Cóż to było za widowisko! 241. derby Liverpoolu nie zawiodły i choć nie zobaczyliśmy w nich ani jednej bramki, na brak emocji nie mogliśmy narzekać. Znów zawiodła drużyna Juergena Kloppa, bo co prawda raczej to ona była bliżej trafienia do siatki rywali, ale nie potrafiła znaleźć sposobu na fenomenalnego Jordana Pickforda. Zresztą The Reds również kilkukrotnie zostali uratowani przez Alissona. Wynik 0:0 wydaje się sprawiedliwy, przy czym z pewnością bardziej cieszy kibiców z niebieskiej części miasta.
Everton – Liverpool 0:0. Na ratunek Jordan Pickford
Rzadko się to zdarza, ale czasami można być zachwyconym spotkaniem, które zakończyło się bezbramkowym remisem. W przypadku derbów Liverpoolu taki scenariusz powtarza się dość często i nigdy nie można narzekać na brak emocji. Oprócz bramek w pierwszym spotkaniu 6. kolejki Premier League dostaliśmy wszystko – masę dramaturgii, ostrą i zdecydowaną grę, piękne akcje, słupki i poprzeczki, fantastyczne interwencje bramkarzy i niestety… błędy sędziowskie.
Pierwsze 30 minut sobotniego spotkania to raczej spokojne oczekiwanie obu drużyn na śmielszy ruch rywala. Przewagę mieli goście, co raczej było do przewidzenia, ale bardzo szybko ją utracili głównie przez niechlujność w rozegraniu piłki. Wystarczyło kilka głupich strat, aby dać wiarę piłkarzom Evertonu na sukces w derbach. Do tego gospodarze mogli liczyć na ogromne wsparcie fanów, którzy jak zwykle stworzyli fantastyczną atmosferę i byli 12. zawodnikiem The Toffees.
Końcówka pierwszej połowy to już absolutny rollercoaster. Gra była niezwykle szarpana i akcje toczyły się od bramki do bramki, ale brakowało dobrego wykończenia po obu stronach. Przede wszystkim fantastyczną okazję zmarnował Tom Davies, który wykorzystał zamieszanie w polu karnym i oddał przepiękny strzał zewnętrzną częścią stopy. Niestety piłka trafiła tylko w słupek, podobnie jak kilka minut później po przeciwnej stronie boiska. Tym razem pierwszą fantastyczną paradą popisał się Jordan Pickford, który wyrósł na wielkiego bohatera tego spotkania. Anglik najpierw obronił fenomenalny strzał Darwina Nuneza, a później miał sporo szczęścia przy uderzeniu Luisa Diaza.
Nie ma znaczenia liga, a samoświadomość. Dlaczego „Lewy” i Haaland dalej strzelają?
Everton – Liverpool 0:0. Ból głowy Juergena Kloppa
Liverpool po raz kolejny w tym sezonie wyglądał niemrawo i brakowało mu dokładności. Znów niewidoczny był Salah, który poważnie zaczyna nadwyrężać cierpliwość kibiców The Reds. Na plus na pewno występ Kostasa Tsimikasa, który jednak zmarnował jedną świetną okazję, nie trafiając z ostrego kąta do pustej bramki. Po drugiej stronie z kolei wybitny występ zaliczył młody Amadou Onana, który wyrósł na ostoję środka pola gospodarzy. Na boisku był wszędzie i mało brakowało, a z powodu faulu na nim z boiska wyleciałby Virgil van Dijk. I wydaje się, że powinien, bo zaatakował Belga wyprostowaną nogą. Zastanawiające, że VAR nie doszukał się tutaj poważniejszego przewinienia i Anthony Taylor pokazał Holendrowi tylko żółty kartonik.
🟨 CARTÃO AMARELO! para Van Dijk, por essa entrada aí… #PremierLeague 🏴 pic.twitter.com/o5zAuGZqA3
— Papo de Boleiros 🇧🇷 (@_papoboleiros) September 3, 2022
Piłkarze Evertonu zdołali nawet trafić do bramki Alissona i to w dodatku nie byle kto, bo Conor Coady, który jest wychowankiem Liverpoolu. Goodison Park wpadło w euforię, ale w tym przypadku VAR stanął na wysokości zadania i doszukał się spalonego. Bramka dla Evertonu powinna wpaść zresztą kilka minut wcześniej, kiedy to nowy nabytek The Toffees Neal Maupay w sytuacji sam na sam trafił prosto w Alissona. Brazylijczyk popisał się jeszcze jedną fantastyczną obroną w samej końcówce spotkania, kiedy to sprytnym strzałem spróbował go pokonać Dwight McNeil.
Do końca spotkania to raczej Liverpool był bliższy strzelenia gola, ale na posterunku znajdował się cały czas Pickford. Anglik obronił jeszcze kilka celnych strzałów przede wszystkim Roberto Firmino, który po wejściu na boisko zaprezentował się całkiem nieźle i nieco rozruszał grę drużyny. Remis zzdecydowanie bardziej cieszy gospodarzy, którzy zaczynają wyglądać coraz lepiej pod skrzydłami Franka Lamparda. Z kolei The Reds wciąż nie przekonują i są bardzo dalecy od swojej szczytowej formy z zeszłego sezonu.
Everton – Liverpool 0:0
Czytaj więcej o Premier League:
- Czy Bournemouth zostanie nowym Norwich?
- „Lisy” przestały gryźć. Dlaczego Leicester City tak słabo zaczęło sezon?
- To już nie Szkocja. Bolesna weryfikacja Stevena Gerrarda
Fot. Newspix