Reklama

Ile dziś znaczy Austria Wiedeń? “To gorsza drużyna niż Rapid, który ograł Lechię”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 września 2022, 11:47 • 5 min czytania 1 komentarz

To nie są ogórki, Stefan. Jeśli jednak Lech Poznań chce coś znaczyć w swojej grupie Ligi Konferencji, z takim rywalem jak dzisiejsza Austria Wiedeń na własnym boisku musi wygrać. Drużyna “Fiołków” polskim kibicom może się kojarzyć jako bardzo trudny przeciwnik, ale fakty są takie, że w XXI wieku nasz przedstawiciel nie mierzył się z jej słabszą wersją.

Ile dziś znaczy Austria Wiedeń? “To gorsza drużyna niż Rapid, który ograł Lechię”

W ostatnich dwudziestu latach polskie kluby cztery razy rywalizowały z Austrią Wiedeń na arenie międzynarodowej. Tylko raz zakończyło się to happy endem. Chodzi oczywiście o pamiętny dwumecz z 2008 roku, który Lech wygrał po golu Rafała Murawskiego z ostatniej minuty dogrywki. Dla wielu fanów “Kolejorza” to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych stadionowych wspomnień.

Ku pokrzepieniu serc przypomnijmy sobie tamte chwile:

W pozostałych przypadkach wiedeńczycy byli górą. Dwukrotnie gorsza okazywała się Legia Warszawa. Jesienią 2004 roku “Wojskowi” przegrywali 0:1 na wyjeździe i 1:3 u siebie. Jedyną bramkę zdobył Marcin Smoliński, który tym występem najbardziej rozbudził oczekiwania co do swoich możliwości, ale jak wiadomo, nigdy im nie sprostał.

Reklama

Dwa lata później Legia walczyła z Austrią Wiedeń o fazę grupową Pucharu UEFA i znów musiała przełknąć gorzką pigułkę, mimo że już wtedy były piłkarz “Fioletowych” Tomasz Iwan mówił, że tak słabej Austrii jeszcze nie widział. U siebie legioniści tylko zremisowali 1:1, na wyjeździe przegrali 0:1 i odpadli. Potem na chwilę trend tych rywalizacji przełamał Lech, ale w 2010 roku żadnych szans nie miał Ruch Chorzów. Co prawda Michał Pulkowski efektownym golem dał śląskiemu zespołowi prowadzenie, lecz były to miłe złego początki.

Austriacy wygrali w Chorzowie 3:1, u siebie poprawili zwycięstwem 3:0 i bez dyskusji przeszli dalej.

Dziś to jednak znacznie słabszy klub. Kilka faktów:

  • ostatnie mistrzostwo kraju w 2013 roku
  • ostatni puchar kraju w 2009 roku
  • ostatni  krajowy superpuchar w 2004 roku

Zjazd widać także wyraźnie w kontekście europejskich pucharów. Austria Wiedeń nie grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów od sezonu 2013/14, gdy prowadził ją Nenad Bjelica. Później jeszcze dwukrotnie wchodziła do grupy Ligi Europy (2016/17 i 2017/18), ale z niej nie wychodziła. Teraz po raz pierwszy od czterech lat znalazła się w fazie grupowej jakiegokolwiek pucharu. Dwukrotnie nawet nie wywalczała przepustek na międzynarodową arenę, a gdy już je uzyskiwała, w eliminacjach odpadała z Apollonem Limassol i… islandzkim Breidablikiem (rok temu).

Reklama

 – Zjazd klubu jest spowodowany bardzo częstym ostatnio w austriackiej piłce motywem: kłopotami finansowymi. Brak pewnego głównego inwestora, szemrani sponsorzy kręcący się wokół klubu, problem ze znalezieniem sponsora na przód koszulki po zerwaniu umowy z Gazpromem. To wszystko postawiło Austrię w trudnej sytuacji, gdyż drugi rok z rzędu groziło jej nieotrzymanie licencji na grę w lidze. Tak się ostatecznie nie stało, choć “Fiołki” zostały ukarane trzema ujemnymi punktami i grzywną za przekroczenie terminu wysłania sprawozdań finansowych – tłumaczy nam Mieszko Pugowski, ekspert od austriackiego futbolu.

Początek nowego sezonu potwierdza, że nie za bardzo jest się czego obawiać. Drużyna prowadzona przez 51-letniego Manfreda Schmida, który tak naprawdę dopiero od roku na poważnie pracuje w roli samodzielnego trenera, w fazie grupowej Ligi Konferencji znalazła się dlatego, że wcześniej zebrała baty od Fenerbahce w eliminacjach Ligi Europy (0:2, 1:4). Na krajowym podwórku także nie zachwyca, choć od pięciu kolejek nie przegrała, trochę nadrabiając po falstarcie, za jaki trzeba było uznać jeden punkt w pierwszych trzech kolejkach.

 – Mimo zwycięstwa 3:0 nad Hartbergiem w ostatniej kolejce, Austria ogólnie prezentuje się dość przeciętnie. W lidze zagrała 2-3 przekonujące mecze, w pucharach dostała bęcki od Fenerbahce i nie była w stanie pokonać u siebie Hapoelu Beer Szewa. Najbardziej bolą jednak dwa mecze: wypuszczenie prowadzenia z 2:0 na 2:3 z czerwoną latarnią ligi SCR Altach – to ich jedyne jak dotąd zwycięstwo w tym sezonie – oraz z 2:0 na 2:2 przeciwko akurat świetnie spisującemu się beniaminkowi Austrii Lustenau – analizuje Pugowski.

Różnicę w potencjałach jednych i drugich pokazują nawet czasami wydumane wyceny z Transfermarktu. Obecnie zawodnicy Lecha łącznie są “warci” 34,5 mln euro, podczas gdy piłkarze ich dzisiejszego rywala zaledwie na 19 mln. Mimo że nie jest to w pełni miarodajne, o czymś jednak świadczy. Nazwisk rozpalających wyobraźnię wśród Austriaków nie znajdziemy.

 – Generalnie najmocniejszą stroną tego zespołu jest linia pomocy, tam nie brakuje utalentowanych piłkarzy. Największą gwiazdą jest niewątpliwie Matthias Braunoeder, 20-letni środkowy pomocnik, który napędza grę i tworzy kolegom wiele świetnych okazji. Jakości tej formacji dodają również ofensywny pomocnik Dominik Fitz czy James Holland, grający w roli “szóstki”, tak potrzebnej Austrii po odejściu wypożyczonego Erica Martela, który występuje dziś w FC Koeln – uważa nasz rozmówca.

Bez problemu wskazuje on również najsłabsze punkty. – Najwięcej kłopotów sprawia obrona. O ile wahadłowi, zwłaszcza Reinhold Ranftl, sprawują się dobrze, tak problem pojawia się, gdy spojrzymy na grę środkowych obrońców. Lukas Muehl, Galvao i Billy Koumetio, który niedawno został odsunięty od pierwszego składu za fatalny mecz z Austrią Lustenau, mają spore problemy z szybkością i ustawianiem się. Nieprzypadkowo Austria w tym sezonie straciła już 20 goli – mówi Pugowski.

Najbardziej interesuje nas porównanie Austrii Wiedeń z Rapidem Wiedeń, który dopiero co zdołał wyeliminować Lechię Gdańsk, by na koniec sensacyjnie odpaść z Vaduz. – Ogólnie Austria jest gorsza, nie ma tutaj pola do dyskusji. Mimo że oba kluby mają swoje problemy, Rapid jest bogatszy, posiada lepszych zawodników, w ostatnim czasie wypuścił z akademii znacznie bardziej obiecujących piłkarzy – kwituje Mieszko Pugowski.

Krótko mówiąc, Lech nie powinien spodziewać się spacerku, ale biorąc pod uwagę jego zwyżkę formy i ambicje wyjścia z grupy (jak najbardziej uzasadnione), każdy inny wynik niż choćby najskromniejsze zwycięstwo przyjmiemy jako rozczarowanie.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
12
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
9
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Liga Konferencji

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
12
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

1 komentarz

Loading...