Reklama

Polska-Serbia 3:0, czyli mamy głębię składu. I warto z niej skorzystać

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

20 sierpnia 2022, 21:16 • 7 min czytania 1 komentarz

To nie był łatwy mecz – chociaż wynik mógłby sugerować coś innego, w końcu Polacy ponownie wygrali 3:0 i z kompletem zwycięstw oraz bez straty seta triumfowali w Memoriale Huberta Wagnera. Ale to starcie stanowi doskonały przykład tego, że w siatkówce suchy wynik czasami w ogóle nie oddaje przebiegu spotkania. Serbowie byli najtrudniejszym rywalem Biało-Czerwonych w turnieju. Długimi fragmentami prowadzili w kolejnych setach, jednak naszym siatkarzom za każdym razem udawało się odwracać losy partii. I wielka w tym zasługa siatkarzy, którzy w kadrze na co dzień pełnią drugoplanowe role – Bartosza Kwolka, który dziś otrzymał szansę od początku, oraz Łukasza Kaczmarka, który kolejny raz zaliczył prawdziwe wejście smoka. Oraz dowód przed mistrzostwami dla Nikoli Grbicia, że jeżeli na mundialu coś nie będzie układało się po myśli Polaków, selekcjoner będzie miał komu zaufać na ławce rezerwowych.

Polska-Serbia 3:0, czyli mamy głębię składu. I warto z niej skorzystać

Polacy zapewnili sobie wygraną w Memoriale Huberta Wagnera już wczoraj, kiedy pokonali 3:0 Argentynę. Po dwóch meczach Biało-Czerwoni jako jedyny zespół byli niepokonani – ba, nie stracili nawet seta. Ale przecież nie o wygraną w tych zawodach chodzi, a o doszlifowanie formy na zbliżające się mistrzostwa świata.

­– Mecze jeszcze nie są grane na 100%. Różne drużyny wychodzą różnymi składami, trenerzy sprawdzają ostatnie rzeczy, więc poczekałbym z huraoptymizmem. Ale to dobrze, że wygrywamy niezależnie od tego, jaką gramy szóstką. Z formą jest coraz lepiej, czas działa na naszą korzyść. W porównaniu do poprzednich lat, ta drużyna jest zupełnie nowa, więc musimy się zgrać z rozgrywającym – mówił po wczorajszym meczu Jakub Kochanowski.

Orlen baner

Ostatnie dwa tygodnie dały nam w kość. Było ciężko, ale tak wtedy miało być – twierdził Karol Kłos, po czym potwierdzał słowa Kochanowskiego: – To był dobry pomysł, żeby ściągnąć tutaj mocne drużyny. Wiadomo, że każdy eksperymentuje i nie zawsze wychodzi w najmocniejszym składzie. Ale wciąż to mocne drużyny – to cieszy, bo można się sprawdzić z dobrym przeciwnikiem. A kiedy się wygrywa z dobrym rywalem, to cieszy bardziej. Najtrudniejszą pracę mamy już za sobą. Teraz będzie więcej grania, więcej kibiców i więcej radości.

Reklama

Ostatnim rywalem Polaków w Krakowie była reprezentacja Serbii. Serbowie to historycznie najbardziej utytułowani siatkarze spośród przeciwników Polaków na tegorocznym memoriale. Ich największym sukcesem jest złoto olimpijskie, wywalczone w 2000 roku podczas igrzysk w Sydney. Choć dodamy, że wówczas ten triumf odniosła Jugosławia. Nikola Grbić – obecny selekcjoner Polski – miał w tym sukcesie spory udział, grał bowiem na pozycji rozgrywającego w mistrzowskiej drużynie.

Serbia przekuła sukcesy pokolenia Grbicia w coś trwałego. I chociaż na igrzyskach nie udało im się od tamtej pory wywalczyć medalu, to zajmowali wysokie miejsca na mistrzostwach świata, w rozgrywkach Ligi Światowej (od 2018 roku Ligi Narodów), czy mistrzostwach Europy. Ten ostatni turniej upodobali sobie w szczególności – z ostatnich sześciu edycji, cztery kończyli na podium, z czego dwie na jego najwyższym stopniu.

Trudno jednak nie zauważyć, że w ostatnich dwóch latach nasi dzisiejsi rywale złapali lekką zadyszkę. Serbia nie zagrała w turnieju olimpijskim. Podczas mistrzostw Europy – do których przystępowała jako obrońca tytułu – zajęła czwarte miejsce, ulegając Polakom 0:3 w meczu o brąz. Podczas tegorocznej Ligi Narodów rodacy Grbicia zajęli za to dopiero 11. miejsce – takie też okupują w rankingu FIVB.

Oczywiście, nawet w gorszym momencie swojej historii to wciąż drużyna, która nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Wczoraj, po bardzo zaciętym spotkaniu, Serbia pokonała 3:2 Iran. Zatem wciąż mecz z tym zespołem był istotnym sprawdzianem w przygotowaniach do MŚ. W końcu to był przedostatni mecz Polski przed imprezą docelową. Po memoriale kadra zagra jeszcze jeden sparing kontrolny.

WYGRANA POMIMO MANKAMENTÓW

Tym razem Nikola Grbić zdecydował się posłać do boju następujący skład: Marcin Janusz, Bartosz Kurek, Karol Kłos, Mateusz Bieniek, Bartosz Kwolek, Kamil Semeniuk, Paweł Zatorski (libero). Brak w składzie Kochanowskiego nie dziwił. Kuba otrzymał szanse w dwóch poprzednich meczach, zaś Kłos i Bieniu wystąpili od początku tylko raz. Dodatkowo okazję do zaprezentowania się miał Bartosz Kwolek, na papierze nasz czwarty przyjmujący. Ale kto wie – być może Bartosz tym meczem miał szansę poprawić swoją pozycję w zespole.

Reklama

Serbowie naprawdę dobrze weszli w mecz, a wrażenie robiła zwłaszcza mocna zagrywka Aleksandara Atanasijevicia. Podopieczni trenera Igora Kolakovicia szybko objęli prowadzenie 4:1. Ale wtedy, w tych pierwszych momentach meczu, gdy rywal mógł uzyskać trudną do odrobienia przewagę, w secie trzymało nas dwóch zawodników. Jednym z nich był Bartosz Kurek, tradycyjnie częstujący przeciwników mocnymi piłkami ze skrzydła oraz silną zagrywką. Tym drugim siatkarzem był nie kto inny, jak Kwolek. Drugi z Bartoszów w naszym składzie pokazywał, że również potrafi mocno zaserwować. Przy tym skutecznie atakował oraz nie zawodził w przyjęciu. A to ostatnie kolejny raz było elementem w którym gra Biało-Czerwonych pozostawiała wiele do życzenia.

W pierwszych momentach spotkania w grze Polaków widać było jeszcze jeden mankament. Rozgrywający piłki Marcin Janusz za rzadko podłączał do gry środkowych. W dodatku w zawody dość dyskretnie wszedł Kamil Semeniuk. Wszystko zmieniło się, kiedy grającego przeciętne zawody Janusza zastąpił Grzegorz Łomacz. Doświadczony rozgrywający PGE Skry Bełchatów rozrzucał piłki mniej schematycznie, przez co więcej okazji do podłączenia się miał jego klubowy kolega – Karol Kłos. Bardziej aktywny stał się też Semeniuk, a chyba nie musimy się rozpisywać o tym, ile ten gość znaczy dla naszej kadry. To Kamil wyprowadził naszą reprezentację na prowadzenie 19:18 w secie, a w jednej z następnych akcji popisał się skutecznym blokiem.

Jednak prawdziwe show w końcówce dał Mateusz Bieniek. Kiedy kolejny – po Kłosie i Łomaczu – z bełchatowskich siatkarzy wszedł na zagrywkę, zasiał wśród przeciwników prawdziwy postach. To jego dwa asy serwisowe przyczyniły się do tego, że w tym trudnym secie Polacy mieli piłkę na jego wygranie. W ostatniej akcji wprawdzie Serbowie zdołali przyjąć piłkę, ale sami pogubili się w jej rozegraniu i wyrzucili piłkę w aut. Tym sposobem Polacy wygrali pierwszą, bardzo wymagającą partię 25:22.

ŁUKASZ KACZMAREK – REDEMPTION

Spoglądając na wynik drugiego seta, mogliśmy poczuć powtórkę z pierwszej partii. Serbowie kolejny raz postawili nam bardzo twarde warunki – prowadzili już trzema punktami, 7:4. Jednak suchy wynik to nie wszystko. Tym razem nasi rywale znaleźli sposób na Bartosza Kurka, któremu wyraźnie nie szło. Na środku kilka razy został też powstrzymany Bieniek. Za to lepsze zawody niż w pierwszym secie rozgrywał Janusz. Nasz rozgrywający, który nie słynie przecież z wybitnej zagrywki, popisał się nawet dwoma asami serwisowymi! Przy pierwszym miał trochę szczęścia, bowiem piłka zahaczyła o siatkę i zmyliła zaskoczonych Serbów. Ale przy drugim zagraniu posłał piłkę niczym Paweł Zagumny w swoich złotych czasach, czego rywale zupełnie się nie spodziewali.

Jednak w naszym składzie konieczne były zmiany. I tak Nikola Grbic postanowił wprowadzić Łukasza Kaczmarka za Bartosza Kurka.

Zawodnik Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle wielokrotnie musiał wysłuchiwać uwag, jak to skutecznie gra w klubie, natomiast w kadrze jego statystyki są przeciętne – lub wręcz słabe. Ale już wczoraj, w meczu z Argentyną, gdzie zagrał w trzecim secie, pisaliśmy, że Łukasz dał świetną zmianę i to dzięki niemu tak pewnie zwyciężyliśmy w tej partii. Oraz że to było jedno z jego lepszych spotkań w biało-czerwonych barwach. Tak, do takiego miana wystarczył Łukaszowi jeden udany set.

Ale to już nieaktualne, bo Kaczmarek kolejny raz zaliczył wejście smoka i pociągnął Polaków do zwycięstwa w secie. Nieskuteczny Kaczmarek? Ten gość skończył 4 na 4 ataki. W przyjęciu zaliczył 50% odebranych piłek. Zdarzyło mu się też zatrzymać przeciwników w bloku. No znakomite zawody grał nasz rezerwowy atakujący. A do niego dostosowali się koledzy – Kwolek, Bieniek i również wprowadzony na parkiet Mateusz Poręba. Ten ostatni zaliczył ważny blok na 20:20 przy zagrywce Semeniuka, którego do tamtej pory udawało się zrzucać Serbom z serwisu. Ostatecznie zwyciężyliśmy tę partię po tym, jak piekielnie mocną piłkę posłał Kwolek. Ta wróciła na naszą stronę po nieudanym przyjęciu rywali, więc mogliśmy rozegrać akcję na zwycięstwo w drugim secie. Ją skończył Semeniuk i tak w bardzo trudnym meczu było już 2:0

W trzeciej partii selekcjoner postanowił nie mieszać w składzie, który przed chwilą się sprawdził. Pod względem psychologicznym to była dobra decyzja. Ponowne zaufanie Kaczmarkowi czy Porębie, dawało jasny sygnał, że Grbić docenia ich grę. Że nie są wyłącznie zadaniowcami, wchodzącymi na zagrywkę czy podwyższenie bloku. W szczególności Łukasz mógł kolejny raz zmierzyć się z mocnym przeciwnikiem i udowodnić swoją wartość.

I robił to – zresztą tak samo jak Kwolek. Tak jak Poręba, którego ręce dla rywali były niczym mur. Bo to tym ostatnim elementem Polacy wyszarpali ostatnie kilka punktów, był właśnie blok. Jednak to spotkanie ogólnie jest pochwałą dla rezerwowych. Oraz dowodem dla Nikoli Grbicia, że w przeciwieństwie do swojego poprzednika na stanowisku selekcjonera, on nie musi trzymać na parkiecie żelaznej szóstki niezależnie od okoliczności.

Polska-Serbia 3:0 (25:22, 25:23, 25:22)

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk

Jakub Radomski
5
„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk
Polecane

Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Jakub Radomski
2
Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Komentarze

1 komentarz

Loading...