Biorąc pod uwagę ostatnie potyczki Polski z Iranem, w Krakowie spodziewaliśmy się wyrównanego spotkania. Nawet takiego, które zakończy się po pięciu setach. I choć nasi siatkarze byli faworytami tego meczu, to dopisywanie im zwycięstwa w ciemno było co najmniej nierozsądne. Tymczasem historię ostatnich spotkań z Irańczykami dziś można było wyrzucić do kosza. Bo Polacy, przy chóralnym dopingu wypełnionej po brzegi krakowskiej Tauron Areny, zagrali znakomite zawody, a Bartosz Kurek, Kamil Semeniuk i spółka poprowadzili naszą kadrę do zwycięstwa 3:0 w setach.
Wprawdzie Memoriał Huberta Jerzego Wagnera jest turniejem towarzyskim, ale to szalenie mocno obsadzone zawody. Być może poza małym wyjątkiem z ubiegłego roku, kiedy do Krakowa zawitały Egipt, Norwegia i Azerbejdżan. Ale w ostatnich pięciu edycjach, z których każda rozgrywana była w Krakowie, Tauron Arena gościła takie ekipy jak Brazylia, Rosja, Francja czy Serbia.
Do stolicy Małopolski i tym razem zawitały bardzo bardzo dobre zespoły. W końcu Argentyna zajmuje siódme miejsce w rankingu FIVB i została okrzyknięta czarnym koniem igrzysk olimpijskich, na których wywalczyła brązowy medal. Serbia wprawdzie ostatnio wpadła w lekki dołek, ale to wciąż solidna ekipa, czwarty zespół mistrzostw Europy (Polacy pokonali ich 3:0 w meczu o brąz), którego kapitanem jest znakomity środkowy, Marko Podrascanin.
Wreszcie, nasz dzisiejszy przeciwnik – reprezentacja Iranu. Zdecydowanie najlepsza drużyna Azji, chociaż nie oszukujmy się, że to miano w siatkówce jest jakimś wyznacznikiem dobrego poziomu. Jednak biorąc pod uwagę ostatnie trzy mecze pomiędzy tymi drużynami, mogliśmy się dziś spodziewać wyrównanego spotkania. Wszak każde z tych spotkań kończyło się po tie-breaku. W dodatku Irańczycy wygrywali dwukrotnie. W grupie turnieju olimpijskiego zwyciężyli w ostatniej partii na przewagi – 23:21.
Drużyna Iranu zdołała już pokonać Polaków przed ich własną publicznością. Podczas fazy grupowej Ligi Narodów w gdańskiej Ergo Arenie okazali się zdecydowanie lepsi w piątym secie, gromiąc Biało-Czerwonych 15:7. Ale w bardziej prestiżowym meczu ćwierćfinałowym tych rozgrywek, który był ostatnim starciem tych drużyn, to nasi siatkarze byli górą.
W każdym razie, Memoriał Wagnera jest ostatnim sprawdzianem polskiej kadry przed mistrzostwami świata, które wystartują już w następnym tygodniu. To próba generalna, która da odpowiedź na pytanie, o co realnie Polacy mogą walczyć na siatkarskim mundialu. Już nie pora na testowanie różnych wariantów taktycznych. Nikola Grbić w Krakowie dokonywał ostatnich poprawek przed najważniejszym turniejem sezonu.
POLSKA W TRYBIE “MISTRZOSTWA”
Możecie mówić, że to tylko mecz towarzyski. Zaledwie sparing przed najważniejszą imprezą. Ale wiecie co? Kibice cholernie wierzą w tę reprezentację. To było czuć z każdą minutą, która zbliżała nas do rozpoczęcia spotkania. Może w kadrze Grbicia jeszcze nie wszystko funkcjonuje idealnie. Może niektórzy fani byli zawiedzeni brakiem Wilfredo Leona w składzie na mistrzowski turniej. Ale wśród kibiców wciąż dominowała opinia, że Polacy za tydzień rozpoczną grę o złoto.
Reprezentacja Iranu dziś chciała zachwiać pewność siebie Polaków. Ale dobrymi chęciami…
Biało-Czerwoni rozpoczęli mecz w składzie Janusz, Kurek, Bieniek, Kochanowski, Semeniuk, Śliwka i Zatorski (libero). Czyli żadnych zaskoczeń nie było. Sporo mówiło się o tym, jak Nikola Grbić jest przywiązany do swoich żołnierzy – zawodników, których zdążył już poznać. Jednym z takich siatkarzy był Aleksander Śliwka. I chociaż wielu kibiców nie widzi Olka w pierwszej szóstce, to serbski trener wciąż wierzy w swoją koncepcję.
I trzeba przyznać, że początek meczu wskazywał na to, że selekcjoner obrał słuszny kierunek. Gdybyśmy mieli wskazać największą zmianę tej kadry względem schyłkowej drużyny Vitala Heynena, to byłaby różnorodność w ataku. Pierwsze siedem punktów Polaków zdobywali Bartosz Kurek, Olek Śliwka, Mateusz Bieniek czy Kamil Semeniuk. Gra naszych w ofensywie była tak nieprzewidywalna (nie mylić z chaotyczną), że przeciwnicy nie mieli koncepcji, jak odebrać piłki przebijane przez Polskę. Jak się do nich ustawić? Czy tym razem Janusz zagra do bijącego kolejne gwoździe Kurka? A może jednak przez środek, do Bieńka? Nie wiedzieli tego – w pierwszym secie rozegrania Polaków nie rozpracowałby nawet zespół matematyków odpowiedzialny za deszyfrację Enigmy. Brawa za to należą się oczywiście Marcinowi Januszowi.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Lecz w tym siatkarskim odpowiedniku joga bonito szczególnie dobrze odnajdował się Kamil Semeniuk. Jezu, co ten chłopak grał, to głowa mała. Janusz podłącza do akcji drugą linię? To wyskakuje Semeniuk. Nasz rozgrywający zagrywa na lewą stronę? Najnowszy nabytek Perugii już tam jest i kończy piłkę. Zagranie na środek? No nie zgadniecie, kto wykończył atak… Ale największe wrażenie robił wszechstronny arsenał zagrań Kamila. Przecież tam było wszystko. As serwisowy, agresywna ścina z pierwszej linii, podłączenie się z drugiej, punkty zdobywane ze skrzydeł, punkty po akcji przez środek. Popularny Semen potrafił nawet zdobyć oczko po kiwce. Naprawdę, gdybyśmy założyli się z nim o to, czy da radę zdobyć punkty skacząc tyłem do siatki, to przegralibyśmy ten zakład. Ten gość był w stanie dziś zrobić wszystko.
NAROBILIŚCIE NAM NADZIEI, PANOWIE
Ale na tym nie koniec wyliczanki plusów po stronie polskiej kadry. Znakomite zawody grał Bartosz Kurek. Paweł Zatorski radził sobie z trudnymi zagrywkami Irańczyków. Pochwalić należy również Olka Śliwkę – przynajmniej w ofensywie, gdzie gracz Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle również popisał się uniwersalnością. W pamięci zapadła nam akcja, kiedy mądrze podłączył się z prawej strony i zaskoczył rywali mocną ścinką. Kilka chwil później dla odmiany wykończył piłkę na lewym skrzydle, obijając blok rywali. A skoro już przy bloku jesteśmy – dziś ściana, która wyrastała po polskiej stronie siatki, była prawdziwą zmorą irańskiej drużyny. Nadziewał się na nią nawet Milad Ebadipur, lider i kapitan irańskiej drużyny.
Pierwszego seta Polacy wygrali do 19, ale – chociażby pamiętając ostatnie spotkania pomiędzy tymi drużynami – nie należało lekceważyć Iranu. To zespół, który po największym oklepie w secie, na następną partię potrafi wyjść odmieniony. Tak jakby trener Behrouz Ataei w kilka minut potrafił do zera zresetować głowy swoich zawodników.
Tak było i w tym przypadku. Siatkarze z Iranu zaciekle walczyli o każdą piłkę, a sam set był o wiele bardziej wyrównany od pierwszej odsłony meczu. W jego trakcie doszło do zmiany, której wielu kibiców oczekiwało – Aleksandra Śliwkę zastąpił Tomasz Fornal. Taka decyzja Grbicia nie dziwiła. Chociaż Polacy w ataku zagrali świetnie, to przyjęcie było jednym z nielicznych elementów w których w tej drużynie widać było spore rezerwy – i Śliwka miał w tym swój udział. Ale siatkarz Jastrzębskiego Węgla nie miał łatwego zadania, bo jego rywal do pierwszej szóstki w ataku zagrał naprawdę dobry mecz.
Jednak jeżeli mielibyśmy wybrać najważniejszy moment drugiego seta, bardzo wyrównanego, granego przecież na przewagi, to byłaby nim jego końcówka. W niej w grze polską drużynę utrzymali świetny Bieniek oraz wymiatający na zagrywce Bartosz Kurek. Lecz kiedy się pomylił, a piłkę zagrywali Irańczycy, Polacy poradzili sobie w odbiorze. Wówczas piłka trafiła do Fornala, przed którym wyrósł irański blok. Nie było najmniejszych szans na jego ominięcie, więc Fornal niczym rutyniarz obił ręce rywali, którzy mogli tylko patrzeć jak piłka ląduje na aucie. A w następnej akcji sam pokazał im jak należy blokować, kończąc drugiego seta przy stanie 29:27.
Dopiero takie zakończenie drugiej partii podłamało Irańczyków. A może napędziło Polaków? Biało-Czerwoni w trzeciej partii od początku do końca kontrolowali jej przebieg. To było znakomite spotkanie Polaków, ale…
– Zawsze jest coś do poprawy. Nigdy nie zagra się meczu idealnego, a ten dziś nawet nie był blisko tego miana. Dobrze, że wygraliśmy. Graliśmy z trudnym przeciwnikiem, który wysoko zawiesił poprzeczkę. Ale nam udało się ją przeskoczyć – powiedział po meczu Bartosz Kurek.
Bo rzeczywiście, było dobrze. Nawet bardzo dobrze. Ale nie idealnie. Chociażby w przyjęciu, a ten mankament z pewnością wykorzystają najlepsze drużyny na świecie. Pytanie tylko, czy zdołają się oprzeć sile ofensywnej, którą dysponują Polacy. Bo nawet bez Wilfredo Leona, nasza reprezentacja w tym elemencie wciąż jest jedną z najlepszych drużyn na świecie. A być może nawet najlepszą.
Polska-Iran 3:0 (25:19, 29:27, 25:17)
Fot. Newspix