Reklama

Marek Pomietło. „Kajakiem po sukces”

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2022, 14:45 • 8 min czytania 2 komentarze

Marek Pomietło, właściciel firmy „Aktywny Wypoczynek” to człowiek wielu talentów i ogromnej pasji, którą zaraża ludzi wokół siebie. To on jako pierwszy zachęcił do pływania kajakami po Bugu w strefie przygranicznej z Białorusią, odkrywania dziewiczej przyrody i poznawania wspaniałego dziedzictwa historycznego tych terenów. Po latach przepracowanych w biznesie, odnalazł swoją nową drogę zawodową jako instruktor i organizator spływów kajakowych w nadgranicznej strefie Bugu w okolicach Sławatycz. Dzięki pożyczce uzyskanej z projektu „Przedsiębiorcza Polska Wschodnia – Turystyka” przeznaczonej na rozwój przedsięwzięć turystycznych, mógł powiększyć swoją bazę sprzętową, zakupując nowoczesne kajaki najwyższej klasy.

Marek Pomietło. „Kajakiem po sukces”

Czy mieszka pan w tej ciszy na stałe?

Poza sezonem mieszkam z Zamościu. Wiosną, kiedy rozpoczyna się sezon kajakowy, mieszkam tutaj. I tak już od 15 lat. Kiedy po raz pierwszy tu przyjechałem, zobaczyłem z okna rzekę i pomyślałem, że byłoby świetnie popływać po niej kajakiem. Na początku pływałem ze znajomymi, chociaż wtedy nie było tak łatwo z przepisami i zezwoleniami. Powoli informacja się rozchodziła pocztą pantoflową i kiedy przyszedł moment, żeby szukać nowych pomysłów na biznes, postanowiłem podejść do kajakarstwa profesjonalnie. 

Czyli swoją pasję przekuł pan na biznes. A jak wyglądały początki?

Poszedłem na studia turystyczne, zrobiłem różne kursy instruktorskie. Tutaj wszystko jest idealne, jest przyroda, jest rzeka, brakowało tylko kajaków. Turystów również jest coraz więcej. Bardzo często okazuje się, że turyści, którzy do nas przyjeżdżają, byli już wszędzie, ale to miejsce jest dla nich zupełnie nowe. W promocji pomagała nam też Lubelska Organizacja Turystyczna, do której należę, przysyłając dziennikarzy. Dzięki większej liczbie turystów, zaczęła się rozwijać się cała branża: powstaje baza noclegowa, agroturystyka, w okolicy powstają hotele. Jeszcze trochę słabo z gastronomią, ale na to także przyjdzie czas. 

Reklama

Skąd ludzie dowiadują się o tym, że można popłynąć kajakiem po Bugu?

Głównie z internetu. Mamy kilka kanałów w mediach społecznościowych: kajakowa przygoda na Instagramie i na Facebooku, stronę internetową kajakowaprzygoda.pl i starszą wersję kajakinadbugiem.pl. Dobrym narzędziem są też konkursy turystyczne, które staram się wygrywać, bo wtedy media się nami interesują. 

Jakie konkursy ma pan już na swoim koncie?

W konkursie na najlepszy produkt turystyczny w województwie lubelskim – wiele razy, zdobywaliśmy różne miejsca i wyróżnienia. Byłem też częścią zespołu, który zdobył złoty medal za najlepszy produkt turystyczny w Polsce na Międzynarodowych Targach Turystycznych w Poznaniu. W ramach międzynarodowego projektu stworzyliśmy wtedy szlak kajakowy, który został oznaczony za pomocą specjalnych tablic informacyjnych nad wodą. 

I już wtedy kupował pan kajaki?

Reklama

Na początku robiłem jeden, dwa spływy kajakowe w sezonie – teraz praktycznie codziennie – a w weekendy nawet kilka. Powoli zacząłem więc inwestować w wyposażenie. Najpierw używane, chociaż rynek wtórny nie jest jeszcze rozwinięty. Ludzie z reguły używają kajaków aż do zniszczenia. Pisałem więc kolejne projekty, zdobywałem środki, kupowałem za swoje po kilka sztuk, kiedy tylko mogłem. Na spotkaniu Lubelskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej dwa lata temu Lubelska Fundacja Rozwoju, która współpracuje z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, przedstawiła ofertę niskooprocentowanej pożyczki na rozwój produktów turystycznych, szczególnie dla rowerzystów. 

Ma pan kajakową ofertę także dla rowerzystów?

Tak, przez Sławatycze przebiega szlak Green Velo i jest to jedyne miejsce, gdzie szlak bezpośrednio styka się z rzeką. Wymyśliłem sobie, że dobrze by było, gdyby rowerzyści mogli tutaj przyjechać, zostawić rowery, popłynąć kajakiem, a my im dowieziemy rowery na koniec spływu. U nas mogą zrobić taki przerywnik i zmienić punkt widzenia: zamiast bez przerwy oglądać świat z roweru, mogą trochę pozwiedzać z kajaków. 

Czyli wziął pan pożyczkę na rozwój turystyki z preferencyjnym oprocentowaniem dla Miejsca Przyjaznego Rowerzystom? Trudno było przejść przez formalności?

Dokładnie tak. Formalną stroną zajmowała się Lubelska Fundacja Rozwoju. Pani z tej fundacji bardzo pomogła, praktycznie wypełniła mi cały wniosek. Bardzo szybko, merytorycznie i na temat. Żadnych problemów. 

Na co dokładnie przeznaczył pan pożyczkę?

Kupiłem 10 bardzo nowoczesnych kajaków i przyczepkę. To kajaki wysokiej klasy, które wyróżniają się tym, że są trzyosobowe. Mogą nimi pływać także rodziny z dzieckiem. Mamy też oczywiście odpowiednie kapoki dla najmłodszych. Staramy się wyróżniać na tle konkurencji właśnie jakością sprzętu i dbaniem o bezpieczeństwo. Moja konkurencja tylko wypożycza kajaki, my jesteśmy instruktorami i ratownikami. 

Ile ma pan teraz kajaków?

Teraz mam 60, w niektóre weekendy pracują wszystkie. Organizujemy też duże spływy firmowe na ponad 100 osób i wtedy muszę się wspomagać kajakami konkurencji. Bardzo mnie cieszy, że kajaki stają się coraz bardziej popularne i ludzie przełamują bariery, które wcześniej powstrzymywały rozwój kajakarstwa. O pływaniu po Bugu w ogóle nikt nie myślał, krążyły różne złowrogie opowieści o złych wirach, niebezpiecznych miejscach, zresztą długo to było zabronione. 

Dziś można tak po prostu pływać po Bugu? Bez żadnych zezwoleń?

Kiedy zaczynałem, było znacznie więcej ograniczeń. Musiałem zgłaszać wcześniej uczestników, wysyłać zgłoszenie do Chełma, ale tam z kolei nikt nie pracował w sobotę i niedzielę. Często osoby, które wcześniej zgłaszaliśmy, w ogóle nie płynęły, bo się rozmyśliły, a na ich miejsce pojawiały się inne, których nie było na liście. Dzisiaj jest dużo łatwiej, bo przepisy się zmieniły i musimy tylko zgłaszać naszych gości do lokalnej jednostki. Rano przed wypłynięciem dzwonimy do naszej straży i podajemy nazwiska i trasę. 

Czy po Bugu pływa się inaczej niż po innych rzekach w Polsce?

W porównaniu do innych „kajakowych” rzek w Polsce u nas pływa się spokojniej. Moje 60 kajaków to dużo więcej, niż ma jakakolwiek konkurencja na przestrzeni 200 km tej rzeki. Ale jest to bez porównania mniej niż na Roztoczu, Mazurach czy choćby na Pilicy. Tam są ich setki i w sezonie robią się prawdziwe korki kajakowe. U nas to się nigdy nie zdarza, co potwierdzają wszyscy, którzy do nas przyjeżdżają. Nasze grupy czy pojedynczy kajakarze płyną po rzece praktycznie sami. Bug jest w większości nieuregulowany, po białoruskiej stronie rzeki znajduje się rezerwat biosfery UNESCO. Co więcej, obywatele nie mają tam praktycznie dostępu do rzeki. Dzięki temu naprawdę mamy szansę na spotkanie z dziką przyrodą. Bobry zrzucają drzewa, jest bardzo dużo ptactwa, można tu spotkać czarne bociany, orły, czaple siwe i białe. Wystarczy płynąć w ciszy, żeby spotkać łosie czy sarny. 

A jakie atrakcje poza przyrodą oferuje okolica? 

To bardzo ciekawe tereny, pełne historii wielu narodów i religii. Lubelska Organizacja Turystyczna w ramach konkursu na europejską destynację turystyczną stworzyła opracowanie „Wielokulturowy nurt Bugu”. Odcinek między Włodawą i Janowem Podlaskim został opisany w ujęciu wszystkich kultur, które tu żyły przez całe setki lat. Sama gmina Sławatycze to skupisko różnych religii i kultur. We wsi Olendry, w której od 400 lat mieszkają potomkowie osadników z Fryzji i Niderlandów, tak zwani Olędrzy, jest zbór protestancki. Dalej są Kostomłoty – jedyna w Polsce parafia neounicka. Jest też wieś Zastawek, w której znajduje się cmentarz tatarski. Niewiele zostało po społeczności żydowskiej, bożnica w Sławatyczach nie przetrwała wojny. Ale cerkiew została ocalona przed zburzeniem przez księdza z sąsiadującego z cerkwią kościoła katolickiego.

Ile czasu spędza się w kajaku?

Opracowaliśmy kilka tras, które właśnie wygrywały w konkursach na produkt turystyczny: Sławatycze – Jabłeczna, płynie się od 2 do 2,5 godziny. W Jabłecznej jest bardzo ważne miejsce prawosławia, dosłownie za parę dni na świętego Onufrego zjadą tu wyznawcy prawosławia z całej Polski i z Europy. Następna trasa to Sławatycze – Szostaki, gdzie jest dosłownie kilka domów, ale wybraliśmy to miejsce ze względu na dogodne wyjście z wody. Dopłynięcie tam zajmuje około 4 godzin. Jest też trasa Sławatycze – Kodeń: około 33 kilometrów, płynie się od 5 do 7 godzin. Kodeń znany jest przede wszystkim z bazyliki ze słynnym obrazem Matki Bożej Kodeńskiej. Nasi goście pływają też na trasach pośrednich. Jeśli grupa liczy 10 kajaków i więcej, to możemy zacząć spływ w dowolnie wybranym punkcie, dowozimy kajaki wszędzie w promieniu 100 km. 

Goście pływają sami czy pod pana opieką?

Na firmowych spływach zawsze płyniemy, ze względu na bezpieczeństwo grupy. Z innymi turystami różnie – początkujący lepiej się czują z instruktorem, później już nie jesteśmy potrzebni. Jestem też instruktorem narciarskim, więc mogę powiedzieć, że z kajakami działa to dokładnie tak samo: kiedy czujemy się bezpieczni, nie potrzebujemy już obecności instruktora.

Jak pan widzi przyszłość swojej firmy?

Cały czas staram się podnosić swoje kwalifikacje i myślę, że to mnie i moją firmę wyróżnia na tle konkurencji. Zamierzam oczywiście stale powiększać moją bazę sprzętową, ponieważ wierzę, że coraz więcej ludzi będzie odkrywało nasze wspaniałe tereny i rzekę. Skończyłem studia na AWF, jestem instruktorem kajakarstwa i pilotem wycieczek, zrobiłem wyższy stopień ratownika WOPR. Turyści do nas coraz częściej wracają, są grupy bardzo z nami związane i w przyszłości chciałbym zaprosić moich gości do pływania również po innych rzekach w Polsce. Już od jakiegoś czasu chodzi mi też po głowie pomysł, aby organizować spływy kajakowe w Szkocji i Walii. Z myślą o tym ukończyłem również angielski kurs ratownika basenowego. Tam też jest bardzo pięknie, a co więcej, można uprawiać kajakarstwo praktycznie przez cały rok. 

Najnowsze

Tekst sponsorowany

Komentarze

2 komentarze

Loading...