W piłkę można grać całkiem przyjemnie. To pierwszy wniosek po sparingu reprezentacji Chile. Nie, nic nam się nie pomyliło, bo właśnie tak to wyglądało — goście pograli na luzie, poklepali, a reprezentacja Polski przez większość meczu się temu przyglądała. Wszystko po to, żeby na koniec wsadzić jedną sztukę po rożnym i ożywić na chwilę stadion przy Łazienkowskiej 3.
Taki rozwój wydarzeń można było przewidzieć, bo Polska sparingów bezpośrednio przed turniejami nie przegrywa. Może się pomęczyć, może być tłem dla rywala, ale na koniec swój cel na ogół osiągnie. Oczywiście nie ma też sensu uprawiać czarnowidztwa i kręcić nosem na to, że biało-czerwoni Chilijczyków nie rozsmarowali. Kadra na galowo zagrała w zasadzie tylko w defensywie. Im bliżej bramki rywala, tym większy miks oglądaliśmy, w dodatku z przewagą tych, których nie posądzamy o odegranie znaczącej roli podczas mistrzostw świata.
Chile grało jak Chile
Chile to już nie to Chile co kiedyś, ale to wciąż Chile (Paulo Coelho). Co to oznacza? Mniej więcej to, że może i kadrę stanowi dziś grupa podstarzałych znanych nazwisk — Claudio Bravo, Arturo Vidal, Gary Medel, Alexis Sanchez — oraz kilku świeżaków, ale wciąż widać, że to goście ulepieni z innej gliny. Swoboda w operowaniu piłką, technika, odwaga, umiejętność kreatywnego wyjścia z trudnej pozycji — to wszystko oglądaliśmy w wykonaniu dziesięciu gości w czerwonych koszulkach. I to w zasadzie wystarczało, żeby sprawiać kłopoty naszym zawodnikom, co zaczęło się już w 1. minucie spotkania, gdy Łukasz Skorupski musiał interweniować w sytuacji sam na sam z rywalem.
Polacy postawili na odwrotną metodę i szukali kontrataków. Jeśli jednak kogoś mielibyśmy wyróżnić za agresywne doskoki i próby wyszarpania futbolówki jeszcze na połowie rywala, to nie mówilibyśmy o ekipie Czesława Michniewicza, choć momenty były. Na przykład, gdy Robert Gumny zabrał piłkę przeciwnikowi w tercji ataku i posłał ją w pole karne (z czego nic się nie urodziło).
Groźniej zrobiło się dopiero wtedy, gdy Diego Valencia i Marcelino Nunez zamienili się rolami: napastnik zszedł do boku, żeby dograć skrzydłowemu, który wbiegając w pole karne Polaków trzasnął z pierwszej piłki prosto w dobrze ustawionego Łukasza Skorupskiego. Z naszej strony było sporo niedokładności, zwłaszcza, gdy trzeba było przejść do konkretów na połowie rywala, ale swoją groźną próbę też zaliczyliśmy – Arkadiusz Milik strzelił z dystansu obok bramki. Lepiej poszło Arturo Vidalowi – Skorupski musiał się wyciągnąć, żeby zatrzymać jego próbę.
Piątek wykorzystał zamieszanie
W pierwszej części spotkania najbardziej efektownym momentem w naszym wykonaniu były odbiory z jednoczesnymi zagraniami piętą Grzegorza Krychowiaka. Wiemy, jak to brzmi, ale cóż – obrazek z 36. minuty wiele mówił o naszych ofensywnych pomysłach. Polacy mieli wówczas piłkę i szykowali się do ataku pozycyjnego. Pięciu gościu ustawionych wysoko i… skończyło się na zepchnięciu naszej drużyny pod własną bramkę. Po zmianie stron zaczęło to jednak wyglądać lepiej. Kontrataki zaczęły docierać tam, gdzie w założeniu miały dotrzeć, Chile ograniczyło swoje niebezpieczne sytuacje do niebezpiecznego strzału Nuneza.
Ok, rywale wciąż dość brutalnie demonstrowali swoje umiejętności techniczne – na przykład wtedy, gdy Alexis Sanchez objechał Jana Bednarka przy linii bocznej boiska, jednak coraz częściej dochodziliśmy do głosu i łapaliśmy Chilijczyków w niewygodnych dla nich momentach. Choćby na kwadrans przed końcem meczu, gdy szybki wypad zakończyliśmy dwójką w polu karnym, co okazało się przydatne, bo Kamil Grosicki zgarnął niepewnie wybitą piłkę i mocnym strzeleniem po ziemi szukał kolegi, który dostawi szuflę do pustaka. To się nie udało, tak jak i zawiódł strzał Krzysztofa Piątka, ale w końcu doczekaliśmy się swojej szansy.
Zaczęło się ciekawie – Francisco Sierralta ofiarnie wybijał piłkę szczupakiem, ale ta leciała tak nisko, że śmierdziało to zagraniem ręką. VAR potwierdził decyzję sędziego, który karnego się nie dopatrzył, jednak goście trochę przysnęli, co zakończyło się najpierw celnym strzałem Jakuba Kiwiora, a potem skuteczną dobitką Piątka.
***
No i co, parę niedociągnięć było, jednak na koniec tradycję podtrzymaliśmy. Polska na kolejny turniej jedzie po wygranym meczu, w dodatku z zerem z tyłu.
Polska — Chile 1:0 (0:0)
Piątek 85′
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- PZPN reaguje na problem z biletami
- Pięć pytań przed meczem z Chile
- Jak wyglądały ostatnie sparingi przed dużymi turniejami?
fot. FotoPyK