Dwa dni temu – pokonując Hiszpanię – Polki dały sobie szansę na awans do kolejnej fazy mistrzostw Europy w piłce ręcznej. Dziś też powalczyły, ale od początku było wiadomo, że w starciu z Czarnogórą, gospodyniami turnieju, wielkich szans raczej nie mają. Swój mecz przegrały, pozostało im tylko liczyć, że w starciu Hiszpanek z Niemkami padnie rezultat, który da im awans. I jeszcze na 40 sekund przed końcem meczu właśnie taki był. A potem się zmienił, na niekorzyść Polek. Nasze reprezentantki żegnają się więc z mistrzostwami już po pierwszej fazie grupowej.
Porażka mimo walki
Przeciwko rywalkom i żywiołowo dopingującej je hali, Polki do przerwy grały naprawdę dobrze. Na tyle, że uwierzyliśmy nawet, że może zdołają urwać Czarnogórze punkt lub dwa i nie będą musiały oglądać się na rozgrywany później mecz Hiszpania – Niemcy. Piorunujący był zwłaszcza początek spotkania. Choć może z wyłączeniem kilku pierwszych minut – bo gol dla którejkolwiek z ekip padł dopiero w czwartej, gdy trafiła Karolina Kochaniak-Sala. Potem za ciosem poszły też jej koleżanki, a gospodynie grały nerwowo. Gubiły piłkę, podawały do Polek.
Ogółem: obraz meczu był zupełnie inny od tego, jakiego się spodziewaliśmy.
Efekt? Polki prowadziły już w pewnym momencie 5:2, a trzy bramki przewagi w starciu z takimi rywalkami jak Czarnogóra, to już naprawdę niezła zaliczka. Niestety, w pewnym momencie świetnie zaczęła spisywać się w bramce gospodyń Marina Rajcić, a Polki popełniły też dwa faule ofensywne. Do tego rywalki opanowały nerwy i w defensywie prezentowały się znacznie lepiej. Szybko więc to one wyszły na prowadzenie, a naszym zawodniczkom brakowało pomysłów i schematów na sforsowanie ich defensywy.
Na szczęście i w naszej bramce świetnie radziła sobie Adrianna Płaczek. I to w dużej mierze dzięki niej do przerwy było 12:12, a my z nadziejami czekaliśmy na drugą połowę. Gdy ta się zaczęła, obudziła się jednak Jovanka Radicević, liderka reprezentacji Czarnogóry. Do tego nasze rywalki znakomicie poczynały sobie w defensywie. Efekt był taki, że po chwili prowadziły już czterema trafieniami. A Polki nie radziły sobie nawet grając w przewadze, co zresztą skutkowało tym, że Czarnogórki wrzuciły nam kilka razy piłkę do pustej bramki. No i właściwie przy stanie 17:13 już niemal pewne wydawało się, że Polki tego nie odrobią.
I nie odrobiły. Choć ambicji odmówić im nie można było. Próbowały do ostatnich chwil, ale czy to Radicević (10 goli z 11 rzutów!), czy Marta Batinović w bramce, czy własne błędy nie pozwalały im dogonić gospodyń. Skończyło się porażką 23:26. I pozostało tylko czekać na to, co za niedługo zaprezentują Hiszpanki z Niemkami.
Żałosny widok
Przed ich spotkaniem scenariuszy było całkiem sporo. Przeanalizujmy je, żebyśmy mieli jasność, na co mogliśmy liczyć. Awans Polkom dawały (w nawiasie kto awansowałby wtedy wraz z nami):
- wygrana Niemek (Niemki);
- remis (Niemki);
- wygrana Hiszpanek trzema bramkami, ale do wyniku 23:20 (Hiszpania);
- wygrana Hiszpanek co najmniej czterema bramkami, niezależnie od wyniku (Hiszpania).
Z kolei awansować Polki nie mogły, gdyby:
- Hiszpanki wygrały jedną bądź dwoma bramkami;
- Hiszpanki wygrały trzema bramkami, ale co najmniej 24:21.
Co istotne – Hiszpankom w przypadku ich wygranej bardziej odpowiadało wejść do drugiej fazy z Niemkami, bo oznaczało to, że przejdą do niej z dwoma punktami. Gdyby z grupy wyszły Polska i Hiszpania, to Polki miałyby dwa oczka, Hiszpanki ani jednego. Niemki grały za to na własne konto – tylko ich wygrana bądź remis dawały im punkty w kolejnej fazie. Niestety, o ile pierwsza połowa była wyrównana, o tyle w drugiej szybko to zawodniczki z południa Europy wyszły na kilkubramkowe prowadzenie. I tę różnicę utrzymywały.
I tu dochodzimy do sytuacji z końcówki meczu. Hiszpanki prowadziły 23:20, atakowały Niemki. Błąd kroków popełniła jednak Alina Grijseels i piłkę przejęła reprezentacja Hiszpanii, która właściwie mogła utrzymać ją do końca meczu. Po chwilowym zawahaniu chwyciła ją jednak Nicole Wiggins Sancho i zdecydowała się oddać szybki rzut przez całe boisko. Nie trafiła jednak o… dobrych pięć metrów. Niemki szybko wyszły z atakiem, obrona właściwie nie zareagowała. I zrobiło się 23:21. A co wtedy zrobiły Hiszpanki? Nic. Dosłownie. Nie wyprowadziły swojego ataku, nie postarały się o kolejnego gola. Wynik pasował im idealnie. Zresztą zobaczcie to wszystko sami:
https://twitter.com/Eurosport_PL/status/1590456468846743552?s=20&t=MPAxXXe6MUrmMyDxGBXV-Q
Wynik 23:21 odpowiadał obu reprezentacjom. Hiszpanii – bo wychodziła z grupy z dwoma punktami. Niemkom – bo wychodziły w ogóle. I owszem, taka kreatywna matematyka to nie nowość, w 2014 roku podobnego manewru dopuścili się nawet Polacy w meczu z Rosją (potrzebowali wygrać dwoma bramkami, przy prowadzeniu 24:21 odpuścili więc w obronie), ale styl w jakim zrobiły to dziś Hiszpanki z Niemkami wyglądał wprost żałośnie i jasno pokazał, o co obu reprezentacjom chodziło.
Dopóki jednak mecze kończące fazę grupową nie będą grane o tej samej porze – a do tego pewnie długo (lub nawet nigdy) w piłce ręcznej nie dojdzie, zwłaszcza na turniejach granych w kilku krajach – to takie sytuacje będą mieć miejsce. Dziś ofiarą jednej z nich stały się Polki. Szkoda, bo choć wygrały tylko jeden z trzech meczów, to prezentowały się naprawdę nieźle w grupie, w której od początku były uważane za outsiderki.
Fot. Newspix