W przyszłym tygodniu na Estadio Santiago Bernabeu obejrzymy starcie dwóch drużyn z kompletem punktów w LaLiga. Jedną drużyną, która może poszczycić się w tej chwili takim osiągnięciem, jest Real Betis, a drugą również Real, ale ten z Madrytu. Choć akurat ten był w niedzielę bliski potknięcia się na katalońskiej ziemi. I to nie w spotkaniu z FC Barceloną, a z… Espanyolem. Podopieczni Diego Martineza bezlitośnie wykorzystywali wszystkie słabości Królewskich, ale nie zdołali zatrzymać genialnego Karima Benzemy.
To miała być tylko formalność. W niedzielny wieczór na Estadi Cornella-El Prat pojawił się wielki Real Madryt prowadzony przez Carlo Ancelottiego. Gospodarze tego spotkania, czyli miejscowy Espanyol byli skazywani na porażkę i nie ma w tym nic zaskakującego, bo ich dotychczasowa dyspozycja w tym sezonie pozostawiała wiele do życzenia. Podopieczni Diego Martineza w pierwszych dwóch kolejkach zdołali wywalczyć zaledwie jeden punkt i to taki wyszarpany w dramatycznych okolicznościach. Z kolei Królewscy znów zachwycali grą i zaliczyli dwa pewne zwycięstwa.
Rozsądny Real, rozsądny Casemiro
Espanyol – Real Madryt 1:3. Piękny Tchouameni
Od początku niedzielnego spotkania szczególnie wyróżniał się jeden zawodnik – Aurelien Tchouameni. Zaledwie 22-letni zawodnik zadziwia tym, jak fantastycznie wprowadził się do drużyny, która w minionym sezonie sięgnęła po mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów. Pod nieobecność Casemiro sprzedanego do Manchesteru United, Francuz wyrósł na jego naturalnego następcę i wygląda na to, że nadaje się do tej roli jak mało kto. Pewność siebie, dokładność podań, czysty odbiór piłki – to cechy, które widać na pierwszy rzut oka u utalentowanego pomocnika.
A skoro ktoś tak dobrze wygląda od pierwszej minuty spotkania, to w końcu musi to przynieść odpowiednie rezultaty. I tak się faktycznie stało. Real Madryt nie naciskał specjalnie drużyny gospodarzy, ale miał widoczną przewagę. Podopieczni Carlo Ancelottiego ze znaną wszystkim gracją rozgrywali powoli piłkę, czekając na odpowiednią okazję. I jak to zwykle bywa w ich przypadku, niespodziewanie, a dokładnie w 12. minucie spotkania nastąpiło nagłe przyspieszenie. Wspomniany już Tchouameni pięknie poklepał z Fede Valverde i zagrał fantastyczne przecinające podanie do wbiegającego w pole karne Viniciusa Juniora. Ten nie miał problemu z wykończeniem akcji.
W tamtym momencie mogłoby się wydawać, że mecz już się zakończył i Real Madryt będzie tylko powiększał przewagę. Jednak ku zdziwieniu wszystkich, mistrzowie Hiszpanii przysnęli i dali rozwinąć skrzydła drużynie gospodarzy. Ci długo się rozkręcali, ale pod koniec pierwszej części spotkania zdołali przycisnąć mocniej faworytów. Najpierw fantastycznym uderzeniem z dystansu popisał się Vini Sousa, ale na posterunku był Thibaut Courtois. Chwilę później nie miał już jednak szans. Piłka trafiła w polu karnym do niezwykle aktywnego Joselu, który na raty, ale w końcu zdołał pokonać belgijskiego golkipera. Cornella-El Prat oszalało i dalsza część spotkania zapowiadała się niezwykle emocjonująco.
Wszystko fajnie, ale te boki obrony Barcelony…
Espanyol – Real Madryt 1:3. Na kłopoty… Benzema
I faktycznie, czego jak czego, ale akurat emocji nie brakowało. A to główna zasługa piłkarzy Espanyolu, którzy po przerwie poczuli krew i postanowili spróbować znów mocniej zaatakować Real. Jednak na nieszczęście gospodarzy w fantastycznej dyspozycji był Courtois, który zatrzymywał każdą piłkę zmierzającą w kierunku jego bramki. Zaskakujące było to, że Real niespecjalnie potrafił stworzyć sobie dogodną sytuację. Gospodarze bardzo dobrze radzili sobie w defensywie i rozbijali wszelkie ataki drużyny Carlo Ancelottiego.
Końcówka spotkania to już z kolei istne szaleństwo, ale do tego już nas Real Madryt przyzwyczaił. Pierwsza utrata punktów w tym sezonie zbliżała się wielkimi krokami, ale wtedy do gry wkroczył nie kto inny niż Karim Benzema. Francuz był niewidoczny przez całe spotkanie, ale tym razem zrobił to, co do niego należało. Wykorzystał gapiostwo obrońców rywala i precyzyjnie przeciął dośrodkowanie Rodrygo. Jednobramkowe prowadzenie nie wystarczało Królewskim, więc znów sprawy w swoje ręce musiał wziąć Karim Benzema. A w zasadzie to Benjamin Lecomte.
Francuski golkiper zachował się fatalnie w doliczonym czasie gry. Wybiegł niefrasobliwie z bramki, zderzył się z Leandro Cabrerą, a na koniec kopnął jeszcze Daniego Ceballosa. W rezultacie Lecomte obejrzał czerwoną kartkę i opuścił murawę. Diego Martinez nie miał już oczywiście żadnej zmiany, więc między słupkami musiał stanąć wspomniany Cabrera. Jego brak umiejętności bramkarskich został bezlitośnie wykorzystany przez Karima Benzemę, który oddał precyzyjny strzał z rzutu wolnego tuż obok słupka. Wynik 3:1 i koniec marzeń Espanyolu o korzystnym wyniku.
Espanyol – Real Madryt 1:3 (1:1)
Joselu 43′ – Vinicius Junior 12′, Benzema 88′, 90+10′
Czytaj więcej o LaLiga:
- Martin Braithwaite. Łebski gość, który nie daje się wypchnąć
- Pozwólmy ludziom jarać się Lewandowskim
- Fati asem z ławki, czyli o bogactwie Barcelony słów kilka
Fot. Newspix