Ciężko nazwać starcie Marsylii z Tottenhamem hitowym, ale miało duże znaczenie w kontekście ostatecznych rozstrzygnięć w grupie D, w której panował potężny ścisk. Po piątej kolejce pierwszy Tottenham miał tylko dwa punkty przewagi nad drużyną z Francji, która zamykała stawkę, więc było o co grać. Równolegle toczyło się spotkanie Sportingu z Eintrachtem, dlatego dzisiejsze wyniki mogły przetasować układ sił. Skończyło się na zmianach kosmetycznych. Już wiemy, że do kolejnej rundy awansował zespół z Londynu i Eintracht, a w Lidze Europy zagra portugalski Sporting.
Tottenham kusił los
Do przerwy na boisku było 1:0, ale w zmianach wymuszonych mieliśmy remis po jeden. Najpierw Marsylia straciła Bailly’ego, a kilka minut później Tottenham grał już bez Sona. To z pewnością miało spory wpływ na przebieg spotkania, które w pierwszej części było bardzo jednostronne.
Oglądaliśmy mecz z gatunku jedni muszą, a drugim zależy na utrzymaniu remisu. I to rzucało się w oczy aż zanadto. Gospodarze raz po raz atakowali, ale większość akcji partaczyli na etapie ostatniego podania lub strzału. Niby kontrolowali środek pola, nie dopuszczali drugiej drużyny do głosu, ale nie potrafili z tego skorzystać. Co prawda, Veretout i Sanchez zmusili Llorisa do interwencji, ale dopiero Mbemba w doliczonym czasie gry dał drużynie Igora Tudora prowadzenie. Wykorzystał dośrodkowanie po krótkim rozegraniu rzutu rożnego i umieścił piłkę w siatce po strzale głową.
A Tottenham był w zasadzie bezzębny i grał haniebnie słabo. Antonio Conte chyba naoglądał się Atletico Madryt z tej edycji Ligi Mistrzów, bo przygotował równie pożałowania godny pomysł na to spotkanie. Jego piłkarze cofnęli się głęboko, unikali pressowania gospodarzy, z przodu praktycznie niczego nie wykreowali. W zasadzie można było się po nich przejechać od góry do dołu i nie powinni mieć o to pretensji. Uczciwie trzeba przyznać, że ich kibice najedli się wstydu. Pozostało im czekać na reakcje Antonio Conte i jego sztabu, bo było co poprawiać. Wynik bez wątpienia był lepszy niż gra, co nie znaczy, że był dobry.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Marsylia sfrajerzyła
Na początku drugiej połowy Tottenham dokonał niesamowitego odkrycia. Zrozumiał, że jak się naciśnie na rywali, to oni też mogą popełniać błędy! I szybko pomylił się choćby Pau Lopez, co omal nie skończyło się trafieniem Kogutów. Był to kamień milowy dla tego meczu, bo Tottenham prędko wyrównał i miał ułatwioną drogę do awansu. Z rzutu wolnego dośrodkował Ivan Perisić, a walkę o górną piłkę wygrał Lenglet i to on dał wyrównanie. Francuz nie rozgrywał szczególnie dobrego spotkania, ale znalazł się tam, gdzie powinien w kluczowej sytuacji. Niby tak niewiele, a jednak tak wiele.
I trzeba uczciwie przyznać, że Tottenham w drugiej części prezentował się lepiej, co nie znaczy, że olśniewał. Kontry gości były coraz ciekawsze i groźniejsze. Grało im się zdecydowanie swobodniej, podczas gdy ich rywale zaczęli się grzać, wskutek czego popełniali mnóstwo niewymuszonych błędów. Tak jak Marsylia dominowała w środku pola w pierwszej części, tak w drugiej straciła ten atut i strasznie się męczyła.
Dostała też kilka znaków ostrzegawczych. Gdy Hojberg trafił w poprzeczkę, to zrobiło się ciepło jej fanom gospodarzy, którzy wiedzieli, że wielka szansa zaczyna uciekać, a goście w każdym momencie mogą ich dobić. Dopiero potrójna zmiana wykonana przez Tudora sprawiła, że Marsylia znów zaczęła być groźna. Swoje okazje mieli Sanchez i zwłaszcza Kolasinac, który nie trafił w bliska głową.
W końcówce gospodarze pałowali okrutnie, pchali do przodu, posyłali lagę za lagą i brakowało im mniej prymitywnego sposobu rozegrania, by zmienić swoją sytuację. Zaczęli się przy tym bezrefleksyjnie odkrywać i na dodatek zebrali nokautujący cios. W ostatniej akcji meczu stracili piłkę, która po chwili trafiła do Kane’a, a ten przytomnie odegrał do Hojberga. Duńczyk się nie pomylił i dał Tottenhamowi zwycięstwo. A to oznacza, że Marsylii pozostanie gra w Lidze Europy na otarcie łez w poczuciu, że awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów nie był misją poza jej zasięgiem. Tottenham kończy w zupełnie innych nastrojach, trochę farta miał, ale okazał się bardziej dojrzałą drużyną, która potrafi w kluczowych momentach zrobić swoje i wraz z Eintrachtem awansował z tej grupy do kolejnej fazy.
Olympique Marsylia – Tottenham Hotspurs 1:2 (1:0)
C. Mbemba 45’+2 – C. Lenglet 54′, P.E. Hojberg 90’+5
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Obraz nędzy i rozpaczy. Kompromitacja hiszpańskich drużyn w Lidze Mistrzów
- Barcelona udowodniła, że jest za słaba na Ligę Mistrzów
- Liverpool rozbija Ajax i przyklepuje awans do 1/8 finału
- Lato, w którym mały chłopiec dorósł. Jak Hasan Salihamidzić odmienił swoje postrzeganie
- Transferowe okazje i potęga cyfryzacji. Droga Eintrachtu do Ligi Mistrzów
Fot. Newspix