Wiadomo, że dla drużyn takich jak Lechia i Piast kluczowe jest to, by nie być w strefie spadkowej na koniec sezonu, a niekoniecznie tylko w jego połowie. Niemniej znacznie milej jest spędzać przerwę nad kreską, niż pod nią. Wówczas zimą zyskujesz spokój, łatwiej ci pracować bez myśli, że gdyby spuścić gilotynę w tym momencie, to lecisz. No i cóż, Piast zrobił dziś wystarczająco dużo, przynajmniej pod względem wyniku, by tego spokoju ducha być bliżej. W piątek Lechia ma jeszcze zaległy mecz z Górnikiem, ale na dziś to gliwiczanie są z przodu.
Lechia chyba chce już końca rundy
Choć gdyby poprosić ekipę Kaczmarka, by tak z ręką na sercu powiedziała, czy ma jeszcze parę grać mecz w tej rundzie… Wątpimy w twierdzącą odpowiedź. Lechia wyglądała bowiem tak, jakby miała dość tej rundy i futbolu w ogóle. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie, bo choć to łatwe uciekać w wymówkę, że nogi nie niosą, to gdańszczanie pod tym względem prezentują się naprawdę przeciętnie.
Wszystko w wolnym, jednostajnym tempie. Nie trzeba być biegłym w tyłach, żeby sobie z czymś takim poradzić – tu przesuniesz, tam przesuniesz i da się przeżyć 90 minut.
Dziś naprawdę nie znajdziemy wielu elementów, za które można Lechię pochwalić. No bo o czym możemy powiedzieć pod względem ofensywy? W pierwszej połowie spróbowali Conrado i Durmus, ale Brazylijczyk został wyblokowany, a Turek nie trafił w bramkę. Wow, cóż za strzelecki festiwal! A po przerwie głową uderzył Gajos i już akurat nieźle, w kozioł przed Plachem, jednak Słowak świetnie sobie z tym poradził – podbił piłkę, by zaraz ją złapać.
Końcówka meczu ten obraz może nam tylko zamazać, czyli nie powiedzieć prawdy. Bo tak, Lechia bramkę strzeliła, ale było to honorowe uderzenie rozpaczy – Plach tym razem źle odbił, przed siebie i Nalepa z bliska dobił.
A tak naprawdę, by to ubrać w jedno zdanie – Lechia była po prostu nudna i usypiająca. Coś nam się zdaje, że jakby jej kibice chcieli pospać, to nie szliby na stadion w połowie listopada.
Pech i głupota to nie jest recepta na zwycięstwo
Ale i taki mecz można wciąż zakończyć podziałem punktów poprzez remis 0:0, lecz Lechia do bycia nudną dołożyła jeszcze pech i głupotę. To pierwsze było wtedy, kiedy uderzenie Chrapka najpierw odbiło się od obramowania bramki, potem od pleców/ręki Kuciaka i przekroczyło linię. Słowak w prawie identyczny sposób dostał ostatnio sztukę od Legii, więc cóż – on rzeczywiście może mówić o sporym niefarcie. Może pomógłby telefon z prośbą o wsparcie do Ricardo?
No, ale Nalepa o pechu już nie może mówić, tylko o głupocie. Stoper gdańszczan postanowił przytulić w polu karnym Kądziora i powalić go na ziemię. Dziwna sprawa, a na pewno nierozsądna i – niespodzianka – Frankowski po konsultacji z VAR-em wskazał na wapno. Jedenastkę wykorzystał Dziczek, a Kuciak chyba wybił sobie palec przy próbie interwencji. Na boisku został, ale z jego fartem grać na loterii to nie ma po co w najbliższym czasie.
A wracając do Nalepy – ten karny jest idealną pointą jego rundy. Rundy marnej, elektrycznej i nierzetelnej. Ale co, z kim przestajesz, takim się stajesz i duet Maloca-Nalepa to dobra odpowiedź na parę Flip i Flap. Znów: gol z końcówki nie zmieni tego zdania.
Tym bardziej że rozmiar porażki Lechii w ogóle się nie zmienił, bo trzeciego gola dla gliwiczan zdobył w ostatniej sekundzie Chrapek, kładąc Pietrzaka, Kubickiego i Kuciaka na dupę. No trochę tak właśnie wygląda Lechia w tej rundzie: momentami leży i kwiczy.
Ma jeszcze szansę, żeby wyjść ze strefy spadkowej przed zimą, ale to i tak będzie pudrowanie trupa. Tam trzeba dużych zmian i świeżej krwi w szatni, bo z niektórych zawodników chyba naprawdę już nic dobrego nie będzie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. 400mm.pl