Widzew Łódź dopadła w końcówce rundy jesiennej pewna zadyszka, porażkom z Górnikiem Zabrze i Radomiakiem Radom, w drugim przypadku u siebie, towarzyszył chlust zimnej wody na rozgrzane głowy łodzian. Ale nawet ta zniżka formy nie zmienia faktu, że Widzew jest rewelacją tego sezonu i zamiast bić się o utrzymanie, robi coś fajnego. Tym bardziej, że dziś w Kielcach wymęczył też całkiem fajną puentę.
Choć długo zanosiło się na to, że wraz z innym beniaminkiem Widzew napisze historię pod tytułem „mecz na 0-0, ale przynajmniej taki, po którym trzeba pochwalić bramkarzy”. Początkowo na prowadzenie wysunął się Zapytowski, który blokował kopnięcia Stępińskiego. Za pierwszym razem wahadłowy Widzewa chyba szukał Pawłowskiego, ale za drugim był to już całkiem soczysty strzał i efektowna parada. A gdy już golkiper Korony skapitulował, to sędziowie dopatrzyli się minimalnego spalonego u Jordiego Sancheza.
Korona Kielce – Widzew Łódź 0-1. Dobry mecz bramkarzy
Kiedy wykazał się za to Ravas? Do przerwy działo się u niego niewiele, ale już niecały kwadrans po niej Słowak musiał bronić rzut karny, który został podyktowany po faulu na Trojaku. Do jedenastki podszedł Śpiączka i może ciężko powiedzieć, że uderzył bardzo źle, ale jednak wyczuł go bramkarz rywali. Potwierdzeniem jego dobrej dyspozycji było też to, że zatrzymał również zmiennika Śpiączki, Szykawkę. Napastnik z Białorusi polował na pierwsze trafienie w Ekstraklasie (idzie mu dość topornie, bo przecież nie gra tak mało, właśnie przekroczył barierę 500 minut), ale Ravas miał inne plany.
Z wartych odnotowania interwencji była też choćby parada Zapytowskiego po główce Pawłowskiego, ale 21-latek też w końcu skapitulował. Widzew grał już w tym sezonie bardzo podobny mecz – przeciwko Warcie w Grodzisku też momentami męczył się niemiłosiernie (i nas), też zanosiło się na bezbramkowy remis, ale ostatecznie znalazł się jakiś niespodziewany bohater, który zmienił bieg wydarzeń. Wtedy był to Lipski i jego gol – że tak to ujmiemy – inną częścią ciała, a teraz swój moment chwały miał Milos. I Paweł Zieliński, który wszedł na murawę na chwilę, by urwać sekundy, a zaliczył asystę.
I cóż. Kamil Kuzera wskoczył za Leszka Ojrzyńskiego na ławkę na dwa mecze, by jakoś wstrząsnąć zespołem i coś ugrać, ale nic z tego. Niby dwa razy było blisko, w tym raz na Lechu, co ma swoją wymowę, ale to tyle. Zwolniony trener też miał takie mecze, więc nowa miotła nie zadziałała. Kuzera miał swój pomysł z 21-letnim Więckowskim na prawej stronie, no ale trudno powiedzieć, by wypalił. Dziś chłopak popełnił kilka błędów w ustawieniu, a w kluczowej sytuacji dla losów spotkania z łatwością został nawinięty przez Milosa, który żadnym wirtuozem pod tym względem przecież nie jest.
Widzew wskoczył na trzecie miejsce, podczas gdy Korona Kielce jest siedemnasta, a tabelę zamyka Miedź. I to chyba nie wymaga dodatkowego komentarza.
Fot. FotoPyK