W rozmowie z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem podsumowaliśmy rundę jesienną w wykonaniu drużyny trenera Stolarczyka. Na Podlasiu panuje rozczarowanie, bo Jaga bliżej jest dziś strefy spadkowej niż walki o najwyższe cele. Mimo wszystko w klubie nie dojdzie do zmiany szkoleniowca. Z Jagiellonią może pożegnać się za to przynajmniej kilku piłkarzy. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, dlaczego „Duma Podlasia” miała tak wielu kontuzjowanych graczy w minionej rundzie albo jakie są szanse na wykupienie Marca Guala z SK Dnipro-1, to zapraszamy do lektury.
Wynik Jagiellonii w rundzie jesiennej, czyli 18 punktów i 13. miejsce to dla klubu spore rozczarowanie? Od 14 sierpnia do 12 października była serie spotkań, w której byliście niepokonani. Złożyły się na to cztery zwycięstwa i pięć remisów. Udało się zremisować na wyjeździe z Rakowem Częstochowa 2:2. To na razie jedyna domowa strata punktów lidera tabeli w tym sezonie. Dobrej dyspozycji nie udało się jednak utrzymać dłużej. Całą rundę zakończyliście bilansem: cztery zwycięstwa, sześć remisów i aż siedem porażek. Czy główną przyczyną takiego stanu rzeczy były w pańskiej ocenie kontuzje? W różnych momentach jesiennej części sezonu z powodu urazów nie mogli grać: Ivan Runje, Michał Pazdan, Miłosz Matysik, Taras Romanczuk, Juan Camara, Paweł Olszewski czy Kacper Tabiś. Zdrowie zawodników to wasz największy problem?
Wojciech Pertkiewicz (prezes Jagiellonii Białystok): Niemożliwym jest dowiedzieć się teraz, ile zdobylibyśmy punktów jesienią przy pełnym składzie osobowym. Jednak faktycznie problemy ze zdrowiem zawodników dają nam do myślenia. Nie chcę oczywiście, żeby zabrzmiało to jako usprawiedliwienie naszych wyników, ale trzeba przyznać, że właściwie przez całą rundę trener Stolarczyk nie miał ani jednego meczu, żeby mieć komfort wyboru optymalnej jedenastki. Zawsze ktoś z ważnych piłkarzy, aspirujących do gry od początku, był poza składem. Do grupy graczy, których pan wymienił trzeba też dodać chociażby Tomasza Kupisza czy Tomáša Přikryla. Ich kontuzje sprawiły, że w pewnym momencie na prawym wahadle musiał grać lewonożny Bojan Nastić, który zupełnie nie radził sobie na tej pozycji. To tylko pokazuje jaka desperacja w dobrze zawodników do gry była u trenera. W pewnym momencie miał kontuzjowanych wszystkich czterech piłkarzy, mogących grać na prawej stronie. Tabiś, Olszewski, Přikryl i Kupisz – wszyscy wypadli z powodu urazów. Tomek Kupisz we Włoszech był niezniszczalny i grał wszystko, a u nas w drugim tygodniu po transferze dość nieszczęśliwie zderzył się z innym zawodnikiem. Został uderzony pod kolanem i zniknął z kadry meczowej na kilka tygodni. Kumulacja urazów zatem nie pomagała. Liczba zdobytych przez nas punktów na pewno nie oddaje potencjału, jakim dysponuje nasza drużyna. Mamy zespół, który może nie powinien być w ścisłej czołówce Ekstraklasy, ale na pewno nie powinniśmy być tylko cztery punkty nad strefą spadkową. Czujemy oddech drużyn, będących pod kreską. Przed nami walka o powrót na boisko czołowych piłkarzy. Taras Romanczuk jest po kolejnych konsultacjach z lekarzami. Paweł Olszewski dziś jest po zabiegu. Przed nimi i pozostałymi zawodnikami kolejne sesje rehabilitacji. Mam nadzieję, że 15 grudnia po urlopach skład osobowy będzie szerszy niż na finiszu rundy. Chodzi nie tylko o liczbę graczy, ale również o ich jakość i poziom. To zdecydowanie ułatwi trenerowi Stolarczykowi dobór odpowiedniej jedenastki i przygotowanie drużyny do wiosennej części sezonu. Nie tylko personalia wpłynęły jednak na nasze wyniki. Wpływ na to ma też sposób gry i funkcjonowania całego zespołu. Siedemnaście rozegranych meczów w lidze i dwa spotkania Pucharu Polski pokazały, że model, w którym graliśmy – co po części wynikało z braków kadrowych i kontuzji – jest do zmiany. Zwłaszcza funkcjonowanie drużyny w fazie defensywnej po prostu trzeba poprawić. Wszyscy o tym wiedzą: trener, sztab i sami zawodnicy. Cieszę się, że wszyscy myślą podobnie. Mam nadzieję, że w trakcie tych sześciu, siedmiu tygodni przygotowań uda się poprawić elementy, które w naszej grze ewidentnie kulały.
Będziecie analizować skąd się wzięła tak duża liczba kontuzji?
Jestem w klubie prawie od roku i odkąd przyszedłem lista kontuzjowanych piłkarzy jest cały czas dość szeroka. Zdziwiło mnie to na samym początku, bo opieka medyczna jest na przyzwoitym poziomie, ale trzeba przyznać, że w tym wszystkim jest sporo pecha. Przypomnę chociażby o długiej kontuzji Jesusa Imaza z poprzedniego sezonu. Nie można powiedzieć, że dopiero będziemy analizować, skąd biorą się te liczne urazy. Takie analizy robimy na bieżąco. Nie mamy w tym wszystkim szczęścia, bo większość kontuzji to urazy mechaniczne. Wynika to z mocnych treningów, rywalizacji i dużego zaangażowania w zajęcia. Wiem, że to może dość dziwnie zabrzmieć, ale naprawdę tak jest. Imaz czy Kupisz doznali kontuzji, bo zderzyli się na treningu z kolegami z drużyny, gdzie nikt nogi nie odstawia. Nikt oczywiście nie robi tego intencjonalnie. To jest pech. Kolejny tak na szybko z pamięci to Bartek Bida, który doznał też mechanicznej kontuzji, ale w meczu. Takich urazów było więcej i nie da się ich uniknąć. To jest ryzyko tego sportu. U Tarasa Romanczuka czy Michała Pazdana mamy do czynienia z przewlekłymi urazami, których leczenie było odkładane przez lata „na później”. W którymś momencie po prostu człowiek już nie daje rady tego pudrować i trzeba poddać się leczeniu. Za chwilę obaj będą już do gry. Staramy się poprawiać w obszarze prewencji i odnowy biologicznej. W dzisiejszym futbolu to jest podstawa. Trudno jednak uniknąć wszystkich kontuzji. Urazy przeciążeniowe będą się zdarzać. Naderwania mięśni czy nawet zerwania to element tego sportu. Naprawdę robimy wiele, żeby tego uniknąć. Jesienią głównym problemem były jednak, jak wspomniałem, urazy mechaniczne, a w sprawach przewlekłych jak u Tarasa i Michała, trzeba było zrobić porządek, żeby obaj mogli normalnie grać. Taras chciał wystąpić w ostatnich meczach w tej rundzie na lekach przeciwbólowych, bo jest twardzielem i mocno zależy mu na klubie. Oczywiście nie pozwoliliśmy mu na to, ale to pokazuje jakie on ma podejście. Mnie osobiście bardzo się to podoba. Szanuję to, ale wolimy go mieć na dłużej niż tylko jeden czy dwa mecze, a później „składać” go przez pół roku.
A czy w drużynie pojawił się jakiś problem mentalny? Zwróciłem uwagę, że po odpadnięciu w 1/16 finału Pucharu Polski z trzecioligową Lechią Zielona Góra (1:3), nie wygraliście już spotkania. Później były cztery porażki i remis. Po tej klęsce w Pucharze zespół się jeszcze nie podniósł?
Ta porażka w Zielonej Górze to był punkt zwrotny tej rundy. Niestety, wpadliśmy w dołek, z którego nie do udało się wyjść. Nie chcę mówić, że to efekt tego meczu, bo może być to zbieg okoliczności, ale na pewno było to dla nas duży „gong”. Wspomniał pan o naszej serii dziewięciu meczów bez porażki. Były to tylko cztery zwycięstwa i aż pięć remisów. Jeżeli ktoś po tej serii myślał, że będziemy się bili o najwyższe cele, to przyszło szybkie otrzeźwienie. Szkoda, że po tym „gongu” nie nastąpiła poprawa wyników, tylko dołek formy. Później był fatalny mecz na wyjeździe z Wartą (0:2) czy średni i szczęśliwy remis ze Śląskiem (2:2). Nieźle zagraliśmy z Cracovią (0:1), ale zabrakło tam trochę skuteczności. W międzyczasie było też lanie 2:5 u siebie z Legią, po którym trener pozmieniał niektóre elementy w naszym sposobie gry. No i na koniec z Lechem (1:2 – przyp. red.) przy odrobinie szczęścia można było przynajmniej zremisować. Straciliśmy gole dwa razy w doliczonym czasie, najpierw pierwszej połowy, a później drugiej. Ten mecz z Lechem trochę był takim podsumowaniem naszej całej rundy. Niby nie była do końca zła, ale kończymy ją z ujemnym bilansem i poczuciem dużego rozczarowania.
Zwykło się mówić, że drużynę powinno budować się od tyłu. Tymczasem najsilniejszym punktem Jagiellonii jest w tym sezonie linia ataku, którą tworzą Jesus Imaz i Marc Gual. Obaj Hiszpanie strzelili po osiem goli i mieli też po trzy asysty. To jest trochę tak, że reszta zespołu nie dojeżdżała do ich poziomu?
Jesus i Marc strzelając gole czy asystując, robią to do czego zostali u nas zakontraktowani. Dlatego są w zespole. Z tego powodu płacimy im takie, a nie inne wynagrodzenia. Sumiennie wykonują swoją robotę i są efektywni. Trzeba jednak dodać, że sami we dwójkę nic na boisku nie zrobią. Ktoś im w końcu dostarcza piłkę. Na ich zdobycze pracują wszyscy inni zawodnicy począwszy od Zlatana Alomerovicia w bramce, a skończywszy na dwudziestym rezerwowym na ławce. Trzeba się cieszyć, że mamy taki duet jak Imaz – Gual. Przed sezonem zakładaliśmy, że strzelanie goli rozłoży się na większą liczbą zawodników. Liczyliśmy, że do swoich rodaków dołączy jeszcze Juan Camara, tworząc ofensywny tercet ze wspomnianą dwójką Hiszpanów. Kontuzja Camary w letnim okresie przygotowawczym spowodowała, że musieliśmy zmienić naszą koncepcję. Przez to było trochę eksperymentów w ofensywie, żeby znaleźć tego trzeciego gracza z przodu. Tomek Přikryl sezon 2021/22 zakończył z przyzwoitym wynikiem, jeżeli chodzi o liczby (sześć goli i trzy asysty w 28 meczach), a niestety w tym obecnym jest zdecydowanie gorzej (gol i asysta – przyp. red.). Ze względu na kontuzje innych chłopaków musiał grać często na tym prawym wahadle, a z rozmów z trenerem Stolarczykiem wiem, że jego docelowe miejsce na boisku jest nieco wyżej. Wracając trochę do pierwszego pytania, mocno liczę, że powrót do zdrowia Tomka Kupisza sprawi, że Přikryl będzie mógł bardziej skupić się na występach w ofensywie. Jeżeli chodzi o duet: Imaz – Gual, to trzeba się cieszyć z tego jak grają, strzelają i funkcjonują z przodu. Kilka goli strzelili po indywidualnych akcjach i trochę sami je sobie „wydrapali”. Kilka innych bramek padło też po mocno zespołowych akcjach. To pokazuje, że drużyna na boisku to jedenastu, a nie dwóch piłkarzy.
Masłowski: Duet Imaz i Gual to najlepsza para ofensywnych piłkarzy w lidze (WYWIAD)
Jak wygląda sytuacja z Gualem i szansami na jego wykupienie? Przypomnę, że on już drugi raz został wypożyczony z ukraińskiego SK Dnipro-1, wykorzystując fakt przepisów FIFA zezwalających na zawieszenie kontraktów piłkarzy z ukraińskich klubów w związku z rosyjską agresją. Przed wojną było tak, że jeden klub mógł maksymalnie dwa razy wypożyczyć jednego zawodnika z tego samego klubu. Wypożyczenie Hiszpana kończy się 30 czerwca przyszłego roku. Co będzie z nim po tej dacie, jest szansa, żeby na stałe został zawodnikiem Jagiellonii? Jego wykupienie jest możliwe na przykład tej zimy?
Formalnie zasady, na których był i jest u nas Marc Gual to nie są wypożyczenia. Jego kontrakt z SK Dnipro-1 jest zawieszony w związku z działaniami wojennymi. De facto nadal jest zawodnikiem ukraińskiego klubu, ale jego umowa jest zawieszona. Obecnie taki stan rzeczy jest aktualny do 30 czerwca 2023 roku. Jeżeli sytuacja między Roją i Ukrainą się nie zmieni, to FIFA może zezwolić na zawieszania umów na kolejne dwanaście miesięcy. Będziemy monitorować na bieżąco sytuację Marca. Na razie jest po dobrej rundzie, a mam nadzieję, że będzie grał na podobnym poziomie również wiosną. Inne kluby pewnie też widzą jego formę. Trzeba liczyć się z tym, że zgłosi się po niego jakiś silniejszy finansowo klub. Są przecież rynki, z którymi trudno konkurować pod względem finansowym wszystkim polskim klubom i to nie tylko Jagiellonii. W samej Ekstraklasie są też kluby, które dziś grają o wyższe cele i dysponują znacznie wyższymi budżetami płacowymi. Już po poprzednim sezonie wydawało się, że trudno będzie zatrzymać u nas Guala, a udało się to w miarę szybko załatwić. Życie pokazało, że była to świetna decyzja dla nas i dla niego. Nie chcę wróżyć z fusów, co przyniesie przyszłość. Zimą zakontraktowanie na stałe Marca nie jest realne. Będziemy czekać na kolejne decyzje FIFA. Może sytuacja na Ukrainie się uspokoi. Na razie, niestety, niewiele na to wskazuje.
W ostatnich dniach zarówno pan jak i przewodniczący rady nadzorczej Jagiellonii Wojciech Strzałkowski dawaliście do zrozumienia swoimi wypowiedziami, głównie w lokalnych mediach, że jesteście bliżej rozstania z kilkoma zawodnikami niż z trenerem Stolarczykiem. Słuchałem pańskiego wywiadu dla Radio Białystok, w którym mówił pan, że Jagiellonia nadal ma ponad 70 piłkarzy na kontraktach i to zdecydowanie zbyt wielu graczy. Po ostatnim meczu z Lechem trener Stolarczyk mówił też, że wielu zawodników z kadry zespołu nie pasuje do jego koncepcji. To wszystko sprawia, że kibice Jagiellonii powinni się spodziewać większej liczby odejść piłkarzy z klubu, niż transferów pozyskujących?
Zima to trudny okres zarówno, żeby kogoś pozyskać, jak również żeby się z kimś definitywnie pożegnać. Na pewno 70 piłkarzy na kontraktach, to dość absurdalna liczba. Latem tych umów było jeszcze więcej, bo mieliśmy ponad 90 zawodników na ważnych umowach. Żeby było jasne, mówię też o młodzieżowych kontraktach. Niemniej każdy profesjonalny kontrakt, to określony wydatek dla klubu. To są konkretne zobowiązania finansowe. Jeżeli pewną średnią zarobków pomnoży się siedemdziesiąt razy, to wychodzi naprawdę potężna kwota, jaką płacimy co miesiąc. Uważam, że w obecnej sytuacji Jagiellonia nie powinna wykładać takich pieniędzy na pensje. Minimum kilkanaście kontraktów powinniśmy jeszcze zredukować, bo są one po prostu zbędne. Oczywiście, umowy są ważne i będziemy ich przestrzegać. Zadaniem trenera, sztabu szkoleniowego i dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego jest odpowiednie zmotywowanie zawodników, których wkład w wyniki drużyny był na niskim poziomie. Oczywiście mogą być też takie przypadki, w których będziemy szukać i proponować piłkarzom inną ścieżkę rozwoju, na przykład poprzez wypożyczenie do innego klubu. Nie jest to wszystko łatwe. Przed nami trudne rozmowy. Przypomnę, że często łatwiej zawodnika jest pozyskać niż rozwiązać z nim kontrakt. Dużo też zależy od momentu kariery takiego gracza. Każdy ma swoje ambicje i określoną wartość na rynku, a to może ułatwić lub utrudnić rozmowy.
Jeżeli chodzi o zawodników pierwszej drużyny, to będą tacy, z którymi będziecie negocjowali rozwiązanie kontraktów? Może pan powiedzieć o konkretnych zawodnikach albo ich określonej liczbie?
Zdecydowanie przymierzamy się do takich rozmów. Pewnie będzie to dotyczyć dwóch, maksymalnie trzech piłkarzy. Nie mamy w tej chwili za bardzo swobody funkcjonowania na rynku transferowym, właśnie z uwagi na szerokość naszej kadry. „Skarbonka” jeżeli chodzi o pensję jest pusta, bo za dużo wydajemy na kontrakty. Nasze możliwości pozyskiwania piłkarzy są dziś mocno ograniczone. Nie stać nas na jakiekolwiek transfery gotówkowe. Jeżeli ktoś do nas dołączy, to tylko piłkarze bez kontraktów. Nie będziemy ich sprowadzać na siłę. Muszą to być gracze, którzy z miejsca podniosą nam poziom sportowy. Mamy pozycje na boisku, które musimy wzmocnić. Trzeba dołożyć konkretnych ludzi w miejscach, gdzie nie wyglądało to najlepiej. Bez wchodzenia w szczegóły wiadomo, że chodzi głównie o pozycje defensywne. Trzeba też liczyć na szybki powrót do zdrowia zawodników leczących nadal kontuzje.
Chciałbym zapytać o dwóch takich zawodników. Michał Pazdan (35 lat) i Ivan Runje (32 lata) – obaj mają problemy z urazami, obaj też mają określoną pozycję w hierarchii zespołu i na pewno nie są tani dla budżetu płacowego. Jeden i drugi są już też mocno zaawansowani wiekowo. Co się z nimi stanie? To są piłkarze, z którymi będziecie rozmawiać o rozstaniu?
Ivanowi Runje już latem proponowaliśmy rozwiązanie kontraktu. W kwietniu miną dwa lata odkąd nie zagrał w meczu Ekstraklasy z powodu kontuzji kolana (w sierpniu 2021 przeszedł zabieg rekonstrukcji chrząstki – przyp. red.), a trzeba przyznać, że pobiera on dość godziwe wynagrodzenie. Ivan długo się już rehabilituje. Co jakiś czas wraca na treningi, żeby za chwilę łapać kolejne urazy. Udało się go doprowadzić do takiego momentu, że we wrześniu zagrał w meczu rezerw (10 września w spotkaniu III ligi z Legionovią 1:4 – przyp. red.). Niestety, spędził na boisku 59 minut i znów zszedł z kontuzją. Myślę, że o jego powrót do pełnej formy będzie trudno. Ivan walczy o to, walczy też nasz sztab medyczono-szkoleniowy. Prawdopodobieństwo, że Runje wróci do gry na wysokim poziomie jest w naszej ocenie naprawdę niewielkie, dlatego zaproponowaliśmy mu latem rozwiązanie umowy. Ivan zaproponował, że jeżeli nie wróci do zdrowia po przygotowaniach przedsezonowych, to sam przyjdzie do nas z propozycją rozwiązania kontraktu. Nadal nie przyszedł, a trwa to już pół roku. Nie wiem czy ta dżentelmeńska umowa nadal obowiązuje, zobaczymy co się wydarzy. 15 grudnia wszyscy zawodnicy mają się stawić na treningach. Ivan też. Przekonamy się w jakiej będzie dyspozycji. Na pewno usiądziemy z nim do rozmów. Kontrakt z Runje jest ważny do 30 czerwca 2024 roku. Michał Pazdan ma jeszcze tylko pół roku ważnej umowy. Też jest po kontuzji i wraca po drobnym zabiegu. 15 grudnia ma być już w pełnym treningu. Jestem przekonany, że on jeszcze nam mocno pomoże w tym sezonie.
A co będzie z trenerem Stolarczykiem? Nie padła jeszcze w mediach jasna deklaracja ze strony władz Jagiellonii, że on na pewno zostaje. Kilka tygodni temu rozmawiałem z dyrektorem Łukaszem Masłowskim i on powiedział, że założyliście sobie, że ten i kolejny sezon muszą być trochę okresem przejściowym, w którym drużyna zostanie przebudowana. Czy tym głównym „budowniczym” nadal będzie Maciej Stolarczyk?
Tak, mogę to potwierdzić – Maciej Stolarczyk na pewno poprowadzi Jagiellonię w rundzie wiosennej. Jestem w kontakcie z członkami rady nadzorczej i dyrektorem Masłowskim. Rozmawiamy na tematy związane z pierwszą drużyną, ale również o tym, co się dzieje niżej w klubowej piramidzie. Trener Stolarczyk zostaje z nami. On również ma świadomość, że liczba zdobytych przez nas punktów jest niewystarczająca. Wspomniane kontuzje są pewnym usprawiedliwieniem dla trenera. Mamy jednak sporo innych uwag. Mimo tego uważamy, że lepiej wyciągać wnioski z tym samym trenerem, któremu zaufaliśmy latem. Trener zrobił solidną analizę i przyznał wprost, gdzie zostały popełnione błędy. Jest to spójne z tym, na co zwracał uwagę dyrektor Masłowski. Wyciągnięcie tych wniosków i zbudowanie na tym czegoś nowego to w mojej ocenie właściwa droga. Maciek Stolarczyk jest profesjonalistą w każdym calu. Ma dobry sztab, w którym też jest dobra i rzeczowa dyskusja. Do merytoryki trenera naprawdę nie można się przyczepić. On nie udaje, że coś wygląda lepiej niż w rzeczywistości. Chłodno i otwarcie przyznaje jak jest. Gra drużyny po prostu nie dojechała do oczekiwań nas wszystkich. Być może kilka jego decyzji było błędnych. Dziś nie dowiemy się, co było się stało, gdyby w kilku meczach spróbował innego ustawienia czy koncepcji gry. Może wyniki byłyby inne w jednym czy drugim spotkaniu? Dziś mamy świadomość, że błędy zostały popełnione. Nie oszukujemy się nawzajem. To doświadczenie z jesieni powinno dać nam większe szanse na osiągnięcie lepszych wyników wiosną. Dlatego uznaliśmy, że to nie czas na drastyczne zmiany.
Żeby nie było, że tylko poruszamy takie negatywne kwestie, to trzeba też oddać, że Jagiellonia pokazała w tym sezonie dwóch ciekawych młodych piłkarzy. 17-letni Jakub Lewicki (11 meczów i gol) i jego rówieśnik Mateusz Kowalski (12 meczów i 2 gole) udowodnili jesienią, że w białostockiej młodzieży jest spory potencjał…
Życie to pokazało już w poprzednim sezonie, kiedy zajęliśmy trzecie miejsce w klasyfikacji Pro Junior System. Bylibyśmy nieco wyżej, gdyby punkty liczono nieco inaczej, co może się wydarzyć od kolejnego sezonu. Powinna być zmieniona definicja wychowanka, a przypomnę, że ci punktują w Pro Junior System podwójnie. Oprócz wymienionej przez pana dwójki są u nas jeszcze: Oliwier Wojciechowski i Miłosz Matysik – obaj pokazują się naprawdę z niezłej strony i to już od poprzedniego sezonu. Jest też Bartek Bida, który akurat teraz przez kontuzje nieco słabiej wyglądał. Generalnie szkolenie u nas w kontekście wejścia młodzieży do pierwszej drużyny wygląda nieźle. Trzy lata temu otworzyliśmy ośrodek treningowy przy ulicy Elewatorskiej i już daje on jakieś efekty. To wszystko nie pojawia się z dnia na dzień, ale powoli widać efekty pracy trenerów w naszych grupach młodzieżowych. W tym sezonie pokazali się Lewicki na lewej pomocy i Kowalski w ataku. Pierwszy strzelił efektownego gola ze Śląskiem (2:2), a drugi zdobył pierwszą bramkę już w swoim debiucie z Piastem (2:0 – przyp. red.). Obaj są jeszcze do oszlifowania, ale łapią doświadczenie i na pewno z każdym meczem rośnie też u nich pewność siebie. Swoje minuty dostaje także 17-letni Wojciechowski, a wspomniany Matysik jest tylko o rok starszy. Jest w tych chłopakach bardzo duży potencjał. Rozmawiamy w klubie o kadrze na zgrupowanie w Turcji i mają się w niej pojawić kolejne dwa nazwiskach chłopaków z naszej akademii. Mocno na nich liczymy i kto wie czy w rundzie wiosennej nie będzie kolejnych głośnych ekstraklasowych debiutów naszej młodzieży.
Wspomniał pan o przygotowaniach. Jak one będą wyglądać?
Będzie klasycznie. Spotykamy się 15 grudnia w Białymstoku. Trenujemy na miejscu z krótką przerwą świąteczną. Jako ciekawostkę, mogę zdradzić, że zawodnicy mogli sobie wywalczyć dłuższe świąteczne urlopy, gdyby zdobyli większą liczbę punktów. Taka była umowa drużyny z trenerem, ale zabrakło kilku oczek do jej wypełnienia. 2 stycznia polecimy do Turcji, gdzie zagramy trzy sparingi. Po powrocie mamy zaplanowany jeszcze jeden sprawdzian, ale już w Polsce. Później w weekend 28 – 29 stycznia wraca już liga, a my jedziemy na wyjazd do Gliwic. Wiosenna część sezonu musi być lepsza. Mocno w to wierzę.
WIĘCEJ O JAGIELLONII:
- Prezes Jagiellonii: Można zmienić trenera, ale myślę, że nasz kłopot nie wynika z trenera
- Stolarczyk: Czujemy ogromne rozczarowanie i dużą złość
- Trener Jagi: Dostaliśmy bolesną lekcję od Legii
- Kapitan Jagiellonii przedłużył kontrakt
- Kompromitujący tydzień Jagi
- Prezes Jagiellonii zafunduje bilety kibicom z wyjazdu do Zielonej Góry
Fot. Newspix