobili nie jeden, a kilka kroków w tył. Bardziej przypominali skład drewna niż zespół piłkarski i nieprzypadkowo mniej niż minuta dzieliła ich od zimowania w strefie spadkowej. Źle bronili, źle atakowali, źle przechodzili z obrony do ataku i odwrotnie. Wszystko źle. Ta drużyna wymaga wzmocnień, bo w innym wypadku nad Bałtykiem do końca będą się telepać o pozostanie w Ekstraklasie.
Z Lechią jest słabo, ale nie tragicznie wyłącznie za sprawą Zwolińskiego. Od początku rundy napastnik zmagał się z bólem pleców, trochę czasu zajęło mu wyleczenie krzyża, a dzisiaj łatwiej zrozumieć, skąd te problemy. Od dźwigania wyników zespołu. Targany kłopotami zdrowotnymi atakujący jesienią zdobył cztery bramki w Ekstraklasie i trzykrotnie ekipa z Gdańska odniosła zwycięstwo. Ba! Gdy schodził w potyczce z Legią w Warszawie, także na tablicy wyświetlał się korzystny rezultat dla gości znad morza. Pod koniec października udało mu się wyzdrowieć i to był zbawienny moment dla Lechii. „Zwolak” zapewnił trzy punkty ze Stalą Mielec i dzisiaj dodatkowe dwa w starciu z Górnikiem. W sumie pięć z ostatnich dziewięciu.
Sprawny Zwoliński to dobra wiadomość dla kibiców biało-zielonych, ale jest też zła – kolejna runda na 99% będzie ostatnią 29-latka w klubie. Latem miał oferty z Hapoelu Beer Szewa i Girondins de Bordeaux, z których bardzo chciał skorzystać, jednak władze się zaparły i nie puściły. W lipcu nie będą mieć nic do gadania, szczecinian odejdzie jako wolny zawodnik. Przedłużenie kontraktu? W tym momencie należy zaliczyć do kategorii „cudów”. Nie ma o tym mowy. Równie dobrze można podreptać w kierunku Bałtyku i spróbować chodzić po wodzie. Powodzenia!
W Zabrzu muszą odrobić pracę domową… z bramkarzy
A Górnik? Cóż, może przeklinać klimat. Naprawdę w pierwszej połowie przyjezdni z Zabrza spisywali się dobrze, tyle że spuentowali to ledwie jednym golem. A potem to już nie było granie w piłkę, a walka o utrzymanie równowagi na śniegu. Sami sobie winni. Tym niemniej – znów prezentowali się obiecująco. Jesienią ekipa z Górnego Śląska była niczym praca domowa, o której się zapomniało i odrabiano ją już w szkole, na przerwie, gdzieś na kolanie. Wyszło przyzwoicie – powiedzmy na trzy – i teraz pytanie, co by było, gdyby poświęcić na to więcej czasu? Przecież ostateczny kształt kadra Górnika nabrała dopiero we wrześniu, jakby działacze dopiero pod koniec okna transferowego zorientowali się, że już otwarte, można działać, dlatego trener Bartosch Gaul miał stosunkowo niewiele czasu na pracę z tą grupą zawodników. A i tak osiągnął ciekawe efekty. Teraz będzie mógł to nadrobić i przekonamy się, czy wycisnął ich już do ostatniej kropli potencjału, czy jeszcze może być lepiej.
Aha, tylko bramkarz wreszcie musi przestać zawalać. To priorytet. Daniel Bielica broni lepiej niż Kevin Broll (gorzej trudno…), ale dzisiaj podał pomocną dłoń Lechii, kiedy minął się z dośrodkowaniem Rafała Pietrzaka i zrobiło się 1:1. Tak nie można. Po prostu.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Zwoliński: Piłkarze mieli fatalną opinię na uczelni
- Szota: Po debiucie w Ekstraklasie rozbeczałem się jak dziecko, bo wreszcie się udało
- 18 twarzy Kosty. Historia Runjaica w Pogoni
foto. Newspix