Memoriał Huberta Wagnera już tradycyjnie był ostatnim sprawdzianem siatkarskiej reprezentacji Polski przed dużym turniejem. Jak wypadli w nim nasi siatkarze? Cóż, wyniki Biało-Czerwonych napawają optymizmem. Gra również stała na dobrym poziomie, choć zawodnicy podkreślają, że do szczytu formy jeszcze trochę im brakuje. Cieszyć może postawa zawodników z drugiego szeregu kadry, gdyż każdy z nich udowodnił, że stanowi realną wartość dla drużyny. Ale największe wrażenie podczas zawodów robili kibice, którzy każdego dnia szczelnie zapełniali trybuny krakowskiej Tauron Areny, dając swoim idolom przedsmak tego, co będzie się działo podczas siatkarskiego mundialu, którego współgospodarzem jest Polska. A przecież Memoriał Wagnera jest tylko turniejem towarzyskim. Jednak dla tysięcy fanów to nieistotne. Bo polski kibic siatkówki kocha reprezentację. Pragnie obserwować na żywo grę swoich idoli, mieć z nimi kontakt. Wreszcie, polski kibic siatkówki wierzy, że 26 sierpnia Biało-Czerwoni rozpoczną marsz po kolejne, trzecie z rzędu złoto mistrzostw świata.
Spis treści
CZYM JEST MEMORIAŁ HUBERTA WAGNERA?
To pytanie, które dla każdego fana siatkówki może wydawać się trywialne. Gdybyśmy mieli odpowiedzieć na nie posługując się wyłącznie definicją, powiedzielibyśmy, że to turniej towarzyski upamiętniający Huberta Jerzego Wagnera – najwybitniejszego polskiego trenera siatkówki. Człowieka, który doprowadził Polskę do pierwszego mistrzostwa świata w 1974 roku, a dwa lata później do złota igrzysk olimpijskich w Montrealu.
Ale odbiegając od definicji, Memoriał Wagnera to małe święto polskiej siatkówki. Znajdźcie drugie takie zawody towarzyskie, które na trybuny nie małej przecież Tauron Areny potrafią przyciągnąć kilkanaście tysięcy ludzi. Jak na grę o nic, to turniej który udowadnia jak bardzo oddani siatkówce – a w szczególności naszej reprezentacji – są polscy kibice.
Lecz w błędzie są ci, który mają Memoriał Wagnera za nieistotne granie. Już od wielu lat turniej jest dla Polaków próbą generalną przed najważniejszymi zawodami w sezonie. Takimi jak igrzyska olimpijskie czy – jak w tym roku – mistrzostwa świata. Z tego względu zawody zwykle posiadają znakomitą obsadę. W końcu w nie chodzi w nich o to, by potężni Polacy ku uciesze kibiców ogrywali 3:0 ogórków. W ostatnich latach jedyny wyjątek pod tym względem stanowiła ubiegłoroczna edycja zawodów w której Biało-Czerwoni gościli Azerbejdżan, Egipt oraz Norwegię. Choć dodajmy, że na tak lichą obsadę wpłynęła pandemia koronawirusa.
W tym sezonie grono uczestników turnieju było jednak dużo mocniejsze.
– Gra przeciwko Iranowi, Serbii i Argentynie, które wystawiają najmocniejszy skład, to dla nas dobry test. Chcę grać przeciwko mocnym zespołom. Tylko rywalizacja z takimi drużynami może nam pokazać, nad którymi elementami musimy popracować. Kiedy gładko ze wszystkimi wygrywasz, wtedy nie jesteś w stanie stwierdzić, co należy poprawić. Wydaje ci się, że jesteś niesamowity, a kiedy zagrasz z kimś, kto jest na twoim poziomie albo lepszy, wtedy zastanawiasz się „Co się dzieje?””. To ważne, byśmy grali z dobrymi przeciwnikami wiedząc przy tym, że sami również nie pokazujemy pełni naszych możliwości – mówił w trakcie zawodów selekcjoner Nikola Grbić. A jego podopieczni wtórowali w tej narracji.
Jakub Kochanowski:- Mecze jeszcze nie są grane na 100%. Różne drużyny wychodzą różnymi składami, trenerzy sprawdzają ostatnie rzeczy, więc poczekałbym z huraoptymizmem. Ale to dobrze, że wygrywamy niezależnie od tego, jaką gramy szóstką. Z formą jest coraz lepiej, czas działa na naszą korzyść. W porównaniu do poprzednich lat, ta drużyna jest zupełnie nowa, więc musimy się zgrać z rozgrywającym.
Karol Kłos:- To był dobry pomysł, żeby ściągnąć tutaj mocne drużyny. Wiadomo, że każdy eksperymentuje i nie zawsze wychodzi w najmocniejszym składzie. Ale wciąż to mocne drużyny – to cieszy, bo można się sprawdzić z dobrym przeciwnikiem. A kiedy się wygrywa z dobrym rywalem, to cieszy bardziej. Najtrudniejszą pracę mamy już za sobą. Teraz będzie więcej grania, więcej kibiców i więcej radości.
Zatem jeżeli ktoś chciał na własne oczy przekonać się, na jakim etapie przygotowań do mistrzostw świata znajduje się reprezentacja Polski, i o co możemy powalczyć na mistrzostwach świata, to opłacało się śledzić poczynania Polaków. Najlepiej na żywo.
NA TRYBUNACH CZUĆ PRZEDSMAK MISTRZOSTW
Zawodnikom trudno było nie odczuwać radości płynącej z gry, bo atmosfera którą stworzyli kibice zgromadzeni w hali była znakomita. Ale zanim przejdziemy do klimatu, powiedzmy słówko o organizacji. Bo Tauron Arena, która od sześciu edycji nieprzerwanie jest miejscem imprezy, kolejny raz stanęła na wysokości zadania.
Po pierwsze, przy wejściach do samego obiektu nie uświadczyliśmy tłoku, a takiego można było się spodziewać. W końcu mówimy o wydarzeniu, które zapełniło halę. Tymczasem kibice przemieszczali się bardzo swobodnie i bez kolejek. Sama strefa wokół areny była dobrze zorganizowana. Oczywiście fani mieli możliwość zakupienia przekąsek w środku budynku. Ale tak naprawdę… po co? Obok hali mieści się plac, wokół którego w lecie ustawia się kilkanaście food trucków. A że aura dopisywała, to kibice przed meczem woleli siedzieć w tamtym miejscu, wybierać w przekąskach od pizzy do pad thaia, pić zimne piwko i czekać na mecz swoich idoli.
Zwłaszcza, że wiara w sukces tej drużyny jest ogromna. Kiedy podsumowywaliśmy kadencję Vitala Heynena, zatytułowaliśmy ten tekst „Stagnacja na szczycie”. Niby było dobrze. Medali z wielkich imprez nie brakowało. Lecz tamten zespół powoli się wypalał. Potrzebował zmian. Grbić stworzył taki nowy, odmieniony team, który kibice kupili.
Dziennikarze i fotoreporterzy również nie mogli narzekać na warunki. Do dyspozycji było przestronne, klimatyzowane biuro prasowe, coś ciepłego do zjedzenia, a mecze można było śledzić na ogromnym telebimie. Oczywiście, my woleliśmy obserwować wszystko na własne oczy z poziomu trybuny prasowej, ale…
– Ale nam wielki ekran zamontowali. Gdyby dwadzieścia lat temu dziennikarze mieli w biurach takie warunki do oglądania meczów, to żaden z nich by nie wyszedł z tego pokoju na mecz, tylko oglądał tutaj. Najlepiej przy małym piwku…- z delikatnym rozrzewnieniem w głosie komentował rozmiar telebimu jeden ze starszych kolegów.
Skoro zdecydowaliśmy się na oglądanie meczów na trybunach, to powiedzmy trochę o atmosferze. Kto kiedykolwiek miał okazję być na meczu siatkarskiej reprezentacji Polski, ten wie, że ci kibice potrafią się bawić. Oczywiście styl tego dopingu różni się od tego, który możemy uświadczyć na stadionach piłkarskich. Spiker bardziej pełni rolę wodzireja od wymyślania kibicom kolejnych zabaw w rytm zaintonowanej muzyki, niż gościa który ma informować o wydarzeniach na boisku.
Pewnie że tańczenie w rytm hitu D-Bomb „Cały świat należy do nas” czy śpiewanie „Mniej niż zero” Lady Pank z perspektywy „kumatych piłkarskich” ma w sobie sporo januszerki. Ale w przypadku siatkówki, taka forma kibicowania po prostu się sprawdza, bo i publiczność jest inna. Procent kobiet i dzieci w porównaniu do widowisk piłkarskich, jest tu znacznie większy. Dlatego nie uświadczymy przyśpiewek w stylu jazdy z paniami lekkich obyczajów… co nie znaczy, że polscy fani nie starają się zdeprymować rywali. Chociaż każda z reprezentacji grających z Polską otrzymała brawa po zagranym hymnie, to podczas zagrywki przeciwnikom nie raz zadrżała ręka. W końcu nie codziennie zdarza im się serwować przy kilkunastu tysiącach buczących fanów. A przecież mówimy tu zaledwie o turnieju towarzyskim.
– W końcówkach czy ważnych momentach setów doping ponosił nas do kluczowych zagrań, które przechylały szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Większość z nas już grała przed liczną polską publicznością, która jest wspaniała. Ona jest naszym atutem – wiemy z czym wiąże się gra przy niej, dziękujemy jej za doping i liczymy na to, że będą z nami w kolejnych spotkaniach – mówił Aleksander Śliwka.
Tomasz Fornal: – Nie chcę się powtarzać, bo zostało to powiedziane tysiąc razy, ale wydaje mi się, że to nie jest tylko takie głupie gadanie. Gramy różne turnieje na całym świecie i nigdzie nie ma takiej atmosfery, jaka jest w Polsce.
Karol Kłos: – Cieszę się, że nawet na Memoriale, nawet w środku tygodnia jest pełna hala. To nas bardzo buduje. Chciałem podziękować kibicom, którzy tłumnie przychodzą na nasze mecze. Gdziekolwiek tylko gramy, oni przyjeżdżają z całej Polski, piszą do mnie o bilety. Myślę, że gdyby hala miała większą pojemność, to i tak byłby komplet. Na mistrzostwach świata będzie tak samo. To bardzo cieszy, bo już przeżyłem jedne takie mistrzostwa.
Dodajmy, że polscy kibice potrafili docenić także dobrą grę przeciwników, jeżeli ci akurat popisywali się zbudowaniem ładnej akcji. O dobry humor zaproszonych drużyn dbał też DJ zawodów. I tak nieodłącznym elementem muzycznym reprezentacji Serbii stała się „Bałkanica” zespołu Piersi, a drużyna Iranu wychodziła do meczu przy akompaniamencie „Boro Boro” Arasha.
JEST WIARA W NARODZIE
Ale co najważniejsze, polscy kibice mają nadzieję na to, że już za kilka dni Biało-Czerwoni rozpoczną marsz po trzecie z rzędu mistrzostwo świata. Rozmawialiśmy z wieloma z nich. Wszystkich pytaliśmy o to, jakiego wyniku spodziewają się po Polakach na mundialu. I nie spotkaliśmy się ani razu z opinią zakładającą skrajnie pesymistyczny scenariusz. Nawet pomimo problemów, z którymi boryka się nasza reprezentacja, fani wierzą w to, że Polskę stać co najmniej na miejsce na podium.
– Wilfredo Leon jest najlepszy, ale niestety nie zagra na mistrzostwach – mówi Kasia, fanka która na mecz przyjechała z pobliskiej Wieliczki – Mimo wszystko możemy liczyć na obronę tytułu. Ewentualnie na trzecie miejsce.
– Chciałbym, żeby na tym turnieju naszym najlepszym zawodnikiem był rozgrywający, bo czasami nam tego brakuje – mówi nam Kuba z Krakowa.
– Fajnie byłoby wygrać mistrzostwo świata trzeci raz z rzędu – dopowiada jego kolega, Andrzej.
– I żeby już nie było afer! Brać Leona czy nie brać – nie ma go i trudno, gramy tymi, którzy są.
Większość ludzi oglądających Memoriał Wagnera na żywo przyjechała z Krakowa i okolic, ale reprezentacja przyciągnęła kibiców nawet z odległego Olsztyna, Białowieży czy Środy Wielkopolskiej. Szymon i Jerzy na mecz reprezentacji przyjechali z Kluczborka.
– Za tydzień będzie ciekawie. Liczę na mistrzostwo – ewentualnie drugie miejsce. Polacy mają dobrą, zgraną ekipę, to ułożona drużyna – mówi Jerzy.
– Były momenty w których nasi chłopcy się pogubili, ale teraz wyglądają naprawdę nieźle. Polska zawsze była mocna w siatkę i w tym roku liczymy na powtórzenie wyników z poprzednich dwóch mistrzostw świata – dopowiada Szymon.
– Słuchaj, nawet najlepsi mogą się pogubić. Ale z tego co widziałem w ostatnich meczach, to Grbić skomponował fajny zespół. Nawet kiedy nie ma Leona, tym chłopakom idzie.
PRÓBA GENERALNA WYPADŁA OBIECUJĄCO
Polscy kibice śpiewająco – dosłownie i w przenośni – zdali test przed najważniejszą imprezą sezonu, która przecież w większości odbędzie się w naszym kraju. Jednak najbardziej interesowało nas to, jak Biało-Czerwoni zaprezentowali się na parkiecie.
Zacznijmy od suchych liczb. Reprezentacja Polski zajęła pierwsze miejsce w Memoriale Huberta Wagnera ( 2. Argentyna, 3. Iran, 4. Serbia). Nasi siatkarze wygrali wszystkie trzy spotkania w stosunku 3:0. Jak łatwo policzyć, zakończyli turniej z wynikiem 9:0 w setach. Jednak nie każdy z tych meczów był dla podopiecznych Nikoli Grbicia takim spacerkiem, jaki mógłby sugerować wynik.
Najprostsze było pierwsze spotkanie z Iranem. To mogło zaskakiwać, bo poprzednie trzy mecze tych drużyn kończyły się po tie breaku – i to Irańczycy dwa razy wygrywali. Tymczasem w Krakowie goście z Azji powalczyli tylko w jednym secie, którego Polacy wygrali na przewagi 29:27. W pozostałych dwóch partiach nasi siatkarze spokojnie kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Z kolei w meczu z Argentyną Polacy dwukrotnie musieli gonić rywali, zaś z Serbami w każdym secie dopiero pod jego koniec udawało się wyszarpać zwycięstwo.
A którzy siatkarze mogli zyskać w oczach trenera Grbicia po Memoriale Wagnera? Do największych wygranych możemy zaliczyć Jakuba Kochanowskiego. Popularny „Kochan” zaliczył trudne wejście w początek sezonu reprezentacyjnego, a jego gra pozostawiała wiele do życzenia. Jednak Nikola Grbić konsekwentnie budował formę środkowego Asseco Resovii, którego w ubiegłym sezonie prowadził w Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Teraz widać tego efekty.
– Styl treningów Nikoli Grbicia w ogóle się nie zmienił. Osoby które miały przyjemność z nim pracować, dokładnie wiedziały czego oczekuje i na czym się skupić. Ale reszta chłopaków też nie miała problemów, żeby się zaaklimatyzować. Wszystko co Nikola wprowadzał, było bardzo klarowne. Dał nam znać czego od nas wymaga, a my staramy się to prezentować na co dzień – odpowiadał Kochanowski zapytany o to, czy któryś element w warsztacie szkoleniowym Serba uległ transformacji od czasu ich współpracy klubowej.
Kolejny raz znakomite zawody grał Kamil Semeniuk. Dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów prawdopodobnie miałby miejsce w pierwszym składzie nawet w przypadku zdrowego Wilfredo Leona. Jednak bez Wilfredo na Kamilu ciąży większa odpowiedzialność. To on – zaraz po Bartoszu Kurku – ma stanowić o sile ofensywnej Polaków. I jak na razie, gdy tylko jest pod grą, nie zawodzi. „Semen” w poprzednim sezonie wdarł się do kadry po znakomitej grze w klubie. Grał świetnie, był w gazie.
Ale Semeniuk, choć wywalczył z kadrą brązowy medal mistrzostw Europy, jeszcze nie zaliczył dużego turnieju reprezentacyjnego w którym grał w kadrze główną rolę. W decydujących momentach – czyli na igrzyskach i w fazie pucharowej ME – Vital Heynen wolał stawiać na Michała Kubiaka. Nawet jeżeli forma ówczesnego kapitana kadry była przeciętna. Tegoroczne rozgrywki Ligi Narodów możemy zaliczyć raczej do kategorii ekskluzywnych sparingów, przygotowujących zespół do mundialu. Wielki turniej Kamila w kadrze ma dopiero nadejść. Oby miało to miejsce już w tym tygodniu.
Oczywiście, nie wszystko w grze Polaków wyglądało idealnie. Nawet w meczu z Iranem, w naszej opinii wygranym najbardziej wyraźnie, Bartosz Kurek mówił: – Zawsze jest coś do poprawy. Nigdy nie zagra się meczu idealnego, a ten dziś nawet nie był blisko tego miana. Dobrze, że wygraliśmy. Graliśmy z trudnym przeciwnikiem, który wysoko zawiesił poprzeczkę. Ale nam udało się ją przeskoczyć.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Możemy doczepić się chociażby do rozegrania Polaków. Wprawdzie Marcin Janusz został najlepszym rozgrywającym zawodów, ale był to bardziej wybór z braku laku. W poszczególnych meczach zdarzały się momenty, kiedy grał za wolno, przez co rywale łatwiej czytali nasze ataki. Kulała też jego współpraca z Bartoszem Kurkiem. Polska nie najlepiej grała w przyjęciu, za które w dużej mierze odpowiada Paweł Zatorski. Tymczasem doświadczony libero dobre momenty w meczach przeplata przeciętnymi zagraniami.
TEN ZESPÓŁ MA REZERWY
W porównaniu do ekipy Vitala Heynena, w zespole Grbicia widać jeszcze jedną różnicę. Ta drużyna posiada rezerwy… co można rozumieć dwojako. Polacy mogą grać jeszcze lepiej – i każdy z nich to podkreśla.
– Nie szukamy światełka w tunelu, bo w żadnym tunelu nie jesteśmy. Gramy nieźle, poprawiamy się z meczu na mecz – mówił Bartosz Kurek:– Poznałem tych chłopaków przez te trzy miesiące bardzo dobrze i wiem, że nikt nie będzie trząsł się ze strachu i wyjdziemy walczyć. Zobaczymy, gdzie nas ta walka zaprowadzi.
Karol Kłos:- Jako zawodnicy, wszyscy czekamy na to wypłaszczenie. Ostatnie dwa tygodnie dały nam w kość. Było ciężko, ale tak wtedy miało być. Przerzuciłem sporo kilogramów, wykonałem dużo powtórzeń, skoków, lądowań. Jestem pewien, że teraz z moją formą będzie lepiej, bo długo nad tym pracowałem. Mięśnie dostały ostro, ale bez tego nie ma sukcesu. Ale trzeba sobie samemu troszkę wpierniczyć, żeby później móc wypłynąć na szerokie wody i się nie utopić.
Doświadczony środkowy, który jako jeden z dwóch siatkarzy w kadrze poznał smak triumfu w 2014 roku (drugim jest Paweł Zatorski), zapytany o to czego obecnie potrzebują kadrowicze, odpowiedział z przymrużeniem oka:- Snu i odpoczynku!
Jednak poza rezerwami formy, która ma przyjść z końcem tego tygodnia, po Memoriale Wagnera można stwierdzić, że Polacy mają inne rezerwy – te dosłowne. Selekcjoner Nikola Grbić z pewnością ma już ułożony w głowie pierwszy skład. Ale o żadnej żelaznej szóstce nie ma tutaj mowy. To właśnie główna różnica w porównaniu do zespołu Heynena. Każdy gracz tej drużyny może czuć się potrzebny. Jeżeli któremuś zawodnikowi z podstawowego składu na parkiecie nie będzie szło, to selekcjoner nie będzie musiał z trwogą spoglądać na ławkę rezerwowych, zastanawiając się nad wyborem zła koniecznego. Każdy z tych chłopaków może dać coś ekstra, zmienić styl gry tego zespołu. Przyczynić się do zwycięstwa.
Weźmy na przykład rywalizację, która najbardziej rozpala kibiców – obsadę pozycji drugiego przyjmującego. Najbliżej pierwszego składu jest Olek Śliwka, który grał niezłe zawody z Iranem. Ale kiedy Grbić wprowadził za niego Tomasza Fornala – którego w pierwszym składzie domaga się wielu fanów – zawodnik Jastrzębskiego Węgla zaprezentował się jeszcze lepiej. W następnym spotkaniu z Argentyną selekcjoner zdecydował się zestawić ich razem i trudno było stwierdzić jednoznacznie, który bardziej do siebie przekonał. Śliwka pokazał, że potrafi dobrze czytać grę przez co dochodzi do sytuacji dających mu łatwe punkty. Z kolei Fornal – choć mniej skuteczny – udowodnił że jest bardziej uniwersalnym graczem, z lepszym przyjęciem i zagrywką. Mało rywalizacji? W meczu z Serbią szansę od trenera otrzymał Bartosz Kwolek. I był jednym z lepszych zawodników na boisku.
Fornal: – Każdy z czternastki naszych kadrowiczów jest w stanie zagrać w pierwszej szóstce. Nie ma zawodnika, który jest nastawiony na to by siedzieć na ławce rezerwowych i być zadaniowcem. Mamy mocną drużynę i każdy walczy o to, by wychodzić w podstawowym składzie. Ale jeżeli będzie dane mi pełnić rolę jokera, to się do tego dostosuję.
Jest więcej przykładów tego, że wewnętrzna rywalizacja napędza całą grupę. Kiedy selekcjoner na początku miesiąca zawęził skład, na ostatniej prostej z grupy wypadli Bartosz Bednorz, Karol Butryn i Jan Firlej. Zamiast przyjmującego Bednorza, Grbić widział w drużynie Mateusza Porębę. Z kolei Butryn przegrał rywalizację z Łukaszem Kaczmarkiem.
Powołanie Mateusza Poręby wywołało sporo dyskusji. To czwarty środkowy, który przy Kochanowskim (MVP Memoriału Wagnera), Mateuszu Bieńku czy Karolu Kłosie zdawał się nie mieć wielkich nadziei na grę. Ale selekcjoner tłumaczył, że jest zwolennikiem klasycznej budowy kadry z czterema środkowymi. Taki układ lepiej sprawdza się w codziennej pracy na treningach. Dodatkowo, w razie kontuzji któregoś z nich, nie trzeba bić na alarm. Dodatkowo Poręba dał dobrą zmianę w meczu z Serbią, nieźle spisując się w bloku. 23-letni środkowy udowodnił, że może być wartościowy dla zespołu nie tylko w gierkach treningowych, ale wtedy, kiedy trzeba będzie zdobywać punkty.
Wreszcie dobre mecze w kadrze zagrał Łukasz Kaczmarek. Atakujący w trakcie sezonu reprezentacyjnego musiał osłuchać się wielu krytycznych słów, które zarzucały mu słabą skuteczność w poszczególnych meczach. Jasne – na tej pozycji niepodważalnym numerem 1 jest Bartosz Kurek. Ale można było zadawać sobie pytanie, co się stanie w przypadku, gdy nasz kapitan zagra słabszy mecz? Najlepszą alternatywą na zmiennika wydawał się wspomniany Butryn, który w Lidze Narodów przekonywał bardziej od Łukasza. Jednak Grbić postawił na Kaczmarka – siatkarza, którego prowadził w ZAKSIE.
Podczas Memoriału Wagnera doszło do sytuacji w której Bartosz się zaciął, a Łukasz musiał zaoferować drużynie coś więcej, niż wejście na podwójną zmianę. I to on jest jednym z największych wygranych rozgrywanego w Krakowie turnieju. W meczu z Argentyną Kaczmarek zagrał przez cały trzeci set – tę partię Polacy wygrali najwyraźniej, a Łukasz wykręcił 67% skuteczności w ataku. Z kolei i Serbią otrzymał od trenera dwa sety, zdobył 10 punktów a jego skuteczność wyniosła 57%. Kaczmarek przyzwyczaił do takich statystyk kiedy występuje w klubie. W koszulce reprezentacyjnej tak skuteczny nie był od dawna.
– Mój początek na kadrze na pewno nie był taki, jak ja tego oczekiwałem, jak oczekiwali wszyscy. Pomału wynurzam się spod wody. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej i że będziemy grali przynajmniej tak dobrze, jak tutaj w Krakowie – powiedział Kaczmarek po meczu z Serbią.
A nam pozostaje trzymać naszych siatkarzy za słowo. Nikola Grbić nie tyle, że zdążył położyć fundament pod nową kadrę. Pomimo tego, że Serb nie miał za wiele czasu, wydaje się że dał radę zbudować całą naszą drużynę narodową. Na kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw świata, pozostaje mu dokonać tylko ostatnich, kosmetycznych poprawek. Jednak na ile solidna jest to konstrukcja? O tym przekonamy się dopiero wtedy, kiedy Polakom przyjdzie grać w meczach o stawkę. Te na szczęście będą rozgrywać przed własną publicznością. A o ten element mistrzostw jesteśmy akurat spokojni.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix