Trafił swój na swego – można było powiedzieć podczas oglądania meczu Łomży Industrii Kielce z THW Kiel. Obie drużyny zaprezentowały dziś w Lidze Mistrzów kapitalną piłkę ręczną. Ale tylko polski zespół miał w swoich szeregach Alexa Dujszebajewa oraz Andreasa Wolffa. Dlatego to on wyszedł z tego starcia zwycięsko. Niemiecki handball odniósł jednak dziś swój mały triumf – bo wcześniej mistrz Bundesligi Magdeburg rozprawił się z Wisłą Orlen Płock.
Faza grupowa Ligi Mistrzów ma to do siebie, że dwa pierwsze miejsca są szczególnie cenne. Drużyny, które je zajmą, nie muszą bowiem grać w 1/8 finału europejskich rozgrywek, awansując bezpośrednio do ćwierćfinałów. Mieliśmy wrażenie, że jeden taki „bilet” w grupie kielczan musi przypaść Barcelonie, która w tym sezonie jest chyba jeszcze mocniejsza niż w poprzednim. Ekipa z Kielc miała jednak nadzieje, aby znaleźć się tuż za hiszpańską potęgą. Tym bardziej po ewentualnym zwycięstwie z THW Kiel.
O to nie mogło być jednak łatwo. Słynny zespół piłki ręcznej co prawda nie zdobył ostatnio mistrzostwa Niemiec, ale wciąż należy do grona najlepszych drużyn na Starym Kontynencie. Choć parę tygodni temu doznał zaskakującej porażki, ze słoweńskim Celje.
To dzisiaj jednak nie miało żadnego znaczenia. Niemiecka ekipa przyjechała do Kielc z nieukrywanym zamiarem wyrwania zwycięstwa.
Szkoda tych szans
W początkowej fazie meczu Tałant Dujszebajew zdecydował się na ciekawe zestawienie. Na boisku nie oglądaliśmy Dylana Nahiego, który w przeszłości zazwyczaj grał w Lidze Mistrzów… pełne 60 minut. Zamiast niego na lewym skrzydle znalazł się bowiem Miguel Sanchez-Migallon, specjalista od defensywy, rzadko oglądany w ataku.
Taka taktyka miała oczywiście posłużyć wzmocnieniu obrony kielczan. Czwórka Sanchez-Migallon, Daniel Dujszebajew, Artiom Karalek oraz Nedim Remili znajdująca się w centrum zasieków Łomży nie sprawiała jednak Niemcom szczególnych problemów. THW Kiel grało piekielnie szybko, a cuda z piłką potrafił wyrabiać Eric Johansson, zawodnik kreatywny jak mało który na świecie. Inna sprawa, że kielczanie też radzili sobie w ofensywie bardzo dobrze. Na dodatek notowali sporo przechwytów, a Andreas Wolff pokazywał się momentami ze świetnej strony w bramce.
Tak naprawdę mieliśmy wrażenie, że Łomża mogła spokojnie prowadzić przed przerwą kilkoma bramkami. Ale w kluczowych momentach nie potrafiła wykorzystać dyspozycji swojego bramkarza i odskoczyć rywalom. Kielczanom brakowało też poniekąd szczęścia – piłki wybijane przez Wolffa często wracały po chwili do zawodników THW Kiel.
W ten sposób po pierwszej połowie mieliśmy remis – 19:19.
Alex i Wolff Show!
Po przerwie szybko okazało się, że, owszem, Niemiec może grać jeszcze lepiej. Były zawodnik THW Kiel robił wszystko, żeby pomóc swoim kolegom. Ale ci niestety wciąż nie potrafili z tego skorzystać. Tak jakby w odpowiedzi na popisy bramkarza Łomży na niebywale wysoki poziom wszedł Johansson. 22-latek dawał swojej drużynie sporo zarówno w ataku – gdzie albo rzucał, albo notował asysty np. po no look passach – jak i w obronie. Trzeba jednak przyznać, że nie tylko on, ale po prostu cały zespół THW Kiel grał świetną piłkę ręczną.
A Industria na to odpowiadała. Ten mecz momentami przypominał bokserską wymianę. Atakował jeden zespół, od razu ripostował drugi. I choć niesamowite rzuty z trudnych pozycji Niemców mogły frustrować miłośników Łomży, nie dało się ich nie docenić. Tak samo jak świetnej gry kombinacyjnej w ofensywie kielczan. To wszystko oglądało się kapitalnie, a wynik cały czas kręcił się wokół remisu.
W końcówce kluczowy okazał się jednak ten, który zawsze w trudnych momentach bierze grę na siebie. Czyli Alex Dujszebajew. Hiszpan był nie do zatrzymania. Ciągnął za uszy ofensywę kielczan, rzucając kilka bramek po indywidualnych, ekwilibrystycznych akcjach. To dało Łomży wiele, ale liczyło się też powstrzymanie po drugiej stronie parkietu THW Kiel. I wtedy – nie po raz pierwszy – błysnął Wolff. Obronił rzut karny przy stanie 38:37 na niespełna dwie minuty przed końcem spotkania. I kompletnie dobił tym rywali.
Ostatecznie Łomża Industria Kielce wygrała aż 40:37. Co trzeba przyznać – patrząc na przebieg tego meczu – było fatalnym wynikiem dla THW Kiel. Bo niemiecki zespół – który grał przecież bez wspaniałego Norwega Sandera Sagosena – dał z siebie naprawdę wiele. A jednak po raz kolejny w ostatnich latach nie zdołał zwyciężyć na terenie kielczan. Co zresztą ciekawe – ostatni raz niemiecka potęga pokonała polską ekipę w… 2011 roku. To daje aż dziewięć meczów bez porażki Łomży.
W pojedynku niemiecko-polskim 1:1
Warto podkreślić, że tuż przed starciem w Hali Legionów obejrzeliśmy starcie ich odwiecznych rywali z mistrzem Niemiec, czyli Magdeburgiem. Orlen Wisła Płock też grała w spotkaniu Ligi Mistrzów naprawdę nieźle. Ale tylko do przerwy. W pierwszej połowie płocczanie świetnie radzili w defensywie, kapitalne zawody rozgrywał też Siergiej Kosorotow. Ten zawodnik w ciągu trzydziestu minut uzbierał aż siedem bramek! Faworyci kompletnie nie potrafili sobie z nim poradzić.
Ale niestety – druga odsłona rozpoczęła się dla Wisły fatalnie. Polski zespół nie mógł złapać „flow” w ofensywie i błyskawicznie zaczął przegrywać kilkoma bramkami. Nie doczekaliśmy się też żadnego przebudzenia – z biegiem czasu Magdeburg tylko się napędzał. No i nie mogło być inaczej: nie dał sobie wyrwać wygranej na własnym parkiecie.
Szkoda, bo przez długi czas wydawało się, że Wisła nawet jeśli nie zwycięży, to przynajmniej narobi problemów faworytom. A ostateczny wynik 27:33 nie odzwierciedlał tego, że płocczanie mieli w tym meczu naprawdę niezłe fragmenty. Cóż, liczymy, że ekipa Xaviego Sabate zrewanżuje się Niemcom w Orlen Arenie.
SC Magdeburg – Wisła Orlen Płock 33:27
Łomża Industria Kielce – THW Kiel 40:37
Fot. Newspix.pl