Jeszcze niedawno Gianni Infantino posądzany był o dosyć oryginalny pomysł na wydłużenie efektywnego czasu gry podczas mundialowych meczów. Prezydent FIFA miał sondować możliwość przeprowadzania stuminutowych spotkań. Światowe trendy są jednak nieubłaganie odwrotne, więc Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej błyskawicznie zdementowała wszelkie plotki, żeby zaraz poddać się dyktatowi siły wyższej i przekazać sędziom międzynarodowym wytyczne o nakazie doliczania większej liczby minut do regulaminowego czasu gry na katarskich mistrzostwach świata.
– W każdym meczu sędziowie powinni skrupulatnie doliczać czas gry. To czasami jest martwy przepis, nie zawsze działa, ale na mistrzostwach świata będzie w tym wszystkim większa dokładność i gorliwość. Wspominano o tym już wcześniej, tak to wyglądało podczas Pucharu Narodów Arabskich, kiedy często doliczano bardzo dużo tych dodatkowych minut gry. I tak samo będzie na mundialu. Dokładniejsze wytyczne dostaniemy pewnie przed samym startem mundialu w Katarze, już po przyjeździe do Dohy, ale ta sprawa nie będzie dla nas żadną nowością. Wdrożymy to w życie. Należy spodziewać się meczów z nie trzema czy pięcioma, a ośmioma czy dziesięcioma nadwyżkowymi minutami – mówi nam Szymon Marciniak, najbardziej rozpoznawalny i najlepszy polski sędzia piłkarski, który szykuje się do prowadzenia meczów w MŚ w Katarze.
Pochwały za doliczanie
Przepisy gry w piłkę nożną. Artykuł 7 – „Czas trwania zawodów”. Punkt 3 – „Kompensowanie straconego czasu gry”. Treść przepisu: „Sędzia dolicza w każdej części zawodów cały stracony czas gry z powodu: wymian zawodników, oceny powagi kontuzji i/lub znoszenia kontuzjowanego zawodnika z pola gry, marnowania czasu gry, sankcji dyscyplinarnych, przerw medycznych dozwolonych regulaminem rozgrywek, opóźnień związanych ze sprawdzaniem lub wideoweryfikacją VAR, a także każdego innego powodu, łącznie ze znaczącymi opóźnieniami wznowienia gry”.
Pojawiają się przykłady. Przerwa na uzupełnianie płynów nie powinna przekroczyć jednej minuty. Pauza przeznaczona na schłodzenie organizmu może trwać od 90 do 180 sekund. Fetowanie bramki to też kradzież czasu. Przez lata sędziowie mieli duże pole manewru przy wszelkiego rodzaju bieżących reakcjach na wydarzenia boiskowe i dowolność interpretacyjną wokół kompensowania straconego czasu gry. Utrwaloną normą stał się klasyczny model: dodatkowa minuta wtrącona do pierwszej połowy spotkania i nadprogramowe trzy minuty wplątane w samą końcówkę spotkania.
Teraz to już przeszłość.
Pierluigi Collina, szef komitetu sędziowskiego FIFA, regularnie śle swoim sędziom międzynarodowym pochwały za doliczanie znacznie większej liczby minut. Jednym z głównych adresatów komplementów w tej kwestii jest Szymon Marciniak. Polski sędzia, który ubiegłoroczny półfinał Pucharu Narodów Arabskich między Katarem a Algierią potrafił przedłużyć o ponad 18 minut, a wrześniowe starcie Porto z Atletico sprolongować o 660 nadwyżkowych sekund. W obu tych meczach w doliczonym czasie gry padały kluczowe gole.
– Zawsze znajdzie się grupa ludzi, którzy zapewne nie znają przepisów gry w piłkę nożną, ale za to chętnie zabiorą głos. Albo krytycy, którzy krytykują dla samego krytykowania, bez uprzedniego pomyślunku. Ktoś, kto oglądał mecz w Pucharze Narodów Arabskich, wie, że bramkarz reprezentacji Algierii leżał na murawie przez pięć minut z dziewięciominutowego doliczonego czasu gry. To nie ma się nijak ani do gry fair-play, ani do nadprogramowych minut rozgrywki, bo ten doliczony czas ma być realnym czasem gry, a nie chwilą na przedłużanie. Wtedy wyszło ponad osiemnaście minut. Może być to szokujące. Ale tam dwie minuty zabrał VAR, dwie minuty ukradł rzut karny, zbierało się, czas uciekał. Zresztą po tym meczu Pierluigi Collina wyszedł i powiedział, że to był przykład właściwego zachowania i słusznego interpretowania przepisów. Czasami wygodniej dać trzy minuty i gwizdnąć na zejście do szatni, bo im krócej trwa mecz, tym mniej jest kontrowersji, ale rzeczywistość jest taka, że podczas mundialu będzie inaczej – tłumaczy nam Marciniak.
Dłużyzna, proszę pana
Inżynier Mamoń tak narzekał na polskie filmy w kultowym „Rejsie”: „Dłużyzna proszę pana. Dłużyzna, proszę pana. Dłużyzna”. Czy tak też będzie podczas katarskich mistrzostw świata? Sześćdziesiąt cztery mecze. I po kilkanaście minut doliczonego czasu gry. Bo tu pierwsza połowa, tam druga połowa, tu przerwa dogrywki, tam koniec dogrywki. Zbiera się tych okazji do kompensowania straconego czasu gry, w ujęciu całościowym może dojść nawet kilka godzin ślęczenia przed ekranami mistrzostw świata, nie wspominając nawet o dogrywkach i seriach rzutów karnych, bo one rządzą się swoimi prawami i sprawiają, że turniejowe rywalizacje nabierają istotnej dramaturgii.
Narzekanie?
Ględzenie?
A co to komu szkodzi posiedzieć dłużej przez miesiąc futbolowej imprezy czterolecia?
Żadne marudzenie, oczywiście, że nic nikomu nie szkodzi, ale piłka nożna to sport globalny, a mundial to czempionat dla miliardów ludzi, których w dużej większości nie zajmują dyskusje o wahadłowych i fałszywych dziewiątkach, bo nęci i porywa ich narodowy, kulturowy lub po prostu masowy aspekt tego sportu. Powierzchowny wniosek z tego tworzy pytanie: gdzie zakochać się w futbolu, jeśli nie podczas mistrzostw świata? Problem w tym, że wielcy piłkarskiego świata od dłuższego czasu trąbią, że zainteresowanie widza podąża w innym kierunku.
Andrea Agnelli, prezes Juventusu, regularnie wyśmiewa krótkowzroczność części piłkarskich decydentów, uważających zainteresowanie masowego widza futbolem za wieczny pewnik. Szafuje więc statystykami określającymi trendy współczesności – ponad 1/3 kibiców wspiera przynajmniej dwa kluby, 10% fanów śledzi poczynania konkretnych zawodników, a nie konkretnych klubów. Prawie 2/3 młodych ludzi śledzi piłkę nożną ze strachu przed wykluczeniem z życia towarzyskiego lub ze niezidentyfikowanej sympatii do dużych wydarzeń. 40 procent przedstawicieli słynnego pokolenia Z, ludzi między szesnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia, kompletnie nie interesuje się piłką nożną.
Florentino Perez, prezes Realu, grzmi, że futbol jest chory. – Liczby nie dają pola do dyskusji: futbol wyraźnie przegrywa bitwę rozrywkową w starciu z innymi dyscyplinami i platformami. To wszystko przy fakcie, że futbol jest jedynym globalnym sportem w odróżnieniu od futbolu amerykańskiego, koszykówki czy baseballa. W Stanach Zjednoczonych muszą robić coś bardzo dobrze, a my w Europie musimy robić coś bardzo źle. Nie mają sensu wymówki o liczbie ludności, potencjalne konsumenckim czy poziomie ekonomicznym. Wcześniej futbol był liderem, a teraz został znacząco wyprzedzony. Nowe generacje skupiają się na innego rodzaju spektaklach i rozrywkach. Wiem, że przeżywacie to w swoich domach i w swojej codzienności. Ich zainteresowanie skupia się na platformach internetowych, grach, portalach społecznościowych i nawet innych sportach. Powód jest prosty: młodzi wymagają jakościowego produktu, którego futbol niestety dzisiaj nie oferuje, gdy dzisiejsze rozgrywki w takim kształcie nie zbierają uwagi poza fazami finałowymi.
O zjawisku zmierzchu mitu idealnej gry ciekawie pisał Mateusz Święcicki, komentator Eleven Sport: „Europejskie Stowarzyszenie Klubów przeprowadziło badania w siedmiu krajach Starego Kontynentu, w tym w Polsce. 27 proc. milenialsów nie interesuje się piłką nożną, 13 proc. jej nienawidzi. 29 proc. przyznaje, że przestało śledzić futbol, bo ma lepsze rzeczy do roboty. Mało, bo ledwie 49 proc. aktywnych interesuje się futbolem, bo kibicuje konkretnej drużynie. Ponad połowa twierdzi, że robi to dla zabawy albo ze względów towarzyskich. Coraz rzadziej młodzi ludzie oglądają mecze bez jednoczesnego korzystania z telefonu komórkowego, przeglądania mediów społecznościowych, pisania komentarzy w trakcie wydarzeń. Drastycznie spadł średni czas spędzony przy ekranie telewizora podczas meczu piłkarskiego. To ledwie sześćdziesiąt sześć minut”.
Czy wobec tego wszystkiego naprawdę właściwym rozwiązaniem jest wydłużanie spotkań? Sprawianie, żeby końcówki wlekły się w nieskończoność w myśl nowej interpretacji przepisów? Brzmi to bardzo wątpliwie.
Niewolnicy efektywnego czasu gry
W 2019 roku Colin Trainor, analityk piłkarski, porównał efektywny czas gry w pięciu najmocniejszych ligach w Europie w ostatnich siedmiu sezonach i wyszło mu, że w żadnych rozgrywkach nie przekracza on progu 57 minut. Pomiary w La Lidze, Serie A, Ligue 1, Bundeslidze i Premier League były do siebie bardzo zbliżone i niezmienne od wielu lat. Trainor podawał, że rośnie też liczba fauli i jałowych minut zajmowanych przez dyskusje piłkarzy z arbitrami.
Z badań Obserwatorium Piłkarskiego CIES z okresu 2019-2021 wynika, że średni efektywny czas gry zarejestrowany w trzydziestu siedmiu analizowanych europejskich rozgrywkach wyniósł 61,3%. Najwyższe wartości zaobserwowano w Izraelu (66,9%), Holandii (65,6%) i Rosji (65,4%). Relatywnie dobry był również efektywny czas gry w Lidze Mistrzów (64,7%) i Lidze Europy (62,5%), a La Liga (59,3%) była jedyną z pięciu topowych kontynentalnych lig, w której wyniósł on mniej niż średnia europejska.
Jednocześnie średni mecz trwa 96 minut i 14 sekund. Średnio najwięcej minut doliczanych jest w Turcji – 9, a najmniej na Słowacji – 4. W Anglii i Hiszpanii – ponad 7, we Włoszech, Francji, Polsce i Lidze Mistrzów – ponad 6, w Niemczech – ponad 5. Piłka znajduje się poza grą przez 1/5 całkowitego czasu meczu, a przerwy związane z faulami stanowią 14,8% całości spotkania.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Fakty są takie, że Obserwatorium Piłkarskie CIES, niezależny ośrodek badawczy z siedzibą zlokalizowaną w Szwajcarii, specjalizujący się w statystycznej analizie piłki nożnej, pisze i puentuje: „Wbrew oczekiwaniom nie ma korelacji między procentem efektywnego czasu gry a całkowitą długością meczów. Wynik ten pokazuje, że poziom płynności w grze nie jest brany pod uwagę przez sędziów przy doliczaniu dodatkowych minut. Mogłoby to zatem zachęcić graczy z drużyn prowadzących do zakłócenia rytmu gry, wiedząc, że czas przestoju nie będzie miał większego wpływu na liczbę dodanych minut”.
Absurd czy rozsądek?
Dłuższe mecze na mundialu.
Absurd czy rozsądek?
Dłużyzna czy rozwiązanie na bolączki relatywnie krótkiego efektywnego czasu gry w dobie, kiedy dekoncentrowany wirtualnymi bodźcami masowy widz nie potrafi obejrzeć mecz bez gapienia się w ekran smartfona?
Odpowiedź jest dosyć prosta. Sędziowie w końcu zyskają narzucone nie tylko luźnymi przepisami, ale też konkretnymi wytycznymi narzędzie do reagowania na wszelkiego rodzaju przedłużanie i kradzenie czasu. Niewątpliwie kilka meczów, szczególnie tych grupowych, przedłuży nam się do nieco absurdalnych rozmiarów, ale niewykluczone, że koniec końców coś drgnie w kwestii korelacji między poziomem płynności w grze a doliczonym czasem gry. Czy dzięki temu wzrośnie całościowy efektywny czas gry?
Nie wiadomo.
Ależ jest to jakaś próba przeprowadzenia drobnej rewolucji.
To tylko tyle i aż tyle.
Czytaj więcej o sędziach piłkarskich:
- Nowa technologia VAR na mundialu. Kwiatkowski: „To rozwiązanie to mistrzostwo świata”
- Marciniak: Z Kataru nie zamierzam wracać przed Mikołajem
Fot. Newspix