Gorąco w Piaście Gliwice, co zakończyło się pożegnaniem Waldemara Fornalika i powitaniem Aleksandara Vukovicia. Rozmawiamy o tym z Jarosławem Kaszowskim, żywą legendą klubu z Okrzei, która przebyła z nim drogę od B-klasy do Ekstraklasy. Nie ukrywa on, że po głośnym odejściu z Piasta dwa i pół roku temu, ani razu nie zjawił się na stadionie.
Pożegnanie z Waldemarem Fornalikiem pana zaskoczyło czy czuł pan, że coś się kończy?
Kurczę, czy czułem? Gdzieś tam…
Może nawet pan coś wiedział nieoficjalnie.
Tego nie mogę powiedzieć (śmiech). Z jednej strony, człowiek był przygotowany na to, że ta współpraca kiedyś musi się zakończyć. Z drugiej, trener Fornalik prowadził Piasta od tylu lat, że mogło się wydawać, że cierpliwość zarządu jeszcze się nie skończyła. Gorszych okresów już przecież kilka było, dlatego sądziłem, że obie strony jeszcze to przetrzymają i trener dostanie szansę, żeby przepracować zimę i odbić się wiosną. Wiadomo, jak często gra Piasta w drugiej rundzie różniła się od pierwszej rundy.
Nie jestem już w środku klubu, więc trudno mi powiedzieć, czy to sam Waldemar Fornalik poczuł się już wypalony, czy decyzja należała do zarządu, a to kwestia kluczowa. Z komunikatu wiemy jedynie, że umowa została rozwiązana za porozumieniem stron.
Obserwując grę Piasta oraz reakcje i wypowiedzi trenera Fornalika, widział pan zmęczenie materiału?
Jeśli coś takiego się pojawiło, to na zewnątrz nie było zbyt widoczne. Ciągle jednak czegoś Piastowi w tych meczach brakowało. Przychodzi nowa miotła na dwa dni przed spotkaniem za sześć punktów i pytanie zasadnicze brzmi: co może zrobić trener Vuković, czego nie mógłby zrobić trener Fornalik? Można jedynie postawić na motywację, odwołać się do ambicji zawodników i popracować nad ich głowami. Nic więcej nowy szkoleniowiec nie wymyśli przez kilkadziesiąt godzin.
Na pewno dla klubu była to bardzo trudna decyzja. Waldemar Fornalik mógłby mieć pomnik przed stadionem. Rozstanie po tylu latach z osobą, która stworzyła topową drużynę jak na polskie warunki jest końcem pewnej epoki.
W Piaście od B-klasy do Ekstraklasy. Dziś kibic i nie tylko
Aleksandar Vuković ma opinię trenera-motywatora, co działa zwłaszcza na krótką metę. Ktoś taki jest teraz potrzebny Piastowi?
Tak, jak mówię: z jednej strony jestem zaskoczony taką decyzją szefów Piasta, bo Vuković wcześniej nie przewijał się w gronie potencjalnych kandydatów do pracy w klubie, mówiło się o innych nazwiskach. Z drugiej – trochę ją rozumiem. Z trzeciej – sam się zastanawiam. Drużynie do końca rundy pozostały trzy mecze, wszystkie z rywalami z dołu tabeli. Trener-motywator może być dobrym rozwiązaniem w tym czasie. Widać, że zarząd jest zdeterminowany, żeby wycisnąć z niego jak najwięcej i nie zarzucać sobie, że przespał moment na zmianę. Potem trzeba się skupić na zimowym okienku i dobrym przygotowaniu do wiosny.
Warsztatu trenerskiego Aleksandara Vukovicia nie znam. Przeszłość piłkarską ma bogatą, ale jako trener poza Legią nikogo jeszcze nie prowadził. Dla obu stron może to być współpraca win-win, co nie zmienia faktu, że ciągle mam mieszane uczucia. Co by nie mówić o trenerze Fornaliku, sympatię w jego kierunku zawsze odczuwałem. To będzie dziwne uczucie widząc ławkę Piasta bez niego.
Mocna identyfikacja z Legią może być dodatkowym czynnikiem ryzyka? Vuković na starcie raczej nie może liczyć na duże wsparcie kibiców. Gdyby za Fornalika przyszedł na przykład Dariusz Banasik, zapewne odbiór byłby inny.
To prawda. Trener Vuković jest mocno kojarzony z Legią, nie ukrywa przywiązania do tego klubu. Odczucia kibiców są różne, ujmując to delikatnie. Przed nim trudne zadanie, bo w tych trzech meczach musi wypracować kredyt zaufania i trochę spokoju na następne dwa miesiące. Inaczej jego komfort pracy będzie mocno ograniczony. To byłaby zapowiedź katastrofy, gdyby do końca roku nie wygrał żadnego spotkania i do tego czuł, że trybuny go nie akceptują. On sam na pewno chce odkleić od siebie łatkę trenera, który tylko w Legii może coś z działać. Myślę, że to na tyle doświadczony i inteligentny facet, że wie, na co się pisze.
Fornalik w ostatnim czasie ciągle podkreślał, że nie miał optymalnego składu z powodu kontuzji. Kupował pan to wytłumaczenie?
Po części tak. Kądzior nie przepracował okresu przygotowawczego. Felix późno przyszedł, a ogólnie był do odbudowy. Potem problemy dopadły Wilczka i ponownie Kądziora. Może to właśnie jedna z głównych przyczyn słabszych wyników Piasta. Sądzę, że trener Fornalik jest tak doświadczonym trenerem, że nie mówiłby tak często o kontuzjach tylko po to, żeby się obronić i zamknąć usta wszystkim dookoła.
Nie twierdzę, że to jedyna przyczyna słabszego okresu. Szatnia piłkarska przeważnie jest dość hermetyczna i o niektórych rzeczach możemy się nigdy nie dowiedzieć. Trzeba też przyznać, że czasami zwyczajnie brakowało szczęścia. Z Radomiakiem decydujący gol stracony po rykoszecie, z Rakowem tak samo. Po drugiej stronie takiego fartu nie było.
Pana zdaniem Piast ma większe kłopoty w defensywie czy w ofensywie? Tylko dwa czyste konta, ostatnie w połowie sierpnia, ale też wiele meczów bez strzelonego gola. Gdyby nie stałe fragmenty Kądziora, bramki gliwiczan policzylibyśmy na palcach dwóch niekompletnych dłoni.
Problem jest tu i tu. Piast przyzwyczaił nas, że zawsze miał solidną defensywę, a z przodu prędzej czy później coś strzelił. W tym momencie tego nie ma. W całej drużynie widoczna jest nerwowość, brak pewności siebie. Były mecze, w których Piast długo nie potrafił oddać celnego strzału na bramkę. Trudne zadanie przed Vukoviciem. Nie wiem, co jako trener zmieniłbym na początku. Grunt, żeby zacząć wykorzystywać potencjał najlepszych zawodników.
Ma pan jakieś relacje z Piastem po odejściu w niemiłej atmosferze w marcu 2020?
Nie mam żadnego kontaktu z ludźmi z klubu. Prowadzę swoją akademię piłkarską, wspólnie z firmą Marco wybudowaliśmy własny ośrodek treningowy. Staramy się rozwijać szkolenie dzieci w Gliwicach, to jest nasz cel numer jeden. Od Piasta odpoczywam. Na meczu na stadionie od tamtych chwil nie byłem ani razu. Telewizor też nie zawsze włączę.
Zajmował się pan w klubie sprawami związanymi m.in. z kibicami i biletami. Odchodząc mówił pan o błędach w klubu w temacie budowania frekwencji i czas pokazuje, że raczej się nie mylił. Piast chwilami ma już poniżej 3 tys. widzów na meczu.
Każdy robi to, co uważa za słuszne. Głośno mówiłem o pewnych sprawach, z którymi się nie zgadzałem. Mam nadzieję, że wiele rzeczy się pozmienia i ktoś wyciągnie wnioski. Działacze muszą zrobić wszystko, żeby kibice wrócili na stadion. Na dziś w zestawieniu frekwencyjnym mówilibyśmy o strefie spadkowej. To smutne, bo Piast zasłużył, żeby grać przy pełnych trybunach.
Klub nie skonsumował należycie mistrzostwa Polski, nie popłynął zbyt daleko w kontekście szeroko rozumianego rozwoju?
Już jakiś czas temu mówiłem, że Piast miał szansę, żeby stać się na stałe klubem z TOP6 w naszym kraju. Pod względem sportowym to się udawało, miejsca w tabeli o tym świadczą. Dawało to pewną stabilizację, każdy zawodnik idący do Gliwic wiedział, że będzie walczył o wysokie cele, ale na innych polach coś się zachwiało. Potencjał jest znacznie większy.
rozmawiał Przemysław Michalak
Fot. Newspix