Jego pozaboiskowe wpadki i skandale można było wyliczać już w połowie poprzedniej dekady. A w ostatnich latach doszło ich jeszcze więcej. Earvin N’Gapeth nie był i nie będzie niewiniątkiem. Tak samo jak nie przestanie być znakomitym siatkarzem.
Reprezentacja Francji jest prawdopodobnie największym zagrożeniem dla polskiego zespołu w fazie pucharowej mistrzostw świata. Zespół, którego wielkim liderem od lat jest krnąbrny 31-latek, w meczu 1/8 zmierzy się z Japonią. Drabinka ułożyła się natomiast tak, że Francuzi spotkają Polaków najwcześniej w finale. Patrząc jednak na dyspozycję obu ekip – niewykluczone, że do takiego spotkania dojdzie.
A jeśli tak się stanie, to uwagę w zespole Francuzów przede wszystkim będziemy zwracać na Earvina N’Gapetha, którego lista pozaboiskowych „przewinień” jest co najmniej tak długa, jak sukcesów oraz indywidualnych wyróżnień.
Nastoletni awanturnik
Choć Earvin N’Gapeth w tym roku skończył dopiero 31 lat, wielu kibiców nie pamięta czasów, kiedy Francuza nie było na siatkarskich parkietach. I trudno się temu dziwić, bo przyjmujący rozpoczął profesjonalną karierę w okolicach 2008 roku, kiedy został członkiem seniorskiej drużyny Tours VB. Choć był zaledwie 17-latkiem, błyskawicznie zaczął grać w niej pierwsze skrzypce. Ba, to mało powiedziane.
Jako zawodnik pierwszej szóstki w ciągu dwóch lat dwukrotnie sięgał po Puchar Francji, a także został mistrzem kraju. Przed mistrzostwami świata w 2010 roku był zatem oczywistym kandydatem do gry w reprezentacji. Na boisku pojawiał się zresztą już podczas poprzedzającej mundial Ligi Światowej. Potem – kiedy do kadry wrócił Stephane Antiga – musiał pogodzić się z tym, że będzie czekać go rola rezerwowego.
Albo inaczej: miał się pogodzić, ale tego nie zrobił. Młody siatkarz stracił nad sobą kontrolę, kiedy Francuzi nie radzili sobie w najważniejszej imprezie sezonu. Po sensacyjnej porażce z Japonią wywołał awanturę w szatni. Na jej temat aż tyle nie wiadomo, ale na pewno „było grubo”. Bo inaczej Earvina nie spotkałyby takie konsekwencje.
Ówczesny trener reprezentacji, Philippe Blain, wyrzucił bowiem młodego siatkarza z kadry. Ale nie od razu, tylko po kolejnej porażce, z Włochami. Potem przyznał, że to był błąd i powinien „pozbyć się” N’Gapetha od razu po feralnym incydencie. – Chciałem ochronić zespół, ale wyszło, że tylko go osłabiłem – mówił szkoleniowiec.
Co ciekawe – Earvin N’Gapeth problemy miał sprawiać już wcześniej. Nie podobało mu się przede wszystkim, że siedzi na ławce, będąc zmiennikiem Antigi. Szczególnie że doświadczony przyjmujący był raczej „pod formą”. Według nastolatka – z własnej winy, bo nie przygotował się właściwie do mistrzostw świata, odpoczywając podczas Ligi Światowej.
Co ciekawe, Antiga miał duży wpływ na to, że N’Gapeth opuścił drużynę. Panowie nie przypadli sobie do gustu. Choć trzeba podkreślić, że z całej kadry Francji za nastoletnim przyjmującym miało stawić się tylko trzech zawodników.
W tej historii warte podkreślenia jest też to, jaka relacja łączyła Blaina z N’Gapethem. Otóż ten trener był… świadkiem na ślubie ojca Earvina. I jego serdecznym przyjacielem. 19-latek nie nabroił więc w drużynie byle kogo, tylko osoby będącej blisko jego rodziny. Inna sprawa, że po latach z Blainem się pogodził. Natomiast o Antidze powiedział, że „nie poda mu ręki”. Z czego się potem wycofał.
Korzenie i rodzina
Ojciec Earvina N’Gapetha, Eric, to postać, przy której zresztą warto się zatrzymać. W przeszłości sam uprawiał siatkówkę na wysokim poziomie. Choć urodził się w Kamerunie, przez większość kariery bronił barw reprezentacji Francji. Pojechał z nią na igrzyska olimpijskie do Seulu, sięgnął też po srebro mistrzostw Europy. Jeśli chodzi natomiast o grę w klubach – wielokrotnie zostawał mistrzem Francji oraz sięgał po krajowy puchar.
W 1991 roku miały natomiast miejsce dwa ważne wydarzenia w jego życiu. Po pierwsze, rozpoczął swoją przygodę jako trener. A po drugie, oczywiście, na świat przyszedł pierwszy z jego synów, Earvin. Rok później dołączył do niego natomiast Swan, młodszy z braci N’Gapeth, który też do dzisiaj jest profesjonalnym siatkarzem.
Wracając jednak do seniora – szkoleniowcem okazał się również co najmniej solidnym. Prowadził przeróżne francuskie drużyny, a także reprezentację Kamerunu (2000-2003). A w 2008 roku przejął stery w Tours VB, zostając trenerem swojego syna.
Początkowe lata kariery N’Gapetha były zatem niezmiennie powiązane z ojcem. Ten prowadził go nie tylko w lidze francuskiej, ale – przez bardzo krótki okres, do czego potem wrócimy – też w Rosji. To zatem pod jego okiem Earvin rósł jako siatkarz, choć sam tatuś miał swego czasu dla niego… inne plany.
Imię „Earvin” nie jest w końcu przypadkowe. Eric nazwał tak swojego syna na część Earvina (bardziej znanego jako Magic) Johnsona, jednego z najlepszych koszykarzy w historii. Tak jednak wyszło, że młody nie zamierzał bawić się w basket. Bardziej podobała mu się nie tylko siatkówka, ale też piłka nożna, którą rekreacyjnie uprawiał nawet po tym, jak zawodowo postawił na jedną dyscyplinę.
Earvin N’Gapeth zatem nie podzielał miłości ojca do koszykówki. Ale za to podobnie jak on pamięta o swoich korzeniach. Podczas trwających mistrzostw świata miał okazję wraz z reprezentacją Francji zmierzyć się z Kamerunem. Po meczu poszedł zrobić sobie wspólne zdjęcie z przedstawicielami tego kraju. I powiedział, że jego ojciec będzie bardzo szczęśliwy, kiedy je zobaczy.
– Jestem Francuzem, ale też Kameruńczykiem. Nigdy wcześniej nie miałem okazji zagrać takiego meczu. Po tym, jak zakończyliśmy spotkanie z Niemcami, poszedłem się spotkać ze sztabem Kamerunu. Zobaczyłem ludzi, których znam bardzo dobrze, którzy są bliskimi znajomymi mojego ojca i których regularnie widzę we Francji – opowiadał Earvin.
Bad boy siatkówki
Rok po wywołaniu awantury podczas MŚ Earvin N’Gapeth został „rozgrzeszony” i wrócił do reprezentacji Francji. Nic dziwnego, że dano mu kolejną szansę – w końcu był młodym chłopakiem, który ma prawo popełniać błędy. Wszyscy, którzy spodziewali się jednak, że siatkarz w kolejnych latach będzie unikał kłopotów, cóż, mogli poczuć się rozczarowani. Bo N’Gapeth dopiero się rozkręcał.
W 2012 roku wdał się w bijatykę w klubie nocnym w Montpellier. Wszystko po tym, jak w podrywaniu napotkanej dziewczyny przeszkodził mu…. jej chłopak. Podobno Francuz w „solówce” używał… paska od spodni. Dwa lata później został za ten incydent skazany na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu. Do winy się jednak nie przyznał – utrzymywał po prostu, że owszem, bawił się w klubie, ale był tylko świadkiem bójki, a nie jej uczestnikiem.
No i cóż, może ktoś mu uwierzył. Nie trzeba było jednak czekać długo na to, aż pięści Francuza znowu pójdą w ruch. W 2015 roku pobił… pracownika kolei. Ten nie chciał bowiem opóźnić pociągu, jadącego do Bordeaux, aby mógł na niego zdążyć kolega Earvina. No i rozpętała się awantura, w której tym, który ucierpiał, zdecydowanie nie był francuski siatkarz.
To oznaczało powtórkę z rozrywki – sąd ogłosił dokładnie ten sam wyrok, trzy miesiące w zawieszeniu. Do tego dołożył też kilka tysięcy euro grzywny, żeby zmobilizować N’Gapetha do poprawy. Ale w niczym to nie pomogło. Francuz jeszcze w tym samym roku potrącił samochodem trzech przechodniów, a potem zbiegł z miejsca wypadku.
Miał jednak szczęście, że nikomu nic się nie stało. Podobnie jak dwa lata później, kiedy wsiadł za kółko pod wpływem alkoholu (i w towarzystwie kilku kolegów z zespołu). Policja go dopadła, zanim zdążył zrobić komukolwiek krzywdę. Generalnie – w tamtym momencie mogliśmy już założyć, że tylko status znanego sportowca i sporo pieniędzy w portfelu chroniły N’Gapetha przed pobytem w więzieniu.
W końcu siatkarz zaczął gonić problemy również poza terytorium Francji. W 2019 roku został oskarżony o napaść seksualną w brazylijskim klubie. Na nagraniu z monitoringu było widać, jak Earvin klepie kobietę w pośladki. Potem tłumaczył się, że myślał, iż była nią… jego znajoma. Dlatego zareagował w taki, a nie inny sposób.
Cóż, jaka była szansa, że N’Gapeth mógł spotkać w Contagem, półmilionowym mieście w Brazylii, akurat swoją bliską koleżankę? Nie wiemy. Pewne jest za to, że siatkarzowi po raz kolejny się upiekło. Po wpłaceniu kaucji w wysokości 50 tysięcy reali został zwolniony z aresztu. I mógł bezpiecznie wrócić do swojego kraju.
Ucieczki i rasizm
Earvinowi zdarzyło się nie tylko nabroić poza boiskiem, ale być wyjątkowo trudnym do opanowania pracownikiem. Kultowa jest historia, której był bohaterem w 2014 roku. Rosyjski klub Kuzbass Kemerowo postanowił ściągnąć 22-letniego wówczas Francuza do siebie i obudować wokół niego zespół. Do tego stopnia, że na stanowisko trenera został zatrudniony… Eric N’Gapeth. Jego syn mógł liczyć na wysoką pensję i wszelkie udogodnienia. A w zamian miał sprawić, że przeciętny klub Superligi stanie się wielką siłą nie tylko w Rosji, ale i Europie.
Skończyło się jednak na tym, że N’Gapeth rozegrał w jego barwach… zaledwie sześć meczów. Godzinę przed rozpoczęciem siódmego wsiadł do samolotu i wrócił do Francji. Zaskoczyło to wszystkich – włącznie z jego ojcem, opiekunem zespołu z Kemerowa. Młody siatkarz utrzymywał, że musiał wrócić do kraju, bo jego partnerka była w zaawansowanej ciąży. Co prawda początkowo chciał, żeby jego dziecko urodziło się w Rosji, ale potem uznał, że przeszkodą może być bariera językowa na linii dziewczyna Francuza a pracownicy szpitala. Skończyło się to tak, że Earvin do klubu wrócić już nie chciał. A ten domagał się od FIVB… nawet jego dyskwalifikacji.
Tej jednak władzom Kuzbass Kemerowo nie udało się wywalczyć. Parę miesięcy później N’Gapeth z powrotem występował we Włoszech. Z Rosją jego ścieżka jeszcze się jednak skrzyżowała, kiedy w 2018 roku został zatrudniony w Zenicie Kazań, aby zastąpić Wilfredo Leona. Początkowo wszystko układało się tak, jak należy. Earvin miał dobry kontakt z Władimirem Alekno, któremu nie brakowało doświadczenia w radzeniu sobie z utytułowanymi oraz krnąbrnymi zawodnikami. W 2020 roku doszło jednak do powtórki z rozgrywki – bo N’Gapeth znowu zwiał.
Albo inaczej – odłączył się od zespołu. Zenit przebywał bowiem w Berlinie, gdzie rozgrywano turniej Ligi Mistrzów. Po nim wszyscy zawodnicy mieli ponownie zameldować się w Kazaniu, ale Francuz tego nie zrobił, tylko pojechał do Francji. Sprawa rozeszła się jednak po kościach. Bo władze Zenitu popisały się niemałą cierpliwością i zwyczajnie poczekały, aż N’Gapeth dołączy do swoich kolegów z drużyny.
Jeśli chodzi o afery Francuza – pozostały nam jeszcze oskarżenia o rasizm. Earvinowi zdarzyło się bowiem zarzucić Vitalowi Heynenowi, kiedy ten prowadził reprezentację Polski, że obraził na tle rasowym jednego z pracowników „bańki” w Rimini (gdzie były rozgrywane mecze Ligi Narodów). W tym samym czasie miał również pretensje do Michała Kubiaka, wskazując, że ten obrażał jego reprezentację przez cały mecz. Sprawa Belga trafiła nawet do FIVB, ale szybko się okazało, że Vital jest niewinny.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Większe konsekwencje miała tegoroczna sytuacja, po meczu ligi włoskiej między Modeną N’Gapetha a Perugią. Joandry Leal, siatkarz tych pierwszych, zaatakował Dragana Travica, ponieważ ten miał użyć w stosunku do niego rasistowskiej obelgi. Na boisku rozpętała się awantura, w której co prawda nikt nie ucierpiał, ale wiele działo się też po jej zakończeniu. N’Gapeth nazwał włoskiego siatkarza Perugii „zdrajcą” oraz „rasistą”. Pisał o nim w mediach społecznościowych, ale też wysyłał wiadomości Travicy przez WhatsAppa.
Tym wszystkim zajęła się Komisja Dyscyplinarna Ligi. I stwierdziła, że winny jest Leal, który został zawieszony na cztery spotkania. Parę miesięcy później Travica postanowił pozwać jego oraz N’Gapetha. – Jestem osobą powściągliwą, ale to wydarzenie skłoniło mnie do podzielenia się z wami każdym krokiem, by pokazać prawdę – napisał na Instagramie. Zobaczymy, czy dwójkę siatkarzy Modeny spotkają konsekwencje za – najwidoczniej – niesłuszne oskarżenia.
Najlepszy czas w karierze
W ostatnich latach N’Gapeth w końcu zaczął w stu procentach wykorzystywać swój talent. O ile dekadę temu można było mu zarzucić, że jest po prostu widowiskowy, że w jego grze panuje przerost formy nad treścią, to obecnie mamy do czynienia z siatkarzem kompletnym. Takim, który jest wybitny w przyjęciu, grze w obronie, ma świetną zagrywkę, a przy tym kończy najtrudniejsze piłki w końcówkach setów.
Indywidualna dyspozycja to jednak jedno, ale przede wszystkim – Francuz zaczął wygrywać. Na scenie klubowej wciąż brakuje mu zwycięstwa w Lidze Mistrzów, ale z reprezentacją zdobył już niemal wszystko, co było do zdobycia.
Francuzi w ubiegłym roku niespodziewanie sięgnęli mistrzostwo olimpijskie. To był moment szczególny dla całej reprezentacji oraz jej lidera. – Czuliśmy, że pokonaliśmy pewną barierę, że coś niesamowitego mało miejsce. Skutki tamtego sukcesu obserwujemy na co dzień. Jest wiele entuzjazmu. Otrzymuję wiadomości od rodziców, że od czasu igrzysk ich dzieci zainteresowały się siatkówką oraz ją pokochały. Szczerze, to najpiękniejsze, co może być. Chcemy kontynuować to, co zaczęliśmy – opowiadał N’Gapeth (za „Le Parisien”)
I faktycznie – kadra Francji jest do dzisiaj napędzana złotem igrzysk. Tegoroczny sezon przyniósł im już triumf w Lidze Narodów. Podobnie jak w Tokio – Earvin N’gapeth został uznany za najlepszego przyjmującego i MVP turnieju.
– Francuzi grają dzisiaj w takim dziwnym amoku, sami chyba nie wiedzą, czemu im wszystko wychodzi – mówił nam Krzysztof Ignaczak. – Obawiam się tylko Francji. Dla mnie to zespół, który od początku do końca ma wszystko, żeby nas pokonać – zauważył natomiast Wojciech Drzyzga (za WP SportoweFakty).
We wszelkich przewidywaniach przed mistrzostwami świata reprezentacja Francji była wymieniana jako jeden z faworytów, a nawet główny faworyt do zgarnięcia pełnej puli. Faza grupowa tylko te opinie podtrzymała. Mimo tego, że Francuzi zostali rozstawieni przed fazą pucharową z dopiero szóstym numerem, bo stracili punkt w meczu ze Słowenią (pokonali ją po tie-breaku).
Z gospodarzami nigdy nie gra się jednak łatwo, więc najważniejsze dla Trójkolorowych było po prostu to, że odnieśli zwycięstwo. Statystyki natomiast wciąż stoją po ich Francji. To zespół, który w fazie grupowej popełniał zdecydowanie najmniej błędów w przyjęciu (3,7%). I zespół, który – jakby nie patrzeć – jest od dłuższego czasu niepokonany. W niedzielę w 1/8 turnieju przetestuje go reprezentacja Japonii. A pod koniec przyszłego tygodnia być może ekipa Nikoli Grbicia. Choć zarówno Francuzi, jak i Biało-Czerwoni, muszą uporać się najpierw z innymi wyzwaniami.
Fot. Newspix.pl