Powrót Nottingham Forest do Premier League wzbudził bardzo pozytywne emocje. Ten niezwykle zasłużony klub musiał na to czekać aż 23 lata. Po drodze kilkukrotnie był blisko awansu, ale na koniec za każdym razem czegoś brakowało. The Reds nie są jednak jedyną wielką marką, która wpadła w dołek i nie potrafiła się z niego wydostać. Na zapleczu wciąż jest kilka zespołów, które od lat nie mogą się doczekać powrotu na najwyższy poziom. Pierwszy na myśl przychodzi Sunderland, który z tego grona jest najbardziej utytułowany, ale jest jeszcze jeden taki, który stał się już wręcz ikoniczny dla ery Premier League – Blackburn Rovers.
Blackburn Rovers. Kultowe lata 90.
Każdy fan Premier League doskonale pamięta początki ligi w nowym formacie w latach 90. Prym wiódł wtedy oczywiście wielki Manchester United pod wodzą Sir Alexa Fergusona, ale było przynajmniej kilka klubów, które starały się mieszać szyki Czerwonych Diabłów. Jednym z nich było właśnie Blackburn Rovers prowadzone przez innego wielkiego trenera – Sir Kenny’ego Dalglisha. Wielka rywalizacja tych drużyn przypadła niestety tylko na dwa sezony – 1993/94 i 1994/95. Za pierwszym razem nieznacznie lepsi okazali się piłkarze z Old Trafford, ale rok później było odwrotnie. Wszystko rozstrzygnęło się dopiero w ostatniej kolejce.
Tamten zespół Blackburn z takimi zawodnikami jak Tim Sherwood, Chris Sutton czy przede wszystkim Alan Shearer zapisał się na zawsze w historii angielskiego futbolu. Dla tego ostatniego zawodnika był to początek pięknej przygody, która zakończyła się tym, że został najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Premier League. Strzelił 260 bramek w 441 występach. I do tej pory jest to wynik nieosiągalny dla nikogo innego, choć domyślamy się, że wielką chrapkę na jego przebicie ma Harry Kane. Shearer stał się wielkim idolem Anglików, zyskał gigantyczne grono fanów, podobnie jak zresztą całe Blackburn.
No właśnie, bo lata 90. przyniosły całemu Blackburn wielką popularność nie tylko na Wyspach Brytyjskich, ale w ogóle na całym świecie. Tym bardziej smutno patrzyło się jak zaledwie kilka lat później Rovers spadali do Championship. To była już jednak era bez Dalglisha i przede wszystkim bez Shearera. Zupełnie inne realia. Nie było jednak aż tak źle, bo do najwyższej klasy rozgrywkowej udało się wrócić już dwa lata później. Pełni chwały Blackburn nigdy już nie odzyskało. Potrafili wywalczyć sobie awanse do europejskich pucharów, czy nawet sięgnąć po pierwszy w historii Puchar Ligi Angielskiej. Dobre sezony przeplatali jednak słabymi, aż w końcu w sezonie 2012 roku pożegnali się z ligą na długie lata. Nie było powtórki z czasów poprzedniego spadku i szybkiego powrotu.
Tottenham znów jest mocny. Ale czy rzuci wyzwanie City i Liverpoolowi?
Duńska rewolucja
Od dziesięciu lat Rovers błąkają się nieporadnie po niższych ligach, bo zdążyli przecież w tym czasie zaliczyć także spadek do League One. Tym razem udało się jednak wrócić w ekspresowym tempie, bo już po jednym sezonie. Obecni właściciele klubu, czyli indyjska firma VH Group przejęła go jeszcze za czasów pobytu w Premier League i obiecała, że w przypadku spadku dalej będą finansować klub i nie zostawią go na lodzie. Problem w tym, że kibice z Ewood Park liczyli na to, że oznacza to walkę o szybki powrót na najwyższy poziom. Tym bardziej że w sporej części to oni doprowadzili do spadku. Ich ekspresowa rewolucja, która doprowadziła do zwolnienia Sama Allardyce’a i zastąpienia go Stevem Keanem nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a wręcz pogorszyła tylko sytuację. Klub stracił na tym miliony funtów, ale zarząd klubu nie zamierzał zasypywać dziury w budżecie z własnej kieszeni.
Musiało minąć niemal 10 lat, żeby właściciele zmienili zdanie i pozwolili odetchnąć kibicom. Już miniony sezon zwiększył apetyty na Ewood Park. Rovers zajęli ósme miejsce w Championship i byli bardzo blisko awansu do baraży. Właściciele zdali sobie wtedy sprawę, że wskoczenie na wyższy poziom będzie wymagało przykrej zmiany na ławce trenerskiej. Po pięciu latach pracy w klubie zdecydowano się na pożegnanie z trenerem Tonym Mowbrayem, który był ikoną klubu. To właśnie on najpierw spadł, a następnie wywalczył awans z League One. Choć spadek nie był raczej jego zasługą, tylko poprzedniego trenera Owena Coyle’a. Mowbray był odpowiednim trenerem na poziom średniaka Championship, ale teraz Blackburn potrzebowało wejścia poziom wyżej.
Dlatego 1 lipca 2022 roku na Ewood Park zaczęła się nowa era, która ma być początkiem nowej pięknej historii Rovers. Nowym trenerem został prawdziwy fachowiec, choć jeszcze nie do końca zweryfikowany – Jon Dahl Tomasson. Duńczyk to znane nazwisko, bo w trakcie kariery piłkarskiej grał w takich klubach jak Milan czy Feyenoord. W barwach Rossonerich sięgnął nawet po Ligę Mistrzów w sezonie 2002/03. Sporą część swojej przygody z piłką spędził w Holandii i tam też ją zakończył. Dlatego początek jego kariery trenerskiej to właśnie kluby holenderskie. Zaczynał w Excelsiorze Rotterdam, ale jego przygoda zakończyła się po zaledwie pół roku. Podobnie było w kolejnej pracy – w Rodzie Kerkrade.
Tomasson postanowił więc skupić się na pracy asystenta. I właśnie w ten sposób trafił do reprezentacji Danii, gdzie został prawą ręką Age Hareide. Tak naprawdę to właśnie tam wykreowała się jego myśl trenerska. Selekcjoner miał największy wpływ na jego późniejsze poczynania i to właśnie on przez lata był mentorem obecnego trenera Blackburn. Ich współpraca nie przyniosła kadrze wielkich sukcesów, ale na pewno stworzyła podwaliny pod niezwykle silną drużynę prowadzoną obecnie przez Kaspra Hjulmanda.
Dno. Dlaczego Manchester United jest aż tak beznadziejny?
Nowa nadzieja
Tomassonowi udało się zdobyć mistrzostwo Szwecji z Malmoe w sezonie 2021, choć walka z AIK Solna trwała do ostatniej kolejki. Tamta mistrzowska drużyna prezentowała ofensywny futbol, ale przede wszystkim poukładany i zdyscyplinowany taktycznie. I takie też ma być nowe Blackburn. A można nawet już powiedzieć, że jest.
Tomasson od razu po pojawieniu się na Ewood Park był przygotowany do pracy doskonale, bo dogadał się z właścicielami już znacznie wcześniej. Doszedł do wniosku, że nie są mu potrzebne wielkie wzmocnienia, ale należy pozbyć się kilku nazwisk. Dlatego też z klubem pożegnali się tacy zawodnicy jak Bradley Johnson, Ryan Nyambe czy Joe Rothwell. Ten ostatni akurat był sercem i płucami Blackburn w minionych sezonach, ale sam chciał odejść. Przyszła do niego oferta nie do odrzucenia z Bournemouth, które dopiero co awansowało do Premier League. Jednak Tomasson doskonale sobie poradził w tej sytuacji i braku Anglika, póki co nie widać. W jego miejsce sprowadzono utalentowanego Tylera Mortona z Liverpoolu, ale jako wzmocnienie środka pola pojawił się jeszcze Sammie Szmodics, który jest objawieniem początku sezonu.
Rovers zaczęli ten sezon fantastycznie, bo od trzech pewnych zwycięstw z QPR, Swansea i WBA. Byli liderami Championship, ale wtedy przyszła nagła weryfikacja, która jednak wskazuje raczej tylko na to, że nie ma co liczyć na awans bezpośredni. Drużyna Tomassona została pokonana po 3:0 przez bezpośrednich rywali w walce o awans – Reading i Sheffield United, ale na alarm nie ma co bić. Celem jest oczywiście awans, ale raczej przez baraże, czyli to, czego nie udało się dokonać w zeszłym sezonie. Wtedy był wielki zawód, ale być może wyjdzie to klubowi na dobre. Musiała minąć dekada, żeby na Ewood Park ktoś faktycznie myślał o czymś więcej. Atmosfera wokół klubu jest najlepsza od dawna, nadziei nigdy nie było aż tyle. Pozostaje tego tylko nie zmarnować.
Czytaj więcej o Premier League:
- Właściciele czy pijawki? Jak Glazerowie żerują na Manchesterze United
- Nie będzie drugiego PSG? Saudyjska rewolucja w Newcastle
- „Seksualny drapieżnik”. Benjamin Mendy na ławie oskarżonych
Fot. Newspix