Ten mecz nie układał się dla polskich szczypiornistek idealnie. Dość powiedzieć, że na dziesięć minut przed jego końcem Hiszpanki prowadziły z nami 20:16. W kolejnych fragmentach spotkania Polki wróciły jednak do gry. A w końcówce wykorzystały panikę w szeregach rywalek, wygrywając całe starcie 22:21. To pierwsze zwycięstwo Biało-Czerwonych na trwających mistrzostwach Europy.
Zacznijmy od tego, że polskie zawodniczki nie trafiły do najłatwiejszej grupy. I niestety w pierwszym meczu mistrzostw Europy też nie ułatwiły sobie zadania. Choć z Niemkami potrafiły prowadzić nawet kilkoma bramkami, ostatecznie musiały uznać ich wyższość. W międzyczasie Czarnogóra – również nie stawiana w roli faworytek – pokonała Hiszpanię. A więc pokazała, że, owszem, da się odnieść niespodziewane zwycięstwo.
Dzisiaj takiego potrzebowały natomiast Polki. Szczególnie że źle ułożył się dla nas inny poniedziałkowy mecz. Czarnogóra pokonała Niemcy. Tym samym przy ewentualnej porażce z Hiszpankami Biało-Czerwone definitywnie traciły szanse na awans do kolejnej fazy turnieju.
Nie taka Hiszpania straszna
Sobotnia porażka ekipy z Półwyspu Iberyjskiego mogła sugerować, że ta nie znajduje się w najwyższej formie. I faktycznie: dzisiaj Hiszpanki też nie wyglądały na zespół nie do pokonania. Przez niemal cały mecz straszliwie męczyły się w ataku pozycyjnym. Strach pomyśleć, co zrobiłyby bez Alexandriny Cabral Barbosy, która faktycznie jako jedyna potrafiła wyczarować coś z niczego. Zdobyła zresztą cztery z pierwszych sześciu bramek swojej drużyny. Ale generalnie Hiszpania w ataku była mniej skuteczna niż Polska (60 do 71 procent)
Jak doszło zatem do tego, że Biało-Czerwone przez większość meczu przegrywały z rywalkami? Przede wszystkim – często traciły piłki, na dodatek również w sytuacjach, w których trener Arne Senstad ściągał z boiska golkiperkę. Inna sprawa, że Hiszpankom zdarzało się wtedy… pudłować do pustej bramki. Wiadomo, nie zawsze jest łatwo trafić do siatki ze swojej połowy, ale i tak byliśmy mocno zdziwieni tym, jak wicemistrzynie świata z 2019 roku marnowały dogodne okazje.
Cóż, gdyby były odrobinę pewniejsze (a także gdyby nie Adrianna Płaczek, która bardzo dobrze sprawowała się w bramce), ich przewaga pod koniec meczu wynosiłaby więcej niż cztery bramki. A tak Polki miały jeszcze szansę wrócić do gry. I faktycznie to zrobiły. Nasza reprezentacja zaczęła seryjnie zdobywać bramki, a po trafieniu Anety Łabudy wyszła na prowadzenie (21:20). Tymczasem Hiszpanki kompletnie posypały się pod wpływem presji. Nie wykorzystywały kolejnych sytuacji, w tym tej kluczowej – na kilkanaście sekund przed końcem, kiedy mogły doprowadzić do remisu. Ba, nawet nie udało im się wtedy oddać rzutu, bo piłka wylądowała w rękach Polek. I stało się jasne, kto wyjdzie z poniedziałkowego starcia zwycięsko.
Gramy dalej!
MVP meczu została uznana Monika Kobylińska, autorka pięciu trafień. Trzeba przyznać, że kapitan reprezentacji Polski odegrała się za słabsze spotkanie z Niemkami. I była dziś najpewniejszą polską strzelbą. Choć nie ma co ukrywać – mecz z Hiszpanią stał raczej pod znakiem defensywy niż ofensywnych popisów. Obronę w wykonaniu reprezentacji Arne Senstada na pewno możemy jednak pochwalić.
Po zwycięstwie z Hiszpanią Polki zachowały szanse na wyjście z grupy mistrzostw Europy. W grze pozostała też zresztą Hiszpania, która musi pokonać Niemcy. Nasz zespół zmierzy się w środę z niepokonaną Czarnogórą. Początek spotkania o godzinie 18:00.
Fot. Newspix.pl