W poniedziałkowy wieczór Ekstraklasa przygotowała nam meczyk Radomiaka Radom z Wartą Poznań, zatem na papierze otrzymujemy spotkanie dziewiątej z dwunastą drużyną polskiej ligi. Ciężko takie zestawienie nazwać hitowym, prędzej spotkaniem klasy B, ale dajmy obu drużynom szanse. Ekstraklasowa logika podpowiada, że potencjalny paździerz, może okazać się przyjemnym dla oka spektaklem napakowanym zwrotami akcji. Trzymajmy kciuki za to, by mile się zaskoczyć. A jak ma być słabo, to niech chociaż będzie zabawnie.
Radomiak Radom – Warta Poznań (19:00): zapowiedź meczu
Nasze oczekiwania co do tego spotkania nie są zbyt wysokie, ale mamy ku temu przesłanki. Nie mówimy przecież o tuzach, czy potentatach, którzy mogą w najbliższym czasie zjeść ligę i przeżyć ciekawą przygodę w europejskich pucharach. Raczej mamy do czynienia z ekstraklasową szarzyzną, która trzyma się mniej więcej środka stawki.
Warto dodać, że obecnie obie ekipy notują serię dwóch meczów bez porażki. Za coś takiego nie dostaje się pucharów ani orderów za zasługi, ale w kontekście trzymania się z dala od kłopotów, to cenne wyniki. Zwłaszcza w lidze, w której ważny jest pęd i utrzymanie dobrej atmosferki.
Radomiak zaczął wygrywać
Zespół z Radomia może i wygrał dwa ostatnie ligowe mecze (i jeden w Pucharze Polski), ale z pewnością nie zachwycił. Potrzebował punktów po trzech porażkach z rzędu, udało się przełamać złą passę, ale na nikim nie zrobił wrażenia i w dużej mierze to zasługa rywali, którzy wyciągnęli rękę do radomskiej drużyny.
Weźmy na tapet mecz ze Śląskiem. Mecz nad wyraz absurdalny. Raz, że jakość piłkarska była praktycznie niewykrywalna, a dwa, że zespół z Wrocławia wyłapał hat-tricka z czerwonych kartek, więc robił wszystko, by przegrać ten mecz. Radomiak wbił dwa gole, ale radość ze zwycięstwa w takich okolicznościach jest porównywalna ze zdaniem kartkówki z dodawania lub wydrukowaniem samemu sobie dyplomu za zasługi.
– Styl nie był dziś najważniejszy, liczyło się tylko zwycięstwo, bo dawno nie wygraliśmy żadnego spotkania – podkreślał Mariusz Lewandowski i w sumie nie musiał tego robić, bo aktorzy tego spektaklu zrobili wszystko, by wbić nam taki przekaz do głów.
W ostatniej kolejce Radomiak był lepszy od Piasta, ale ogranie tak zagubionej drużyny to nie jest wielka sztuka. Wystarczy się wznieść kilka centymetrów powyżej dna i już masz trzy punkty w kieszeni. I tak właśnie zagrał Radomiak. Bez iskry bożej, solidnie i podniósł komplet punktów z boiska. Dwa strzały z dalszej odległości załatwiły sprawę, z czego jeden odbił się po drodze od zawodnika gliwickiej drużyny.
I tak to się dzieje w Radomiaku. Mariusz Lewandowski nie kryje się z tym, że jak próbował narzucić bardziej ofensywną wizję, to nie miało to przełożenia na zdobycze punktowe. Teraz „oczka” wpadają, ale noty za styl nie mogą być wysokie. Raczej takie spotkania nikogo nie natchną do uprawiania piłki nożnej. Prędzej odstraszą i skłonią do pójścia na trening innej dyscypliny sportu, co paradoksalnie może kiedyś przynieść Polsce medale na Igrzyskach Olimpijskich. Czyli de facto trener Radomiaka prawdopodobnie nieświadomie wyświadcza przysługę kilku rodakom! Wiadomo, że piszemy, to z przekąsem, ale warto doszukać się jakiegoś pozytywu, który posłuży za puentę.
Warta też ciuła punkty
W przypadku Warty jest tak, że ostatnie dwa spotkania ligowe grała „u siebie”, a trzeba uczciwie przyznać, że do meczu z Jagiellonią w Grodzisku nie przekonywała w roli gospodarza. Przyjęła wówczas podrażniony zespół po ciężkim nokaucie w Pucharze Polski i prawdopodobnie z najlepszym ofensywnym duetem w lidze. Efekt był taki, że Warta zaczęła nieśmiało, ale jak poczuła krew i zwietrzyła swoje szanse, to pokąsała przyjezdnych. Skończyło się zwycięstwem 2:0, ale przy dobrych wiatrach drużyna trenera Dawida Szulczka mogła wyciągnąć nawet dwie-trzy kolejne bramki. Mecz jak najbardziej na plus.
Gorzej Warta wypadła w spotkaniu z Górnikiem Zabrze, którego ładunek emocjonalny można porównać do obserwacji procesu krzepnięcia wody na jeziorze. Skończyło się bezbramkowym remisem i do zapamiętania pozostaje tylko pudło Okunukiego, które uratowało gospodarzom punkt.
– Mamy więcej punktów niż spotkań, a taki był cel. Latem przeszliśmy poważne zmiany, jeśli chodzi o ludzi, którzy ciągnęli naszą grę. Odeszli Łukasz Trałka i Frank Castaneda, potem również Jayson Papeau. Wiedzieliśmy, że zwłaszcza pierwszą dwójkę ciężko będzie zastąpić. Dlatego dorobek, który mamy teraz, bralibyśmy w ciemno. Musimy utrzymać obecną średnią punktów, jesteśmy na właściwym kursie – podkreślał przed dzisiejszym meczem trener Warty.
Zaraz Dawidowi Szulczkowi stuknie rok pracy z poznańskim zespołem i trzeba mu oddać, że jego praca się broni. Utrzymał zespół w Ekstraklasie, choć przejął go w trudnym położeniu. Na ten moment jego Warta trzyma się nad strefą spadkową i ma na tyle bezpieczny bufor bezpieczeństwa, że jedna porażka nie wepchnie „Zielonych” na miejsca grożące degradacją. Na tym samym etapie poprzednich rozgrywek drużyna z Poznania miała o siedem oczek mniej, więc to świadczy o postępie.
Koła ta drużyna na nowo nie wymyśli, ciężko jej będzie wzbić się ponad przeciętność, ale w meczach z takimi zespołami jak Radomiak może spokojnie myśleć o zgarnięciu pełnej puli. W takim razie czekamy na pierwszy gwizdek i przekonajmy się, ile w tym prawdy.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix