Steven Gerrard powiedział kiedyś, że fenomen tych rozgrywek polega na ich uniwersalnej elitarności. W telegraficznym skrócie: że nie ma takiego piłkarskiego świra, któremu nie wyostrzyłyby się zmysły i nie plątałyby się nóżki na dźwięk hymnu Ligi Mistrzów. I pal licho, że dorastamy i poważniejemy, że odbicie w lustrze przypomina o przemijającym dzieciństwie, że gdzieniegdzie zaświeci się może nawet siwy włos na głowie, że uczucia do otumanionego chorą kasą współczesnego futbolu nijak nie da się naiwnie romantyzować…
Liga Mistrzów to Liga Mistrzów. Spieszmy się ją kochać w aktualnym wydaniu, bo niedługo zmieni format, zniknie faza grupowa, weźmie w niej udział trzydzieści sześć zespół, czyli o cztery więcej niż dotychczas. Wciąż trudno zabawić tu kopciuszkom i maluczkim, ale póki Nasser Al-Khelaifi i Aleksander Ceferin tłuką się na szczytach władzy z Florentino Perezem i Andreą Agnellim, chociaż istnieją pozory, że przedstawicielom plebejskich warstw piłkarskiego ekosystemu również należy się kilka miejsc na tym balu futbolowego patrycjatu.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Magia Ligi Mistrzów
Ale też nie udawajmy, że we wtorkowe i środkowe wieczory Ligę Mistrzów odpala się telewizor, żeby oglądać mecze Maccabi Hajfy, FC Kopenhagi czy nawet Dinama Zagrzeb. Jasne, prawie rokrocznie mniejsza marka zaskakuje, karci kogoś większego i bogatszego, przebija się do mainstreamu i zalicza rajd w fazie pucharowej, ale koniec końców ludzi jarają starcia najpotężniejszych z najpotężniejszymi, najwspanialszych z najwspanialszymi, najdroższych z najdroższymi. Nie po to super-kluby z super-lig wydają miliardy funtów, dolarów i euro, żeby potem nie sprawdzić się na tle innych super-klubów z super-Lig, wydających miliardy funtów, dolarów i euro.
Historia pomnikowej monumentalności i globalnego sukcesu takiego Realu Madryt to przede wszystkim opowieść o spektakularnych triumfach w Lidze Mistrzów. W całej historii piłki nożnej, w całym dwudziestym pierwszym wieku i w całej ostatniej dekadzie nikt nie wygrywał Champions League z większą częstotliwością niż Królewscy. Ba, dziesięć ostatnich edycji tych elitarnych rozgrywek to wprost nieprawdopodobne osiągnięcia klubu zarządzanego przez Florentino Pereza – pięciokrotne wzięcie pełnej puli, ośmiokrotne wparowanie do przedsionka finału.
Carlo Ancelotti, którego cechuje wręcz niezwykła zdolność do nasiąkania tradycją swoich klubów i który szczerze wierzy w istotę jakiejś nieuchwytnej wielkości prowadzonego przez siebie obrońcy tytułu, całkowicie nieprzypadkowo mawia, że sam występ w półfinale Ligi Mistrzów nie jest żadną nobilitacją dla Realu Madryt. Ten ma znów sięgnąć po pełną pulę. A mecz z Celtikiem na otwarcie fazy grupowej? Niech sobie będzie, trzeba odbębnić, ale Włoch wie najlepiej, że poważne granie zaczyna się dopiero wiosną.
Inaczej sprawę postrzegają kluby pokroju Juventusu i PSG. Turyńczycy ostatni raz triumfowali w 1996 roku, żeby następnie aż pięciokrotnie godzić się z upokorzeniem porażki w samym finale – w 1997, 1998, 2003, 2015, 2017. Paryżanie zaś nie wygrali jeszcze nigdy, choć katarscy szejkowie nie szczędzą petro-dolarów, a dwa lata temu było nawet blisko szczęścia, gdyby tylko na drodze nie stanęli im Robert Lewandowski i spółka.
No i właśnie.
Dochodzimy do sedna.
Polskie akcenty, polskie smaczki. Ich wiecznie wypatrujemy z największą ekscytacją, choć na klubowym polu – z małym wycinkiem na sympatyczną przygodę Legii Warszawa sprzed siedmiu edycji – wieczna bida i spalona ziemia. Pierwszy dzień Ligi Mistrzów przyniesie nam szansę Arkadiusza Milika na ustrzelenie PSG. Polak najprawdopodobniej zacznie z wysokości ławki dla rezerwowych, bo niech nikogo nie zmyli jego wejście smoka i nie zwiodą dwa gole strzelone w trzech pierwszych występach dla Starej Damy, to wciąż tylko albo aż (pożyteczny w postrzeganiu Massimiliano Allegriego!) zmiennik Dusana Vlahovicia. Zakładamy jednak, że prędzej czy później Milik pojawi się na murawie, a choć rzadko strzela przeciwko dużym firmom, to akurat w Champions League zdarzało mu się już dziurawić siatki drużyn przeciwnych:
- 2014/15 (Ajax Amterdam) – 5 meczów, 1 gol, 3 asysty,
- 2016/17 (Napoli) – 4 mecze, 3 gole, 1 asysta,
- 2017/18 (Napoli) – 1 mecz, 1 gol, 0 asyst,
- 2018/19 (Napoli) – 4 mecze, 0 goli, 0 asyst,
- 2019/20 (Napoli) – 5 meczów, 3 gole, 0 asyst.
Źle nie jest, a może być tylko lepiej. No i niech się dzieje magia Ligi Mistrzów.
Rozkład jazdy:
- Dinamo Zagrzeb – Chelsea Londyn (18:45)
- Borussia Dortmund – FC Kopenhaga (18:45)
- Benfica Lizbona – Maccabi Hajfa (21:00)
- Sevilla – Manchester City (21:00)
- RB Salzburg – AC Milan (21:00)
- Celtic Glasgow – Real Madryt (21:00)
- RB Lipsk – Szachtar Donieck (21:00)
- PSG – Juventus (21:00)
Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:
- Transferowe okazje i potęga cyfryzacji. Droga Eintrachtu do Ligi Mistrzów
- Lewandowski wraca do Monachium. Smaczki losowania Ligi Mistrzów
- Liga Mistrzów w Warszawie. Wiemy, z kim zagra Szachtar Donieck
Fot. Newspix