O tym, że nasza reprezentacja awansowała do ćwierćfinału mistrzostw świata w siatkówce wiedzieliśmy… zanim jeszcze skończył się jej mecz. Grające równocześnie Kanadyjki w pięciu setach pokonały Dominikanę, a to już zapewniało Polkom miejsce w fazie pucharowej. Biało-Czerwone walczyły jednak o to, by w grupie zająć trzecie miejsce, co uchroniłoby je od starcia z Serbią – najpewniej najmocniejszą ekipą na tych mistrzostwach. Tego jednak osiągnąć już się nie udało. Choć mecz z Niemkami nasze zawodniczki ostatecznie wygrały.
Spis treści
O awans i pozycję
Sytuacja w polskiej grupie przed dzisiejszymi meczami była jasna. Polki awans do dalszej fazy mogły zapewnić sobie zwycięstwem z Niemkami lub mieć go już wcześniej, jeśli Kanada pokonałaby Dominikanę. Zawodniczki z Kraju Klonowego Liścia co prawda potrzebowały na to pięciu setów, ale faktycznie swój mecz wygrały. I kibice mogli odetchnąć – bo wieść o awansie dotarła do nas wtedy, gdy podopieczne Stefano Lavariniego przeżywały akurat gorszy moment w swoim meczu.
Pozostawała jednak kwestia miejsca w grupie.
Przez to, że wcześniej Serbki łatwo pokonały Turczynki, przed Polkami otworzyła się szansa na zajęcie w niej trzeciej lokaty. Warunek? Trzeba było wygrać z Niemkami za trzy punkty – a więc 3:0 bądź 3:1. W teorii jedno miejsce w grupie to nieduża różnica. W praktyce – ogromna. Czwarta ekipa w ćwierćfinale zagra bowiem z pierwszą, a to miejsca bez trudu zajęły wspomniane Serbki. Ograć je na tym turnieju to sztuka – tak się wydaje – wręcz niemożliwa. Z kolei przy wyjściu z grupy z trzeciego miejsca trafić można było na USA. A Polki już raz tę ekipę na tym turnieju pokonały. I to 3:0.
Nadal było o co walczyć. Więc Biało-Czerwone walczyły.
Nie obs… się
Po meczu z Kanadyjkami Stefano Lavarini, trener polskiej reprezentacji, powiedział, że ma nadzieję na spokojniejsze spotkanie, bo w tym, które już za nimi „obsraliśmy się wystarczająco”. O spokój – jak już wspomnieliśmy – zadbały dziś dla Polek zwłaszcza pokonane przez nie wczoraj Kanadyjki, ale i same Biało-Czerwone wyraźnie się o niego starały. Przynajmniej w pierwszym secie. Ten bowiem poszedł im znakomicie.
Przy wypełnionej niemalże w całości Atlas Arenie rozpoczęły całe spotkanie z przytupem. Zwłaszcza Zuzanna Górecka, która dwoma asami szybko pokazała Niemkom, że co jak co, ale łatwo na przyjęciu to dziś nie będą miały. Podopieczne Vitala Heynena zresztą same nam pomagały, popełniając sporo błędów własnych. I choć Belg zapowiadał, że meczu nie odpuści, mimo bardzo dobrych stosunków z Polską, to jego podopieczne zdawały się grać tak, jakby to jednak zrobiły. Dziewięć błędów odnotowanych u nich w pierwszym secie najlepiej o tym świadczy.
Ale to też nie tak, że Polki stały i nic nie robiły, czekając na potknięcia rywalek. Nie, one bardzo dobrze weszły w mecz, świetnie prezentowała się w tym okresie choćby Magda Stysiak. Było widać, że nasze zawodniczki są pozytywnie nakręcone po wczorajszym, wywalczonym w trudach, triumfie. Problem w tym, że w pewnym momencie Niemki – nawet mimo słabej postawy – zaczęły nasze zawodniczki doganiać. Duża w tym zasługa polskiej nieskuteczności w ataku, która w miarę trwania seta zaczęła się u nas pojawiać, oraz dobrej pracy rywalek w defensywie. Gra toczyła się więc od pewnego momentu w systemie punkt za punkt, a podopieczne Heynena miały nawet w końcówce seta piłkę na jego wygranie. Wtedy jednak w obronie świetnie ustawiła się Weronika Szlagowska, która obroniła atak rywalek, a Polki wygrały punkt i od razu dwa następne. A wraz z nimi pierwszego seta.
Bardzo istotnego, bo wtedy przecież nie wiedziały jeszcze, czy Kanadyjki dadzą im awans.
https://twitter.com/PolskaSiatkowka/status/1578849815865139200
Początek drugiego seta zwiastował, że Polki powinny pójść za ciosem. Świetnie grała choćby Olivia Różański, a Biało-Czerwone wyszły na czteropunktowe prowadzenie, które… natychmiast straciły. Gdy na zagrywce u Niemek pojawiła się Lina Alsmeier, z 7:3 dla nas, zrobiło się… 9:7 dla naszych rywalek. Polki co prawda walczyły o odrobienie strat, ale w miarę trwania seta przewaga naszych sąsiadek się tylko powiększała. Skończyło się na pięciu punktach i łatwo wygranym przez nie secie. W międzyczasie na szczęście przyszła wiadomość, że Kanadyjki triumfowały w swoim starciu, a Polki mają już awans do ćwierćfinału.
Czy nasze zawodniczki otrzymały od trenerów wiadomość o rezultacie w drugim meczu? Nie wiemy. Jednak na pewno w trzeciej partii grały lepiej niż w drugiej. Choć w miarę trwania spotkanie przekonywaliśmy się, że nie był to najlepszy mecz ani z jednej, ani z drugiej strony. Sporo było błędów, niedokładności, po raz kolejny falowała skuteczność naszego przyjęcia, a w ataku nie radziła sobie choćby Zuzanna Górecka. Jednak to ona okazała się dla nas kluczowa w trzecim secie, tyle że nie za sprawą ataków, a na zagrywce. To przy jej podaniu Polki zdobyły pięć punktów z rzędu i wypracowały sobie przewagę, której nie mogły już roztrwonić. Seta wygrały bardzo pewnie, do 18.
A potem przyszła kluczowa, czwarta partia.
Jednak z Serbią…
To była wojna nerwów. Na prowadzenie wychodziła to jedna, to druga ekipa. U Niemek świetnie prezentowała się Jennifer Janiska, która utrzymywała chłodną głowę i kończyła ważne piłki. W polskim zespole w kluczowych momentach świetnie atakowała za to Magda Stysiak. W defensywie z kolei być może najlepszy moment w meczu notowała Maria Stenzel. W końcówce po kilku dłuższych akcjach naszym zawodniczkom udało się doprowadzić do stanu 23:22. Po chwili asem zdobyły kolejny punkt. Miały dwie piłki meczowe.
Nie wykorzystały ani jednej. A szkoda, zwłaszcza drugiej, gdy świetnym blokiem zatrzymana została Stysiak.
Zaczęła się gra na przewagi, w której lepiej ostatecznie poradziły sobie Niemki. Wygrały seta 28:26 i odebrały nam szansę na zajęcie trzeciego miejsca w grupie. Jak zapowiedział Vital Heynen – jego podopieczne nie odpuściły. Szanujemy takie podejście, oczywiście, choć nam zaszkodziło. Jednak wydaje się, że końcówkę – szczególnie patrząc na błędy, choćby te popełnione w polu serwisowym – Polki przegrały w dużej mierze w swoich głowach. Tym bardziej, że gdy już zeszło z nich napięcie, bez trudu ograły Niemki w tie-breaku.
W ćwierćfinale zagrają więc z Serbią. Tak, tą samą, którą miały w grupie (przegrały wtedy dość szybko, w trzech setach, choć w dwóch pierwszych były w stanie załapać się na grę i powalczyć) – tak bowiem zarządziły siatkarskie władze i nie pytajcie nas dlaczego, też nie rozumiemy tego, co miały na myśli. Dobra strona tego wszystkiego jest taka, że Polki mecz rozegrają w Gliwicach, przed własną publicznością. Pomóc może im też pozycja outsiderek, przez którą przystąpią do meczu z mniejszą presją, bo widać, że ta momentami sprawia im problemy.
Inna sprawa, że awans do ćwierćfinału już sam w sobie jest sukcesem. Przed turniejem i Stefano Lavarini, i jego podopieczne mówiły o wejściu do drugiej fazy grupowej. Z niej udało się też jednak wyjść jeszcze o fazę dalej i osiągnąć coś, czego polska kobieca siatkówka nie widziała od… 60 lat. To wtedy Polki ostatni raz zajęły miejsce w czołowej ósemce mistrzostw świata, przy okazji zdobywając brąz.
O powtórkę w tym roku będzie piekielnie trudno. Ale w sporcie nie ma przecież rzeczy niemożliwych…
Polska – Niemcy 3:2 (26:24, 20:25, 25:18, 26:28, 15:10)
Fot. Newspix