Zaniepokojeni? Trochę. Zdenerwowani? Trochę. Niepewni? Nigdy w życiu. Zapewne takie padły odpowiedzi wśród argentyńskich kibiców, którzy widzą to, co się dzieje u najważniejszych i mniej ważnych ogniw reprezentacji. A ostatnie dni dostarczyły w sumie paru zawirowań, naderwanych mięśni, skurczy w okolicach uda i nieco szybszego bicia serca, gdy słowa „uraz” lub „kontuzja” znajdowały się obok najważniejszych (i tych mniej) postaci La Scalonety.
Do you need doctor or not? Tell me!
Zacznijmy od zaktualizowanych kart pacjenta:
- Leo Messi (skurcz mięśni, dyskomfort w udzie – parę dni przerwy)
- Angel Di Maria (niewielkie uszkodzenie ścięgna podkolanowego prawego uda – ok. 20 dni przerwy)
- Paulo Dybala (uszkodzenie mięśnia czworogłowego – od 30 do 40 dni przerwy)
- Joaquin Correa (dyskomfort w więzadle lewego kolana – parę dni przerwy)
- Juan Foyth (kontuzja kolana – w trakcie rehabilitacji, do pełni zdrowia potrzebuje ok. 2-3 tygodni)
- Juan Musso (operacja kości w okolicach prawego policzka i oczodołu – rehabilitacja może potrwać ok. 2 miesiące)
- Exequiel Palacios (wyraźny dyskomfort mięśniowy uda – nie określono terminu powrotu do treningów)
Reprezentacja Argentyny: problemy zdrowotne
W przypadku Leo i sytuacji z meczu Ligi Mistrzów w Benfiką moment, w którym złapał się za udo, sprawił wstrzymanie oddechu w całym kraju. Sam fakt wykonania takiego gestu, podskakiwania, aż w końcu prośba o zmianę przerodziła się w chwilę zwątpienia, czy przypadkiem nie trzeba będzie ogłosić 10-dniowej żałoby narodowej. Szybko, zanim jeszcze przeprowadzono pierwsze badania, pojawiły się informacje o dyskomforcie mięśniowym uda i odpoczynku, który potrwa kilka dni. Ostatecznie Leo jeszcze w tym tygodniu wrócił i do treningów, i do gry, więc w pewnym stopniu panika została szybko wygaszona. W pewnym stopniu, bo podczas stopniowo zwyżkującej formy Messiego, przerwa wytrąca z rytmu meczowego. Leo jak niewielu z wielkich potrafi odpowiednio dbać o swój akumulator, by go całkowicie nie wyładować, ale mimo to nikt nie lubi wymuszonych przerw od gry.
***
Przypadek Angelito wyglądał podobnie, choć z tą różnicą, że sam piłkarz Juventusu niemal się rozpłakał, obawiając się czegoś o wiele poważniejszego. Niepewność potęgował fakt, że już tuż po przyjeździe do Italii Di Marię dość mocno męczyły problemy ze zdrowiem, głównie z przywodzicielem, gdzie przy zachowawczym leczeniu uraz szybko się odnawiał. Akurat ten piłkarz doskonale wie, że to może być zły znak. Przed mundialem w 2104 roku prześladowały go mikrourazy, a stracił półfinał i finał mistrzostw, choć we wcześniejszej fazie turnieju wypadał udanie.
Oczywiście także i tu mundial pozostaje chwilowo niezagrożony. Jednak przerwa ta odciśnie swoje piętno w przygotowaniu do turnieju w Katarze dużo mocniej niż w przypadku Messiego. I tu właściwie powstał największy jak dotąd znak zapytania – jakie jest ryzyko, że przy tak zachowawczym leczeniu (krótka rehabilitacja oraz przerwa w samych treningach) uraz się odnowi w o wiele poważniejszym stanie? Czy znając kartotekę medyczną, można być pewnym tego, że Di Maria będzie grał więcej niż 45 minut na mecz? Można mieć poważne wątpliwości. I tu rysuje się scenariusz o którym wspominałem w pierwszym tekście – podstawowym piłkarzem w składzie zostałby Nico Gonzalez z Fiorentiny (który także narzekał na zdrowie, ale powoli wdraża się do gry na pełnych obrotach), a Angel pełniłby rolę jokera w talii Scaloniego na drugą połowę (lub klasyczne 30 minut). To zasadniczo kluczowa zmiana, z niekorzyścią dla samej Argentyny, która jednak liczyła na dłuższy udział czasowy na boisku duetu Messi – Di Maria. To adnotacja ważna w raportach dotyczących rywali grupowych.
***
Joaquin Correa ostatnimi czasy swoją grą doprowadzał fanów reprezentacji czy Interu do frustracji. Nie tego się po nim spodziewano na starcie sezonu, jego duet z Lautaro Martinezem niekoniecznie należał do wyjątkowo zgranych. W dodatku mecz z Barceloną w Lidze Mistrzów (turnieju niezwykle istotnego w tym temacie) doprowadził do przedwczesnego opuszczenia boiska przez napastnika ekipy z Mediolanu. Sytuacja kadrowa Interu jest nie do pozazdroszczenia, w szczególności kiedy Martinez musi grać od deski do deski, a tu pojawił się kolejny problem zdrowotny obok Lukaku. Pierwotnie diagnoza urazu ścięgien kolana brzmiała nieprzyjemnie, nieco złowieszczo nawet, ale ostatecznie, jak przy większości przypadków, skończyło się na „rozchodzisz do wesela z Salernitarną”. Nic innego jak zdjęcia z indywidualnych treningów nie uświadczyliśmy, od soboty Correa trenował już z grupą na pełnych obrotach. Więc prognozy są takie, że wszystko jest pod kontrolą. Umowną kontrolą, że pacjent zdrów.
***
Dzielnie z czasem i kontuzją kolana odniesioną jeszcze pod koniec sierpnia walczy z kolei Juan Foyth. Pobyt w Villarrealu pod wodzą Unaia Emery’ego pozwolił mu o wiele lepiej radzić sobie z grą na pozycji prawego obrońcy, ale na horyzoncie pojawiły się wspomniane problemy. Przed kontuzją był praktycznie żelaznym kandydatem do powrotu do kadry na wrześniowe zgrupowanie. Z obiegu Scaloniego wypadł po meczu eliminacyjnym do mundialu z Kolumbią, gdzie jego błędy doprowadziły do utraty punktów. Jednak progres w grze na prawej stronie, która krótko rzecz ujmując była daleka od dobrej, pozwolił na powrót w marcu tego roku. W konsekwencji tego, choć nie zagrał w Finalissimie z Włochami, to tytuł zdobył i dostał epizodyczną rolę z Estonią.
Nie było zresztą dziełem przypadku to, że Scaloni widzi w nim zawodnika, który ma szansę na bycie „jednym z trzech” dodatkowych graczy do kompletnej 26-osobowej kadry na MŚ. Pech chciał, że kontuzja zabrała mu możliwość pojawienia się na wrześniowym zgrupowaniu, ale przede wszystkim postawiła pod znakiem zapytania jego dyspozycję po całkowitym wyleczeniu kontuzji. A to planowane jest na przełom października/listopada z nastawieniem, że powrót byłby możliwy w miesiącu numer 11 w kalendarzu. Czasu niewiele, ale chyba nieprzypadkowo Scaloni ma z nim stały kontakt i wysyła do niego sztab medyczny, by dokładnie zbadał i ocenił przydatność nie w pełni zdrowego potencjalnego kadrowicza. To samo dotyczy zresztą innych graczy.
***
Sprawy Juana Musso i Palaciosa można zbić w jedno. W przypadku pierwszego operacja się udała, ale rehabilitacja zabiera bramkarzowi Atalanty Bergamo szansę na mundial. No, chyba że zdecyduje się na tworzoną specjalnie dla niego maskę (którą reklamują jako jedyną w swoim rodzaju), która pozwoliłaby na szybszy powrót do treningów niż przełom listopada/grudnia. Na ten moment rolę zmiennika dla Emiliano Martineza uzyskał jego kosztem Geronimo Rulli, a to głównie z nim Musso rywalizował o miano rezerwowego bramkarza. Pod tym względem pozycja Franco Armaniego z River w żelaznej trójce jest nietykalna, mimo iż znalezienie lepszych od niego nie stanowiłoby większego problemu. Szczególnie, że rysował się przez bardzo długi czas jako opcja numer 2, co jest niekoniecznie zrozumiałe, bo jego główny atut to przede wszystkim dbanie o atmosferę.
Palaciosa urazy trapią jeden po drugim, a jego treningowy mikrocykl zaburza a to ból pleców (szczególnie, gdy przechodził dość poważny uraz kręgosłupa po meczu z Paragwajem blisko dwa lata temu), a to problem z mięśniami obu nóg. A skoro telenowele i wyciskacze łez są w Argentynie na porządku dziennym, także i tu pojawia się znak zapytania, czy z tak lichym zdrowiem warto dla niego szykować powołanie do kadry na mundial. Szczególnie, że „mityczny” konkurent Enzo Fernandez codziennie dostarcza powodów, dla których temat Palaciosa bywa zamykany. Ale próby otwarcia i tak są kontynuowane i pewnie przez najbliższe dni, gdy poznamy pierwszą rozszerzoną kadrę, ludzie będą się tym mocno interesować.
No i na deser zostawiam najbardziej polski wątek z zakresu zdrowia, bo…
Reprezentacja Argentyny: problemy Paulo Dybali
Kiedy ludzie w Argentynie zadają sobie pytanie, który związek jest bardziej udany: Dybali z Orianą Sabatini (tak, jej ciotką jest legendarna tenisistka Gabriela) czy Dybali z reprezentacją Argentyny, odpowiadają z przekąsem, że… z kontuzjami. Dla jednych La Joya to niewątpliwie talent czystej wody. Niezwykle uzdolniony technicznie piłkarz, umiejętnie grająca „11” (która da radę jako „9” oraz „10”), która potrafi odpowiednio dograć piłkę i być równie skuteczna w wykańczaniu akcji. Wszechstronny grajek z dużą pulą atutów. Dla drugich to klejnot o tak licznych skazach, że dość poważnym problemem jest to, czy będzie odpowiednio błyszczał ustawiony w – powiedzmy – centralnym punkcie swojego pokoju. W tym ostatnim piją w szczególności do zdrowia, z którym Dybala ma coraz więcej problemów. Dość powiedzieć, że od 2019 roku naliczono mu 14 różnego rodzaju kontuzji – od przeciążenia mięśni czy ich naderwania aż po poważniejsze problemy z więzadłami krzyżowymi. W Juventusie i tak grał, bo grać musiał, ale jego rola (oraz nieskromnie duża pensja) zawodnika, który częściej zaczynał przesiadywać w gabinecie lekarskim niż biegać po boisku, stała się problemem, który rozwiązano w klubie szybko. AS Roma, która go do siebie przygarnęła, miała być nowym otwarciem, a niektórzy podnieśli mimo to larum, że to skończy się jak z Batistutą – bramek nastrzela, ale kolana w końcu odmówią mu posługi ku chwale Rzymu. I gdzieś w tym wszystkim znajduje się reprezentacja, bodaj najdziwniejszy przypadek zawodnika tak zdolnego, ale tak mało dającego tejże kadrze.
Zacznijmy od początku. A tym był debiut jesienią 2015 roku w meczu eliminacji do MŚ w Rosji z Paragwajem, gdzie w 75. minucie zmienił Carlosa Teveza. Mało kto zdawał sobie wtedy sprawę z tego, że dla Carlitosa będzie to ostatni mecz w reprezentacji i nigdy już do niej nie wróci. Dla Dybali, który w tamtym roku został piłkarzem Juventusu, to miało być wielkie otwarcie.
„Duży talent, duże umiejętności i może nie będzie dzielił drużyny z powodu niesnasek z Messim” – rozpowszechniała prasa i kibice. Gerardo Martino, któremu powierzano kadrę w sierpniu 2014 roku po Sabelli miał już dość przejść z Tevezem, a turniej Copa America 2015, choć głównie zapamiętany z powodu porażki w finale z Chile, zawierał wątek tarcia pomiędzy nim a Messim. Gdy popatrzymy na ten gwiazdozbiór nazwisk z przodu, to imponował, ale nie wszystkich dałoby się pomieścić na boisku. Kolejni selekcjonerzy musieli tym wszystkim umiejętnie zarządzać, co wbrew pozorom nie było łatwe. I gdzieś w tym wszystkim pojawia się Dybala. Rokujący i ambitny chłopak, który może nie jest aż tak zdeterminowany i agresywny w pressingu jak Tevez, ale będący o wiele wszechstronniejszy w roli piłkarza z wizją i kreatywnością, rozważnie, ale sprawnie podejmującego decyzje.
Martino dał mu jeszcze dwie okazje w eliminacjach (w innych meczach zabiorą mu ją – a jakże – kontuzje), ale w 2016 roku, gdy na horyzoncie pojawił się turniej Copa America Centenario w USA, ówczesny selekcjoner wybrał zamiast niego buntowniczego dowcipnisia – Ezequiela Lavezziego (i nieźle się na tym sparzył, właściwie to na jego plecach). W teorii liczono na jego osobę na Igrzyskach Olimpijskich w Rio, ale Juventus nie udzielił mu zgody na wyjazd, za co powinien być finalnie wdzięczny klubowi (gdyby tylko zobaczył, co tam się działo w środku kadry, pewnie by zrozumiał). Kiedy Messi zerwał więzy z kadrą na trzy miesiące (bo firma w trzy paski, dłużej by tego nie zniosła), a do gry wszedł nowy trener Edgardo Bauza, Dybala także zgarniał okazje do grania. Choć i tu trzeba ponownie zaznaczyć – niewiele nadal z tego wynikało. Nawet za feralnych czasów Jorge Sampaoliego Dybala znów odegrał wyłącznie mało udane epizody drugiego, a nawet trzeciego planu. I ile się nie starano, by uczynić jego duet z Messim za plecami typowej „9” w pełni kompatybilnym, to i tak Paulo nadal wyglądał tak, jak na siłę wciskany kwadrat do dziury z symbolem trójkąta. Brakowało boiskowej chemii. Leo nie czuł tego flow, a Paulo nie wyglądał przy tym na zdeterminowanego, by ten problem rozwiązać. Mundial 2018 był pierwszą dla Dybali imprezą z Albicelestes. Powołany został głównie z racji wysokiej skuteczności w Serie A (w kadrze w tamtym roku nie rozegrał ani jednego spotkania). I wtedy dopiero wszystko nabrało rozpędu…
Twoje wieczne niedopasowanie
Wstęp może nie zabrzmiał zbyt zachęcająco, był jak czytana przez lektora kronika filmowa. Ale od tego momentu zaczął się przełom lub jak to wielu określa – wyłom w reprezentacji Argentyny. Mundial 2018 mniej więcej wszyscy pamiętają. Atmosfera u Albicelestes była tak gęsta, że dało się ją pokroić nożem na kawałki i wystarczyłoby to do tego, by podzielić się ze wszystkimi. Dybala zagrał na nim tylko 22 minuty z Chorwacją, choć to wydarzenia pomeczowe były główną kanwą późniejszych wypadków. Już po meczu z Islandią Sampaoli nie panował nad sytuacją, ale prawdziwy wybuch nastąpił po starciu z Modriciem i spółką. Wtedy w niemal karczemnej awanturze między nim a Messim selekcjoner został odstawiony na boczny tor. Starszyzna przejęła rządy, a taktykę na mecz nakreślał Javier Mascherano (przy wyraźnej aprobacie kapitana Leo), któremu nie potrzeba wiele, by poczuł w sobie dyktatorskie zapędy. W tym wszystkim Dybala stał w rozkroku – z jednej strony popierał trenera, z drugiej chce trzymać ze starszyzną. To finalnie doprowadziło do tego, że został „agentem” i „donosił na wszystkich”. Zapamiętał to w szczególności Lionel Scaloni, wówczas drugi asystent Sampy na mistrzostwach i… jego przyszły selekcjoner.
Relacja pomiędzy panami staje się chłodna. A media wałkują temat ich nie najlepszej współpracy (choć podkreślę – nie jako główny wątek). Przed Paulo był sezon 18/19, za który finalnie został MVP Serie A. A we wrześniu 2018 roku nadeszło kolejne okienko reprezentacyjne. Z Gwatemalą Dybala pierwotnie był awizowany do składu, został jednak na ławce rezerwowych. Media zwęszyły sytuację z treningu, gdy Paulo „odburknął” trenerowi po uwadze dotyczącej niewielkiego zaangażowania jego osoby w trening. Rzekomo tuż po nim panowie odbyli długą rozmowę. Cztery dni później Dybala wszedł z ławki w meczu z Kolumbią. Na boisku bardziej krzątał się, niż wniósł coś pozytywnego do gry i finalnie mieliśmy remis 0-0. Pewne rzeczy trzeba ująć wprost, więc Gaston Edul z TyC Sports po meczu zapytał Scaloniego o relacje między nimi. Selekcjoner sprawnym okiem wypatrzył Dybalę i poprosił, by do nich podszedł. Przy kamerach objął go, poklepał po twarzy i stanowczo powiedział: „To wyjątkowa relacja. To wspaniały chłopak i musimy znaleźć odpowiednie rozwiązanie, by mógł czuć się bardziej komfortowo”. Dybala uśmiechał się, ale z mowy ciała wynikało, że do komfortu brakuje mu całkiem sporo (szczególnie, gdy przewracał oczami tuż po tym, jak Scaloni poklepał po twarzy).
Dopóki do kadry nie wrócił Messi, Paulo zdążył strzelić swoją pierwszą bramkę w narodowych barwach w meczu z Meksykiem (po rozegraniu – uwaga – 18 spotkań), ale dalej pozostawał niesmak nierównej gry. Nie był ani motorem napędowym, ani kimś, na kim można oprzeć grę drużyny, gdy wszyscy wypatrują końca już drugiej przerwy reprezentacyjnej Messiego. Klub to było jedno, reprezentacja stanowiła to drugie – był rozrzut. Mimo to, pozbawiony wtedy spójnej i sensownej wizji kadry Scaloni zabrał Dybalę na Copa America 2019, gdzie odegrał finalnie marginalną rolę. Uwiecznił ją co prawda asystą przy bramce Aguero z Katarem oraz bramką w meczu o 3. miejsce z Chile (choć zapamiętanego głównie za sprawą sprzeczki Messiego i Medela, za którą obaj wylecieli z boiska), ale daleko było mimo to od pochwalnych peanów. Koniec końców Dybala po turnieju znów zagrał w paru spotkaniach towarzyskich, ale nadchodził już moment, gdy poznawaliśmy pierwsze oblicze La Scalonety. A w tym pełnym autobusie dla Dybali miejsca już nie będzie.
Ciągłość pracy, kluczem do lepszego
Ktoś zadałby sobie pytanie, jak ważny musi być Paulo Dybala, że poświęcam mu więcej miejsca niż innym kontuzjowanym, jak chociażby Di Maria? Bo o Angelu można pisać w nieskończoność, że jest wyjątkowy, własnymi nogami uwiecznił kilka wyjątkowych chwil z reprezentacją. To ten drugi jest jej legendą, choć pewnie można i o to robić spory oraz toczyć dyskusje. Cóż, przede wszystkim dlatego, że choć sprawy kontuzjowanych dość łatwo można rozdzielić na problemy realne lub mniej, to jedna rzecz się nie zmienia. Choćby i kluczowe trybiki maszyny działały z pełną mocą, to dobrze mieć wybór w częściach zapasowych (a przynajmniej na tyle, by po chwili nie było potrzeby wzywania serwisu co 5 minut). A historia urodzonego w Laguna Larga Dybali to opowieść o przypadku bardzo zdolnym, ale niedopasowanym do miejsca i okoliczności w reprezentacji Argentyny. Aktora epizodycznego, który choć w aż 34 spotkaniach, to strzelił do tej pory tylko 3 gole i zanotował 6 asyst (choć asysty w meczach towarzyskich z Singapurem czy Irakiem poza statystyką mają w sobie niewielką wartość merytoryczną niż adnotacja, że taka rzecz miała miejsce).
O Dybali mówi się jako piłkarzu niespełnionym dla błękitno-białej koszulki narodowej. Takim, który nie potrafi przełożyć swoich możliwości na pozytywne dla kadry strony. Niewiele było co prawda sytuacji, gdzie otwarcie na niego postawiono. Ale też nie dawał wyraźnych argumentów, by tak się stało. Jedną z przyczyn jest nie kto inny jak Messi. To zawodnicy właściwie operujący w tych samych strefach boiska, do pewnego stopnia nawet podobni w stylu grania. Wzajemnie dublowali się (niektórzy złośliwi pisali nawet, że dybalowali), wchodzili sobie w paradę, ograniczali własną przestrzeń. Próba stworzenia dwóch lewonożnych rozgrywających, nie wyszła poza bardziej rozbudowany jedynie na kartce papieru schemat.
I tu dochodzimy do momentu, gdzie 28-letni Paulo pisze historię zawodnika, który ociera się o tę kadrę, ale nigdy nie zostaje jej stałą częścią. Dobitnie formowano teorie jak te powyżej, że chciał należeć do grupy „Messi amigos”, ale owa grupa nie chciała jego. Inni kadrowicze także nie nawiązywali z nim głębszych relacji, innych niż wymiana wiadomości na WhatsAppie. W dodatku relacje ze sztabem szkoleniowym Scaloniego, który oczekiwał czegoś więcej niż stabilną grę w klubie czy końskie zdrowie, były dalekie od satysfakcjonujących. Chciano w nim zobaczyć kogoś, komu szczerze zależy i jest w stanie się tym podzielić z innymi. Jest taki jeden punkt zwrotny w jego historii. A przynajmniej teoria, która krąży w przestrzeni dyskusyjnej (i niech takową pozostanie dla własnej interpretacji).
Przełożony z 2020 roku na 2021 turniej Copa America Dybala obejrzał w telewizji, ewentualnie grając na konsoli, bo tej formy rozrywki jest prywatnie wielkim fanem. Gdy po turnieju otrzymał powołanie na kolejne mecze eliminacyjne do mundialu, został uczestnikiem niecodziennego świętowania. Po meczu z Boliwią na Estadio Monumental – piłkarze wnieśli Puchar Ameryki, by ponownie, ale już przed liczną i własną publicznością, świętować wygraną. Wzruszenie odbierało im mowy, ludzie z trybun na przemian śpiewali czcze pieśni ku chwale Messiego i Scalonety. Ironiczną sceną był moment, kiedy Dybala, podnosił w geście triumfu puchar, do którego nie przyłożył nawet nogi. Wyglądał wtedy jak uczeń, który nie pomagał grupie, a i tak dostał piątkę z pracy zespołowej. Zapamiętał jednak ten moment, by w końcu podejść do tematu reprezentacji inaczej. A przynajmniej na tyle, by nie dąsać się i nie patrzeć na pozostałych z góry (co czynić miał rzekomo dość często).
Nadal nie jest ważną postacią Scalonety. Ba, możliwe, że jeśli nawet i teraz wyzdrowieje (ponoć na rehabilitacji stara się jak może i odbiera każdy telefon ze sztabu po pierwszym sygnale), to jego rola nadal nie wyjdzie poza marginalną. Ale jeśli miałby spędzić minutę na boisku w Katarze i strzelić gola na wagę wygranej (może nie tak jak z Italią podczas Finalissimy, gdzie wynik był pewny), to fakty będą zinterpretowane w taki sposób, że oceniony zostanie pozytywnie.
Bo wciąż wszystko rozbije się o wybór. Między formą, jakością, przydatnością, zdrowiem, samopoczuciem i wpływem na grupę. Dybala i jego kontuzja jest problemem, ale nie tym najważniejszym. Pozostaje wątpliwość, choć nie od niej zależy kwestia, czy zawali się cały projekt „Trzeciej gwiazdki nad logiem AFA”. Są inne opcje, w dodatku bardziej zespolone, które charakterologicznie dopasowały się do bycia częścią Scalonety szybciej niż Dybala (i to nawet jeśli ich umiejętności mu nie dorównują). Jednak historia Dybali będzie kolejną lekcją. Lekcją, w której przerost formy nad treścią był w równym stopniu taki sam, jak z powyższego tekstu to wynika. Lub kto wie, może i nawet pytaniem – czy warto się wszystkim przejmować? Bo w Argentynie nie ma tematów ważnych i mniej ważnych. Są tylko te niedopowiedziane z emocją wyciśniętej do ostatniej łzy sceny z Natalią Oreiro ze „Zbuntowanego Anioła”.
MICHAŁ BOROWY
WIĘCEJ W ODLICZANIU DO MUNDIALU:
- Wszystko, co powinieneś wiedzieć o argentyńskiej kadrze po ostatnim zgrupowaniu
- Pół Meksyku nie gra, hit w Arabii, dramat Dybali | JAK GRALI RYWALE?
Fot. Newspix