Odkąd Górnik Zabrze jako beniaminek zajął czwarte miejsce w sezonie 2017/18 – dzięki czemu wystąpił w pucharowych eliminacjach – jest jedną wielką przeciętnością i modelowym przykładem drużyny, po której niemal z góry wiadomo, że raczej z Ekstraklasy nie nie spadnie, ale też o nic istotnego w niej nie powalczy. Czy dziś po już blisko 1/3 obecnego sezonu są widoki, że ten stan rzeczy wreszcie się zmieni w pozytywną stronę?
Jedenaste, dziewiąte, dziesiąte, ósme – to lokaty klubu z Roosevelta za cztery ostatnie sezony. Trudno osiągać wyniki bardziej średnie. Górnik w tej lidze jest bo jest, ale w ogólnym rozrachunku ciągle stoi w miejscu. Możliwości finansowe, nawet przy nadprogramowym wsparciu od miasta, w skali Ekstraklasy niezmiennie ma bardzo ograniczone, ale i tak oczekiwania kibiców są większe. Od ekip z dużym zapleczem kibicowskim i z wielką historią zawsze będzie się wiele wymagało, nawet jeśli patrząc realnie, nie za bardzo są ku temu podstawy. Tak już po prostu jest.
Górnik Zabrze: ambitne założenia trenera Gaula
O tym, jak zabrzanie są zarządzani, pisaliśmy już wcześniej, teraz skupimy się tylko na aspekcie czysto sportowym. Przyjście trener Bartoscha Gaula miało być powiewem świeżości. I trzeba przyznać, że 35-latek od początku sprawiał dość dobre wrażenie, także jeśli chodzi o wypowiedzi w mediach. Nie ukrywał, że chce odmieć grę Górnika i sprawić, żeby wszedł on na intensywność w swojej grze do tej pory raczej w Ekstraklasie niespotykaną. I przede wszystkim, żeby utrzymywał ją przez 90 minut, bo właśnie to jest największym problemem polskich zespołów.
Jednocześnie Gaul na wstępie wręcz nieco zawstydził swoich nowych podopiecznych, mówiąc w sierpniu w “Przeglądzie Sportowym”, że obecnie trenują oni na 70 procent tego, co robił z zawodnikami w czwartoligowych rezerwach Mainz. – Idę w ryzyko, bo wiem i liczę się z tym, że potrzebujemy czasu. Tylko jeśli nie zmienilibyśmy tego teraz, za pół roku bylibyśmy w tym samym miejscu. Musielibyśmy zmienić system – grać pasywnie, czekać, co zrobi przeciwnik i przy okazji jechać z kontrą. Takiego stylu nie chcę, nie jestem do niego przekonany – deklarował.
Co z tego ryzyka na razie wynika? Wydaje się, że to wszystko może mieć ręce i nogi, ale tu naprawdę potrzeba tego mitycznego czasu. Górnik lubi dominować (60% posiadania piłki, najwięcej w całej stawce), a jego mecze często są dość efektowne i intensywne, tyle że do tej pory na koniec w większości przypadków lepiej na tym wychodzili rywale. Górnik jeszcze zbyt często traci punkty w sposób naiwny, choć oczywiście nie jest to ta sama skala, co przypadek Miedzi Legnica, która indywidualnie ma niezłych piłkarzy, ale rzadko kiedy jest zespołem potrafiącym cierpieć na boisku. W każdym razie, problem istnieje. Idealnym przykładem był mecz z poprzedniej kolejki z Zagłębiem Lubin. Wyraźna dominacja, stwarzanie sytuacji, a potem gościom wystarczał jeden wypad i strzelali gola. Pierwszego, drugiego, trzeciego. Zabrzanie dwukrotnie byli w stanie odpowiedzieć i gdy już się wydawało, że zaraz w końcu wyjdą na prowadzenie, “Miedziowi” zadawali kolejny cios.
Inny trener, te same zmartwienia
Mimo że Gaul pracuje zupełnie inaczej niż Jan Urban, problemy jego Górnika są takie samie, jak Górnika urbanowego, czyli brak balansu między ofensywą a defensywą. W ostatnim sezonie więcej goli od Górnika (55) strzelały jedynie drużyny z podium, ale jednocześnie tylko spadkowicze z Łęcznej i Niecieczy oraz zatrudniające głównie parodystów na środku obrony Zagłębie Lubin częściej wyjmowali piłkę ze swojej bramki.
Dziś mamy powtórkę z rozrywki. Zabrzanie są zdecydowanie najmocniejsi z przodu w drugiej połowie tabeli (17 bramek) i całościowo są na tę chwilę szóstą ofensywą ligi. Problem w tym, że poza Lechią Gdańsk nikt nie stracił więcej goli (20). Statystyka expected goals dla goli straconych prezentowanych przez oficjalną stronę Ekstraklasy jest dla Górnika wysoce niekorzystna w zderzeniu z praktyką. Współczynnik ten wynosi zaledwie 12.54, czyli podopieczni Gaula stracili aż 7,5 bramki ponad normę. Dla odmiany: Jagiellonia powinna stracić 19 bramek, a straciła 14.
Trudno być zaskoczonym, gdy ogląda się spotkania zabrzańskiej jedenastki. Kevin Broll na dziś byłby mocnym kandydatem do miana najsłabszego bramkarza w lidze. Żadnego meczu jeszcze nie wybronił, za to regularnie przytrafiają mu się kiepskie interwencje. Daniel Bielica może być rozgoryczony, że po dobrym występie z Legią na wyjeździe od razu wrócił na ławkę. Postawa Brolla jest dużym rozczarowaniem. Jakby nie było, wcześniej dopiero co rozegrał dwa sezony w 2. Bundeslidze jak numer jeden w Dynamie Drezno, więc można było zakładać, że w Ekstraklasie będzie co najmniej solidny.
W obronie jeden wielki plac budowy. Niektórzy już pewnie nie pamiętają, że w 1. kolejce z Cracovią obok Rafała Janickiego grali Paweł Olkowski i Erik Janża, czyli zawodnicy znacznie lepiej czujący się na wahadłach. Gaul od początku sezonu w roli stoperów wystawił już dziewięciu różnych zawodników. W kilku meczach stałe trio tworzyli Janicki, Jensen i Paluszek, ale potem ten pierwszy doznał poważnej kontuzji, a Paluszek niespodziewanie poszedł w odstawkę po przyjściu Kryspina Szcześniaka.
Budowanie od podstaw
Takie zamieszanie chyba było nieuniknione. Jeżeli latem traci się dwóch podstawowych stoperów (Wiśniewski, Gryszkiewicz), a po paru meczach wypada trzeci (Janicki), to naprawdę lekko nie jest, nawet jeśli wrócimy do tego, że z nimi w składzie Górnik za Urbana tracił mnóstwo goli. Możliwości klubu w sprowadzaniu jakościowych zawodników są… wiadomo jakie. Będący już nawet kapitanem Richard Jensen ma swoje zalety, ale w samym bronieniu mistrzem nie jest, dość łatwo go ograć. Nie ma przypadku w tym, że w ciągu czterech lat nikt go nie wyciągnął z drugiej ligi holenderskiej. Co rzecz jasna nie znaczy, że na dłuższą metę nie osiągnie statusu solidnego ekstraklasowca. Szcześniak poza kilkoma wyjątkami niespecjalnie radził sobie w Górniku Łęczna na wypożyczeniu z Pogoni Szczecin. Emil Bergstroem awaryjnie dołączył do drużyny pod koniec września i niemal z miejsca zaczął grać. Gdy do tego dodamy niepewnego Brolla, 20 straconych goli w jedenastu meczach zbytnio nie dziwi.
W innych formacjach remont niewiele mniejszy. Krzysztof Kubica może i miał problemy zdrowotne, a Alasana Manneh od dłuższego czasu się nie rozwijał, ale mimo wszystko mówimy o często podstawowej dwójce środkowych pomocników, których już nie ma. Ofensywa bez Bartosza Nowaka z tygodnia na tydzień stała się znacznie uboższa. Higinio Marin błysnął pod koniec poprzedniego sezonu i gdyby udało się go wykupić z Łudogorca, byłby nadzieją na porządną “dziewiątkę”. A tak sytuacja w ataku nadal jest daleka od komfortowej. Koledzy chwalą Piotra Krawczyka za pracę dla zespołu i robienie miejsca dla innych w akcjach ofensywnych, ale jego liczby ciągle są słabe. Szymon Włodarczyk jest w stanie mieć przebłyski, ale ewidentnie nie dorósł jeszcze do bycia liderem w ataku. Amadej Marosa musi najpierw być gotowy na 90 minut gry. Lukas Podolski we Wrocławiu zaliczył pierwszy ligowy występ w wyjściowym składzie od 13 sierpnia.
Bartosz Nowak: Wcale nie tak łatwo było mi odejść z Górnika [WYWIAD]
Właśnie dlatego uważamy, że w przypadku Górnika stwierdzenie, że czas będzie grał na jego korzyść nie jest sloganem. De facto tworzy się tu zupełnie nowy zespół. Mimo nieraz wyraźnych niedostatków, większość letnich nabytków na papierze nie wygląda źle, a niektórzy z tego grona już w praktyce zdążyli pokazać, że drzemie w nich potencjał. Wielu jednak przyszło późno lub ze sporymi zaległościami, dlatego nie od razu są w stanie dać z siebie sto procent, zwłaszcza przy założeniach Gaula dotyczących ciągłego pressingu i wysokiej intensywności gry. Młody szkoleniowiec także udowadniał już, że wie, o co chodzi w jego zawodzie. To, jak ośmieszył taktycznie Kostę Runjaica w pierwszej połowie meczu na Łazienkowskiej, naprawdę nam zaimponowało.
Wyjątkowo długa przerwa zimowa powinna być Górnikowi mocno na rękę. Gaul będzie mógł spokojnie dopracować wiele aspektów, tak, aby wiosną była to już inna, znacznie lepsza drużyna, która będzie w stanie wyjść z ligowej szarości i stanie się konkretniejsza bez zmiany stylu gry. O ile oczywiście Górnik zapewni sobie względny spokój na zimę, czyli przynajmniej zacznie nowy rok nad strefą spadkową. Poprzeczka nie jest tu zawieszona specjalnie wysoko. Wydaje się, że nawet dwa zwycięstwa do końca rundy powinny takie miejsce zapewnić, a terminarz na papierze prezentuje się dość zachęcająco. Zabrzanie co prawda mają przed sobą starcia z Lechem i Pogonią, ale także m.in. Wartą czy Miedzią.
Krótko mówiąc, mimo że Gaul po 1:4 ze Śląskiem grzmiał na konferencji, że po raz pierwszy jest naprawdę zły i niezadowolony z gry swoich piłkarzy, perspektywy przed jego drużyną wcale nie są takie złe i nie jest ona skazana na przeciętność – o ile oczywiście zimą nie dojdzie do kolejnej rewolucji kadrowej.
WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:
Fot. FotoPyK/Newspix